Przygody Pułaskich
Opowieść o rodzie Pułaskich, z którego wywodzi się najsłynniejszy z nich, Kazimierz, ten co zginął pod Savannah w USA w 1777 roku, zamyślił autor, Wojciech Kudyba, dynamicznie, barwnie i tradycjonalnie. Autor najwyraźniej przygotował swoja prozę z myślą o tych czytelnikach, którym nie w smak są artystyczne dekonstrukcje historii i sposobów jej ukazywania w literaturze, językowe i konstrukcyjne eksperymenty. Przygotował ją dla tych, którzy przyzwyczajeni są do widzenia na sposób, który utorowali przed wieloma dziesięcioleciami tacy autorzy jak Kaczkowski, Kraszewski, Przyborowski czy Sienkiewicz, a nie do takiego, z bliższych nam czasów, jaki uprawiał choćby Teodor Parnicki. Toteż „Pułascy” pełni są żywych opisów, scenek, przygód i dialogów napisanych „jak Pan Bóg literatury przykazał”, „bez udziwnień” i „rebusów” intelektualnych, bezwzględnie testujących wyrobienie literackie czytelników i ich odporność na literackie prowokacje.
„Niezwykły pomysł! Konfederacja barska – tematy niby znajome, a przecież nieistniejące w potocznej wiedzy o historii i w literaturze polskiej. Wojciech Kudyba, pisarz i znakomity badacz literatury współczesnej, snuje osobistą opowieść o rodzie Pułaskich tak, że nie można oderwać się od czytania” – zachwala powieść znany literaturoznawca i krytyk Włodzimierz Bolecki, który zresztą niedawno sam wydał powieść historyczną dotykającej zbliżonej chronologią epoki („Chack”, 2019). Nieco w tej kwalifikacji przesady, ale rzeczywiście rzecz napisana jest soczyście, wartko, z biglem, z dialogami w rytmie ping ponga, w literackim trybie mimetycznego realizmu, choć bez naturalistycznego sosu, bez drastyczności, także erotycznej, z delikatnie tylko zaznaczoną archaizacją języka, z ciekawie zarysowanymi postaciami. Rzecz jakby stworzona materiał scenopisarski do serialu telewizyjnego w typie „Crimenu” czy „Królewskich snów”, gustownie zilustrowana fragmentami znanych obrazów stylizowanych na czarno-białe staloryty. Tych, którzy w literackim obrazie historii pociągają labirynty pełne tajemnic, „Pułaskich” bym raczej nie polecił, ale tych jest niewielu. Za to licznym miłośnikom obrazu historii w wydaniu tradycjonalnym jak sarmackie jadło przypadnie on na pewno do smaku.
Wojciech Kudyba – „Pułascy. Aut vincere, aut mori” (tom 1), Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 265, ISBN 978-83-8196-071-7
Mieszanka tajemnic Warszawy
Od kiedy Eugeniusz Sue pisał w 1843 roku i publikował w gazecie w odcinkach „Tajemnice Paryża”, ta literacka formuła cieszy się niesłabnącym zainteresowaniem. Jest w ludzkiej naturze – sam w sobie skądinąd zagadkowy – pociąg do tajemnic i zagadek. Warszawa nie jest dziś miastem do tego stopnia tajemniczym, co Kraków czy Łódź, choć taką kiedyś była. Zbyt przeorała ją historia – i przy okazji odbudowy, i wskutek budów późniejszych wiele tajemnic wygrzebano z jej trzewi jak trufle z ziemi. Mimo to ma ich ona ciągle tyle, że warte są niejednej książki.
Jerzy S. Majewski, znany varsavianista, dołączył do bardzo interesującej serii „sekretów” łódzkiego wydawnictwa Księży Młyn Dom Wydawniczy i opowiedział o tajemnicach stolicy. Rozpoczyna swoją opowieść (gdyby prasa nie zarzuciła przed lat tej formuły, także „ Sekrety Warszawy” mogłyby ukazywać się w odcinkach w dziennikach czy tygodnikach) od tajemnic praskiego ZOO, by przeskoczyć do perypetii związanych z budową warszawskiego metra, do której „podchodzono” trzy razy (1939, 1951 i 1982) i dopiero za trzecim razem skutecznie. Po tajemnicach budowy metra możemy otrzeć się o wydarzenie (jak na skalę tamtej epoki – lata 1937-1938) ze sfery fantastyki naukowej, czyli początki polskiej telewizji. Dla miłośników „Złego” Tyrmanda interesujący będzie kawałek o „Rarytasie”, mieszczącym się przy Marszałkowskiej 14 eleganckim lokalu-enklawie, w którym w okresie stalinizmu i jego „chlewnej” gastronomii publicznej, wyfraczeni kelnerzy podawali luksusowe potrawy i alkohole, i w którym bywał podobno premier Cyrankiewicz. Zaraz po tym m.in. o tajemnicy królewskiego grobu Stanisława Augusta Poniatowskiego, o wybuchu w Rotundzie w lutym 1979 roku, o dworcu Warszawa Główna, o niebanalnych lokatorach kamienicy przy Waliców 14, o przedwojennych warszawskich studiach filmowych (Moniuszki róg Marszałkowskiej, Trębacka 11, Mokotowska 12 róg Zbawiciela i Chopina nieopodal Doliny Szwajcarskiej), o amerykańsko-chińskich tajemnicach pałacu Myślewickiego, o pierwszym polskim sławnym fotoreporterze Marianie Fuksie, o romansowych i aktorskich losach lokatorki eleganckiego apartamentowca z lat trzydziestych przy ulicy Konopczyńskiego 5/7, Iny Benity, o napadzie na utarg CDT w Boże Narodzenie 1964, o burzliwej, drugiej edycji Miss Polonia 1958, o jednym z najsłynniejszych lokatorów Hotelu Europejskiego Kazimierzu Przerwa-Tetmajerze, o przedwojennym zagłębiu narkotycznym w pasażu Italia przy Nowym Świecie 23 i o tajnych szulerniach stolicy, o bezwzględnym i „legendarnym” mordercy z lat 1955-59 Jerzym Paramonowie („To była taka dziecinna gra/Gdy Paramonow humorek ma/na prawo ręka, na lewo głowa/To jest robota Paramonowa”) czy kawiarni PIW przy Foksal 17, nazywanej „Cafe Snob”, czyli legendarnej kiedyś kawiarni gromadzącej opozycyjną inteligencję twórczą z Antonim Słonimskim na czele. W tej zajmującej lekturze znalazłem po części informacje znane mi skądinąd, ale też i napotkane po raz pierwszy, jak ta, że do 1980 roku w hotelu „Bristol”, a do 1983 w Hotelu Europejskim mieszkał Bronisław Krystall, przedwojenny przemysłowiec, filozof, koneser, kolekcjoner i mecenas sztuki, w tym mecenas Karola Szymanowskiego. I jeszcze akcent osobisty: w tekście o warszawskich halach filmowych mowa jest m.in. o filmie „Książątko” Konrada Toma z 1937 toku. Drugoplanową, ale całkiem zauważalną i rozgadaną rólkę zagrał w nim 17-letni wtedy Klemens Mielczarek (1920-2006), w przyszłości zawodowy aktor (m.in. w „Przygodzie na Mariensztacie” L. Buczkowskiego obok Tadeusza Szmidta) W jednej ze scen pojawia się on nawet obok ówczesnych gwiazd filmowych, Karoliny Lubieńskiej i Eugeniusza Bodo. W maju 2004 roku przeprowadziłem z nim, dla „Trybuny”, wywiad wspomnieniowy, który pomieszczony został także w książce „Rapsodia życia i teatru” (2006). Tym sposobem, mimo że mój pesel jest mocno powojenny, otarłem się naskórkiem o przedwojenne kino.
Jerzy S. Majewski – „Sekrety Warszawy”, Księży Młyn Dom Wydawniczy, Łódź 2019, str. 152, ISBN 978-83-7729-397-3
Opowieść o dwóch Polskach
Za ponad dwa lata upłynie setna rocznica zbrodni na pierwszym prezydencie RP Gabrielu Narutowiczu. 16 grudnia 1922 roku Eligiusz Niewiadomski zastrzelił go w warszawskiej „Zachęcie”, siedem dni po wyborze na fotel głowy państwa. Temat należy do kanonu historii Polski, o czym świadczy bogata bibliografia dołączona do publikacji, o której będzie mowa. Sam Narutowicz jest bohaterem kilku biografii, postacią osiową kilkunastu publikacji monograficznych i dziesiątków, jeśli nie setek tekstów rozmaicie ujmujących okoliczności jakie doprowadziły do tego dramatu i towarzyszyły mu. Powstał też znakomity skądinąd film fabularny (ale ściśle oparty na dokumentach) Jerzego Kawalerowicza „Śmierć prezydenta” (1977).
Czy w tej sytuacji można napisać na ten temat jeszcze coś odkrywczego? Odkrywczego prawdopodobnie już nie, ale od czego jest inwencja autorska. Maciej J. Nowak wpadł na ciekawy pomysł zestawienia biografii i sylwetek psychologicznych dwóch głównych protagonistów dramatu: ofiary i mordercy, pokazania ich na tle epoki oraz zarysowania maksymalnie obszernego, syntetycznie ujętego kontekstu, jaki otaczał dramat z 16 grudnia 1922. Napisał rzecz barwnie, potoczyście, zajmująco sięgając do bogatego zasobu źródłowego, dzięki czemu wiedza o wydarzeniach sprzed blisko 98 lat, dotąd podana fragmentarycznie i rozproszona po setkach publikacji, została ujęta w klarowną, panoramiczną całość. Praca Nowaka jest także opowieścią o dwóch „równoległych” formułach, postaciach, wizjach polskości. Narutowicz reprezentował ducha Polski jasnej, otwartej, tolerancyjnej, mądrej, szlachetnej. Niewiadomski – upiora Polski ciemnej, obskuranckiej zamkniętej w swoim narodowo-religijnym szowinizmie, ksenofobicznej, nienawistnej, mściwej. Wydaje się, że do tej pory polska myśl, refleksja historyczna nie do końca przepracowała fakt, że u progu niepodległości Polski, po 123 latach zaborów, niewoli narodowej, pierwszy prezydent RP został zamordowany na tle nienawiści nacjonalistycznej, czyli w imię tych samych motywów, w imię których trzej zaborcy gnębili Polaków. Wystawiło to nam bardzo złe świadectwo jako narodowi i w świetle tego mordu wszelka idealizacja historii narodowej, od stu lat uprawiana wokół faktu odzyskania niepodległości i wokół kształtu II Rzeczypospolitej, jest wyrazem haniebnej nieuczciwości, hipokryzji historycznej i moralnej, jest najzwyczajniej sprzeczna z rzeczywistością. Opowieść o biografiach równoległych Narutowicz i Niewiadomskiego uświadamia też, że to wrogie zwarcie wewnątrznarodowe, które wyraziło się w mordzie Niewiadomskiego na Narutowiczu nie wygasło do dziś. I choć przyjęło po latach nieco inne (choć wcale nie aż tak bardzo różne, jak by się mogło na pierwszy rzut oka uważać) formy, to nadal determinuje najnowszą historię Polski i – co gorsza – naszą codzienność współczesną.
Maciej J. Nowak – „Narutowicz. Niewiadomski. Biografie równoległe”, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2019, str. 214, ISBN 978-83-244-1034-7