Piotr Müldner-Nieckowski – wiersze

3
1913

Taki sen

Taki sen, prawdziwy, sen dotkliwy
w Piotrkowie Trybunalskim (dlaczego tam?)
wychodzę z zieleniaka, a straganiarki za mną,
biegnę, a one wszystkie pędem za mną
coraz bliżej, już czuję jak uderzają we mnie
twarde owoce, kartofle, fasole, którymi rzucają,
dostaję w głowę wielkim arbuzem,
przewracam się i budzę, zbite ciało boli,
nie wiem, co takiego zrobiłem i skąd ten
wyrzut sumienia tak prawdziwy, co było źle?
kim źle jestem? budzę się i nic nie mija,
a to już nie sen


Dzień zaczyna się spokojny

Pies nie ma najmniejszego zamiaru
naśladować ciebie ani twoich odruchów –
widzi przecież że
chaotycznych bezproduktywnych –
Wyrażają nienawiść do czegoś lub kogoś
kompletnie mu nieznanego
a na to nie warto
unosić głowy z twoich kolan


Chyba się nie zgubię

           Andrzejkowi

Droga się wije ku Jednemu,
nie zgubię się na pewno.
Chyba nie zgubię się, nawet
kiedy wypuszczę z rąk teczkę z notatkami,
są tam moje myśli, te same, które się odświeżają
z każdym oddechem i każdym kęsem chleba.
Upadnie to gdzieś między kamienie,
ale one mnie nie zdradzą, kamienie
umieją milczeć wraz z właścicielem słów,
nie mówią, że zrobią coś, a potem robią co innego,
nie odpychają, nawet kiedy po nich idę.
Będą, kiedy mnie nie będzie.

Widzę, że się rozpogadzasz.
To dobrze!


Jestem szczęśliwy

Jestem szczęśliwy że się urodziłem na tej ziemi
ale nie wiem czy lepsze jest urodzenie czy ziemia
a kto do mnie podchodzi i wkłada mi coś do wózeczka
(jeden smoczek drugi wiatraczek trzecia zośkę z ołowiu i włóczki)
ten uważa coś zupełnie innego i jeden mnie całuje
w ucho drugi w usta trzeci w pępek niebezpiecznie
każdy dotyk ich ust niesie coś zaskakującego
każde usta są inne jedne bezduszne przynoszą głuchotę
drugie bakteryjne trzecie iluzorycznie ludyczne
sam nie wiem w którą stronę się obrócić
żeby mnie dotknęło szczęście urodzenia
na tej ziemi która mnie przytuli
czuję że mnie opuszcza pewność siebie


Bruno i Sted

Tak się czasem zdarza, że Bruno
przychodzi w nocy i mówi swój nowy wiersz.
Ma zwyczaj mówić wiersze, których jeszcze nie napisał,
ale które zrobią furorę w najbliższych kręgach
czujących pismo nosem, biedzących się
ze sznurowadłem, które odmieniło się ze sznura
i przeniosło z szyi do buta. Idź, maszeruj!
Bruno obiecywał, że wejdzie do Wisły i już z niej
nie wyjdzie. Że nikt się nie dowie, co się czai w głowie,

kiedy powstaje zamiar jeszcze nowszej poezji:
tylko doglądnij Sławka i Ani, to były jego ostatnie słowa
przed tamtym pamiętnym majem
tysiąc dziewięćset siedemdziesiąt dziewięć,
kiedy obaj ze Stachurą, lecz nie pod rękę,
powoli szli na tamten świat.

Który wciąż jest tak odległy, tak czasem za nim tęsknię,
tak się za mną wlecze jak wspomnienie zwycięstwa na Krzyżu,
jak ten śmiech Marii przez łzy, że świat opromienieje
życiem jej Syna, ale czemu nie także kawalątkiem świata
Bruna i Steda? Oni chyba coś wiedzieli,
coś im mówiło, że prawda jest tam, w co tak dokładnie
jeszcze nie wierzą. Teraz mnie zmuszają, abym tam zaglądał
i wszystkim opowiadał…


Przekłady utworów J.L. Borgesa

Opowiadam, jak Edward Stachura
dostał wiadomość:
jego przekładów Borgesa nie będą drukować.
Sam to w zwierzeniach ostatecznie wyśmiał.
Lecz ileż razy się zwierzał!
Doskonałość została opluta.
Panu Bogu dorzeźbiono rogi,
choć Ostateczność żony nie ma.
Cóż zatem pisarz, co jeszcze wówczas
nie stanął dobrze w polskiej glebie słowa!

Mój syn przenikliwie szuka
udręki w mojej twarzy,
czuję na sobie wzrok sędziego,
milczy, lecz pyta: o przyjacielu czy
o sobie mówię, skąd
tak dobrze pamiętane chwile?
A ja patrzę przez okno, przez niebo,
przez szybę, za którą ciemnieje dzień.

(1982, 2004, 2020)


Napis w obronie praw mieszkańca

Nie kombinuj jak koń pod górę,
trwały napis na szybie najlepiej zrobić
pisakiem niezmywalnym.
Potem będziesz się zastanawiać,
czy cię za to wyklną, czy wygumkują.

Będziesz się martwił,
że napis jest zbyt trwały.
Będziesz się z krzykiem budził w nocy,
że napis jest zbyt odważny
i rani twoich nieprzyjaciół,
którzy jednak mimo wszystko,
wbrew logice ochrony życia,
mogliby stać się przyjaciółmi.

Dziś, nie wiadomo dlaczego,
jeden z nich, który tak
strasznie pluł na ciebie,
podszedł i podał zdrewniałą rękę
z nadzieją, że może ożyje ciepłem,
choćby osowiałym, i zacznie odkrywać
zmysł dotyku, włączać kable nerwów,
a ty się uśmiechniesz.


Nasze wiersze moje i twoje

           Ani N-skiej

Jednak to powiem, powiem że
nasze wiersze moje i twoje są całkiem świeże
dzięki zapachowi podglądania zwykłości od strony
której nikt się nie spodziewa bo jest tak zwykła

Odkrywają co na wierzchu
a czego nie widać nawet przez mikroskop
więc nic dziwnego że zamglone oczy czytelnika
nagle trzeźwieją uszy niespodzianie wstają mu i czerwienieją

język zaczyna go w ustach uwierać chce mówić a nie może

I właśnie takie wiersze te moje i te twoje
znalazły się w gazecie pomiędzy wierszami
które wprost mówią o niczym plotą to co wszyscy wiedzą
o smutku życia cierpieniu urodzenia śmierci trwającej bez przerwy

Dlatego kierowcy którzy kupują takie gazety
z tymi wierszami między które wpadamy jak w błoto
tak łatwo wjeżdżają w tłum nie zdejmując z gazu nogi


Nie było pierwszego razu

Nie było pierwszego razu, od razu jest drugi.

Kwadratowi chcą, by wszyscy od czegoś zaczynali,
lecz tego nikt nie uzna, każdy chce być w środku,
zanim cokolwiek się zacznie, bowiem tkwiący z boku
może dostać batem i do marszu nie wstać.

Więc się nie dziw niegłupiej młodzieży.

Rozpoznała dobrze, że nic względne, nic dowolne,
trzeba się trzymać wszystkiego, jak każe
rodzicielska śruba z doświadczeniem zboża.
Z luzem chłopięcym, zalotem dziewczęcym,
daje pchnąć tę ludzkość na lepszą autostradę

porządnie ułożoną ze wzorów biologii
przystrojonych haustem rześkiej bryzy z morza.


Z pytań pozornie bez odpowiedzi

Jeśli chcesz wiedzieć
co się działo
to masz od tego kalendarium
napisane przez zdolnych
historyków Polski

A jak chcesz wiedzieć
co i jak tam było
co mówili co myśleli
jak umierali i jak zdradzali
to musisz zacisnąć zęby
i wyrwać to z siebie
ze swojego mózgu
ze swoich lędźwi
ze swojego życia
o ile jest tego warte


Nie dziw (się)

Widziałeś to?
To się nie dziw,
nie widzieć czegoś
niedziwne jest,
ale nie wiedzieć,
że ktoś się dziwi
temu co niewidziane,
dlatego że nie dotknął,
to już niewiedza
o złu.
I kiedy mówi, że wie o tym
lepiej niż ty,
któryś nie widział,
to szalbierstwo,
skąd wie, żeś nie dotykał
bez widzenia,
gdy przecież znasz to najlepiej
ze słuchu i miłości.
I kiedy patrzy ci w oczy,
to kpi.
A przecież tylko ty i ona wiecie,
co się stało wczoraj
tak wspaniałego że niech się schowają
aniołowie.
Co to jest dobro.


Ballada o wiernym

Wierny bo wierzy w kogoś i w coś
Wierny nie zdradza i wierzy mi:
tak było tak jest i tak ma być

lecz ty już nie słuchasz tych definicji
wkładasz słuchawkę do dziurki w głowie
słyszysz Jaggera – ten śpiewa w języku
znanym ci z nagrań przy których nie byłeś
to nie jest ballada o tobie
to nie jest ballada
to nie ty


Sklep

Po drugiej stronie ulicy wszedł do sklepu jakiś
nieznany mi mężczyzna, a miał tak dziwnie obute nogi,
zbyt mały kaptur na głowie, że deszcz musiał mu się
wdzierać do wnętrza ciała, może i duszy,
nie było go osiem minut, co robił
w ciągu tych ośmiu minut? był w sklepie, wyszedł,
nie widziałem, by coś kupił, a jednak zmienił się na twarzy,
od tej chwili miał dłuższą brodę i ciemniejsze oczy,
przybyło mu siły, energicznie wsiadł na rower
i w ogromnym tempie odjechał,
a po nim została tylko na przysklepowej ławce
kobieta sprzedająca w ulewie kwiatki zerwane w ogrodzie,
jedyny sposób na przetrwanie, aby pod koniec dnia
wejść z monetami do sklepu, kupić bułkę i ser dla rodziny,
ale to nie jest ten sklep co dawniej, w tym sklepie
już nie ma bułek i sera, tam się wszystko zmieniło,
teraz sprzedają karabiny, pistolety, naboje, i tylko swoim,
bo osiem minut potrafi odmienić każdy sklep, każdą ławeczkę.


Piotr Müldner-Nieckowski, ur. 1946 r., poeta, prozaik, dramatopisarz. Wiceprezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, członek PEN-Clubu, do 1983 r. członek ZLP. Ponadto doktor nauk medycznych, lekarz internista, oraz emerytowany profesor polonistyki na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, badacz i wykładowca.

Debiutował wierszem w dwutygodniku „Kamena” w 1967 r. Wydał ok. 30 książek, w tym zbiory poezji („Namiot ośmiu wierszy” 1975, „Ludzki wynalazek” 1978, „Wilgoć” 1997, tom zrealizowany na antenie Polskiego Radia i jako spektakl teatralny – „Za kobietą tren” 2001, 2006, 2017, „Opaska gazowa” 2004, nagrodzony Nagrodą im. C.K. Norwida „Park” 2011, „Schody” 2015), powieści i zbiory opowiadań. Jest także autorem około stu dramatów radiowych i setek prac naukowych, w tym czterech dużych słowników. Do jednego z nich jest dostęp pod adresem https://frazeologia.pl. Otrzymał wiele nagród, z których najbardziej ceni Nagrodę im. Tadeusza Borowskiego, nagrodę Polskiego Radia „Wielki Splendor” i srebrny medal „Gloria Artis”.

Reklama

3 KOMENTARZE

  1. Piotrze kochany, przyjacielu

    Wiatr będzie wieczny, kamienie niekoniecznie. Wiatr będzie, bo (…) jest wietrzny, jak Go matka natura stworzyła, a przy okazji i niejako z definicji, jest jako zjawisko (…) wieczny. Do tego wytłumaczalny, co dobrze brzmi w naszej żmudnie opisanej epoce. A kamienie? Kamienie krzyczeć będą, (…) albo zwietrzeją. Kamień podniesiemy, albo odrzucimy. Kamień potrafi być szlachetny, ale te nieszlachetne też podpierają jakiś fundament. Skała jednak to ma do siebie, że znika – jak my. Przemija i odchodzi. Eroduje. To pewien fenomen. Procesy erozji oraz korozji. Przekształcenia materii. Wiatr jest energią, kamień tylko materią. Nasze wiersze są … skażone wiecznością. (jak nasza w to wiara) To wieczność momentu ich tworzenia oraz ich natura. Poszukiwawcza i czysta. Cóż z tego, że upadną w kamienie. Nie dotknie ich erozja, korozja, może jedynie dotknąć je niepamięć i z pewnością tak się stanie w tej naszej policzalnej, parszywej epoce. W epoce tchórzy, w epoce galimatiasu, w epoce krzyku, w epoce zła. Wreszcie w epoce złudzeń, które właśnie się kończą, które się rozwiały i zwiały. Nawet nie wiemy dokąd

    Dziękuję Ci Piotrze, za sporą dawkę inteligentnej poezji współczesnej z najwyższej światowej półki. Powinieneś być jak wzorzec miary w Sevres – jak się powinno pisać dziś poezję i czego się, tak naprawdę, powinno w niej szukać.

    Nasz wywiad miał być rzeką. Utknął gdzieś w martwym punkcie. Utknął gdzieś przy pytaniach: być może zbyt intymnych, zbyt osobistych, zbyt … nachalnych. Trochę mi tymi wierszami odpowiedziałeś.

    Wybacz, że nie naciskam na ciąg dalszy. W moim życiu też jest teraz zakręt. Żegnam się z moją Mamą. Ona odchodzi, jest Jej coraz mniej. Mnie też jest coraz mniej. Zostaje mi tylko (miłość J)… poezja i dobroć. Chyba nic więcej. Ale przecież (…) to jest właśnie – to Wszystko

  2. Dzięki, że się odezwałeś, kochany jesteś, stary łobuzie. Mocne słowa i oceny. Zawsze jestem wtedy zakłopotany… Nie wiem, jak wypada na to reagować, tym bardziej że zawsze jesteś dla mnie punktem odniesienia. A obok tego: nie najlepiej się czuję (fizycznie i nie z powodu koronawirusa), ale to, mam nadzieję, wkrótce minie, teraz jestem w domu. Z tego powodu byłem całkowicie wyłączony przez dobre dwa miesiące. Skomunikujmy się poza mediami. Dziękuję jeszcze raz – Pio.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko