Anna Nasiłowska – Wierzyński i ideologia sanacji (2)

0
601

(z książki: A. Nasiłowska, Persona liryczna, IBL Warszawa 2000, s. 107-124)

            Wielokrotnie w pracach historyków dwudziestolecia międzywojennego powtarza się opinia, że sanacja nie miała ideologii, a owym ruchem kierowało wyłącznie dążenie do władzy. Oczywiście, intencje, a często i ręce nie zawsze pozostawały czyste. Wiele jednak z tak formułowanych sądów nosi na sobie nazbyt wyraźnie znamię PRL-u, co wyraża się nie tylko w tym, że starano się usilnie zdezawuować ową tradycję. Samo wyobrażenie sfery ideologicznej, moim zdaniem, bywa do dziś mocno przesiąknięte oczekiwaniami i przyzwyczajeniami, jakie uformował marksizm-leninizm stosowany w teorii i w praktyce. A więc przez schemat, że posunięcia władzy mają – zwykle przewrotne i kłamliwe – uzasadnienie w teorii formułowanej na użytek masowy przez specjalnie powołane gremia, a jej zadaniem jest ukrycie jakiś celów i interesów. Termin «ideologia» ma zresztą w pracach Marksa wydźwięk pejoratywny. Tą drogą dochodzi się dziś często do wniosku, że – wobec kompromitacji „wszelkich generalnych pomysłów” – jedyną kontrpropozycję może stanowić myśl liberalna, przesuwająca punkt ciężkości ze zbiorowości na jednostkę i jej swobody lub przeciwnie – fundamentem może być tylko konserwatyzm i religia. W tradycji dwudziestolecia międzywojennego można odnaleźć zupełnie inny sposób formułowania oczekiwań wobec sfery ideowej państwa i inny typ związków między literaturą a światem polityki, różniący się bardzo i od wzoru PRL-owskiego, i od liberalizmu, nie mówiąc o fundamentalistycznych pomysłach.

            Sanacja nigdy nie wyłoniła dokumentu tak skodyfikowanego jak Krótki kurs WKP-B, a zamiast sprawnego „pionu ideologicznego” powołała do życia zaledwie kilka mniej lub bardziej udanych i trwałych inicjatyw, mających organizować młodzież, uświadamiać wojsko i wpływać na różne środowiska, w tym pisarzy (np. przez Akademię Literatury). W środowiskach intelektualnych po przewrocie majowym toczyły się dyskusje, które, jak wiadomo, nigdy nie kończą się wspólnymi wnioskami. W utworach jednak trudno wskazać jakiś typ „prosanacyjnej tendencji”, pisano przecież kierując się własnym poczuciem potrzeb chwili, wyobraźnią i obywatelskim przekonaniem. Istniała natomiast specyficzna „terminologia”, pewien rozpoznawalny kod językowy związany z państwem, przywództwem Piłsudskiego i wyborem podstawowych wartości. Co więcej, literatura miała do wyboru znacznie więcej ról; podejmowała się krytyki, proponowała wzorce zachowań i emocji. Wahanie się między buntem, neutralnością a służalstwem wobec władzy było charakterystyczne dla kultury PRL, gdyż oczekiwania wobec niej były inne. Trudno nawet byłoby znaleźć w rzeczywistości tamtego czasu dokładne odpowiedniki pewnych funkcjonujących jeszcze, a pochodzących z lat PRL-u, obiegowych określeń odnoszących się do sfery stosunków między twórcami a władzą – jak „literat reżimowy” czy „pisarz opozycyjny”, gdyż rażą uproszczeniami. Od razu trzeba też zaznaczyć, że model stosunków między światem polityki a literaturą w środowisku inteligencji w dużym stopniu kształtowała przeniesiona w lata niepodległości i modernizowana tradycja romantyczna i jej wzorce. Zgodnie z nią literatura wciąż pozostawała uprzywilejowanym sposobem wyrażania celów i wartości, a przypisywano jej nie tyle „rząd dusz” czyli autentyczne przywództwo, co najwyższy stopień ideowości, moc docierania do podstaw. A więc nie schemat „za – lub przeciw” rządził wyborami artystów, a pewne przekonanie o ideowych obowiązkach a nawet poczucie misji1.

            Środowisko skamandrytów od początku niepodległej Polski zaczęło pełnić rolę uprzywilejowaną. Ogromne znaczenie miał sam moment debiutu – moment, gdy oczekiwano na ów „pierwszy głos niepodległej”, objawienie jej siły i młodości, wyzwalające z kompleksów lat niewoli. Skamandryci owe oczekiwania spełnili w różny sposób: przynosząc otwarcie na codzienność, proponując potoczny język, nową emocjonalność i młodzieńczy bunt. Z dzisiejszej perspektywy może zastanawiać ogromna popularność Lechonia, u którego ów pierwiastek nowości rysuje się najsłabiej, przynajmniej pod względem artystycznym. Lechoń jednak uderzył wprost w punkt bardzo czuły – w romantyczną tradycję, a jego strofy mogą brzmieć jak wezwanie do buntu.

            Dalsze dzieje poety dość dobitnie dowodzą, że nigdy od brzemienia tradycji się nie uwolnił. I chyba nie to było jego zamiarem. Paradoksalny charakter owego buntu tłumaczył w dwudziestoleciu międzywojennym  w swoim studium o Karmazynowym poemacie Wilam Horzyca – przypomnijmy, autor Słowa wstępnego do „Skamandra”. Bunt to przecież kategoria romantyczna i na sposób romantyczny trzeba go definiować – podobnie jak emocje dominujące w strofach Karmazynowego poematu. Horzyca tak opisywał różnice wyborów w grupie skamandrytów:

.. .rówieśnicy i towarzysze Lechonia, raz założywszy protest przeciwko wszelkiej upiorności, poszli drogą własną, ukazując naród nie jako ideę i rozmowę wśród chmur, ale jako treść życia codziennego, jako wartość obecną w każdej chwili naszego istnienia i w każdym kształcie świata (Tuwim, Wierzyński). Lechoń inną obrał drogę, nie tak prostą ani konsekwentną, jak tamta, ale może bogatszą w przygody.2

Sąd ten pojawia się w końcowym studium książki Dzieje Konrada z 1930 roku i dość trafnie odzwierciedla pierwotną opozycję wewnątrz Skamandra. Po jednej stronie: treść codzienności, czyli Wierzyński i Tuwim. Po drugiej – Lechoń, poeta, który zajmuje się ideowym obliczem współczesności, podejmuje istotny rozrachunek z tradycją – czyli z romantyzmem. Wszyscy pisali o wiośnie, Lechoń, że trzeba ją zobaczyć „zamiast Polski”, ale to Wierzyński i Tuwim potrafili rzeczywiście odrzucić natrętną symbolikę i otworzyć oczy na świat. Dla Horzycy ich postawa wiązała się jednak z niebezpieczeństwem banalizacji i rezygnacją z szansy wyrażania w poezji najpoważniejszych wyborów życia zbiorowego.

            Co najmniej od połowy lat dwudziestych, a więc od zamachu majowego, wewnętrzne opozycje wśród skamandrytów wyglądają już inaczej, co ostatecznie znajduje swój wyraz w latach trzydziestych. Na stronę przeważnie milczącego wtedy Lechonia przechodzi Wierzyński. Nie ma już w jego wierszach pierwotnej euforii, nie potrafi też wpisać się w liberalny ton dominujący w „Wiadomościach Literackich”. Na przełomie 1931 i 1932 roku podejmuje próbę zorganizowania własnego tygodnika – o nazwie „Kultura”. Swoje rozczarowanie wobec „Wiadomości” po latach formułował następująco:

Podziw dla tego pisma nie przesłaniał mi widoku na jego braki. Wychodziło w Polsce, ale mogło wychodzić na Filipinach. […] Z życia polskiego nie docierało do pisma więcej, niż walka z coraz dzikszym antysemityzmem, a później sprawa Brześcia.3

Uruchomienie nowego pisma stało się możliwe dzięki funduszom koncernu „Prasa Polska” i poparciu Ignacego Matuszewskiego, jednego z wpływowych polityków sanacji, należącego do otaczających Piłsudskiego pułkowników, a bliskiego przyjaciela poety. Jednak nawet poparcie ministra finansów nie zdołało uchronić pisma przed klapą z przyczyn ekonomicznych.

            Matuszewski następnie wydawał dziennik „Gazeta Polska” i był jego redaktorem w latach 1932-1936, powierzając poecie mniej zaszczytną, ale chyba bardziej odpowiednią dla jego temperamentu, funkcję stałego recenzenta teatralnego. Wśród tekstów Wierzyńskiego ogłoszonych na łamach „Gazety” zwracają uwagę pełne emocjonalnej żarliwości recenzje z teatralnych realizacji dramatów romantycznych. Trudno natomiast powiedzieć, czy „Kultura” zdołałaby wypełnić niedostatki „Wiadomości” (jak je widział jej redaktor), wiadomo jednak, na czym miała polegać jej inność i to jest najbardziej interesujące. Przede wszystkim w „Wiadomościach” opór Wierzyńskiego budził liberalizm – nie tyle zresztą obyczajowy, co jako doktryna społeczna. W myśleniu liberalnym nie ma miejsca na „naród jako ideę i rozmowę wśród chmur” – jak to formułował Wilam Horzyca, przyjaciel Wierzyńskiego z czasów młodości a w latach trzydziestych redaktor „Drogi”, miesięcznika sanacji, który starał się pogłębić refleksję nad ustrojem i kulturą. Po prostu „Wiadomości” nie były (albo były za mało) romantyczne, pogodziły się z tym, że poezja (i proza) nie muszą dźwigać na sobie „wielkiego zbiorowego obowiązku”. Wcześniej Adam Skwarczyński ową opozycję formułował może mniej górnolotnie, uznając liberalizm za tradycję już przebrzmiałą:

