Wiesław Łuka – O władcy w Polsce i władczyni, w Rosji, czyli o Nim i o Niej – kochankach w młodości

0
571

On, zanim został ostatnim królem Rzeczypospolitej  Obojga Narodów,  był przez parę lat Jej kochankiem . Ona, zanim została cesarzową,  urodziła  Mu córkę, ale nikt w Petersburgu ani w Warszawie nie krzyczał wówczas w zachwycie „halooo”, królewskie dziecko, może następca tronu; dziewczynka  w drugim roku życia zmarła. On parę dekad później musiał podpisywać traktaty rozbiorowe swego wielkiego królestwa XVIII wieku, Ona przez kilkadziesiąt  lat powiększała i umacniała wschodnie imperium. On umarł w 1798 roku (66 lat) na wygnaniu w Petersburgu po wypiciu przy śniadaniu nierozpoznanego napoju.  Ona umierała w 1796  roku (67 lat)   w męczarniach  prawie dwie doby w Petersburgu po tym, jak ukryte w sedesie  sprężyny i noże poharatały  jej krocze.

*

O nim powstały książki oraz  liczne  publikacje  prasowe różnie oceniające jego życie i dokonania monarsze. O niej napisano jeszcze więcej, a wiele pokazano  także  na ekranach filmowych. Wybrałem dwie opowieści medialne: książkę Józefa Hena – „Mój przyjaciel król”  i  serial filmowy  – „Katarzyna Wielka” w reżyserii Philipa Martina. Patrzę na te dzieła jako krytyk literacki i filmowy, ale  również jako obserwator przejęty naszą obecną sytuacją społeczną. Pamiętam o maksymie: historia lubi się powtarzać. To ci dopiero „radocha”! Jeden z marszałków II Rzeczypospolitej w sejmie głosił podczas dyskusji nad uchwaleniem Konstytucji 3 Maja: „… Wszyscy widzimy, że lecimy w przepaść, że ojczyzna jest jak dom przechodni, jak gmach wiatrami skołatany, machiną zbutwiałą…”  Dziś jeszcze  obcy ambasadorowie i obce oddziały wojskowe nie decydują o naszych sprawach, ale… ale … Wyzywamy się nawzajem w wojnie polsko – polskiej.  Ile jeszcze czasu daje nam LOS na opamiętanie i uspokojenie?

*

Hrabia, bohater kilkuset stron opowieści Józefa Hena, Stanisław August Poniatowski pnie się po szczeblach kariery – od podstolego, do króla Rzeczypospolitej.  Jest otoczony najbliższą rodziną  oraz  prawie niemożliwą do policzenia i ogarnięcia dalszą, magnacką familią braci, sióstr wujków, stryjków z kilku innych rodów. Młody ma już za sobą liczne wojaże zagraniczne po Europie i w dorobku bogate znajomości oraz przyjaźnie  w sferach królewsko – dyplomatycznych. Ujawnił  spore talenty organizacyjne, a nawet artystyczne, którym Hen poświęca bardzo dużo uwagi. One sprawiły, że nazwał monarchę drugiej połowy XVIII wieku „swoim przyjacielem”. 

*

Szczególnie jedna przyjaźń młodości „króla Stasia” była i jest do dziś przedmiotem zainteresowań rodaków : noce spędzone z Katarzyną II – żoną nieudolnego następcy tronu rosyjskiego, Piotra III. Władczyni, wywodząca się z Prus, (z dzisiejszego Szczecina),  przywieziona do Petersburga w celach małżeńskich, ma już  w dużym stopniu umocnione własne siły monarsze w nowej, przybranej i szybko pokochanej  ojczyźnie. W Petersburgu w tym czasie przebywa i pracuje sekretarz ambasadora angielskiego, właśnie młody hrabia Poniatowski. A prawie rówieśnicza Katarzyna  przepada za mężczyznami. Wpadł jej w oko polski hrabia. Ona już współrządzi wielkim krajem, udatnie podejmuje historyczne decyzje dla „matki Rosji”. Tymczasem w Rzeczypospolitej, po śmierci króla Augusta (Sasa) właśnie wakat na tronie. Od kilku dziesiątek  lat trawi ją chaos  polityczny i nie tylko polityczny. Już coraz większy wpływ  mają tu rosyjscy ambasadorowie, a nawet wojsko. Na jednej z  Rad Gabinetowych  w Petersburgu cesarzowa stawia pytanie : „Kogo popieramy na króla Polski?”. Stawia pytanie i ma gotową odpowiedź, kogo posadzić na tronie w „sąsiedniej” Warszawie: „ … Hrabiego Poniatowskiego…”  Niedawno dał się jej poznać  ten prawiczek, dwudziestotrzylatek, sekretarz ambasadora angielskiego.  Jego atrakcyjne ciało zachęcało do igraszek pod wspólną, puchową pościelą.  On się okazał cesarzowej jako mięczak, którego łatwo będzie wodzić za nos. Ona dowcipnie komentuje własną decyzję: hrabia, jako król,  będzie miał dużo czasu  na „ zajmowanie się swymi rycinami. Poznała go również jako artystę malerza.

*

Powtórzmy – w Rzeczypospolitej narasta rejwach po epoce saskiej. Nastrój w niej taki, że liczne koterie możnych rodów, rozmaici hetmani polni i koronni, kanclerze, wojewodowie, kasztelani,  stolnicy  i podstolnicy , podskarbi i podczaszy  różnie myślą o  losach ojczyzny; każdy chce rządzić.  Kraj  ciągle jeszcze rozległy terytorialnie , ale trzeszczący w posadach.  Bo tu panuje, sławna w całej Europie,  złota wolność sarmacka i złote warcholstwo na tle również  , religijnym. Konflikt  wyznań chrześcijańskich,  katolicyzmu z prawosławiem. Zaogniał się, od dawna. Teraz zogniskował się w kresowym miasteczku, w  Barze. Katolicka magnateria zawiązała konfederację przeciw prawosławiu,  które było w tym wschodnim regionie religią raczej ubogich. Co trzeźwiejsi  w Koronie rozprawiali: „… Trzeba za wszelką cenę uniknąć wojny domowej… Trzeba uniknąć straszliwego rozlewu krwi…” Jest druga połowa XVIII stulecia, a w Polsce rejwach.

*

Tym chaosem politycznym i społecznym od początku wieku  coraz intensywniej „zarządzają” dwie potęgi  z dwóch sąsiedzkich stron Rzeczypospolitej – Prusy i Rosja. Jeden z polskich  hetmanów  wygłasza w sejmie  bardzo piękne przemówienie. Ocenia je i cytuje  Józef Hen; „… Chlubimy się, żeśmy naród, a my jęczymy pod jarzmem niewoli.  Wszyscy to widzimy, a przecież lecimy w przepaść. Można powiedzieć , że królestwo nasze  jest jak dom przechodni, jak gmach wiatrami skołatany , jak machina z gruntu zbutwiała  i zza waliną grożąca … „ Już doszło do tego, że osadzenie tronu mocarstwowej niby Rzeczpospolitej  trzeba było uzgadniać  z tym , kto siedział na tronie w Petersburgu; również  z cesarskiego dworu w pruskim Berlinie słychać było nieprzyjacielskie pomruki.  Autor  „ Mego przyjaciela…” ujawnił, wyszukane przez siebie, mało znane szczegóły polityki naszych ówczesnych sąsiadów. Dwie potężne głowy Katarzyna  i Fryderyk  – już kilka lat wcześniej,  potajemnie  konsultowały projekt rozbioru Rzeczpospolitej.  (Nieszczęśliwa Rzeczpospolita – wtrącę dygresyjnie  – już jej król Waza, Jan Kazimierz, głosząc we Lwowie Śluby Maryjne przestrzegał przed groźbą rozbiorów kraju.  WŁ ) Katarzyna niby uzgadniała z Fryderykiem  kandydaturę Stanisława Augusta  na tron w Warszawie, ale to było „niby”  uzgodnienie, bo właściwie sama decydowała. Czytamy u Hena: cesarz Fryderyk „pluł sobie w brodę”,  że się „zgodził na Poniatowskiego”. A caryca pokazała, że ma gest – gdy hrabia Poniatowski obejmował tron, już na głowie miał koronę,  dostał od byłej kochanki sto tysięcy dukatów; prezent skwitowała: „ Bo będzie miał na wydatki”.

*

Nasze pytanie:  A gdzie już wtedy była „złota wolność szlachecka?” Polska!  Już mogła być tylko w wieczornych,  warszawskich, pałacowych  pogaduszkach  na dzień, czy kilka dni przed elekcją. Już mogła dotyczyć tylko stroju w jakim elekt ma wystąpić, gdy mu prymas będzie nakładał koronę na głowę – czy w magnackim (polskim) żupanie, czy we francuskich  koronkach .  „Przyjaciel ”  Hena wybrał stój europejski, bo – tłumaczył: „… Nie chcę być za przebierańca”. W jednym z pierwszych królewskich przemówień w katedrze,  modlił się głośno: „… Spełnij, wielki Boże, swoje dzieło, przelej w serce narodu  tę miłość dobra publicznego, której moje serce jest pełne…” Hen przyznaje, że już w pierwszym roku królowania   Stanisław August snuje i zapisuje plany reform: ograniczenie liberum veto, zredukowanie bogactwa kleru, wzbogacenie praw trzeciego stanu, chłopstwa i mieszczan oraz prawa dysydentów (chrześcijan, ale innowierców ). Tymczasem  jego wujowie Czartoryscy, ich synowie, czyli bracia  króla oraz inni pociotkowie  wrzeszczeli  coraz głośniej: „…król chce poniżyć wielkie rody…”. Krzyk magnatów  szybko dotarł na dwory w Petersburgu i Berlinie. Potężni sąsiedzi odkrzyknęli  równie szybko: żadne reformy w duchu francuskiej rewolucji!  Dlatego w powietrze uleciały strofy Ignacego Krasickiego, biskupa zaprzyjaźnionego z królem,: „…Czyń, co możesz i dziełami sąsiadów zadziwiaj / Szczep nauki, wznoś handel i kraj uszczęśliwiaj! /  Chodź wiedzą, chociaż czują, żeś jest tronu godny / Nie masz chrztu, co by zmazał twój grzech pierworodny…/

*

Nasila się konflikt religijny między katolikami a  dysydentami, innowiercami;  głównie na wschodzie Rzeczypospolitej.  Już jest powstanie zwane Konfederacją Barską. Na Ukrainie wybucha bunt chłopstwa prawosławnego w Humaniu.  W centrum królestwa wybucha  zaraza –  umiera ponad dwadzieścia tysięcy ludzi. Do wujków, Czartoryskich docierają pogłoski, że dwaj potężni sąsiedzi szykują rozbiór królestwa. Wujkowie nie chcą w to uwierzyć, ale król tego nie wyklucza. Anarchii boją się ambasadorowie  i  zagraniczni urzędnicy . W stolicy  atmosfera bliska wojnie domowej.  Powstaje spisek przeciw królowi. Zaprzysiężenie spiskowców odbyło się na… Jasnej Górze, czyli kler jest przeciw większej tolerancji dla innowierców. Miecze spiskowców  – co nie jest pewne – poświęcił  tam nuncjusz apostolski, Angelo Durini. Natomiast jest pewna „ jego nienawiść do  wszystkiego, co niekatolickie”. Daje temu wyraz na ambonie i w listach pisanych do Watykanu.

*

Króla trzeba zabić – rodzi się myśl pod czaszką Kazimierza  Michała Władysława Wiktora Pułaskiego, syna starosty wareckiego, późniejszego, wielkiego  bohatera wojny domowej w Ameryce Północnej.  Niedawno temu Pułaski wsławił się nieudolnością w awanturze, nazwanej przez katolików  powstaniem  barskim. Po nim uciekł za ocean, ale w ojczyźnie jeszcze zdążył zapisać się jako nieudolny  królobójca  (Teraz raczej nazwalibyśmy  go  chuliganem, terrorystą- WŁ) z listopada 1771 roku. Otóż zaczaił się pod osłoną nocy z koleżkami na rogu istniejących do dziś  ulic Koziej i Miodowej. Król wraz ze świtą wracał właśnie z odwiedzin  chorego wujka, jednego z Czartoryskich.  Siedział w karocy – zatrzymali ją, strzelali. Podziurawili królowi  futrzany płaszcz i kapelusz oraz potargali wstążkę od warkocza.  Kule napastników dosięgły i  uśmierciły monarszego  adiutanta, także Poniatowskiego.  Niektórzy ze świty uciekli. Króla obronił  jego hajduk, dysydent, protestant. Któryś z szajki napastników  osmalił kulą twarz monarchy,  inny  z jego szyi zarwał łańcuch z orderem, a jeszcze inny krzyczał: „…nadeszła twoja godzina…”;  ten właśnie  krwawo rozciął królowi czaszkę. Król zgubił jeden z trzewików. Napastnicy uciekli, myśląc, że zostawili królewskiego trupa. Tymczasem ranny monarcha w towarzystwie  jednego z… napastników usiłował dotrzeć  w jednym bucie do pobliskiego klasztoru. Reszta narwańców uciekła bojąc się skutków rychłego spotkania rosyjskich żołnierzy , których głos usłyszeli. Ten, który do końca towarzyszył  królowi tej nocy, Jan Kuźma nagle uświadomił sobie, z kim ma do czynienia, kogo mu zostawili do pilnowania… Dlatego Kuźma w rozmowie z podopiecznym zmienił formę zwracania się  -z „ na ty”  na „wasza królewska mość”.  

*

Czartoryscy ciągle nie wierzyli, że sąsiedzi poważą się  podzielić miedzy siebie rozległe połacie Rzeczypospolitej. Dopiero  latem 1772 roku już było wiadomo, że traktat rozbiorowy został podpisany i zaczynał się od wezwania: „W imieniu Trójcy Przenajświętszej…” 

Po pierwszym rozbiorze  nasilił się  rozgardiasz polityczno- intelektualny w Europie na tematy polskie.  Wnikliwie analizuje  go  Józef Hen. Przytacza miedzy innymi dzieło znaczącego myśliciela francuskiego oświecenia, Jana Jakuba Rousseau. On to napisał Rozważania o Polsce. Ich omówienie przesłał naszemu władcy – może dlatego, by go podtrzymać na duchu. Ocenia Hen: „… Wynika z dzieła Jana Jakuba, że Polska jest krainą wolności i taką powinna zostać…” A może filozof francuski chciał zakpić z kraju nad Wisłą,  Niemnem i Dnieprem? Nie wykluczał tego król, jednak nie chciał się rewanżować filozofowi tym samym, czyli uczuciem drwin.  Z innej stolicy, z Wiednia dotarła do króla rada:  „… Jeśli król polski chce uchodzić za wielkiego człowieka, zginie u podnóża swego tronu, broniąc swych praw. Jeśli zaś chce być istotnie wielkim, poświęci część dla ocalenia całości…” Hen ocenia – czyta w oczach „przyjaciela króla” i słyszy serdeczny jego żal: „… Chcą, żebym sam wbił gwóźdź do trumny…”  Król nie chciał wbijać gwoździa. Chciał reformować i reformował królestwo mając przeciw sobie dużą część zwariowanej opozycji magnackiej. Nawet najbliżsi wujkowie i liczne  rodzeństwo z familii Czartoryskich  byli przeciw polskiej koronie na głowie kuzyna. Ledwie pomogli mu ją zdobyć, a już za dwa trzy lata gotowi byli ją zrzucić z głowy „bożego pomazańca”. Tymczasem potężni sąsiedzi robili swoje –  wspierali dzieło unicestwiania Rzeczypospolitej.  Żadnych reform – ale knuli tak, by Polacy uważali, że sami sobie są winni.  

*

Działała garstka rodaków światłych  w duchu  francuskiego oświecenia, skupionych w sejmie i wokół  króla. Oni pracowali, często w dyskrecji, nad redakcją reformatorskiej konstytucji uchwalonej 3 maja 1791 roku. W kraju  jednak przeważała  czereda warchołów  i zdrajców – tajnych i  jawnych zwolenników  bliskiej współpracy z petersburskim dworem i wojskiem  cesarzowej Katarzyny. Warcholstwo, „popierane” z ambon przez niektórych biskupów i proboszczów,  widziało  przyszłość i siłę Rzeczypospolitej tylko w sarmackiej „złotej wolności”. Pytam pełen zwątpienia: – Chyba do końca świata pozostanie  tajemnicą paradoks – jak wytłumaczyć, że antyrosyjsko nastawiona szlachta dała się jednak omamić  przywódcom nieprzyjacielskich dworów, zwłaszcza rosyjskiego. Przebiegła cesarzowa to wykorzystała i  gwarantowała sarmackiemu tłumowi utrzymanie „wolności”. Światła garstka polskich reformatorów musiała przegrać z sarmacką ciemnotą, która tym razem skonfederowała się w Targowicy.  Cesarzowa napisała list do  byłego – przypomnijmy –  kochanka.  Bije z niego tylko hipokryzja: „… Idzie o to, aby przywrócić Rzeczypospolitej dawną jej wolność i formę rządu… Najzdrowsza część narodu skonfederowała się świeżo, aby upomnieć się o prawa niesłusznie narodowi wydarte…”

 Król był bliski załamania. Zwierzał się i pytał najbliższych: „… Skończyć ze sobą w geście rozpaczy – czy poświęcić sławę osobistą w nadziei, że da się coś jeszcze ocalić dla kraju…?”. Jego rodzony brat,  arcybiskup, prymas, targowiczanin  Michał Jerzy wyciągał władcę „ z doła”, podobnie  jak inny duchowny, współautor tekstu Konstytucji,  Hugo Kołłątaj   „… Jeszcze dzisiaj trzeba przystąpić do konfederacji targowickiej, nie jutro, każdy moment jest drogi, bo krew Polaków go oblewa…”  Inni najświatlejsi, także szybko podpisali się pod aktem Targowicy. Złożyli go na ręce rosyjskiego ambasadora Jakowa Bułhakowa i natychmiast opuścili  stolicę. Ich karoce pomknęły w zachodnim kierunku – ku Saksonii.  Król został sam. Może miał nadzieję, że najjaśniejsza imperatorowa z całego serca i czystych zamiarów zakończy  proces likwidowania sąsiedniego kraju na pierwszym i jedynym  jego rozbiorze. Podobno w jakimś liście (choć nie wiadomo, czy go ktoś poza królem oglądał i czytał) deklarowała nienaruszalność  „posesji aktualnych  Rzeczypospolitej”.  Ani się obejrzeliśmy, jak sąsiedzi dokonali kolejnych  rozbiorów.

*

Szukałem w dwóch niedawno zrealizowanych i obejrzanych serialach filmowych (reżyser Igor Zajcew , 12 odcinków, 2015 rok; reżyser Philip Martin, 2019 rok, 4 odcinki) pod identycznym tytułem Katarzyna wielka wątków polsko rosyjskich z tamtych, dramatycznych dla nas dziesięcioleci. Dramatycznych dla Rosji również. Dla nas, bo znikaliśmy z mapy Europy, dla  Rosji, bo się krwawiła w licznych wojnach,  ale jednak rosła imperialnie.  Zajcew pokazuje  w swoim serialu nawet przystojnego młodzieńca, Polaka  – kochanka  jeszcze nie władczyni „pełną gębą”, ale już posługującej się w petersburskich salonach raczej rozkazem, niż prośbą. Zdradzała męża, Piotra III na lewo i prawo, w nocy i w białe dni. Ten Piotr podobno był impotentem, chorym na stulejkę. Młoda Niemka, lekceważona przez męża,  potrafiła jednak wnosić i utrzymywać nastroje spokoju, przyjaźni,  dobrej rady między  politykami, doradcami i damami dworu. Ważne też, może najważniejsze,  były relacje miedzy nią,przybyłą z Prus (więc z zachodu), a wiekową, będącą już  „na odchodnym”, jędzowatą  carycą Elżbietą, „mateczką zwariowanego”  Piotra.  Dowiadujemy się – powtarzam –  że Polak spłodził  przyszłej carycy córkę, która szybko przeniosła się na „tamten świat”. Dowiadujemy się też z ust w pierwszych scenach Katarzyny, że za sprawą polskiego kochanka polska szlachta poprze ją w jej intensywnych staraniach o tytuł  i tron cesarzowej po zabójczej śmierci męża. I nic więcej o polskim sąsiedztwie i polskim rozgardiaszu w dwunastu odcinkach serialu nie słyszymy.

*

Podsumujmy zatem – Katarzyna  ( Sofia ze szczecińskiego, ubogiego  dość  pałacu), jest ładna. Przebiera w mężczyznach jak w zgniłych ulęgałkach. Wszystko to widzimy w kolejnych odcinkach  obydwu seriali. Jej ślubny mąż, Piotr III  sprawia wrażenie – dziś byśmy zdiagnozowali  – chorego na ADHD. Z daleka omija dniami i nocami sypialnię  żony. Najchętniej zabawia się musztrowaniem wojskowych oddziałów. Nie chodzi po komnatach i dziedzińcach pałacowych, lecz po nich biega; aż wreszcie „dobiegał się” zamachu i nienaturalnej śmierci. Dwaj reżyserzy – najpierw rosyjski, a potem także angielski – nie skąpią widzowi  obrazów zachowań cara, raczej niezdrowych charakterologicznie.  Natomiast zachowania  jego żony – powtórzmy – cechuje spokój i mądrość, a nawet wyrachowanie w tym co i jak mówi. Zwłaszcza dzieło Anglika zaleca się do widza jako niezwykle ciekawa lekcja rządzenia wielkim i ciągle rosnącym w silę krajem. Liczni  urzędnicy i doradcy cesarzowej żrą się miedzy sobą zaciekle, plotkują, dołki pod  sobą kopią, ale nie na tyle głębokie i  groźne , by się mieli zabijać, a interes państwa miałby cierpieć. Nawet carozabójstwo  Piotra III jest pokazane jak wydarzenie drugiego planu, niepoprzedzone  tajemnym spiskiem. 

*

Philip Martin pokazuje Katarzynę II już jako wielką władczynię,  cesarzową. Jest damą  w kwiecie wieku, choć już ze zmarszczkami na twarzy. Ciągle  kocha dwie rzeczy – nocne (i nie tylko noce) igraszki z mężczyznami  oraz rządzenie  wielkim krajem. On stale rośnie w siłę dzięki niej. Ona chce i potrafi wywoływać wojny,  głównie na południu własnego  imperium, na granicy europejsko-azjatyckiej, w basenach mórz – Czarnego i Śródziemnego. Jej główny cel: Turcja. A Turcja to wówczas także imperium – nie chrześcijańskie, nieprawosławne, ale muzułmańskie, osmańskie. W pierwszych scenach, w wykrzyczanym przemówieniu   do dworu i do przybyłych z całego kraju lokalnych rządców, caryca zapewnia, że kocha Rosję, za jej „duszę i pasję” do życia. Nazwa nieżyjącego już męża „rządzącym dzieckiem”.  Zapewnia, że chce uczynić „Rosję wielką”. Chce ją przygotować na potrzebne zmiany w sferze prawa i metod rządzenia. Nie słyszy (albo udała, że nie słyszy) szmerów na sali, że Rosja nie jest przygotowana na przyjęcie zmian. Szybko po inauguracyjnym przemówieniu  wielu wysokich obywateli  zaczęło nazwać ją „nawet uzurpatorką, bo zagarnęła tron”.

*

Młody carewicz, Paweł, uchodzący za syna Piotra III, od swoich wczesnych lat okazywał matce uczucie… nienawiści. Ona rewanżowała się podobnymi emocjami do syna i jawnie odmawiała mu sił oraz  umiejętności  zarządczych.  Nie dopuszczała go do uczestniczenia w posiedzeniach najwyższej Rady  Ministrów.  Spokojnie przyjmowała plotki o sobie i negatywne oceny siebie  przez  znaczną część ekipy rządzącej  – że oprócz seksu kocha tylko władzę . To właśnie szemrane oceny: władzę może tak szybko stracić, jak się  ją zdobyło. Do tego może się przyczynić armia. Tym też ją straszono, ale nieskutecznie. Z mistrzowsko opanowaną  przebiegłością w zarodku tłumiła wszelkie głosy przeciw sobie. Miała jednak przeciwników – narastał konflikt z trójką braci, Orłowymi, bliskimi współpracownikami, ministrami. Jednak i przy nich nie bała się powtarzać: „Mam władzę absolutną”.  Jeden z  tych ministrów powtarzał jej: „ Wkrótce może ci zabraknąć przyjaciół”. Wykryto, że „gospodyni”  we własnym pałacu lubi się po mroku skradać korytarzami  i podsłuchiwać odgłosów: kto z kim „dzisiejszej nocy się kochał”. Powtarzała często własna maksymę do przyjaciółek – dam dworu, a także do szczególnie cenionych,  zaprzyjaźnionych ministrów i doradców:  „Kto ma władzę, niech wsławi się w zbrodni.”  I  skazywała na śmierć także bliskich sobie ludzi; nawet oficerów armii.  Pokazywała, że jest władcą nie od parady.

  *

 Znała historię  europejskich, koronowanych głów. Pamiętała, ile z nich marnie kończyło. Wielokrotnie  zakrwawiane trony Anglii czy Francji mówiły same za siebie i nie wywoływały u niej „pomsty do nieba”.  Chętnie radziła się w trudnych sprawach – również miłosnych – zaprzyjaźnionej damy  dworu, Katarzyny  Woroncewy  Daszkowej. Jedna Katarzyna uczyła życia drugą Katarzynę.  Woroncewa przestrzegała  imperatorową : „ Oddając serce w miłości gwałtownej, odsłaniasz się przed światem i wytrącasz się z równowagi…”. Takichogólnoludzkich nauk angielski reżyser nie szczędził w swoim dziele. Caryca miała w pamięci listę piętnastu  kochanków. Potrafiła wypędzić z sypialni nagiego młodzieńca, bo jej nie dogodził.  Zdarzyło się jej również raz wspomnieć w jakimś kontekście („…nie licząc  króla  Polski…”). O tym, że w jej sypialni  przyszły król Polski stracił cnotę ani słowa.

*

 Czołowe miejsce na liście  kochanków władczyni pełnił przez dwa zaledwie lata Grigorij Potiomkin. Ale  szybko potem stał się drugą osobą na dworze, a także  w całym  mocarstwie, czyli  w historii wszech Rosji.  Pod koniec serialu Philip Martin umiejscawia Potiomkina prawie na ołtarzu Imperium. Zanim jednak do tego dojdzie,  po dwóch latach gorącej miłości z Katarzyną, dzieje się rzecz niezwykła – miłość fizyczna, cielesna schodzi na drugi plan, przeradza się w przyjaźń. Natomiast na pierwszy plan wkraczają  nowe, wojenne zdobycze  terytoriów i umacnianie siły państwa. Griszeńka  Potiomkin, syn Niemki, z miłości do carycy oraz do wielkiej Rosji, zaczyna odnosić sukcesy wojenne. Samorzutnie podjął się drugiego zadania …. podsuwania imperatorowej  kolejnych  absztyfikantów, a także  kontrolowania jej osobistego  bezpieczeństwa. Wie, że: „imperatorowa lubi  wychędożyć z kim się da…” Griszeńce wyznała, że „lubi  zapach  męskiego potu”. A on jej wyznał,  że „… lubi zabijać ludzi, dla  chwały i siły Rosji… Turków, to by mógł zabić wszystkich – dzieci i kobiety…”  Potiomkin  dosłużył się kilku najwyższych tytułów wojskowych i cywilnych.  Obłaskawiał dla Petersburga dońskich Kozaków.  Zdobył dla imperium ziemie  południa. W długiej wojnie z Turcją zdobył Krym i miasta (Sewastopol) nad Morzem Czarnym. Głosił: „…Krym zamieszkują dzikusy…”  Uśmierzył także chłopski bunt pod  wodzą Pugaczowa. W ostatnich sekwencjach serialu widzimy go schorowanego i pijanego. Nie bardzo wiemy, jak do tego doszło. Już jest od paru lat mężem Katarzyny Wielkiej. (Kochankowie poślubili siebie w „podrzędnej” cerkwi, prawie potajemnie). Utytułowany tak wysoko, jak tylko można, zdobywca w sile wieku potrafił spać w upojeniu alkoholowym gdzieś na schodach i śnić „na czarno”. Przypominał sobie, że matkę nazwał „suką z Prus… że była starą, wredną, chciwą wiedźmą…”

*

Taki ten dwór imperium w obrazie reżysera, Anglika, Philipa Martina. Serial reżysera Rosjanina, Igora Zajcewa jest dużo „ gładszy” w obrazach i narracji, mniej w nim konfliktów politycznych  i  obyczajowych. Natomiast obydwa utwory zadziwiają  przepychem wystroju dziesiątków salonów,  gabinetów, sypialni, tajemnych przejść i korytarzy. To wszystko ocieka złotem, zachwyca bogactwem pokojowych scen ludzi i zwierząt,  wojennych fresków z różnych epok, nie wyłączając  starożytności.  Dynamiką zadziwiają zachowania rosyjskiej elity polityczno-rządowej –  rozległością jej zainteresowań czasami europejskiego oświecenia, powoływaniem się na wielkie nazwiska epoki.  Cesarzowa i dworne damy paradują w  przebogatych sukniach udekorowanych biżuterią, w sukniach tak szerokich, że mogliby się pod nimi skryć na raz dwaj czy trzech kochankowie.

*

Podstarzała już cesarzowa raczej nie rezygnuje  z uciech „chędożenia, kogo popadnie”. Nie przestaje  rządzić  metodą rozkazów. Głośno zapewnia,  że  jej syn Paweł, nie jest zdolny do rządzenia cesarstwem. Tymczasem pijany  Potiomkin umiera w szuwarach, chyba gdzieś na południu imperium. Tyle  film, a książka Józefa  Hena? Nie porównuję tych dwóch dzieł, ale przywołuję je na przemian. Przypominam wielkie czytadło literackie wybitnego powieściopisarza spełnia  wiele cech historycznej, dokumentalnej  (więc reporterskiej) opowieści. Informuje nas, że przedśmiertne męczarnie Katarzyny  II, „baby” o twardym charakterze, były efektem jej koszmarnej przygody na cesarskim… sedesie.  Również w serialach filmowych   cesarzowa wije się z bólu na łożu  pod baldachimem. Z ekranu dowiadujemy się, że Paweł I, następca tronu, nienawidzi swojej matki.  W  młodym carze bije raczej miękkie serce. Rozkazuje podwładnym w pałacu: wymazać wszystkie ślady Potiomkina. Ktoś z rządu nazwał w szeptanej rozmowie Katarzynę Wielką: tyranką i zdrajczynią.

*

Kto był inicjatorem mego równoczesnego przypomnienia tych trzech dzieł sztuki? Otóż – przeczytałem  dwa może już trzy tygodnie temu na stronach  portalu Jagiellonia.org  fragmenty listu imperatorowej, napisanego do jej ówczesnego ministra spraw zagranicznych, Nikity Ponina.  Fragment dotyczący Polski zaleca się czytelnikowi  swoim tytułem. Jakże ten tytuł jest dziś aktualny  i kuszący do lektury całego tekstu: „…Putin kontynuuje antypolską strategię Katarzyny II…”

Cytuję  fragment listu z XVIII wieku: „…Trzeba  rozłożyć ten naród od wewnątrz, zabić jego moralność… Jeśli nie da się uczynić zeń trupa, należy przynajmniej sprawić, żeby był jako chory ropiejący i gnijący w łożu… Trzeba mu wszczepić zarazę, wywołać dziedziczny trąd, wieczną anarchię i niezgodę… Trzeba nauczyć brata donoszenia na brata, a syna skakania do gardła ojcu. Trzeba ich skłócić tak, aby się podzielili i szarpali, zawsze gdzieś szukając arbitra. Trzeba ogłupić i zdeprawować, zniszczyć ducha, doprowadzić do tego, by przestali wierzyć w cokolwiek oprócz mamony i pajdy chleba… Polska zniknie w samych Polakach…”  

Myślę, że nie „zniknie”.

Pytam jedna: a nie zniknęła na ponad sto dwadzieścia lat? To prawda – chyba nikomu nie uda się w nas „zniszczyć ducha”.  Ale już prawie od początku  siedemnastego wieku niszczono go nam. Potem sto dwadzieścia lat krwawo. O ogłupianiu nas i deprawowaniu nie wspominam. Może  to „donoszenie na brata”  i „skakanie do gardła ojcu”  nie było tak powszechnie bolesne społecznie i fizycznie. Powtórzmy  jednak – czy nie wszczepiamy sobie aktualnie  nawzajem  „zarazy wiecznej anarchii i niezgody”.   A przez to nie pomagamy Putinowi szperać w historii Polski ostatnich stuleci, a szczególnie w latach II wojny światowej?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko