O poetach osiemnastu
Nie jest zbyt zręcznym zajęciem referowanie tego, co poeta napisał o innych poetach. Poezja, to domena z samej swej „natury” wybitnie subiektywna, co do treści i co do formy, domena trudno poddająca się i analizom i opisom, a już zwłaszcza obiektywizacjom. Nie jest w takiej sytuacji łatwo zwłaszcza komuś, kto – jak piszący te słowa – grawituje zazwyczaj „w stronę prozy” niż „w stronę poezji”. Jednak właśnie dlatego, że jako do pewnego stopnia profan, czuję się na tym polu nie najpewniej, zapoznałem się ze szkicami Janusza Drzewuckiego, poety i krytyka – z tym większym zainteresowaniem. W pierwszej z trzech części pomieścił Drzewucki same Damy: Wisławę Szymborską, Julię Hartwig, Urszulę Kozioł, Krystynę Miłobędzką i Ewę Lipską. Warto zarówno przed lekturą, jak i po niej, przeczytać uważnie precyzyjnie sformułowane tytuły, bo w telegraficznym, esencjonalnym skrócie kumulują w sobie najistotniejszy sens każdego szkicu. I tak Szymborska to, w perspektywie Drzewuckiego, poetka usytuowana „między wiedzą a niewiedzą”, Hartwig – „między wspominaniem i zapominaniem”, Kozioł to „poetka bólu”, Miłobędzka – poetka tożsamości („być sobą tak, że już nie być”), a Lipska to poetka, dla której dominantą jest poruszanie się „między intelektem a wyobraźnią”. Jako klasyka (a może raczej: klasycystę) z nadrzędną „potrzebą ładu, rytmu i formy” postrzega Drzewucki Czesława Miłosza otwierającego drugą część zbioru. Trwanie przy postawie ciągłego rozpoczynania zaakcentowany jest w szkicu o Tadeuszu Różewiczu. Jako poetę „złotego środka” postrzega Drzewucki Zbigniewa Herberta, z czym co prawda można się zgodzić w wymiarze estetycznym, ale nie w aspekcie radykalnej i jednoznacznej postawy ideowo-politycznej poety w ostatnim dziesięcioleciu jego życia. O zaskakującym dla jego czytelników nagłym wejściu w poezję przez urodzonego prozaika opowiada autor w szkicu o poezji Kornela Filipowicza. „Miara, wiara, szczegóły i arytmia materii” to w odbiorze Drzewuckiego dominujące motywy poezji Kazimierza Hoffmana. Mariana Grześczaka widzi natomiast „między cieniem cienia a cieniem światła” (egzegezę tej enigmatycznej frazy zostawiam wnikliwości czytelników). Najobszerniejszy szkic w całym zbiorze poświęcił Drzewucki poezji Jarosława Marka Rymkiewicza, jako poety o wielkim duchowym rozmachu, rozpiętym „między wiecznością a nicością”. W tym przypadku, w odróżnieniu od casusu Herberta, nie ominął politycznej warstwy poezji JMR, intensywnej w ostatnim dziesięcioleciu. Odprawiwszy Wielkie Damy poezji polskiej oraz jej Szacownych Mandarynów, część trzecią poświęcił Drzewucki sześciu poetom, których trudniej „zakwalifikować” przy użyciu podobnych kwantyfikatorów jak wyżej wspomnianych. To poeci o generację lub nawet pokolenie młodsi, którzy w związku z tym rozpoczynali swoją drogę poetycką w innym paradygmacie egzystencjalnym i historycznym. I tak poezję Juliana Kornhausera postrzega Drzewucki w perspektywie służebności poezji („Poeta pisze dla innych”), „nieosiągalności prawdy” (Leszek Szaruga), „gramatyki konkretu” (Jerzy Kronhold), prostoty mowy sprzężonej z wysokim myśleniem (Krzysztof Karasek). W poezji Leszka Aleksandra Moczulskiego jako najważniejszą wskazuje zawartą w niej „kotwicę nadziei”, a u Jana Polkowskiego perspektywę na „cudowny porządek wszechświata”.
Nawet pobieżnie, leksykonowo, jak piszący te słowa, obznajmionemu ze współczesną poezją nietrudno zauważyć brak w tym zbiorze szeregu wybitnych poetyckich nazwisk. Ale z tego już sam Janusz Drzewucki skrupulatnie się usprawiedliwia w „kilku uściśleniach” pomieszczonych na końcu. Pomieszcza w nich niejako itinerarium po innych swoich tekstach, w których pisał o pominiętych w niniejszym zbiorze, m.in. o Tadeuszu Nowaku, Stanisławie Barańczaku, Ryszardzie Krynickim, Adamie Zagajewskim, Rafale Wojaczku, Tadeuszu Śliwiaku i całkiem pokaźnym szeregu innych. Jest tu więc Drzewucki całkowicie usprawiedliwiony. Choć, przepraszam, wróć, nie całkiem. Tak się składa, że w gronie poetów, których z różnych powodów najbardziej cenię i lubię, jest dwóch, których nazwiska w ogóle, nawet w enumeratywnym wyliczeniu, w zbiorze Drzewuckiego, nie padły. To nazwiska Mirona Białoszewskiego i Jerzego Harasymowicza-Broniuszyca. Ten brak mnie zaintrygował. Rezultat to przypadku czy może rozmysłu? Jednak taka „kryminalna” zagadka w tomie szkiców o poezji, to szczypta pieprznej przyprawy, więc zarzutu nie czynię, ale z niezaspokojoną ciekawością pozostaję.
Janusz Drzewucki – „Muzyka sfer. Teksty o poetach i poetkach”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2020, str. 466, ISBN 978-83-8196-051-9
Istne diabelstwo
Konrad Szołajski, rocznik 1956 jest reżyserem filmowym, autorem m.in. „Człowieka z…” (1993). Już dość dawno jednak dał sobie spokój z filmową fabułą i zajął filmem dokumentalnym. Ponad rok temu odbyła się premiera jego filmu „Dobra zmiana”, o dwóch kobietach, jednej – czynnej działaczce Komitetu Obrony Demokracji, drugiej – działaczce Klubów Gazety Polskiej, fanatycznej patriotce i katoliczce. Przez postacie dwóch kobiet sportretował niejako podstawowy konflikt jaki dziś rozdziera Polskę. Kilka lat wcześniej zrealizował dokument „Jedna do łóżka, druga na bal”, o dwóch „modelach” kobiecości w oczach mężczyzny. Żywa umysłowość i temperament twórczy Szołajskiego nie pozwalają mu jednak trzymać się jednego tematu czy bloku tematycznego, jak to się u niektórych twórców zdarza. Tym razem „wziął na tapetę” temat sensacyjny i tajemniczy, mimo że sporo się o nim pisze i pomimo tego, że wielu z nas ma w tyle głowy pamięć głośnych amerykańskich thrillerów z lat siedemdziesiątych, „Egzorcysty” i „Egzorcysty 2”. W roku 2015 Szołajski zrealizował bogato udokumentowany film „Walka z szatanem”, opowiadający o opętaniach i egzorcyzmach. Uznał jednak, że dokumentalne ujęcie tematu mu nie wystarcza, więc w oparciu o zebrany materiał napisał powieść, konstrukcyjnie tradycyjną, z obfitymi dialogami. „Zlecenie. Walka z szatanem” jest fikcją-niefikcją. Wedle świadectwa samego autora, wszystko co stanowi treść powieści oparte jest na faktach, z tym, że korzystając z prozatorskiego prawa do „licentia poetica” połączył on składniki z różnych postaci i sytuacji (niefikcja) w postacie na nowo sklejone, zbudowane, nie będące prostym, lustrzanym, jeden do jednego, odbiciem postaci realnych (aspekt fikcyjny). Spojrzenie na temat opętań i egzorcyzmów inaczej niż w materiale dokumentalnym dało Szołajskiemu możliwość zdystansowania się do tych zjawisk, także do zastosowania tonu ironii. Po tę powieść sięgną być może także ci, którzy widzieli wyjściowy dokument filmowy. Być może znajdą się i tacy, którzy po lekturze powieści zechcą obejrzeć film. Tych, którym obił się kiedyś o uszy tytuł trylogii powieściowej „Walka z szatanem” Stefana Żeromskiego upewniam, że powieść Szołajskiego z Żeromskim nie ma nic wspólnego. A zaintrygowanych dziwnym rzeczywiście zjawiskiem opętań i egzorcyzmów (dla wierzących to walka z realnym diabłem, dla ateistów i sceptyków – niewyjaśnione zjawisko psycho-fizjologiczne) zachęcam do ekscytującej lektury.
Konrad Szołajski – „Zlecenie. Walka z szatanem”, Wydawnictwo Arbitror, Warszawa 2019, str. 268, ISBN 978-83-66095-16-8
Starożytne miasto Lublin i jego sztuka
Tak długo jak mieszkałem w Lublinie, a mieszkałem lat 45, miałem poczucie, że mimo swej „historyczności”, znajdującej ukoronowanie w akcie Unii Lubelskiej 1569 roku uwiecznionej przez Jana Matejko oraz pokaźnej, bogatej i do tego autentycznej, nierekonstruowanej tkanki urbanistycznej, architektonicznej, a także sporego zasobu dzieł sztuki, jest on miastem egzystującym „na uboczu” i że sporo miast o mniejszej skali historyczności, o mniejszej wartości tkance architektonicznej oraz o uboższej tkance kulturowej (Lublin przez 45 lat był jedynym polskim miastem z dwoma uniwersytetami) jest bardziej „identyfikowalne” przez nielublinian.
Z tym większym zainteresowaniem, gdy przyszedł na to czas, zainteresowałem się swoim miastem, jego historią, tradycją, zasobami, czego nie czyniłem mieszkając w nim i będąc totalnie zaprzątniętym innymi sprawami. Dlatego z zainteresowaniem sięgnąłem po zbiorową pracę „Sztuka Lublina od średniowiecza do współczesności. Studia i szkice” pod redakcją i z wprowadzeniem Lechosława Lameńskiego. Sztuce dawnej poświęcony jest blok tekstów „Ścieżki sacrum”, w którym znajdujemy m.in. dwa teksty o kościele i klasztorze dominikanów, tekst o malarzach w archidiakonacie lubelskim od XV do XVII wieku, szkice o obrazie tablicowym św. Brygidy w kościele Brygidek, o obrazie „Ostatnia wieczerza” w kościele Karmelitów Bosych, o „programie treściowym wnętrza kościoła pojezuickiego (katedra lubelska), a także tekst o architekturze i wyposażeniu prawosławnej cerkwi bazylianów. W bloku „Przestrzeń miasta-przestrzeń życia” znajdują się teksty o architekturze i rozwoju przestrzennym miasta, o kamienicach na rynku lubelskiego Starego Miasta, ale także o lubelskich dzielnicach mieszkaniowych z lat. 50 XX wieku. Blok trzeci, „Twórcy, ośrodki, środowiska” dotyczy po części niektórych zjawisk dawnego życia artystycznego, a po części współczesnego życia artystycznego Lublina i jego ważnych postaci, m.in. Ignacego Kędzierskiego, architekta i budowniczego Lublina w latach II Rzeczpospolitej.
„Sztuka Lublina od średniowiecza do współczesności. Studia i szkice”, redakcja naukowa Lechosław Lameński, Ewa Letkiewicz, Piotr Majewski, Jerzy Żywicki, Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2019, str. 520, ISBN 978-83-227-9236-0