Już kończy się panowanie dogmatu o automatycznym postępie ludzkości i świata. Przezwyciężyli go myślowo w pierwszych latach XX wieku ideologowie społeczni i filozofowie Zachodu – do dziwnie podobnych dochodząc syntez jak nasi poeci i myśliciele pierwszej połowy XIX wieku, którzy, śladem Mickiewicza, przeciwstawiali się ideologii porewolucyjnego liberalizmu.4

Wolność i demokracja, zdaniem publicystów tego kręgu, nie wystarczą dla postępu i właśnie w myśli romantycznej można odnaleźć przesłanki „polskiej drogi” rozwoju. Podnoszono konieczność „ideału państwowego”, oczekując jego sformułowania w duchu tej tradycji. Horzyca, kreśląc po śmierci Skwarczyńskiego jego sylwetkę, tak podsumował te dążenia:

Tak mu się przedstawiała przyszłość Polski: jako nieustanna manifestacja moralna, jako nieprzerwane dążenie ku coraz wyższym formom duchowym.5

Trzeba zaznaczyć, że określenie „manifestacja moralna” wyraźnie odsyła do haseł zamachu majowego, jest całkowicie jasnym w ówczesnej rzeczywistości odwołaniem do konkretnych haseł politycznych. I jednocześnie – ma wymiar postulatu duchowego, a całe zdanie (podobnie jak przywołany wcześniej sąd samego Skwarczyńskiego) tak zostało sformułowane, aby połączyć bez zgrzytów stylistycznych i śladów spojeń współczesne cele i wyraźne odesłania romantyczne – w tym przypadku najbliższe mistycyzmowi Słowackiego i jego „hierarchii bytów duchowych”. Horzyca zaciera ślady zetknięcia dwóch sfer, nie operuje cytatem, czy kryptocytatem, lecz stara się wywołać wrażenie neutralności sformułowań, wpisując je w jednolity tok współczesnego dyskursu. Nie zawsze zresztą to mu się udawało, na przykład pewne fragmenty Dziejów Konrada brzmią dziś zdecydowanie anachronicznie, rażą owym „przeduchowieniem”. Znacznie mniej rys widać w publicystyce Skwarczyńskiego czy na przykład u Stanisława Vincenza i Stefanii Zahorskiej. Możemy jednak już sformułować pewną regułę stylistyczną stosowaną w publicystyce tego kręgu – jest nią znalezienie punktu mediacji między bardzo czytelną i silnie już nacechowaną tradycją poetycką romantyzmu a współczesnym językiem intelektualnego dyskursu o polityce i samą polityką. Ten trzeci, najbardziej aktualny składnik łączy z pierwszym osoba Piłsudskiego i obecność poezji Słowackiego w jego języku. Spojenie w jednolity styl tych różnorodnych elementów, ich wzajemna neutralizacja i ukształtowanie języka dyskusji o współczesności było z pewnością zadaniem trudnym, a jednak dla pisarzy, którzy identyfikowali się z legionową tradycją, właśnie ów splot stwarzał nadzieję na pogłębienie rozmowy, osiągnięcie w niej owych wyżyn ideowości i jednoczesną aktualność. Nie dziwi, że Horzyca spośród skamandrytów tak bardzo wyróżniał właśnie Lechonia – przecież w jego poezji od początku można było dostrzec podobny proces.

            Podobna reguła trzech składników języka obowiązuje w tomie Wolność tragiczna Kazimierza Wierzyńskiego, wydanym w rok po śmierci Piłsudskiego. W zbiorze znalazły się utwory pisane w różnych latach, bo Piłsudski fascynował poetę od czasów młodości. Jedynie zamykający tom cykl Werbel żałobny powstał pod bezpośrednim wrażeniem śmierci Marszałka i uroczystości pogrzebowych. Jednakże utwory pisane wcześniej i później złożyły się na niezwykle konsekwentną całość: tworzącą rodzaj testamentu, zawierającego poetycką biografię bohatera, opowieść o stronach rodzinnych, wizję dramatu życiowego i przesłanie do pozostałych. Konsekwentny jest także język tego tomu: owe składniki – tradycji romantycznej, aktualności i polityki zostały w nim tak dokładnie wymieszane, że pozostają trudne do wyodrębnienia, składają się na jednolity styl poetycki. Odwołania romantyczne nie mają charakteru przytoczeń, aluzji, rozpoznawalnych cytatów z konkretnych utworów – nie jest to tekst inkrustowany cudzymi słowami, ale raczej pewna mocno uwspółcześniona „podróbka”, w której elementami romantycznymi są nastrój, typ argumentacji, sposób myślenia. Nie chodzi więc o powołanie się na autorytet tekstów Mickiewicza czy Słowackiego, a o coś więcej – identyfikację na poziomie stylu. Taka identyfikacja pozwala na ogromną swobodę, unowocześnianie słownictwa, a także umożliwia stworzenie swego rodzaju konglomeratu z Mickiewicza, Słowackiego i Wyspiańskiego. Jeśli pojawia się na przykład „miecz w ręku cheruba” nie jest to konkretny cytat, ale sformułowanie bliskie językowi Słowackiego, podobnie „czaszka robaczywa” to przecież nie „czerep rubaszny”, choć znaczenie i typ użytego określenia daje się zidentyfikować jako rodzaj fałszywego cytatu romantycznego.

            Podobnie ma się rzecz z cytatami z Piłsudskiego: nie są one wyróżnione, lecz wtopione w tekst poetycki, służą podróbce stylu. Nie jest to imitacja, lecz pełna identyfikacja na poziomie stylu, co pozwala na dużo większą swobodę. W wierszu Wawel z tego tomu czytamy na przykład:

Niech tu wejdzie, w kamienie wyroków, i spocznie
Nie, by królom był równy, lecz aby…

Rzeczywisty cytat z wypowiedzi Piłsudskiego został ukryty w zdaniu i na dodatek zaprzeczony. W momencie ukazania się tomu rozszyfrowanie tego sformułowania było proste dla każdego, kto czytał prasę, znał język sfery publicznej. Toczył się nawet spór, czy podczas sprowadzenia szczątków Słowackiego na Wawel Piłsudski powiedział, „bo” czy „by królom był równy”. Zdanie Wierzyńskiego w żaden sposób nie akcentuje jednak faktu posługiwania się mową swego bohatera. Pojawia się natomiast cytat fałszywy – w kluczowym dla tomu Wolność tragiczna wierszu Wyrok pośmiertny, który przybiera formę monologu widma i stanowi przesłanie do pozostałych. Są nim puentujące wiersz zdania: „Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba”. Jak wspomina w Pamiętniku poety Wierzyński, wielokrotnie po opublikowaniu tomu brano te zdania za przytoczenie autentycznej wypowiedzi, i próbowano nawet wskazywać jej źródło bądź okoliczności, w jakich miała paść. Wierzyński jednak temu zaprzecza, przesłanie to wyłącznie wytwór jego inwencji poetyckiej.

            Jeśli przesłanie zostało uznane za autentyk, to dlatego że zbudowane jest na charakterystycznej dla romantycznego stylu ambiwalencji. Wszystko – albo nic, wielkość – lub zguba: skrajności typowe dla romantycznego maksymalizmu i odpowiadające maksymalizmowi wymagań Piłsudskiego. Cechą tego stylu jest operowanie paradoksami. „To, co było szaleństwem, stało się także rozumem polskim.” – to zdanie samego Piłsudskiego6. Wilam Horzyca miał się wyrazić, że „teatr to jest zorganizowane szaleństwo”7. Natomiast w Dziejach Konrada, dowodząc, że bunt Lechonia przeciwko romantyzmowi był pozorny, posuwa się do stwierdzenia, że „wiarołomstwo może być czasem najtragiczniejszą formą wierności”8. Jesteśmy w kręgu romantycznej logiki, pozór przeciwstawia się istocie, a duch – płaskiej rzeczywistości, która nie może być miarą rzeczy; na poziomie stylu oznacza to tendencję do operowania (pozornymi zresztą, za to efektownymi) paradoksami. I te właściwości romantycznego myślenia decydują o tym, że cały proces wytwarzania sensów, ściśle związanych z pewnym autorytetem o randze państwowej, ma cechy szczególne: nie czerpie literalnie z uświęconych, kanonicznych wzorów, reprodukuje nie sądy, oceny i sformułowania a pewien typ kategorii służących ocenie rzeczywistości. Tu nie istnieje żadna biblia ideologiczna czy skład zasad – zasadą jest przeciwstawianie się rzeczywistości i poszukiwanie istoty. Zachowała się relacja z recitalu poetyckiego Kazimierza Wierzyńskiego w sali Teatru Rozmaitości we Lwowie, zamieszczona na łamach redagowanej przez Adama Koca „Gazety Polskiej”. Nie wiemy dokładnie, jakie wiersze czytał wówczas poeta, z całą pewnością już wtedy pojawiły się wiersze z Wolności tragicznej. Wiemy natomiast, co powiedział w słowie wstępnym dyrektor teatru – Wiłam Horzyca. Pytał między innymi:

…czy utopia jest czymś, co kiedyś ktoś zastanie jako wynik szczęśliwego zbiegu okoliczności czy choćby pracy wielu pokoleń, czy też czymś, co jest utajonym żywiołem naszego życia, krainą, do której dojść może każdy, kto dość gwałtowny i nieustępliwy w dążeniu?

Zdaniem Horzycy utopii nie należy w ogóle umieszczać w przyszłości, bo wtedy jej wpływ na życie okaże się niszczący (być może taką ocenę podyktowała świadomość zagrożenia bolszewizmem). Utopia to „ślad idei – w sercu samotnika”, dziś, teraz. Nie wolno jej pominąć, bo jest bardziej rzeczywista od rzeczy materialnych, a wymaga – codziennej twardej pracy9.

            Podobny sposób wartościowania i formułowania ocen politycznych można rozpoznać w Przedwiośniu Żeromskiego, powieści o „potrzebie wielkiej idei” i płaskiej rzeczywistości, którą trzeba nieustannie kwestionować. Wiersz Rozmowa z Baryką jest w zbiorze Wierzyńskiego utworem, w którym idea mocno kontrastuje z brutalnym – a nawet prostackim – językiem żądań ulicy.

Czy nie rozumiesz tej gorączki,
Natchnienia mocy i wielkości?
Brać swoje z rączki wprost do rączki,
A nie, to naprzód. Łamać kości.

Postawa roszczeń demaskuje się sama, także poprzez językowy prymitywizm i zwykłe chamstwo, ale jej pojawienie się to wielki dramat idei, która nie potrafi narzucić światu swoich wartości. Niewątpliwie – według Wierzyńskiego – powieść Żeromskiego należy do tej samej tradycji myślowej, w której on także się umieszcza, choć Żeromski za swojego życia pozostał niewrażliwy na legendy legionowe i zawsze mocno dystansował się wobec Piłsudskiego. Wybór polityczny należy jednak do innej sfery niż idea, powinien być jej przeniesieniem w świat rzeczywisty, ale możliwa jest zgodność tylko tego najwyższego poziomu, i to ona jest decydująca.

            Znaczenie Wolności tragicznej też trudno sprowadzić do czytelnych haseł, zaleceń czy programu politycznego. Gdy zapytamy o konkretny wymiar polityczny przesłania tomu – odpowiedź będzie enigmatyczna. Oczywiście, chodzi tu o przyznanie kluczowego znaczenia Piłsudskiemu, o utrwalenie pewnego stylu myślenia i próbę zarysowania „testamentu”. Nie ma jednak żadnej wypowiedzi kto i jak będzie go realizował, a sama zawartość owego przesłania: „Skazuję was na wielkość. Bez niej zewsząd zguba” jest problematyczna. Można widzieć w tym nieokreśloną groźbę zagłady i imperatyw moralny, adresowany bardzo szeroko.

            Sądzę jednak, że brak wyraźnych treści jest zamierzonym efektem, chodzi bowiem o coś innego: o wytworzenie maksymalnego napięcia ideowego, o przekaz wartości i tradycji, a zwłaszcza – określoną aurę emocjonalną związaną z państwem, uważanym za rodzaj najwyższej idei. Podobnie postąpił wcześniej Lechoń w wierszu Piłsudski – bohater „mówić nie może. Mundur na nim szary”. Pojawia się więc zjawa, milcząca jak Gustaw podczas obrzędu, a swoim ukazaniem się burzy porządek rzeczywistości. Przychodzi – i nie mówi nic. Emocje sięgają zenitu, ale przekaz treści jest pusty. Wokół postaci Piłsudskiego rozsiewa Wierzyński klimat tragizmu, ale jeśli czytelnik uzna wartość przesłania – sam w ów tragizm zostaje wplątany, przyjmując na siebie imperatyw wielkości, gdyż jego niespełnienie grozi zagładą. Konradem – nie z Mickiewicza, czy z Wyspiańskiego – a współczesnym Konradem był Piłsudski, tak widzieli go Horzyca i Wierzyński. Ale to nie wszystko, gdyż po jego śmierci staje się nim każdy, kto zdolny jest odczuć „tragizm wolności”, podjąć „zbiorowy obowiązek”. Tego rodzaju konradowskie rozdarcie zabrzmi później wyraźnie w wierszach Baczyńskiego, w jego ciągłym ponawianiu wyboru i tragicznym zmaganiu się z sumieniem.

Tom Wierzyńskiego nie jest literacką propagandą – w tym sensie, w jakim były nią utwory socrealistyczne, pisane ku czci wielkiego wodza. Trudno też uznać ten zbiór wyłącznie za jeden z elementów literackiej legendy Piłsudskiego. Tę legendę analizowano wielokrotnie, ale jest to zadanie o tyle skomplikowane, że pośród dokumentów oddziaływania osoby Marszałka znajdujemy teksty należące do różnych poziomów literatury – od wysokiego po piosenki czy utwory pisane z wyraźną intencją propagandową. Włodzimierz Wójcik, autor pracy na ten temat, o Wierzyńskim zaledwie wspomina, gdyż jego utwory nie mieszczą się w niemal ludowym, barwnym schemacie świeckiej hagiografii10. Podobnie z Karmazynowym poematem Lechonia. Biografia Piłsudskiego w tomie Wierzyńskiego nie składa się z wydarzeń, lecz z sytuacji symbolicznych, poeta nie posługuje się barwnymi atrybutami jak kasztanka i szabla, a rejestruje koleje dramatycznego konfliktu z narodem. Jej sens wzorotwórczy polega na stawianiu maksymalistycznych wymagań w służbie dla ojczyzny, na wysokim napięciu emocjonalnym i wskazywaniu nieokreślonego zagrożenia. Konradowskie rozdarcie bohatera, skrupulatność rozliczeń wielkiej i samotnej jednostki z własnym sumieniem i ze współczesnymi, wreszcie – kluczowa, paradoksalna formuła „tragicznej wolności” to elementy nie pasujące do ludowego obrazu wielkości Wodza, za to mieszczące się w tradycji uznawanej za kwintesencję polskości.

            Tom Wierzyńskiego niewątpliwie jest wyrazem tego, co Stefania Zahorska na łamach „Drogi” nazywała „walką o miejsce dla ducha w państwie”11. Poszukiwanie miejsca, w którym wartości, wyznawane przez gremia polityczne i wyrażane przez literaturę, mogłyby się przeciąć, uważano w kręgu ludzi akceptujących dawną tradycję niepodległościową za niezbędne. Ten punkt przecięcia umieszczano jednak niezwykle wysoko, ponad pragmatyką polityczną, a nawet – wbrew niej, tworząc pewne obrazy organizujące sferę ideowo-emocjonalną zbiorowości. Pustkę w tej dziedzinie odczytano by jako fiasko wolności, stąd liberalizm wydawał się propozycją nie do przyjęcia, sprzeczną z tradycją niepodległościową. Nie oznacza to, że owa „idea kierownicza” rzeczywiście się pojawiła i obowiązywała. W kręgach intelektualnych ciągle powtarzają się alarmistyczne wypowiedzi: „Polsce trzeba na gwałt wielkiej idei”, czy „żadna koncepcja realna i konkretna nie została pod słowo «Polska» podsunięta i Polska do dziś nie wie, czym ma być”.12. Spore nadzieje wiązano z pojęciem sanacji jako ruchu moralnego, szukając zresztą różnych inspiracji, na przykład w myśli Gandhiego. Tom Wierzyńskiego również wyrasta z ogromnego niepokoju przed tragiczną pustką, formułuje bardzo mocno pewien imperatyw, przedstawia żądanie wielkości – i pozostawia pole zupełnie nieokreślone. Lęk przed ideową pustką i niezgoda na określenie na poziomie realiów – to dwie zasady, których równoważność uznawali zarówno poeci, jak publicyści.

            Dziwna konstrukcja! Współcześni mieli zapewne świadomość, jak niebezpieczna jest droga, którą wybrali. W reportażu z Niemiec opublikowanym w 1935 roku na łamach „Wiadomości Literackich” pisała Stefania Zahorska:

Istnieje w dzisiejszym życiu Niemiec uderzająca sprzeczność między logiką faktów gospodarczych i społecznych a rozbujałą falą irracjonalizmu, całkowicie niewspółczesną, dziką i prymitywną, pełną bohaterstwa i podłości, wielkości i okrucieństwa. Ponad żelazobetonową podstawą z konstrukcji i ducha przynależną do XX wieku, kłębi się zbójecki romantyzm (Rӓuberromantik) w oparach prymitywnego mistycyzmu i mesjanizmu. […] Osią tego romantyzmu, dopełniającego dialektycznie prawidłowość linii rozwojowej jest osobowość Fürera, sama jego rola, sam zasięg płynącej od niego sugestii i same metody jego rządzenia.13

Można zauważyć, że między wzorem zmarłego Piłsudskiego a żyjącym i rządzącym Fürerem jest duża i oczywista różnica w funkcji. Dalej S. Zahorska pisze o „nieprawdopodobnie kiczowato romantycznych postaciach” niemieckich bohaterów, o „prymitywnie romantycznej koncepcji przyszłości”, podkreśla, że jest to świetny materiał dla psychoanalizy (choć jest na jej przeprowadzenie może za wcześnie), gdyż pod hasłami hitleryzmu widać psychologiczne tło homoseksualne i sadystyczne.

            Romantyzm odgrywał ogromną i dwuznaczną rolę w europejskim myśleniu politycznym w latach trzydziestych. Dla środowiska sanacyjnego, o którym tu mówimy, przykład romantyzmu niemieckiego, elementów romantycznych w faszyzmie włoskim i w bolszewizmie był negatywny, toteż uzasadnienie odrębności polskiego romantyzmu na tym tle było poważnym problemem intelektualnym. Zwłaszcza posługiwanie się fikcją rasy w Niemczech budziło zdecydowany sprzeciw14. Najpełniej problemem tym zajął się Władysław Maliniak w obszernym studium Józef Piłsudski jako polityk romantyczny. Dysponował dość oczywistymi dowodami z okresu pierwszej wojny światowej, całość zagadnienia została jednak ukazana na bardzo szerokim tle filozofii XIX i początku XX wieku. Maliniak podkreśla, że w Niemczech i we Francji „dogmatem stało się przeświadczenie o związku reakcji z romantyką”15 (Hartmann, Hugo), nie jest to jednak słuszne – np. Fichte pozostawał utopijnym socjalistą i romantykiem zarazem; istnieją też wątki romantyczne w ramach formacji liberalnej. Piłsudski jest dla autora jedynym pozytywnym przykładem połączenia w polityce realizmu z romantyzmem, choć całe zagadnienie rozrasta się pod piórem publicysty w sposób niekontrolowany, zagarnia kolejne obszary problemowe, takie jak na przykład sprawa ówczesnych polemik między „wykształconymi marksistami” niemieckimi a filozofią Schopenhauera i Hartmanna.

Stanisław Jaworski analizował przed laty publicystykę kulturalną kręgów sanacyjnych, określając ją jako próbę upaństwowienia literatury16. Gdy popatrzymy na te same fakty od strony literatury, przez pryzmat wierszy Wierzyńskiego, które niewątpliwie wyrażają typ myślenia charakterystyczny dla kręgów politycznych sanacji, sprawa nie wygląda tak prosto. Równie dobrze można by podsumować intencje poetyckie jako próbę przeduchowienia – czy przeanielenia – państwa. Nie na darmo Adama Skwarczyńskiego nazywano „aniołem sanacji”. Pewne paradoksalne cechy polskiego romantyzmu skutecznie sprzeciwiają się typowym zagrożeniom, jakie rodzi bliski związek literatury z państwem i sprawowaniem władzy. Ostry krytycyzm wobec rzeczywistości i zarazem zdecydowane poparcie ideowe nie stoją wcale w sprzeczności. Idea pozostaje bowiem w nieustannym sporze z realnością, domaga się jej przekraczania. Publicyści, których reguły języka zmuszają do bliższego związku z praktyką, mieli świadomość zagrożeń:

Nie ulega wątpliwości, że etatyzm kryje w sobie groźne niebezpieczeństwo dla spraw kultury duchowej. Sprzeciwia się, jak dogmat, bezwzględnej swobodzie myśli.17

– przestrzegano na łamach „Drogi”. Może wobec tego trzeba by mówić o etatyzmie poetyckim? W każdym razie w literaturze międzywojennej powstał pewien bardzo charakterystyczny styl mówienia o państwie, typ poromantycznego dyskursu publicznego i właśnie poezję uważano za miejsce, gdzie może toczyć się najistotniejsza rozmowa dotycząca wartości, wspólnych wyborów i celów. Nie można jednak tego typu dyskursu sprowadzić do powielania romantycznych wzorców.

            Ta ideologia, przez zastosowanie romantycznego języka, nacechowanego skrajnościami, jest sposobem mówienia jednocześnie „tak” i „nie”, czyli łączenia niezwykle silnej akceptacji dla tradycji i dla faktu posiadania własnego państwa z niezgodą na jego niedoskonałość i niedociągnięcia, na jego konkretną formę, która domaga się „sanacji”, czyli uzdrowienia. Rzeczywiście, głęboki krytycyzm wobec świata polityki pojawiający się w twórczości pisarzy skądinąd blisko związanych z władzą (najwyrazistszym przykładem jest Juliusz Kaden- Bandrowski, który jako oficer propagandy był jednym z twórców legendy Komendanta) czy nastawionych patriotycznie, wielokrotnie wprawiał w zakłopotanie późniejszych komentatorów lub sprzyjał nadużyciom interpretacyjnym. Mamy tu do czynienia z pewną formą polskiej sztuki zaprzeczania rzeczywistości. Sztuka ta, zdaje się, nie zanikła zupełnie, choć z akceptacją bywają problemy.

            A cała ta sprawa niewątpliwego udziału romantycznej tradycji w myśleniu o państwie w niejednym punkcie kłóci się z dość rozpowszechnioną oceną, że romantyzm został w dwudziestoleciu całkowicie odrzucony i przezwyciężony, a wszystkie przypadki nawiązań są to bądź parodie, bądź nietwórcze repetycje, literacko wtórne, myślowo – drugorzędne i przez to pozbawione większego znaczenia. Bardziej pamięta się zarzuty sformułowane przez Brzozowskiego w Legendzie Młodej Polski i całą tradycję „szyderczego” stosunku do tradycji18 niż fakty, które komplikują powierzchowne sądy.

            Sposób posługiwania się tradycją przez Wierzyńskiego czy Lechonia każe też inaczej spojrzeć na problem indywidualności poetyckiej. Trudno mówić tu po prostu o wyrzeczeniu się własnego głosu, czy ograniczeniu indywidualności, skoro poeta może samodzielnie tworzyć sensy, „przemawiać” za bohatera, kreować wizje, wytyczać najważniejsze cele. Jego przewodnictwo nie jest jednak personalne, przypisane do realnej postaci „pana Wierzyńskiego” w taki sposób, jaki tradycja przekazała w obrazie Wieszcza. Poeta jest tylko głosem, z którym się w pełni utożsamia, ale który nie jest jego własnością lecz zbiorowym językiem przeżywania emocji.

            Romantyzm jest wielką formacjąkultury polskiej. Skrajnie personalny, wykreował marzenie o wielkiej, burzącej wszelkie bariery ekspresji „ja”. Literatura modernistyczna jest poromantyczna, żywi się konstrukcjami liryzmu, nie podejmuje jednak absolutystycznych utopii. Nie sposób przecenić roli polskiego romantyzmu. Ale łatwo jej nie docenić – tam, gdzie kategoria Ja” nie jest centralna, utożsamia się łatwo i bez wątpliwości z „my”, zostaje zastąpiona zbiorowymi formami przeżywania. Taka możliwość istniała w literaturze polskiej i w XX wieku wykorzystywana była wtedy, gdy sądy i emocje wypowiadane w imieniu jakiegoś Ja”, a więc nacechowane personalnie, brzmiałyby zbyt słabo i byłyby marginalne. Zajęcie miejsca w dyskursie o sprawach publicznych wymaga autorytetu.

            I sprawa wykreowanego w dwudziestoleciu poetyckiego języka idei miała dalsze konsekwencje – niebawem, już w 1939 roku…


1 Por. A. Frieszke Pluralistyczny autorytaryzm, w: O kształt niepodległej, Warszawa 1989, s. 227-228; D. Nałęcz Sen o władzy. Inteligencja wobec niepodległości, Warszawa 1994.

2 W. Horzyca Dzieje Konrada, Biblioteka Drogi, Warszawa 1930, s. 120.

3 K. Wierzyński Pamiętnik poety, red. P. Kądziela, Warszawa 1991, s. 332.

4 A. Skwarczyński Prawda jedyna o czynie ludzkim, „Droga” 1927 nr 1-3.

5 W. Horzyca Adam Skwarczyński, profil duchowy, Wydawnictwo „Droga”, Warszawa 1934, s. 14. O Skwarczyńskim: A. Micewski Adama Skwarczyńskiego czyn bez ideologii, w tegoż: W cieniu marszałka Piłsudskiego, Warszawa 1968; M. Grzybowska Adam Skwarczyński jako ideolog, Kielce 1997. O poglądach na literaturę świadczyć może broszura: R. Kołoniecki Społeczne zadania literatury, z przedmową A. Skwarczyńskiego, Wydawnictwo „Droga”, Warszawa 1934. Por. też Adam Skwarczyński – od demokracji do autorytaryzmu, wstęp i oprać. D. Nałęcz, Warszawa 1998.

6 Cyt. za: Wierzyński, Pamiętnik, s. 367.

7 Wypowiedź przytacza L.H. Morstin w książce Moje przygody teatralne, Warszawa 1961, s. 46.

8 W. Horzyca Dzieje Konrada, s. 127.

9 Korespondencja własna ze Lwowa, „Gazeta Polska” z 21 stycznia 1935.

10. W. Wójcik, Legenda Piłsudskiego w polskiej literaturze międzywojennej, Katowice 1986. Sprawę stosunku Piłsudskiego do romantyzmu omawia szczegółowo A. Kowalczykowa w książce: Piłsudski i tradycja, Verba, Chotomów 1991.O micie Piłsudskiego w twórczości K. Iłłakowiczówny piszę w artykule Ciemne światło dzieciństwa, „Tygodnik Powszechny” 1999 nr 37.

11 S. Zahorska, Martwota kulturalna a idea kierownicza, „Droga”1927 nr 4-5. . /

12 Oczywiście, S. Żeromski, Przedwiośnie…-, S. Zahorska, op. cit. Por. też B. Srocki: „Piętnem ostatnich lat naszego bytu państwowego jest brak wielkiej idei”, „Przełom” 1926 z. 1, cyt. za: A. Frieszke, op. cit., s. 227.

13 S. Zahorska Listy z Niemiec. Przemysł i religia, „Wiadomości Literackie” 1935 nr 7.

14 Pisał o tym Wacław Makowski (współtwórca konstytucji z 1926 roku) w artykule Założenia ideologiczne państwowości polskiej, „Droga” 1936 nr 2.

15 W. Maliniak Józef Piłsudski jako polityk romantyczny, „Droga” 1935 nr 7-8, 12, cytat z nr. 12. Dalszy ciąg studium w roczniku 1936 pt. Żywotność i aktualność romantyzmu politycznego nr 1, 2-3, 4.

16 S. Jaworski, Od „Drogi”do „Pionu”, Rocznik Komisji Historycznoliterackiej PAN w Krakowie, V 1967.

17 S. Zahorska, „Droga” 1927, nr 4-5.

18 Nurt ten opisuje – nie bez pewnego dystansu – M. Piwińska w pracy: Legenda romantyczna i szydercy, Warszawa 1973.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko