Danuta Sułkowska – wiersze

0
652
Danuta Sułkowska, foto Barbara Paluchowa


Pada

Pada
a rzeka myśli że to tylko dla niej
te muskania i chłostania z góry
do dreszczu do pulsowania dygotania
do fali drobnej jak łuska ryby i do huczącej
groźnie skręconej w spiralne wiry wężowo lejowato
na wskroś od grzbietu w pianach do dna zmąconego
Pada
a rzeka myśli że to tylko dla niej
te miliardy kropel wnikających z góry w jej zachłanne wnętrze
i te strumienie wezbrane spieszące z szumem
tęsknoty do niej
zawsze do niej
Pada
zieleń coraz bujniejsza wszędobylska zuchwała
drzewa zrzucają konary zboża się kładą z przepicia
na podwórku sześcioletni Jasiek próbuje nie spaść ze starej
opony i wygrać zawody w pływaniu ze stadem kaczek
Pada
a rzeka myśli że to wszystko dla niej


Kamień na polnej drodze

Najczęściej potyka się jedna z dwóch obutych
w tenisówki stóp Inne rzadziej albo raz
Czasem psy zostawiają ślad
Sygnał: Tu byłem podążaj za mną
Albo: Strzeż się to moje terytorium
Znaki te zawsze idą seriami Jeśli zacznie
jeden inne czują się zobowiązane

Czasem podskakuje na kamieniu koło roweru
albo motocykla Bywa że z tragicznym skutkiem
Wtedy przychodzą ludzie z narzędziami
i próbują usunąć zawalidrogę
a przecież od bardzo dawna wiedzą
że jest wierzchołkiem
skrytej pod ziemią
ogromnej góry

rysy i inne skaleczenia na skórze głazu
z czasem się wygładzają


Opowieść o pielgrzymie

wędrował kamienistą drogą
wśród jesiennych pól
ciepły wiatr
rozwiewał niepokój
wygładzał
wzburzone fale myśli
od zaoranych zagonów
wabiło bezgłośne wołanie ziemi
na horyzoncie
góry obiecywały
pokonywanie zboczy
i cień czerwonych buków
pełną garścią
zaczerpnął siły
z wilgotnej skiby
stłumił jej milczące wezwanie
do pozostania
chciał dotrzeć
do świetlistej polany
na szczycie najwyższej góry
zanim
wszechmocna ręka
posieje go w ziemię


Mapa rzeki

moja rzeka nie pozwala się opisać
wczoraj odkryłam wir na miejscu
przedwczorajszej mielizny
naniosłam zmiany na mapie
tak zmiany bo było ich więcej
naprzeciw starego młyna nurt zmienił kierunek
olszyna runęła w przesmyk między wyspą a brzegiem
w trzcinach przed piaszczystą łachą
powstały dwa gniazda perkozów
kacze trudno zliczyć
nie można przejść w bród
w miejscu zawsze bezpiecznym i pewnym
na zakręcie z nawisu skalnego odpadły kamienie
odbija się od nich prawe ramię rzeki
trochę przeskakuje
reszta wypłukuje jaz pod grupą sosen

woda
codziennie opływa mnie inaczej
zmiany nurtu kształt i barwy fali
szkicuję tylko
dokładność w malowaniu ciała rzeki
nie jest na razie dla mojej ręki możliwa
są jeszcze szepty szumy
śpiew pomruki a także huk
zawsze groźny na szczęście nieczęsty
rozpoznałam zaledwie kilka liter alfabetu
mowy rzeki
jeśli się nie mylę


* * *

huba świetnie mieści się w dłoni
jest doskonałym spełnieniem
żądzy posiadania czegoś
w zupełności
ogarnięcia w sposób absolutny
trzymania w garści

przez chwilę

gruby język huby przylega do mojej ręki
rozpiera się jedwabiście i twardo
wciska fałdami w zakamarki mięśni
poszukuje żąda czegoś
panoszy
już nie ma w niej nic ze spokoju
i obojętności kamienia
huba nie czuje się dobrze
w objęciu moich palców
protestuje przeciwko oddzieleniu
od drzewa życia
buntuje przeciw ciepłu i zamknięciu
jej niechęć wnika w moją skórę
mknie przewodami nerwów
dręczy krzyczy w myślach
wypycha ze świadomości wszystkie obrazy

grzyb rośnie w mojej wyobraźni
do rozmiarów monstrualnej tarczy
zjednoczonej z fałdami kory
twardością i barwą równej drzewu
trwającej pod baldachimem gałęzi
przez dziesiątki ludzkich pokoleń

przez całą drogę powrotną z lasu
obracam ją z nadzieją
na odrobinę łagodności
i akceptacji

nie mogę pomóc ani jej ani sobie


Z dziejów dyskusji

gdy był niewinny jak zwierzęta
wymyślił przedłużenie ręki
aby dosięgnąć owocu
wroga i niewiadomego

pewnego dnia
roztrzaskał maczugą
głowę towarzysza
który myślał
inaczej

maczuga jest teraz
skomplikowana
i doskonała

będzie jeszcze lepsza

przybywa
odmiennych poglądów


* * *

poeta nie powinien
robić zakupów
śmiesznie wygląda
ulubieniec muz
badający podejrzliwie
świeżość salcesonu
albo kiedy
z ciężką torbą w ręce
wlecze się posapując
zamiast szybować
na lotnym pegazie
poeta nie powinien
mieć kataru
ani krosty na nosie
wyobraźcie sobie
taki nos
w spiżu
albo w marmurze

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko