ANIOŁY
I.
Jestem aniołem w fabryce maszynek do robienia piekła. To czeski wynalazek, a moje korzenie ciągną się aż do Czech. Anioły bowiem są ukorzenione. Z perspektywy nieba cała planeta Ziemia to element nieba, ktokolwiek wraca z podróży kosmicznej, gotów całować ziemię jak hostię. Korzenie zatem prą nie tyle w brudzie, śluzie, mazi, glinie i prochu, co w jakichś mistycznych substancjach; otóż takie mistyczne substancje oddzielają Czechy od Polski, czeskośc od polskości, delikatne palce anioła-robotnika od agregatów w fabryce.
Taśma produkcyjna sama w sobie wywołuje uśmiech błogości. Zarazem idealnie prosta, ale i pozwijana w poziomo układające się ósemki, czasem zasuplone, co spowalnia przesuwanie się maszynek do robienia piekła a nawet ich gwałtowny karambol. Wtedy odpryski lakieru iskrzą jak roje gwiazd w noc wigilijną
Te karambole są bezgłośne, przynajmniej w moim odczuciu, odkąd straciłam słuch. Ale potrafią pokaleczyć.
Liżę wtedy palce i myślę o garbatej polsko-czeskiej granicy, o dziwacznych i osobliwych anielskościach jakże różnych wyobrażeń nieba albo też sensu maszynek do robienia piekła. Dwie strony, ta i tamta. Każda dla drugiej jest Tamtą Stroną, limes wspina się i opada, bo granice zawsze pulsują, znikają i pojawiają się jak objawienia.
Maszynka natomiast spuszczona z taśmy legalnie i nielegalnie zmierza ku granicy, po polskiej stronie piekła znikają jakby natychmiast rozkradzione, lecz wiele egzemplarzy niszczeje. Po czeskiej są bardziej zadbane i do pożytku powszechnego. Na samej granicy piekła muszą zmagać się z naturą gór, ale w ładną pogodę wyglądają jak aniołki.
2.
w koślawych aureolkach koślawe członki aj jaj
majstrujemy przy piekle lukrowanym z malinkami
aniołki pasibrzuchy chrumkają trzęsą
każdy koślawym jakimś członkiem koślawą aureolką
piekło słodkie
zardzewiała czekolada zardzewiała malina
aj jaj
co wiatr dmuchnie to zardzewiałe kwiatki wąchamy
my baranki słodkie
w aureolach dmuchawcach
3.
Jestem aniołem ale lecieć mi teraz trudno
Z workiem maszynek do produkcji piekła na plecach
Ręce wolne, uff
Muszę zadzierać skrzydła jak spódnicę
Na mojej drodze grubą warstwą dygocą ledwie żywe pszczoły
co rusz padlina psia, świnie zdychające a widzieliście wzrok śwni, kiedy liże swoje padłe prosięta?
Nie przyszło wam do głowy skojarzenie z boleściwą Matką Boską?
Nie to nie
Ho ho! Aniołem tutaj jestem ja
Idę gdzie idę
Widzę co widzę
4.
Lecę niskim torem coraz wolniej bo wszędzie
Wzdęte pagórki całe z duszy
Musiała być no no
Aż czuję jakieś przyciąganie aż burczenie w jelitach
Aż dreszcze w kręgosłupie krew z nosa
Prawie miażdży ta jakaś siła przyciągania
No wsysa ta dusza W oczach ciemno się robi
Wsysa
No trudno
DZIEŃ PO
Na gościńcu szeptaliśmy, że ciemno
szła burza, niebo czerniało
Jak długo używane narzędzie
W naszym dobytku wszelki metal się spopielił
Można utracić człowieczeństwo tracąc
narzędzie
Było nieznośnie gorąco
Szumiały skrzydła bliskiego morza
Wołaliśmy
Czemu morze jest tutaj bezbarwne
Zupełnie jak ciało
A gdy dorosną nasze dzieci biel będzie im szumieć
Putka będzie falować
Nasze dzieci będą nad wielkim białym ciałem
Będą żeglować po smutnym ciele
Jak robactwo
Nie uwierzą w istnienie toni
W jałową krętość ścieżki
Ani ból tych parudelikatnych jak pył
Chwastów
W Parku Południowym
1.
Chopin zakamieniały
w zasłuchaniu
plusk
w stawie na przeciw
plusk topiącego się poety
wierzbowa witka
wita trupa Witka
2.
Nocą poeta zachwiał się za ptakiem
chciał go złapać jak szczęście z dmuchawca
i spadł z mostku
jaki to ptak leciał nie wiedział
jaka żaba to widziała nie widział
ale rzeczy ostatecznych się dowiedział
staw w parku nocą jak atrament
tajemnice ma pospisywane
każda śmierć to litera
każde z jajeczka skrzeku wymknięcie
zdmuchuje gwiazdy i modlitwę żaby
3.
Kiedy się urodziłeś byłam dziewczynką
kiedy mnie całowałeś byłam dziewczynką
kiedy mnie opłakiwałeś też byłam dziewczynką
i kiedy piliśmy wódkę marząc o poezji
i kiedy katowaliśmy swoje bezsenne widmowe psy
i kiedy baliśmy się księżyca
bo uczyłam cię angielskiego i w tej mowie księżyc jest
zawsze pamiętaj: she
byłam dziewczynką
4.
Ciekawe czy Chopin nad stawem bywa przerażony
aż do swojego kamiennego szpiku przerażony
przy pełni księżyca?
Ciekawe czy jego kamienne myśli
jego myśli pełne kamiennej muzyki
trzęsą się podczas pełni?
Ciekawe czy umieranie w pełnię księżyca
jest tym samym co umieranie przy nowiu
I czy muzyka to ten sam kamień do dotykania i wpisywania kocham cię
czy zupełnie inny kamień
który rośnie i znika przy pełni i przy nowiu?
Urszula M. Benka –
Doktor nauk humanistycznych, w latach 2012-2013 wykładała w szkołach fotografii artystycznej, na kulturoznawstwie Uniwersytetu Wrocławskiego oraz dziedzictwo kulturowe na Uniwersytecie Zielonogórskim.
Ceniona poetka, prozaik, eseistka, krytyk sztuki, Znawczyni problematyki dotyczącej mitu. Zamieszczana we wszystkich ważniejszych antologiach literatury polskiej, w tym monumentalnej Karla Dedeciusa. Kilkakrotnie wyróżniona przez Fundację Kultury (proza i eseje), nagradzana stypendiami we Francji i Niemczech. Członek nowojorskiego oddziału PEN Club. Była redaktorem literackim kwartalnika „Format” i „Metafora”. Przez wiele lat stały felieton w „Akcencie”, „Formacie Literackim”, „Odrze”, „Akancie”, „Autografie” i „Opcji na Prawo”, następnie w „Przejaśnieniach” , „Ricie Baum” i „Dyskursie”.
Tłumaczona na angielski, chiński, chorwacki, czeski, fiński, francuski, niemiecki, rosyjski, szwedzki.
Opowiadania „O” miały już II wydanie (Kraków), kilka oficyn zainteresowało się powieścią pt. „Magdalena”. W przygotowaniu powieść historyczna z lat II wojny światowej, tom poetycki „Księga opętania” i eseje o micie i sztuce.
W 2020 nakładek Oficyny Wydawniczej AKWEDUKT ukazał się jej poemat „Pasja”.
Obecnie współredaguje odnowiony „Format Literacki” i adjustuje prace naukowe dotyczące sztuki oraz mitu.