Michał Piętniewicz – Heroizm poety. O najnowszym tomie dzienników Józefa Barana

4
1064
Michał Piętniewicz

             Niczego ani nikogo nie udaje. Ma żywy, srebrny talent, ikrę oraz iskrę. W sile wieku bardzo odmłodniał, najbardziej w chorobie, z powrotem stał się dzieckiem, niepoprawnym, niereformowalnym marzycielem. Śni intensywnie, ma mnóstwo snów, na szpitalnym łóżku, na którym wszystko go boli, nie może przeważnie spać, ale kiedy już zaśnie, przesuwa się przed jego wewnętrznymi, śniącymi oczami, miliony obrazów, dziwnych stworzeń, czasem koszmarnych, makabrycznych, piekielnych. Bardzo cierpi. Choroba pewnie zalęgła się w nim wskutek różnych stresów i olbrzymiej wrażliwości. Ciemnością, czernią, koszmarem i makabrą było spowite jego chorowanie i kolejne diagnozy, że wykryty nowotwór może odebrać mu życie, które kochał najbardziej, tak tylko jak potraf kochać poeta, czysto, niemal po dziecięcemu. Świat zobaczył i docenił jego ogromną miłość, o czym świadczą: listy od przyjaciół, wywiady, przekłady na inne języki, występy muzyczne oraz teatralne na jego cześć, konferencja naukowa na Uniwersytecie Pedagogicznym uwieńczona wydaną niedawno 300-stronicową eseistyczną książką zatytułowaną Kosmografia literacka Józefa Barana, w końcu wielki Jubileusz w Borzęcinie, 70-lecie jego urodzin, fetowany wśród oddanych przyjaciół, w międzyczasie powołany konkurs poetycki „Źródło”, pod jego patronatem. Gdyby nie Przyjaciele… Ach, kochają go, widać zasłużył na to: Anna Dymna, Beata Paluch, Andrzej Zarycki, Jakub Ciećkiewicz, prof. Marek Karwala, Bolesław Faron oraz wielu innych, których w tym momencie przepraszam za pominięcie – wszystko to współautorzy jego ogromnego zwycięstwa – nad chłoniakiem – zwycięstwa, które w pewnym, ludzkim sensie może mieć znaczenie większe, aniżeli literacka Nagroda Nobla, o którym marzy i śni poeta-dziecko – Józef Baran.

             Nie rozumiał, kiedy po „tym wszystkim”, po pokonanej chorobie, kiedy był na samym dnie piekła i to piekło pokonał, jadąc do Krynicy z dwójką, wypróbowanych Przyjaciół – prof. Markiem Karwalą i prof. Romanem Mazurkiewiczem, nie rozumiał, że kiedy im pokazał nowe zdjęcia rentgenowskie, wskazujące na mogące pojawić się znów (bardziej w wyobraźni poety, aniżeli w rzeczywistości) kłopoty, nie rozumiał, że kiedy zaśpiewali mu Powiodą Cię do Raj, wyśpiewali hymn na jego cześć, hymn życia, bo może faktycznie nie rozumiał, czego dokonał, poeci często nie rozumieją… Nie zatrzymuje się nigdy, ciągle go pcha, nigdy się nie poddaje, jest uparty jak baran, ślepy może, nie widzi może, jak wielkiej rzeczy dokonał. Ale nie musi tego widzieć ani wiedzieć– wystarczy, że to opisał, a każdy, choćby średnio rozgarnięty czytelnik powinien wyciągnąć z tego zapisu wnioski jednoznaczne.

             Stan miłosny… przerywany to dokument wstrząsający, wzruszający, budzący z powrotem wiarę w człowieka – jak wielki może być, jak piękny.

              Cała tam przedstawiona gorycz, niechęć, walka, stres, niekiedy nerwowe uwagi, ranliwość podmiotu opowiadającego faktycznie jest pewnym lustrem – lustrem szlachetności.

              Poeta nigdy nie przestaje się dziwić światu, jest wypełniony żywą ciekawością do ludzi, uwielbia swój Borzęcin i jego przyrodę, podróżuje rowerem po wiejskich dróżkach, chłonie zapachy lasu, przygląda się pszczołom i ptakom, jednoczy się z otaczającym krajobrazem, naiwnie i niewinnie cieszy się życiem – radosny jak wybraniec Pana Boga, Który poetę szczególnie chyba ukochał i może dlatego, przepraszam, może to nadużycie, tak ciężko go doświadczył.

