Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
791

Byliśmy bogaci. Różnorodnością!

Krzysztof Modelski, tłumacz „Na obcej ziemi” napisał , że „najlepszym przekładem jest taki, w którym nie zauważa się obecności tłumacza.” A jaki walor, jaki rys tłumaczy, dowodzi wybitności, prawdziwości prozy? Myślę sobie, że taki, który powoduje, że przed oczyma czytelnika, w jego głowie pojawia się ciąg obrazów, jakiś rodzaj filmu, przetworzenia przeczytanych słów na plastyczny przekaz.

I tak się dzieje z opowiadaniami Izraela Joszuy Singera, starszego brata noblisty Isaaca Bashevisa. Przeczytajcie Państwo ten fragment relacji kota i jego właściciela:

„Potem bierze jakąś klamerkę i zakłada mu na ogon. Baltazar wpada w panikę. Klamerka zaciska mu się w połowie ogona. Kota piecze, jakby posadzili go na rozpalonej płycie kuchennej. Pyszczkiem próbuje sięgnąć klamerki, chce ją złapać, ale im szybciej kręci się, „goniąc ją”, tym szybciej mu ona ucieka. Kręci się w kółko za własnym ogonem. Tymczasem Fabian siedzi na krześle i patrzy na zegar. Gonitwa musi trwać pięć minut, więc obserwuje uważnie wskazówki.”

Pięć minut, dokładnie to widzę. Kot z klamerka na ogonie. Im szybciej się kręci… Banalne? Ani trochę.

Izrael Singer urodził się w 1893 roku w Biłgoraju, zmarł pięćdziesiąt jeden lat później w Nowym Jorku. Polskę opuścił w roku 1933. Tak więc w tym niezbyt długim życiu miał w paszporcie wpisane przynajmniej trzy ojczyzny: Rosję, Polskę i Stany Zjednoczone. I wszystkie trzy były osnową jego prozy. To jednak ten tom opowiadań, który dostaliśmy teraz do ręki, jest jednak, takie mam wrażenie, kluczem do rozumienia jego pisarstwa. Tom przenikliwych relacji zbiegających się światów, narodów, wierzeń, obyczajów. Bo Singer, ten Singer, nie był pisarzem getta, jednej przestrzeni. Warto popatrzyć na jego sprzęgnięty, przenikający się, chciałoby się powiedzieć kompatybilny świat, w którym to nie Żydzi, a w każdym razie nie tylko oni zapadają w naszą pamięć. To raczej miejsce, w którym przyszło tym ludziom żyć – rodzić się, dojrzewać, umierać. Szukać swego miejsca, buntować się, wpisywać w obyczaj, kształtować charakter.

Szukam literackich pokrewieństw Singera. I nagle przychodzi mi do głowy jedno nazwisko: Isaak Babel. Nie mam wątpliwości, to dobry trop! Praktycznie rówieśnicy – dojrzewający setki kilometrów od siebie, a jednak w podobny sposób odkrywający otaczająca ich rzeczywistość, zwłaszcza tę wojenną, rewolucyjną…

Jaki to świat? Ponury? Tak, czasami tak. Chłopi ze swoim towarem, workami ze zbożem, które muszą przewieźć, wojskowy pociąg, cena, która muszą za to zapłacić. Wysoka, bardzo wysoka i przecież nie chodzi o pieniądze. A zaraz obok żartobliwe, ironiczne opowiadanie o żydowskim lekarzu wojskowym, Chajkinie, który leczy dzieci, ale umie też korzystać z życia, dobrego jedzenia, napitków, obściskiwania panienek. Wszystko na kredyt, jakby z myślą, że ten dany mu czas trzeba wykorzystać, złapać chwilę, wymościć sobie wygodne miejsce. „Pomyleniec! – mówiły wpatrzone w niego, nie mogąc pohamować śmiechu.” Albo to o Symcha-Binemie, żydowskim chłopcu, milczącym młodzieńcu, który marzy żeby zabić ojca-sadystę, w którego życiu wszystko staje się jakby na przekór planom: druciana uzda w ustach, gojka-żona, służba u pograniczników, a wreszcie morderstwo. Nie, wcale nie ojca.

Małe miasto, zaraz inne wielkie, pomieszane społeczności. Cheder, antykwariat, carski generał, potem „krzywonosy komisarz z wyhaftowaną gwiazdą na piersi”, świat widziany oczyma psa, jakieś żarty z gojów, handlarze, kury, które znalazły swoje miejsce poza zagrodami, żona rebego zarabiająca na ohydnym soku, gruby ksiądz, fałszowane antyki, karczmy…

Świat, który umyka z naszej pamięci, świat który przeminął, głównie na skutek tego, co wydarzyło się kilkadziesiąt lat później, zagłady narodu, wypalenia rodowodów, zniknięcia tego unikalnego klimatu rozmów, pomieszania języków.

Opowiadanie… Specyficzny gatunek literacki. Krótka forma, która jednak nie może się sprowadzić wyłącznie do opisu. I Izrael Singer znajduje klucz, dobrą, zaskakującą, znakomitą puentę. Czasami okrutną. Jak w tym pierwszym opowiadaniu. Kot zjada kanarka, antykwariusz postanawia go utopić, oszalały zwierzak rzuca mu się do twarzy… Wypływające oko… Znów to powtórzę: jak film, kadr za kadrem. Widzimy to…

Nie ma tego świata, tych ludzi, wyblakłe wspomnienia nawet przecież już nie naszych rodziców, raczej dziadków (i to tych długo, bardzo długo żyjących). Brakuje mi tamtego czasu, różnorodności, przemieszania. Całe szczęście, że przynajmniej możemy „złapać” odrobinę, zapis czasu, dzięki takim opowiadaniom. Wieloetnicznej Polski. Bo przecież Singer nie pisał po polsku. Te, po raz pierwszy, wydane w naszym języku opowiadania, wydrukował w Wilnie w 1925 roku w jidysz. Ale wrócił do nas – nie po to abyśmy go przywłaszczyli, wpisali w polskość, raczej aby zobaczyć jak byliśmy bogaci. Różnorodnością!

Izrael Joszua Singer – Na obcej ziemi, przekład Krzysztof Modelski, Fame Art., Lublin 2020, str. 224.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko