Stanisław Nyczaj – OSTATNIE KAZIMIERSKIE SPOTKANIA I ROZMOWY Z MARIĄ KUNCEWICZOWĄ (1895–1989) Wspomnienie w 125. rocznicę urodzin Pisarki

0
769
Spotkanie z Marią Kuncewiczową podczas nauczycielskich wczasów literackich w Kazimierzu nad Wisłą (lipiec 1986). Od lewej): Stanisław Nyczaj, Maria Kuncewiczowa, Stanisław Żak. Fot. T. Sznerch

            
           HIPNOTYCZNE STRUNY PAMIĘCI

                         Z wdzięcznością Autorce „Cudzoziemki”

            Mieszkańcy grodu nad Wisłą
             kłaniali się sercem swej Pisarce
             gdy wędrowała wąskimi uliczkami
             lub szeroką nadrzeczną promenadą.

             Każde ich „dzień dobry drogiej Pani”
             było jakby chęcią do rozmowy,
             a może i początkiem listu
             o doznaniach przy samotnej lekturze.

             Odwdzięczała się ciepłym uśmiechem,
             starając odczytać z ich twarzy
             przejęcie niełatwym losem Róży
             to znówbohaterami Dwu księżyców.

             Tamci i do mnie wciąż wracają,
            Hipnotyzując sobą przy akordach
            skrzypiec z kart tęsknie rozmarzonych
            w tonacjach Brahmsa i Schumanna.

            I

     Wszyscy chowamy w sercu wielki sentyment dla Kazimierza Dolnego nad Wisłą, jego pięknej architektury z mnóstwem stylowych budowli i kuszących przepychem sztuki wnętrzami galerii artystów. Dla jego malowniczego krajobrazu z pasmem wzgórz nad wiślaną doliną, zapraszającą do urokliwych wąwozów. Dla jego wielowiekowej barwnej kulturowo tradycji.

     W panteonie tej tradycji jedną z najświetniejszych jest postać wybitnej pisarki Marii Kuncewiczowej – autorki m.in. głośnych powieści: Cudzoziemka (1936, sfilmowanej w reż. Ryszarda Bera w 1986), Tristan 1946 (1967), mało pamiętanej pierwszej polskiej powieści radiowej Dni powszednie państwa Kowalskich (1938) czy osobliwego tomu listów do zmarłego męża pt. Listy do Jerzego (1988). Dom Marii i Jerzego Kuncewiczów przy wąwozie im. Małachowskiego jest obecnie z dbałością prowadzony jako muzeum ich życia, jej twórczości.

*

     W latach 1986 i 1987 miałem szczęście, przewodząc grupie pisarzy z kręgu ogólnopolskiego nauczycielskiego ruchu literackiego, dwukrotnie z nią się spotkać i rozmawiać. Zapisane i zautoryzowane później rozmowy opublikowałem wpierw w almanachu literackim nauczycieli Bazar 5 (Radom–Kielce 1993), potem w pracy zbiorowej Kuncewiczowie (Kielce–Warszawa–Zagnańsk 2010), wreszcie w moim tomie Wśród pisarzy. Rozmowy i wspomnienia (Kielce 2010).

     Odtworzyliśmy je, z konieczności wydatnie skrócone w Kuncewiczówce któregoś przedpołudnia, licząc na obecność młodzieży szkolnej, podczas kazimierskiego pleneru (26 września – 2 października 2016) w 30-lecie od ich przeprowadzenia. Zadawałem pytania (jak wtedy wespół z innymi), a rolę odpowiadającej na nie pisarki przejęła poetka i prozatorka z Piaseczna Elżbieta Olszewska-Schilling. Było to przypomnienie wzruszające; odtwórczyni jest od wielu lat emocjonalnie związana z tym domem-muzeum, czemu dała w spontanicznym wyznaniu wyraz.

*

     Z paru godzin tamtych niezwykłych spotkań z panią Marią przywołałem dwa osobliwe momenty. Pierwszy, tyczący wzmiankowanych wyżej Listów do Jerzego. Otóż w rozmowie w węższym gronie (pamiętam ją, jakby zdarzyła się wczoraj), już po oficjalnym spotkaniu z całą grupą słuchaczy, pani Maria powtórzyła dręczącą ją wątpliwość, czy ujawniane innym osobom z zewnątrz, czytelnikom, pisanie do nieżyjącego męża ma sens. Wyznała tę wątpliwość bardzo szczerze, bez odrobiny kokieterii, bez oczekiwania, że ją za ten listowy pomysł natychmiast i tym gorliwiej pochwalimy. Dała odczuć, że w miarę powstawania kolejnych listów zmaga się wewnętrznie ze sobą i ta wątpliwość stała się nieomal zgryzotą. Podkreślaliśmy ze swej strony, że listy tego rodzaju są ciekawą sprawą czysto literacką jako listy do własnych, wciąż intensywnie przeżywanych uczuć i myśli, do wiernej i wdzięcznej pamięci. Zdawała się przyjmować tę argumentację i dodawała, iż nie tylko do pamięci, ale także z naturalnej tęsknoty za kimś długie lata tak bliskim, że trudno się z jego nieobecnością pogodzić. Przekonywaliśmy, że to pomysł oryginalny, zdecydowanie inny przecież, niż głośny swego czasu (1958–1962) cykl esejów Kazimierza Brandysa Listy do pani Z.

     Drugi szczególny moment to taki, że w kolejnej dawnej rozmowie, z lipca 1987, bardziej niż kwestie warsztatowe – związane np. z wpływem dobrej znajomości kilku języków obcych, rolą licznych podróży w pobudzaniu wyobraźni, perspektywie patrzenia na sprawy z doświadczenia różnych sytuacji – interesowała nas umiejętność prowadzenia drobiazgowej analizy psychologicznej, będącej mocną (szczególnie cenioną przez czytelników, którzy zasypywali ją wprost listami) stroną pisarstwa pani Marii. Na pytanie, z czego to wynika i czy aż tak głęboko interesuje ją krajobraz wewnętrzny człowieka, odpowiedziała w nawiązaniu do słynnej opinii Stendhala, że pisarz jest jak lustro przy gościńcu:

     – Tym lustrem – dobitnie akcentowała – jest większa wrażliwość pisarza, która uczyniła z niego artystę. Każdy twórca do tego stopnia powinien interesować się ludzkim wnętrzem, żeby w jego książkach, na przykład, mężczyzna mógł poczuć się kobietą, żeby mógł odnaleźć jej reakcje, po prostu wcielić się w jej istotę. Tu przypomina mi się słynne powiedzenie Flauberta: „Pani Bovary to ja”. Ale bywa też i tak, że najważniejszy jest inny problem. Jak ten w Cudzoziemce, gdzie pokazałam tragedię artystycznego niespełnienia. Przecież gdyby zmienić imię bohaterki na męskie, sens powieści byłby ten sam. Jej zawód miłosny był uboczną sprawą, a ten najważniejszy dramat niespełnienia artysty mógł spotkać każdego. Idea powieści jest uniwersalna.

*

     Już z przywołania tych fragmentów widać, jak intrygujące i zapładniające były to spotkania. Przez pamięć o nich – zobowiązujące. Toteż jako komisarz kazimierskich plenerów dbałem, żeby i te nasze plenerowe dysputy wnosiły wartościowy ładunek, inspirujący do głębszej refleksji. I mam także osobistą satysfakcję, że to się nam chyba udawało, co zaświadcza choćby antologia Kazimierskie spotkania literackie (Kielce-Kołobrzeg 2017), do której przyłączył się z cenną refleksją Edward Balawejder, długoletni kustosz i niestrudzony opiekun Kuncewiczówki. Z jakąż zdumiewającą skromnością wobec ogromu zasług, znanych nielicznym z bliskich kontaktów, opowiedział dla wspomnianej antologii o swojej współpracy z Marią i Jerzym, jak również współdziałaniu z przyjaciółmi domu po ich śmierci, aż po rok 2005, kiedy Kuncewiczówka stała się Oddziałem Muzeum Nadwiślańskiego pn. Dom Marii i Jerzego Kuncewiczów.

     II

     Literatura lubi muzykę, to związek naturalny, który zaznaczył się już u źródeł śródziemnomorskiej tradycji instrumentami jako atrybutami apollińskich Muz. Na naszych plenerach rozbrzmiewają nierzadko gitara, mandolina, akordeon. A tamte, dawne, przypomniała, promując swój tom Kaprysy Muz i inne wiersze (Kielce 2017) Krystyna Cel. Z jej strofami w rozbudzonych obrazami myślach – o mitycznych bohaterkach ukazanych w odwróconym jakby wiślanym zwierciadle – wyszliśmy wcale, zda się, nie tak dawno z wąwozu Kuncewiczówki w miasto. Krystyna z tego wieczornego spaceru wróciła z lirycznym zapisem, zatytułowanym Chwila zadumy:

            W Kazimierzu rynek prawie pusty
            kończy się sezon na artystów
            chłód jesieni zajrzał im w oczy
            w maleńkich kafejkach
             przeczekują dokuczliwą słotę
     
            przy lampce wina
             płoną wspomnienia
             a pomiędzy stolikami
             przechadza się z nieodłącznym księżycem
             piękna Maria i zaprasza zziębniętych
             do czekającej w wąwozie nieopodal
             rozgrzanej gościnnością willi

Stanisław Nyczaj

Elżbieta Olszewska-Schilling,
Stanisław Nyczaj,
Małgorzata Siemieniec w „Kuncewiczówce”

Elżbieta Olszewska-Schilling, Stanisław Nyczaj, Małgorzata Siemieniec w „Kuncewiczówce”


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko