Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (26) – Potrzeba tworzenia?

0
346

                Tak, potrzeba tworzenia jest przymiotem ludzkim. Banalne to stwierdzenie, ale nadzwyczajnie istotne. Nasi bracia mniejsi, czyli zwierzęta, takiej namiętności nie posiadają. Tylko człowiek zbudował sobie „świat dodany”, czyli pasję twórczości. Najpierw były to drewniane i kamienne rzeźby. Dziś wydają się one bardzo prymitywne, ale ze stulecia na stulecie osiągały kunszt.
                Po rzeźbach pojawiły się obrazy, muzyka, taniec, pismo, literatura… Budziła się i rozwijała kultura. Homo sapiens rozwijał się w sposób fenomenalny. A całej tej kulturowości towarzyszyły wynalazki. Począwszy od narzędzi aż do zaprzęgu konnego, pod budowę murowanych domów, udoskonalanie mebli, wynalazek samochodów, samolotów, a w końcu sputników. Medycyna robiła nieustanne postępy. I można by mnożyć ten nieprawdopodobny rozwój. Strach pomyśleć, co będzie za sto lat.
            Ja i wy żyjemy literaturą. Ona rozwijała się wcześnie i szybko. W ogóle tzw. kulturowość stała się czymś ważnym i istotnym. Ale to wszystko rozwijało się wiekami. Znalazłem taką oto drabinę tego postępu: niższy, średni i wysoki stan dzikości, średni i wyższy stan barbarzyństwa oraz stan cywilizacji. No i wygląda na to, że w tym ostatnim stanie mamy przyjemność przebywać. Wydaje się, że więcej nam nie trzeba. Choć diabli wiedzą, czy cywilizacja nie wpadnie w dodatkowe ścieżki i wnyki.
            Na przykład kulturowość zacznie ustępować miejsca takiemu pragmatyzmowi, że zaczniemy się cyborgizować. Co się stanie wtedy z potrzebą tworzenia artystycznego?
            No, zaczynam tu uprawiać jakąś science fiction, więc dajmy sobie spokój. Przyszło nam żyć w takim, a nie innym czasie i zaakceptujmy go, a nawet chwalmy. Tylko ta parszywa polityczność coraz bardziej nas przytłacza. I tak – niestety – będzie chyba zawsze, bo plemiona ludzkie walczą ze sobą. Teraz mamy PiS kontra anty-PiS i nieustannie toczy się walka o hegemonię. I tu jest pies pogrzebany. On wynika z prawiecznej bitwy o władzę. Ta kwestia wydaje się wieczna, bo będąc narodem nie jesteśmy wspólnotą.
            Ech, to byłoby fantastyczne: jedna rodzina narodu! Ale jak to? Bez wodza? O, co to, to nie. No więc te moje dyrdymały wrzucam do kosza.
            Ale ciekawie jest… Tylko wolałbym żyć w jednej rodzinie ludzkiej nie poszatkowanej rozbieżnościami.
            A co z tą potrzebą tworzenia? Jest nieźle – każdy ją może realizować. Jednak i to nie jest usłane różami, bo natychmiast pojawiają się kontr-postawy. W zasadzie różnica tych postaw byłaby pożądana, gdyby nie fakt, że ona generuje „wojnę poglądów”. No i kółko się zamyka.
            Cały ten mój wywód jest oczywiście niewiele warty. Spory polityczne i aksjologiczne są jednak czymś naturalnym. No więc dochodzę do wniosku, że odwołuję cały ten wpis, bo jest i będzie tak, jak jest. Arkadii mi się zachciało? Jednej rodziny?
            Różne bukoliki i arkadie wsadźcie sobie do lamusa, a klucz wyrzućcie do ulicznej studzienki. Jest jak jest! Nasi dziadkowie i rodzice mieli gorsze zmartwienia. Fenomenem jest to, że ja – 71-latek – nie doznałem wojny, a ponadto żyje mi się lepiej niż moim dziadkom i rodzicom. Więc po cholerę marudzę?
            Ano tak już jest. Wszędzie lepiej, gdzie nas nie ma. A ta tytułowa Potrzeba tworzenia nawet gdyby była idiotyczna, to jest pożądana.
            No to się tym razem wygadałem na całego. Nikomu to nie służy, jednak rozmawiać ze sobą trzeba. Czasami kłócić. Bo nie ma nic gorszego niż zapaść w letarg. Wtedy świat jest obok nas i guzik nas obchodzi. Jest to jakaś recepta, tylko jeszcze nie umiem jej przełknąć. Gdy przełknę, to was nie powiadomię, bo guzik będziecie mnie obchodzili. Na razie jeszcze obchodzicie!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko