Mała, ważna książka
Zastanawiam się, kto z państwa zna jakiegokolwiek pisarza islandzkiego? Ja znam jednego, noblistę, Halldóra Laxnessa. Teraz już dwoje. I, mam wrażenie, że Ólafsdóttir to nazwisko do zapamiętania.
Zabawne, że siadając do pisania tej recenzji byłem przekonany, że Ólafsdóttir to mężczyzna, powieść wydawał mi się męska. Zacząłem przeglądać internet aby czegokolwiek się dowiedzieć o pisarzu (nie spojrzałem na notę w książce)… i nagle „wyszło”, że to pisarka. I w jednej chwili musiałem przewartościować to, co chciałem napisać. Bo jak pisać o kryzysie wieku średniego mężczyzny, gdy pisze o nim kobieta? Prawdziwie?
Wracając, Ólafsdóttir, urodzona w 1958 roku, profesor historii sztuki, jest autorką sześciu powieści, tomu poezji, sztuki teatralnej. I dużo, i mało jednocześnie. Ale „Blizna” to z całą pewnością książka i dobra i ważna.
Jak napisałem narratorem jest mężczyzna w średnim wieku, w którego życiu są trzy kobiety: matka, była żona i Lilia wodna, dorastająca córka, która… córką jest, ale też nie jest, bo… bo nie jest fizycznie jego dzieckiem. Ale przecież jest, bo do rozstania z żoną żył w przekonaniu, że to jego potomek. Kocha ją i bez względu na okoliczności wciąż jest jego dzieckiem.
Do rzeczy. Nasz bohater, samotny właściciel nieźle prosperującej firmy „Stalowe nogi”, były student filozofii, z talentem manualnym – taki majster-klepka, nie ma ochoty przedłużać ziemskiej egzystencji. To się zdarza. Nerwica? Psychoza? Depresja? Pewnie tak, ale może i przekonanie, że nic więcej się już w jego życiu, nic godnego uwagi, nie zdarzy. Pożycza więc strzelbę od sąsiada, myśli też nad zawieszeniem pętli w mieszkaniu…
Wszystko byłoby banałem, w którym, co gorsza, przyszłoby uczestniczyć najbliższym. Oglądać zwłoki… Postanawia oszczędzić im przykrości. Znajduje sposób. Podróż do najniebezpieczniejszego państwa świata (chyba raczej Europy). I tam…
Ani słowa, jakie to państwo. Można przypuszczać, że Bałkany, może Bośnia i Hercegowina, może Chorwacja? Czas tuż po wojnie. Jakaś niewielka miejscowość nad morzem, jakiś hotel, do którego nie przyjeżdżają jeszcze turyści, zaminowany las, boisko, na którym strzelano do ludzi. Właściciele – rodzeństwo (ona z małym synkiem), którzy nie są właścicielami (bo to hotel ich ciotki, która wyjechała z kraju)…
Zwykle, jadąc daleko, nawet tanimi liniami lotniczymi, zabieramy bagaż, ubrania, książki, przewodniki. To wszystko, co ułatwia nam życie. Jonas Ebenester bierze ze sobą skrzynkę narzędziową z wiertarką. Nic więcej. Można się uśmiechnąć. Ta wiertarka, wbrew pozorom, jest istotna. Gdzieś ten hak, na którym się powiesi, trzeba umocować.
Zbieg okoliczności. W hotelu jest już dwójka turystów. Kobieta, aktorka, pochodzi z tego kraju (choć wyjechała z niego wiele lat wcześniej), chce zrobić film dokumentalny. Mężczyzna, drugi gość, wie, że najlepsze biznesy robi się tam, gdzie wszystko się właśnie zaczyna.
A nasz bohater…?
W hotelowym pokoju nocna lampka nie działa, drzwi z szafy wypadają, woda ledwie ciurka z kranu… Majster klepka… Naprawia. Wzbudza podziw, zainteresowanie, ciekawość. Złota rączka, człowiek nieodzowny, potrzebny w hotelu (który ma swoją archeologiczną ciekawostkę), potrzebny w knajpie, potrzebny w domu, do którego chce się wprowadzić kilka kobiet, które straciły podczas wojny mężczyzn, straciły dach nad głową…
Uczucie między właścicielką (potencjalną), a Ebenesterem? Może. Dzieli ich wiele lat, doświadczeń. Przy czym to nie on ma te najważniejsze, egzystencjalne. Pyta: „A co z młodymi mężczyznami, twoimi rówieśnikami?” Fifi odpowiada i, jeśli chce się traktować poważnie jej odpowiedź, musi wstrząsać: „Oni nie istnieją. Człowiek się budzi, patrzy na tego, który leży na poduszce i myśli: on zabił człowieka”.
Przestrzegaj reguł, nie zdawaj pytań o trupy, gwałty, kto do kogo strzelał, ile razy, dlaczego…
A potem usłyszy jeszcze, że źle jest widziane, że pomaga tylko kobietom, że to może się źle skończyć. A kiedy leży ze wstrząśnieniem mózgu, mówią mu: „gdyby chciał cię zabić, zabiłby”.
Tydzień, dwa tygodnie, trzy. Narzędzia, ubrania, darmowy pobyt, jedzenie.
Tak wygląda świat z dziwnej perspektywy. Powolnej. W zwolnionym tempie. W odradzającym się życiu.
„Świat nie będzie lepszy od tego, że masz rolkę taśmy klejącej”. A wtedy trzeba sobie zadać pytanie: na pewno nie będzie lepszy?
Sąsiad, od którego pożyczył strzelbę wypływa w morze, wraca tylko pies. A w najniebezpieczniejszym państwie świata trzeba ułożyć glazurę…
Audur Ava Ólafsdóttir – Blizna, przekład Jacek Godek, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2020, str. 213.