Różne skale kulturowości
Niestety mam dla was nie najlepszą wiadomość. Otóż ja tutaj od pewnego czasu piszę najwięcej o poezji, bo też poezją głównie zajmuję się od lat.
Poezja – jak wiadomo – jest jedną ze znanych (odwiecznie) gałęzi literatury. Na całym świecie mieliśmy i mamy wielkich poetów i wielkie ich dzieła. Tak było, jest i będzie. Ale nie wydymajmy piersi i nie zakładajmy sobie korony na głowy.
Proza jest królową literatury i to ona ma większość czytelników. Owszem, poezja wciąż jest czytana, ale – moim zdaniem – „zainstalowała się” we własnej niszy. Ponoć obecna populacja Polaków wynosi ponad 36 milionów ludzi, ale po pierwsze większość z nich nie czyta książek literackich, a jeśli już nawet czytają, to są to najczęściej tak zwane „czytadła”.
Mieliśmy wielkich poetów… Od Kochanowskiego począwszy, a skończywszy na Tuwimie, Lechoniu, Różewiczu, Herbercie, Szymborskiej itp.
Dobrych nazwisk było sporo. Jednak po czasach PRL-u usadowiła się masa piszących. Wrota poezji otworzyły się na oścież. Dzisiaj – jak mówi znane powiedzonko – pisać każdy może trochę lepiej lub gorzej.
Rozpanoszyły się dziesiątki oficyn, które podniosły tamę setkom autorów. Lepszych lub gorszych, za darmo lub za opłatą. Wydać dziś tomik wierszy to „mały pikuś”.
No, obyśmy tylko takie zmartwienia mieli… Jednak wyrosła dżungla tomików przeciętnych. Niech sobie będą, tylko to tak jakby po „ulicach literatury” jeździło więcej trabantów niż mercedesów.
Niby nic temu nie przeszkadza – niech sobie jeżdżą. Ale z drugiej strony powstał tumult nie do ogarnięcia. Wydawcy z chęcią przyjmowali by tomiki dobrej klasy, ale one nie dominują.
No więc w tej dżungli tumult jest nieokiełznany. My, krytycy, jesteśmy od tego, aby sortować dobre tomiki od złych lub przeciętnych, lub banalnych. Ale my właśnie tym się nie zajmujemy – szkoda czasu. My wyłuskujemy to, co ważne, bo szkoda tracić czas na drugo- i trzeciorzędne płody.
Co robić w tej sytuacji? Ano rozłożyć ręce i zająć się tylko tym, co warte lektury i recenzji. Nadszedł taki okres, że w sklepach jest sporo trunków wysokiej klasy i sporo „wina marki wino”. Smakosze kupują to, na czym się znają.
No więc trzeba mieć świadomość tego wszystkiego. Ja już nawet nie pomstuję – uważam się za znawcę „drinków wyższej klasy”. C’est la vie! Tak więc zachęcam mądrych czytelników do sortowania podaży literackiej. Zresztą może jest i tak, że lepiej przeczesywać dżunglę niż trzymać się kilku cymesów? Tylko jak to ogarnąć? Nie ma dziś nikogo, kto by to ogarniał.
Rzekłem! – i rozkładam ręce!