Michał Piętniewicz – Nie chce światła wieczności. Krótko o śp. Jerzym Pilchu.

0
574
Michał Piętniewicz



     Najbardziej podobała mi się „Bezpowrotnie utracona leworęczność”. Było w tym coś świeżego, bardzo świeżego. A potem mam wrażenie, Pilch zmagał się z literaturą, walczył z nią. Ta walka różnie mu wychodziła. Niekiedy wydawał bardzo ładne książki o swoim miejscu urodzeniu, Wiśle, kiedy indziej błądził, jak w „Marszu Polonia”.

Kwintesencją tego zmagania jest gruba powieść pt. „Wiele demonów”.
Dochodzi w niej do głosu mozolna, ciężka walka ze słowem, przechodząca w czasem w maestrię. Ale widać głównie pot, krew, łzy, jakiś zaduch nawet, przechodzący w efekt katarynki. Jakby majster się zapomniał…
Jest w tym rodzaj mistrzostwa, ale ciemnego, demonicznego.
Jego dzienniki mniej mi się podobały. Były zanadto niekiedy upolitycznione, choć czasem dotykały niełatwych spraw egzystencji i były przez to przejmujące.
Do nie do końca udanych jego dzieł zaliczyłbym również „Pod mocnym aniołem”.
Jego felietonistyka moim zdaniem była najlepsza w czasach, kiedy pisał do „Tygodnika Powszechnego, kiedy rozpędu nabierały lata 90 te, Pilch odświeżył wtedy język felietonu, uzyskał efekt pogranicza literatury i metaliteratury, to było niezwykle interesujące.
Za najważniejszą jego książkę uznaję „Spis cudzołożnic”.

    Uważam Jerzego Pilcha za pisarza wybitnego, choć nierównego. Kilka słów o ostatniej, wydanej przed śmiercią książce pisarza.

     „Żółte światło” Pilcha to literatura dla mas. Jest Pilch znakomitym pisarzem, pełną gębą i świetnie się go czyta i nawet jakieś wypełnione pierze jest w tych jego frazach i kunszt ma on niezwykle staranny. Ale czy ta literatura może więcej?
Czy może więcej zaryzykować ponad to, że jest świetną literaturą?
Do czytania, do poduszki, do czegokolwiek.
Do podróży pociągiem.
Lektura wciągająca.
I to pisarz gigantycznie wprost oczytany.
Ale nie ryzykuje żadnych, naprawdę odważnych pytań, boi i wstydzi się naiwności, nie przyznaje się do dziecka, bo może dziecko już swoje zagubił.
To pisarz bardzo dobry, ale wyłącznie dla dorosłych intelektualnie, przez to nigdy nie osiągnie pułapu wielkości.
Żeby być prawdziwie wielkim, trzeba być dzieckiem, takie jest moje przekonanie odnośnie tego, czym powinna być bądź czym jest prawdziwie wielka literatura.
Takie wewnętrzne dziecko zobaczyłem w najnowszym wierszu Józefa Barana, który opublikował na facebooku, który opowiadał o staruszce na ławce, chciwie wpatrującej się w plac zabaw, na którym kiedyś bawiły się jej dzieci, jakby w nadziei, że znów zobaczy je, bawiące się.
Tylko wrażliwe szczególnie dziecko potrafi wykreować tak sugestywny obraz i piękny.
Pilch to pisarz dorosły, a dorośli są czasem zbyt wyniośli.
W literaturze wolę genialne dzieci.
„Żółte światło” to książka skromna objętością, ale niezwykle zaawansowana w latach doświadczenia, dojrzewania, treści, książka dorosła, książka dojrzała.
Książka, do której nie wpada światło wieczności, bo tego po prostu nie chce autor.
Wybiera spokój nieskończonej nicości.
p.s. Jerzy Pilch już nie żyje. Mam nadzieję, że w niebie, gdzie zapewne przebywa, może dalej oddawać się swojej pasji pisarskiej.
 




Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko