Kazimierz Sopuch – wiersze

0
547
Franciszek Maśluszczak

Gleba

Trzeba to wiedzieć gdy się w progu staje
domu od wieków nazwanego
Polską   
gdy się na kamień
łakomie spogląda     
Na kamień lano krew naszą z nadzieją
że para buchnie
że w tej polskiej saunie
można oczyścić sumienie jak ciało
Odpowiedź była uparcie ta sama:
syk węża  
i wybuch –
to ranił kamień
kiedy go dzielono

Stoimy z wysoko podniesioną głową
my ludzie wielcy z niewielkiego kraju
palonego jak kamień
do siódmej białości
 

               x   x   x

Czy ta gruda ziemi
gdy ją na dłoni położyć –
uleci?
Czy pyłem jest tylko
czy rodzącą glebą?

Ta gruda ziemi
gdy ją ścisnąć –
krwawi
a gdy się wsłuchać
to wierzbą zapłacze
smrekiem zaszumi
i zahuczy morzem

Na dłoni
mała
lecz się nie rozproszy
na proch nie zetrze
gdy trzeba –
wybuchnie

                   x   x   x

Gdy Narew
– rzekę dzieciństwa –
odwiedzam
w przydrożnych łozach
zanurzam się cały
staję na wydmach
pod krzakiem jałowca
i słucham –
w ciszy
Czwartacy bój
już ponad wiek wiodą
a Bem w skupieniu
lata klęski liczy

Wszyscyśmy sobie
bliscy Generale:
ciągle mądrzejsi
“po szkodzie” –
a szkoda
noszący w sobie
nadzieję zwycięstwa

Ale bo piękny
jesteś w swojej chwale
dumny –
w dniu Wielkiej Bitwy
gdy nad Narwią cisza…

Tylko skowronkiem
lekko wiatr kołysze
i rzeka płynie…


             x   x   x

Bój za Narwią kończył się pod wieczór
żołnierzom w oczach przybywało cienia
Tylko ojciec zajęty był siewem

– Daremnie płaczesz
żono
po to wrzesień
by ziemia ziarno przyjęła
nie ogień

Żołnierze ciasno stłoczeni przy studni
podporucznika matka mlekiem poi

– Mój chłop oszalał panie
rwą się kule
żołnierze giną
a on idzie w pole

– Twój mąż jezst mądry
matko
wojsko zginie
żołnierz pod darnią legnie
narodu żadna nie zmoże mogiła
póki ktoś w ziemię rzuca ziarno siewne
Gdzie chcesz uciekać
matko
w jakie ziemie?
Tu trzeba czekać
tu przyjdzie dzień chwały
Mówiono: tydzień
i już po wojence
A tu na wojnę idzie

Żegnaj matko


         x   x   x

Śpiew
gnany aż pod niebo
przysiadł
zaskomlał
… seria z automatu…
Cisza
zwaliła ciała
Urągają niebu
ilekroć idę
pod dachem sosen

Las tu
jak nigdzie
dorodny wyrasta

… i rozkwitają
pąki polnych róż


         x   x   x

Nigdy tam nie byłem
Krążę
z oberwanym skrzydłem
nad Brzezinką
nad Oświęcimiem
Słowa tu nic nie znaczą
a przecież trzeba mówić
we wszystkich językach świata
Czas teraźniejszy
jedyny
na zapamiętanie

Tu drobina ziemi
staje sie globem
… i grobem

              
          x   x   x

Ta cisza nad rzeką rozległą –
niech śpi w niej krzyk wojen
Zanurzeni w ciszy gdy trzeba pójdziemy
po jednym
po kilku
Jak zwyczaj karze kłaść się będziemy
bez słowa
na wznak
cicho
Może otrzyma każdy z nas mogiłę
i krzyż brzozowy
lekki przekrzywiony
a może przyjdzie na mogile zginąć
i w mogile mogił
być zwielokrotnionym
Już się historia nakładała nieraz
na kliszę klisza
dawna mogiła stawała się świeżą…

… w tej ciszy


         x   x   x

Jeśli potraficie zabić
uderzcie
Jeśli macie dość odwagi
otwórzcie przestrzeń

Niech sie zacznie
ta nieludzka komedia
ponad zapora
z ludzkich rąk


         x   x   x

Młodzi
– nieulękłe konie Apokalipsy –
znów cwałują
koleinami historii
padają
na kurhanach
Zanim zginą
zdążą zaśpiewać
“O mój rozmarynie…”
odwiedzić groby
poległych
przybrać kwiatami
pomniki zamordowanych
A po nich –
choćby potop…

… i kolejne pieśni
do narodowego śpiewnika


         x   x   x

W tej glebie
próchniały kości
przeklętych
i błogosławionych
mordujących
i mordowanych
swoich
i obcych
W jej wnętrzu
dopełniają sie dzieje
dokonuje się
akt przebaczenia
i pojednania
Chłop ja z szacunkiem
zaorze
obsieje
a żołnierze
przyjmą walkę
w otwartym polu
by ginąć z honorem
wypełniając rozkazy
swoich generałów


         x   x   x

Nad nienarodzonym –
rosnącym
który już jest
ale który dopiero przyjdzie
i zapanuje –
nad nim mój baldachim słów
moja w niego wiara i moje dla niego
kadzidło
Rozrasta się obok
rośnie w nas
i nas poucza
jeszcze przez nas
nie nauczony


         x   x   x

Taka mi jesteś
Ziemio
gwiazd dalekich pełna
a ciężka pod lemieszem
że trudno cię zełgać
uwierzć w twoją lotność
w twój kształt doskonały

Nie jestem ponad tobą
idę ciężko miedzą

To sen tylko? –
ta zieleń
na odległość dłoni
i jasność pod powieką
gdy na twarzy promień?

To sen
to marzenie
to wybuch nadziei
że się od nienawiści
cała nie spopielisz
że zostaniesz wśród planet
tą piękną
zieloną

Tak cię śnię Ziemio –
płonący meteor

Ale teraz stoję
niewystygły kamień
Oddalam się
zanurzam
w twoje ciało
w pamięć

                              Z tomu “Gleba”, Wydawnictwo Morskie,
               Gdańsk 1986.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko