O O O
Przy nyskim dworcu karczowano ogromne drzewa wyrosłe na nieużywanych torowiskach. Odsłaniając dwa stare parowozy. Stały od dziesięcioleci, zapomniane w czasach upadku kolejnictwa.
Z ciekawości wybrałem się któregoś popołudnia. Plac manewrowy przypominał cmentarzysko z opowiadań Stefana Grabińskiego.
Wszedłem do martwej, zardzewiałej lokomotywy przyglądając się różnym wajchom, pokrętłom, wskaźnikom. Gdzieś zza pleców doszedł mnie gwar setek ludzi, dyszących ciężko w straszliwym ścisku, płacz dzieci, możliwe, że modlitwy.
Strach podrapał plecy.
Niepewnie odwróciłem głowę. Tory były puste tylko wiatr falował wysoką trawą między podkładami. Wrony wydłubywały robaki spod szyn.
Po jakimś czasie od starego kolejarza dowiedziałem się, że owa lokomotywa ciągnęła w czasie wojny wagony pełne ludzi do Auschwitz.
Jerzy Stasiewicz
Nysa, 10-12 kwietnia 2019 r.
Stacja pośród lasów
Małe leśne stacyjki trójkąta bermudzkiego: Żagań – Żary – Gubin, znane są tylko żołnierzom zaprzyjaźnionych armii jak je niesłusznie nazywano? I grupie fanatycznych grzybiarzy, przeczesujących okoliczne lasy, mimo tablic ostrzegawczych: „ Teren Wojskowy Wstęp Wzbroniony – Niewybuchy i Niewypały”.
Bywa, że w tamte strony, zapędzi się przypadkowa osoba, pragnąca odwiedzić kuzyna w wojsku. Rzuconego za karę do małej jednostki łączności 3446 w Dobrach nad Kwisą. Osady pośród drzew, piaszczystej drogi, osiedla dwu betonowych bloków z wielkiej płyty na wzór sowiecki pionu dowódczego z rodzinami. Jest i stacja kolejowa z ogromnym poniemieckim dworcem z czerwonej cegły. I pięć torowisk po, których mkną nieustannie dzień i noc składy kilkudziesięciu wagonów w tą i tamtą stronę. W krótkich czasowo, równomiernych odstępach.
Głuchy las. Ogromny dworzec, maleńka jednostka i ponoć gdzieś tu tajne rosyjskie wyrzutnie rakietowe.
Daleki kuzyn z Małopolski nienawykły podróży, trzecią noc w pociągach, zasypia na stojąco. Co rusz pytając zabieganego konduktora – Dobra nad Kwisą? Czy to już Dobra nad Kwisą?
Wytrącony z letargu jak we mgle widzi oddalającą się tablicę stacji docelowej. Zamierza wyskoczyć w biegu. Prędkość umykających jak drabina szczebli torowiska przywodzi opamiętanie.
Lokomotywa gwałtownie hamuje. W pośpiechu z wagonów wyskakuje kilku starszych mężczyzn z koszykami. Niebo rozświetla blady świt poranka.
Dowiaduje się od człowieka o niebieskich oczach wyrosłego jak spod ziemi, że za godzinę będzie przejeżdżał piętrus. Staje na każdej pipidówce.
Przysiada na staroświeckiej, zmurszałej ławce tuląc się do worka z dobytkiem jak niemowlę do matczynej piersi. Wiatr chyli korony w pokłonie, szeleszcząc gałęziami.
Donośny niemiecki głos z megafonów: „ Achtung , Achtung”. Lokomotywa wojenna ze swastyką na czole kotła. Na lawetach czołgi i działa nakryte brezentem. Żołnierze Wehrmachtu w podkoszulkach z butelkami piwa wiwatują roześmianym dziewczętom, rzucającym kwiaty z peronu do otwartych wagonów.
– Młody…Młody … Nie boisz się spać sam w poniemieckim lesie. Niedawno takiego jak ty znaleziono przy rampie z bagnetem w piersiach. Mówią, że to… strażnicy tajemnic!? Po coś tu przyjechał ?
Jerzy Stasiewicz