             Jest w tym prawdziwe piękno chrześcijańskie, nawet kiedy w raju śmierdzi, a anioł jest zbuntowany, jak w pewnym wierszu Strącenie

             Poszukiwanie wiary i Boga przez chłopca, który ma 70 lat – miejmy nadzieję, że nie dorośnie do setki, wszyscy chyba tego powinni mu życzyć – bo gdyby nie on, nudno byłoby, trywialnie i bez marzeń. Ależ on potrafi marzyć! Śnić, czarować, błądzić, szukać po labiryntach czasu, wojażować po Polsce i świecie i opisywać to. A nawet sprzecza się z córką, zrozpaczony czarodziej poezji, że wybrała w życiu płynięcie z nurtem współczesnego świata a nie „pod prąd” – z dbałością o codzienność, dzieci, dom – bez „walki”, którą to cechę przede wszystkim wyczytała w ojcu.

             Walki dobrego czarodzieja, któremu zawsze zależy istotnie na jednym: wydobyciu ze świata piękna, nawet, gdy jest to świat okropny, koszmarny, brudny. Naiwne to może, dziecięce, ale jakże przy tym piękne i szlachetne: do szczęścia wystarczy mu niekiedy borzęciński motyl i zapach łąki po deszczu. W jednym z wierszy pt. Sierpień schwytany na gorącym uczynku pyta wręcz z euforią: „No i czegóż chcieć więcej?!” prócz takiej radości? Najtrudniejszej wbrew pozorom, kiedy większość świata z trudem i mozołem wykuwa swój status społeczny poprzez pomnażanie bogactw materialnych, poeta Baran trochę sobie drwi, zamienia się w borzęckiego motyla i frunie, bo takie jest jego marzenie, a my pofruńmy razem z nim.

J. Baran, Stan miłosny… przerywany, PIW, Warszawa 2019.

Reklama

4 KOMENTARZE

  1. Michale, Ciebie czyta się jak “Stan miłosny…przerywany” J.Barana. Nie tak dawno przeczytałam tę książkę i podzielam Twoją wypowiedź odnoszącą się do samego Autora, jak również do Jego dziennika.Osobistego na wskroś, pełnego dramatyzmu ( przeżycia związane z cierpieniem nowotworowym), i radości z drobiazgów, jak również fascynującej erudycji Poety, o czym tutaj akurat nie wspominasz. Przyzam się, iż skrzętnie odnotowałam tytuły książek i autorów, których J.Baran bardzo ceni. Nade wszystko Maraiego Sandora, którego również uwielbiam. Na uwagę zasługują wypowiedzi J.Barana dotyczące znanych ludzi pióra, jak również konstatacje nt. warsztatu poetyckiego i samego procesu twórczego. Zapamiętałam piękny fragment:” Poeta nie zaczyna się wtedy kiedy napisze wiersz czy tomik.Tylko wtedy, gdy ułoży ze słów całe gospodarstwo czy księstwo wyobraźni, gdzie architektura jest doskonale zakomponowana, są ogrody, sąsiedzi”. Czy takie oto zdanie: “Wiersz ma startować jak samolot. Ma trzymać się pasa, ziemi, a potem lecieć w przestworza w wysoki styl”. I mogłabym tu jeszcze cytować, cytować… Poza tym dziennik J. Barana nie nuży. Jest napisany wartkim, barwnym językiem. Przewija się na kartach dziennika cała plejada polskich poetów. Wiele można się z tej książki nauczyć. Osobiście jestem zachwycona “Stanem miłosnym…przerywanym”. I polecam ją każdemu, kto uprawia poezję lub tylko interesuje się literaturą. A Tobie MIchale gratuluję tak pięknej, lotnej recenzji.

  2. Witam serdecznie Panie Michale. Jestem także po pasjonującej lekturze. Stan Miłosny Przerywany przeczytałem z zainteresowaniem i przyjemnością. Ukłony dla Pana Józefa. Pana recenzja sama w sobie wyborna. Gratuluję. Waldemar Hładki.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko