Janusz Termer – Japońskie fascynacje Mikołaja Melanowicza

0
538
Janusz Termer

     Byłoby czymś wręcz nietaktownym przedstawianie na tych łamach autora tej ciekawej obszernej księgi*. Wszak od lat, w każdym niemal numerze, możemy czytać jego fascynujące teksty – głównie związane z Japonią. Jej historią, kulturą i sztuką, zwłaszcza zaś jej wielką literaturą. Profesor japonistyki, historyk literatury, tłumacz i eseista Mikołaj Melanowicz jest bowiem znawcą, popularyzatorem dziejów, odrębności i swoistości obyczajów, minionych i obecnych tego kraju – krótko mówiąc – jest wielkim jego miłośnikiem. Ba, niekwestionowanym obecnie autorytetem w tej dziedzinie…

     Nie mogę tutaj jednak uciec od pewnego wspomnienia z lipca 1997 roku, gdy byłem świadkiem uroczystości wręczania Mikołajowi Melanowiczowi przez ambasadora Japonii w Polsce Orderu Świętego Skarbu – Złote Promienie ze Wstęgą – najwyższego japońskiego odznaczenia przyznawanego cudzoziemcom; posiadają je w naszym kraju tylko trzy osoby: jego poprzednik, szef katedry japonistyki UW prof. Wiesław Kotański oraz reżyser Andrzej Wajda. Otóż, w trakcie tej uroczystości oddano głos jej bohaterowi, który przemówił, rzecz jasna po japońsku, bez kartki i z wielką emocjonalną swadą… A teraz możemy, na samym wstępie tej jego nowej obszernej księgi przeczytać całe to ciekawe ówczesne osobiste wyznanie, którego treści mogłem się wtedy tylko z grubsza domyślać: „Japonia uczyniła mnie tym, kim jestem. (…) Minęły 33 lata od chwili, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ziemię japońską w kwietniu 1964 roku… od rozpoczęcia Wielkiej Przygody życia, trwającej do dziś, której na imię Japonia…”. I dalej wspomina jak to się stało, że on, urodzony tuż przed drugą wojną światową w Piszczacu, małej odciętej od świata miejscowości na Podlasiu, zainteresował się cywilizacją i literaturą Japonii: „krajem tak odległym wówczas dla Polaków jak księżyc. Odcięci od świata kapitalistycznego mieliśmy swoje sposoby na nawiązywanie przyjaźni z kolegami spoza kordonu. Z Japonii otrzymywaliśmy listy i książki już w latach 50.”

    Trzeba też od razu powiedzieć, że teksty tej obszernej księgi – Japońskie fascynacje Melanowicza, skromnie przez autora w podtytule nazywane Esejami na marginesie, chociaż odznaczają się tak bardzo bezpośrednio osobistym charakterem – w pewnym przeciwieństwie do większości jego poprzednich książek i opracowań stricte naukowych (jak np. trzytomowa Historia literatury japońskiej, Cywilizacja Japonii współczesnej czy Japońskie narracje. Studia o pisarzach współczesnych) – w niczym im nie ustępują pod względem walorów poznawczych, a nawet dodają specyficznie atrakcyjnego, dodatkowego smaku obecnym tutaj nowym czytelniczym „potrawom” – przyrządzanym teraz przez autora owych wcześniejszych tzw. „solidnych” uniwersyteckich prac japonistycznych.

    Toteż warto i pod tym kątem czytać tę księgę Mikołaja Melanowicza, bo mimo wszystkie odmienności środków wyrazu, pozostaje on zawsze sobą. Jest w niej bowiem – artykułowane teraz bezpośrednio i wprost – to samo w gruncie rzeczy pragnienie dotarcia do istoty, sedna odrębności japońskiej historii wraz z fundującą jej tradycyjną społecznie niepowtarzalną obyczajowością, mentalnością, sztuką i literaturą piękną. Chęć bardziej osobistego spojrzenia na owe elementy spójności i siły jej trwałości oraz mocy oddziaływania wewnętrznego i zewnętrznego. Liczne próby dotarcia do owej znamiennej tutaj, swoistej  „trwałości i zmienności”; tak zawsze zależnej od czasu i oddziaływania wpływów kolejnych epok i ich głównych idei, do zarazem charakterystycznej mocy dawnych znaków i symboli kulturowych, poszukiwania ich znaczenia, dzisiejszego miejsca, roli i wpływów na powstającą współczesną rzeczywistość społeczną oraz na rodzące się artystyczne wyzwania i idee czy osobiste przekonania wielkich twórców w burzliwych dziejach tego wyspiarskiego kraju, tak znaczącego – także artystycznie – szczególnie w ostatnich kilku stuleciach dla reszty świata), gdy rodziła się wręcz moda na „japońszczyznę” w sztuce nie tylko europejskiej.

    Mikołaj Melanowicz należy do grona tych badaczy literatury, którzy szczęśliwie łączą racjonalnie socjologiczny punkt widzenia na sprawy kultury i sztuki z docenianiem ich autotelicznych wartości artystycznych. Którzy dominującego obiektywnego metodologicznie historycyzmu nie redukują przy tym do funkcji czysto zdobniczych. Oto interesują go na przykład zarówno wielkie problemy ekonomiczne, konflikty społeczne i ludzkie dramaty ukazywane w literaturze różnych okresów japońskiej „ustawicznej” modernizacji kraju pod wpływem otwierania się kraju na świat w wieku XX oraz we wcześniejszych epokach, jak i jednocześnie „przemiany zachodzące w japońskim języku literackim wzorowanym na mówionym języku, rozwijającym się dotąd odrębnie od języka piśmiennictwa”. A równocześnie mocno pociągają go owe stałe i odwieczne, czysto „symboliczne” pierwiastki, obecne w życiu mieszkańców kraju „kwitnącej wiśni”, które przywołuje między innymi tutaj za jednym z wybitnych – i ważnych osobiście także i dla niego samego – poetów japońskich okresu modernizmu i symbolizmu – Hagiwary Sakutaro, który pisał był tak: Symboliczne życie Japończyka reprezentuje sosna, bambus, śliwa, żółw i święty szczyt Fuji. Czcijcie więc nasze drogocenne symbole, zdobione szczerym złotem – one bowiem reprezentują nasz narodowy charakter. Chylcie czoła przed ich nieporównywalną jasnością.

    Literatura japońska jest u nas dobrze obecnie znana i popularna, acz początki tego zainteresowania sięgają dopiero czasów Młodej Polski, której wielu przedstawicieli fascynowało się modną wtedy filozofią, estetyką, wielce oryginalną sztuką teatru, grafiką pochodzącą z Dalekiego Wschodu. Znajomość języka japońskiego była czymś rzadkim, korzystano wówczas głównie (m. in. poeci Zenon Przesmycki, Antoni Lange) z pośrednictwa języków europejskich. Jednak motywy japońskie w prozie polskiej pojawiały się czasami,  zapewne też pod wpływem wojny rosyjsko-japońskiej, w prozie Wacława Sieroszewskiego (Miłość samuraja), Władysława Umińskiego (W krainie wschodzącego słońca), a także Władysława Reymonta (bajka Komurasaki) czy nawet Stefana Żeromskiego (w Śnie o szpadzie)! Na poważniejszą znajomość literatury japońskiej czytelnik polski musiał czekać do drugiej lat 50. XX w., a prawdę mówiąc niemal do czasów przyznania nagrody Nobla w 1968 roku prozaikowi Yasunari Kawabacie i potem innym znakomitym i wyróżnianym, poza Noblem, wieloma innymi światowymi nagrodami literackimi przyznawanym głośnym pisarzom tego kraju oraz… tłomackiego debiutu Mikołaja Melanowicza, który miał miejsce w roku 1963 (powieść Kappy RyūnosukeAkutagawy) i torował u nas drogę wielu innym dziś i dość innym polskim tłumaczom literatury japońskiej, jak i innym licznym potem jego przekładom prozy, takich autorów jak Akutagawa, Sōseki Natsume, Jun’ichirō Tanizaki, Kenzaburō Ōe, Kōbō Abe, Shūsaku Endō czy Sakyō Komatsu.. Przyczyniały się tutaj także liczne publikacje i rozprawy krytycznoliterackie Melanowicza jak, poza już wspominanymi, prace monograficzno-literackie, takie jak Tanizaki  Jun’ichiro a krąg japońskiej tradycji rodzimej (1976), Tanizaki – japoński most snów (1994), Japońskie narracje – studia o pisarzach współczesnych (2004) czy też praca świadcząca o szerokości autorskich zainteresowań kulturowych, czyli Japoński dramat telewizyjny (2009).

      I w tym miejscu trzeba wrócić do zawartości omawianych tu Japońskich fascynacji Mikołaja Melanowicza, by przypomnieć z naciskiem, że jej autor nie zamyka się w tematycznie ścisłym tylko kręgu swych czysto literackich czy naukowych – rzeczywiście nadrzędnych – zainteresowań. Oto bowiem jej czytelnik ma znakomitą okazję do spotkania się z kimś, kto w ciągu tych paru już dziesiątków lat lektur, podróży i spotkań z Japonią, jej historią i teraźniejszością, z jej twórcami rozmaitych dziedzin sztuki zebrał potężny materiał obserwacji i wiedzy, i który umie się nimi w tak interesujący sposób podzielić. Patrz na przykład rozdziały – Spotkania ze sztuką i teatrem Japonii, Film: Kurosawa, Oshima i tajniki Wschodu czy Spotkania na Hokkaido, w Tokio i Kioto…

   W sumie prawdziwe silva rerum. Zbiór złożony z rozmaitych tematycznie i problemowo  tekstów pochodzących z czasów minionego półwiecza działalności krytycznoliterackiej i publicystycznej. Spaja je w jednorodną i barwną całość owa tytułowa fascynacja sprawiająca, że powstało imponujące skalą i rozmiarami wartości czysto poznawczych, jak  osobistą bardzo tonacją autorskiego zaangażowania. Zaskakujące pod wieloma względami dzieło – potężna suma doświadczeń, dociekliwości i wiedzy autora. Ze wszech miar godne naszego czytelniczego zainteresowania i uwagi. Znajdą tu coś dla siebie ludzie literatury, teatru, filmu, sztuk plastycznych, miłośnicy historii (m. in. stosunków i kontaktów polsko-japońskich – Święto Ajnów), a nawet i spragnieni wiedzy aktualnej naocznego świadka zwolennicy dalekich egzotycznych podróży (Kōhaku uta gassen – pożegnanie roku 2016 w Japonii). I wszystko to w pierwszorzędnym wydaniu – bo z pierwszej ręki pochodzące! Mnie, na przykład, poza mało znanymi faktami z życia i twórczości wielu tłumaczonych w Polsce współczesnych pisarzy japońskich (jak rozdział pt. Dominacja kobiet w najnowszej literaturze japońskiej  czy Haruki Murakami i japońskie fascynacje Joanny Bator), zainteresowało między innymi także bardzo spojrzenie autora na przyczyny i przejawy popularność Chopina w Japoniiczy omówienie wielkiej powieści o Chopinie  pióra Hirano Keiichiro.Czytajmy zatem…                    

Mikołaj  Melanowicz Japońskie fascynacje Eseje pisane na marginesie, Wydawnictwo Adam Marszałek 2020, s. 400.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko