Jacek Bocheński – Wybory i inne

1
311

Dramat polityczny w Polsce: wybory prezydenckie. Walka o nie toczy się podczas zarazy w kraju, gdzie połowa obywateli z reguły nie głosuje, nie bardzo też czuje się obywatelami. Samo słowo obywatel postrzegają niektórzy jako coś sztucznego, naznaczonego obcością, być może komunistyczną, być może etniczną, najwyraźniej klasową, mianowicie elitarną, jakby przemądrzałą, o posmaku z lekka pańskim.

W opinii drugiej połowy obywateli, a przynajmniej wielu czujących się nimi, od tego, jak, kiedy i z jakim wynikiem odbędzie się „święto demokracji” bądź też jego namiastka, zależy los Polski. Te wyjątkowe wybory prezydenckie zdecydują, czy ostanie się jeszcze jakaś szansa na demokratyczny porządek polityczny i społeczny, egzekucję praw człowieka, konstytucyjny ustrój państwa i osobistą satysfakcję obywatela z życia. Albo wszystko to ulegnie definitywnej zagładzie. Zapanuje chaos wśród ruin, a nad nim nieuchronnie dyktator, jedyne możliwe rozwiązanie. Dyktatorem nie będzie, oczywiście, wybrany prezydent, o którego najmniej chodzi, i całkiem niekoniecznie Jarosław Kaczyński.

Są możliwi inni.

Sęk w tym, że tak myśli co najwyżej połowa głosujących, czyli jedna czwarta ogółu, reszta na odwrót lub nie myśli nic. Wprawdzie na wynik wyborów mają wpływ tylko ci, którzy głosują, ale na rzeczywistość wszyscy. To jednak na razie uwaga marginesowa.

Wśród wyborców, którzy głosują, większość, acz nieznaczną, stanowią zadowoleni z tego, co jest. A jest w ich ocenie względny dostatek i przede wszystkim rodzimość, troska „o Polaków”, inaczej „zwykłych Kowalskich”. Jest aprobata dla ich uczuć, przekonań i wierzeń, okazywana przez siłę rządzącą, a potwierdzana realnymi transferami pieniędzy. To jest właśnie według zadowolonych demokratyczny porządek społeczny. To są prawa człowieka, satysfakcja z życia i  ustrój konstytucyjny państwa, jaki powinien być. Tylko zdaniem niezadowolonej, mniejszej części wyborców, nie ma tych dóbr albo resztki mają doszczętnie zniknąć, chyba że kandydat niezadowolonych zdoła, nie daj Boże, wygrać wybory prezydenckie. Ale dobra faktycznie są. Ludzie dostają, co ludzkie. A opozycja, jeśli przejmie władzę , będzie to odbierać i będzie się wywyższać. W świetle  ludzkiego doświadczenia   zrozumienie i korzyści dla ludzi zapewnia, jak może, obecny prezydent Andrzej Duda, którego nie ma powodu zamieniać na nie wiadomo kogo lepszego.

Banki się tego boją

Wszystko, co tu napisałem w czasie teraźniejszym, proszę teraz przeczytać jako napisane w czasie przeszłym. Tak było. Tak nie jest. Było przed epidemią. Koronawirus wstrząsnął światem i zniósł tamten stan rzeczy. Nie ma ani tamtego, ani w ogóle żadnego stanu rzeczy. Jest ruch rzeczy. Przemiana globu. Jednak nie wszyscy to zauważyli i zrozumieli, co zachodzi.

Rządzącym Polską wydaje się, że mogą nadal rządzić polegając na swoich dyktatach, telewizji i oszustwach. Opozycji wydaje się, że może nadal uprawiać partyjne rozgrywki między sobą, głównie dla zaspokojenia miłości własnej liderów, a władztwo Kaczyńskiego pokonać zaostrzoną  „wyrazistością”, czyli w praktyce drastycznością słów, mozolnie wyduszaną z nienawykłych do tego narządów głosowych. Ale prawa sztuki wymagają. A we współczesnej demokracji medialnej polityka jest sztuką performansu. Kto w tej sztuce okaże się lepszy, ten wygra wybory, od których zależy wszystko.

Czy rzeczywiście? Czy polityka w dawnym sensie, z dawnymi narzędziami jeszcze istnieje i działa? Mam wątpliwości. Do akcji ruszył żywioł.

Dopiero się rozpędza, ale przeczuwam, że od niego zależy wszystko. Dobrze byłoby wygrać wybory, oczywiście, jednak najważniejsze jest co innego. A co? Żebyśmy umieli się nie zabijać, gdy żywioł jeszcze bardziej nas podzieli . Bo przeczuwam, że to zrobi i że możemy nie umieć.

Ale jaki żywioł? Co to znaczy? Koronawirus? Też.  Aha, koronawirus wyparł politykę? Też. Jednak nie tylko. Sami jesteśmy żywiołem. Trzeba to jeszcze opisać.

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Na razie o obywatelach.
    Kiedyś, a miałam wtedy coś 21, może 22 lata, wyczytałam w starej książce z Jagiellonki pyszne zdanie: “Niejeden cichy obywatel, którego życie łatane kompromisami, jak pstra szata błazna, staje się na powrót wielki (?), gdy czyta Brandta Ibsena.” Tam, gdzie znak zapytania było jakieś wzniosłe określenie prawdziwego obywatela, ale mi uleciało. Tylko zakończenie cytatu nieco rozczarowuje, ale początek, ho, ho.
    To odnośnie pierwszego akapitu pańskiego artykułu. Z resztą się zgadzam, a na ile, muszę przemyśleć.
    A kwiecisty cytat pochodzi z “Filozofii sztuki” Sobeskiego, chyba Michała.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko