Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (25)

0
297

Polowanie, potykanie, powstawanie

            Polowanie to słowo którego nie znoszę. Owszem, polować można na potrzebną nam książkę, na znaczek, którego nie mamy w klaserze, na tańszy wyjazd na wczasy. Ale polowanie na zwierzęta to dla mnie horror. „Bracia mniejsi” stale są na celowniku!

            Wiem, wiem: biocenoza wymaga „przetrzebienia”. Ale co innego jest „przetrzebieniem”, a co innego „hobbystycznym” polowaniem. Ech, zastrzelić łanię, jelenia, zająca – to ci dopiero frajda!

            Rzecz jasna, od tysiącleci żywiliśmy się zwierzyną. Mięso, ach!, mięso, to jest podstawa pokarmowa. Owszem, są wegetarianie, ale to chyba niewielka populacja. Ja sam wegetarianinem nie jestem i pałaszując schabowego bynajmniej nie myślę o mordowaniu „braci mniejszych”.

            Problem w tym, że gdyby wstrzymane zostały wszelkie polowania, to diabli wiedzą, jak wyglądałaby nawałnica zwierzęca. Prawdopodobnie jej „populacja” stałaby się horrorem. I dalej na ten temat nie będę już perorował – jest jak jest i niech już tak będzie.

            Przechodząc do rzeczy: o wiele gorsze jest polowanie ludzi na ludzi. Nasza populacja rozwarstwiła się. Stajemy się wrogami, nie umiemy dogadać się w wielu sprawach, walczymy o władzę i urzędy. Partie polityczne nie tyle współpracują, co przepychają się stołkami.    To jest przepychanka. To może być bitwa.

            Wielopartyjność jest niezbędna, bowiem monopartyjność byłaby „królowaniem”. A więc nie mielibyśmy szansy na polemiki, procedury czy weta. Oczywiście tak źle jeszcze nie ma, ale ten stan może się pogarszać.

            Jasne!: nic nie jest wieczne. W końcu sytuacja w Polsce prędzej czy później się zmieni, ale te „sinusoidy” będę się powtarzać.

            Obecnie nieźle miewa się nasza gospodarka. I to jest bardzo korzystne. Ale co się stanie, gdy gospodarka zacznie kuleć? Ech, cicho-sza, bylebym nie był prorokiem.

            Mimo to jest – jak wiecie – nerwowo. Jeszcze ta cholerna pandemia podgrzewa niepokój społeczny.

            A mnie się coraz częściej śni Arkadia. Ale jednak stuknąłem się w głowę. Te wszystkie arkadie i bukoliki to były sny krótkotrwałe. Obecnie ponoć gospodarka polska jest w dobrym stanie. Ale jak długo?

            Szczęście mieliśmy jedno: po 1945 roku Polacy nie zaznali wojny. Ja należę do jednego z najstarszych pokoleń powojennych, którym przyszło nieustannie żyć w czasach pokoju. Jak długo jeszcze? Wprawdzie ten pokój był jaki był, ale przez lata byliśmy wasalami.

            Dobrze pamiętam czasy PRL-u. Żyło się w miarę normalnie i pracowicie, ale jednak pod batutą władzy. Kto za wysoko podskoczył lub pomruczał, ten nie miał szansy na spokojne życie i pracę w firmach państwowych. Jakoś się w tym wszystkim lawirowało, ale zazdrościliśmy krajom zachodnim. Kto mógł, to emigrował.

            Teraz jakoś się żyje. I to chyba nie najgorzej. Ale niepokój gdzieś tańczy w głowie i dochodzę do wniosku, że nie ma pokolenia żyjącego w Arkadii. Może trzeba to przyjąć jako coś oczywistego. Życie jest wyboiste. Potykamy się i podnosimy. A skoro podnosimy, to już jest dobrze. I tym się pocieszajmy!

            Jednak co staniesz na nogi, to prędzej czy później ci się ugną. Obecnie koronawirus zmusił nas do zakładania maseczek na twarz. I tak jest od wieków: pełną gębą nigdy żyć nie można.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko