Jan Stanisław Smalewski – Czas na refleksje?

0
781
Fot.: ze zbiorów autora

        Oczywiście smutne refleksje, a przynajmniej większość z nich.
Zanim przejdę do refleksji nad światem, najpierw o nas wszystkich: Czy kiedykolwiek spodziewaliśmy się, że życie tak nas podzieli – na już zarażonych i zagrożonych zarażeniem wirusem stulecia COVIDEM 19? Czy wyobrażaliśmy sobie, że Święta Wielkanocne mogą być smutne nie tylko z powodu tradycji chrześcijańskich związanych z męką Chrystusa, ale także z powodu udręki niesionej przez obostrzenia związane z pandemią? Że będziemy musieli je obchodzić zamknięci w swoich domach bez dalszej rodziny, przyjaciół, znajomych? Że nasze kościoły wypełni smutek, trwoga i… wszechogarniająca nas pustka. – Boże, wiem że tam jesteś, ale dlaczego przyjść do ciebie nie mogę? Czym ja Ci zawiniłem, czym zawinił Ci cały świat?

        Widok modlącego się w samotności papieża na placu świętego Piotra w Rzymie, gdy po raz pierwszy w czasie światowego zagrożenia – z użyciem najświętszych insygniów katolickiej wiary – papież Franciszek błagał Boga o zatrzymanie szalejącej pandemii, poraził swą wymową wszystkich Chrześcijan. Osobiście nie zapomnę tego nigdy.

        Wielu złych wydarzeń mogliśmy się w ostatnim czasie spodziewać na świecie i w kraju. Pisałem o tym w poprzednich felietonach.

        Napięcia społeczne u nas oraz ciągnące się waśnie pomiędzy partią rządzącą i opozycją wciąż przenoszą się na rozmaite fragmenty i sytuacje naszego życia społecznego. Nerwowość, pogłębianie się braku zaufania pomiędzy ludźmi, utrudnia rozwiązywanie trudnych problemów gospodarczych i społecznych, dostarcza nam wystarczająco dużo troski o codzienny byt i przyszłość najbliższych.

        W skali globalnej nie tylko niespotykane dotychczas klęski żywiołowe (głównie olbrzymie pożary), ale także awanturnicza, wręcz prowojenna polityka mocarstw światowych, dostarczały dość emocji, zmartwień i niepokojów o przyszłe losy świata, w którym żyjemy.

        Niepokoiło rozchwianie nastrojów społecznych w krajach europejskich powodowane problemami wewnętrznymi (Wlk. Brytania, Francja, Turcja). Martwił nas światowy kryzys migracyjny spowodowany wojną w Syrii i konfliktami zbrojnymi w Afryce. Niepokoiliśmy się militarnymi zagrożeniami niesionymi przez Koreę Północną, ale i napięciami z powodu powrotu paru innych państw do polityki wyścigu zbrojeń (doskonalenia supernowoczesnych broni).

        Świat, który od pamiętnych czasów zaniechania zimnej wojny pomiędzy Ameryką i ZSRS, ponownie zaczął – chociaż może nieco wolniej – zmierzać ku krawędzi przybliżającej nas do zagłady.

        Gazety o tym się rozpisywały, ludzie protestowali. I co? Nic. Wciąż nie dochodzi do opamiętania, a jeszcze do tego przyłączyła się natura. Chociaż raczej powinienem napisać: biologia, gdyż o walce natury z nami (efekt cieplarniany, topnienie lodowców, zanieczyszczenie atmosfery, niszczenie biosfery, fauny i flory…) wiedzieliśmy już wiele i zaczęliśmy ją w ostatnim czasie rozumieć, a nawet skłaniać się do ustępstw na jej korzyść.

        Jakaś niepojęta magia liczby dwadzieścia nakazywała w poprzednich latach ludziom na ziemi podpowiadać, że może dojść do kolejnej cyklicznej tragedii z udziałem biologicznych wirusów dziesiątkujących ludzkość. Pisał o tym nieżyjący już Stephen Hawking („w roku 2020 może czekać ludzkość niewyobrażalna katastrofa biologiczna”). Przestrzegała wcześniej przed tym pisarka wróżbitka, jasnowidz i parapsycholog Jean Dixon (1904 – 1997), pod koniec życia gwiazda popkultury amerykańskiej.

        Ale problem polega na tym, że wróżby bywają czymś interesującym, niemniej zazwyczaj nie spełniają się. Naszego jasnowidza z Człuchowa z tego powodu ostatnio obwołano w Internecie oszustem. Co do Dixon… trafnie przepowiedziała ona śmierć Franklina Roosevelta, zamachy na: św. Jana Pawła II, Mahatmę Ghandiego, Martina Lutera Kinga, czy też Johna Kennediego… Ale to było dawno. Piszę zresztą o tym dlatego, gdyż w Chinach, skąd rozeszła się na cały świat zaraza covida (Vuhan), naukowcy z zakresu medycyny na kilka miesięcy wcześniej przestrzegali swoje władze, wyjaśniając że pojawił się rozpoznany przez nich niebezpieczny wirus, który nie poddaje się żadnym antybiotykom, jest praktycznie (aktualnie) niezniszczalny i może stanowić ogromne zagrożenie dla ludzkości. Lekarka Ai Fen, która to ujawniła, po prostu „zniknęła”, a rząd zignorował ostrzeżenia i zaczął prześladować wspierających ją lekarzy.

        Dość jednak powiedzieć, że w komunistycznym reżimie, krwawym reżimie chińskim, aktualnie milion ludzi przebywa w łagrach, a 2 miliony w obozach pracy…

        Ale lekarze chińscy też nie byli pierwsi, którzy ostrzegali przed niebezpiecznym wirusem. Pierwszą była Światowa Organizacja Zdrowia, która już dwa lata temu (nasza telewizja wyemitowała program o tym 31 marca 2018) zaapelowała do rządów i służb medycznych państw, by rozpoczęli przygotowywania na atak najnowszej generacji nieokreślonej jeszcze „Choroby X” – wirusa, który już jest, został wykryty, rozpoczął namnażanie się i w niedługim czasie może zaatakować ludzkość, przynosząc niewyobrażalne straty.

        Na krótko wywołało to niepokój i dyskusje w kręgach rządowych i medycznych, uznających ostatecznie, że współczesna medycyna jest na tyle rozwinięta, że w razie sprawdzenia się scenariusza, w bardzo krótkim czasie da sobie radę z każdym wirusem.

        Czarnowidztwem zapewne nie są fakty, że jakaś niezrozumiała magia liczb nadal nasz świat prześladuje. W tym przypadku liczby 20. I tak w 1720 roku wystąpiła największa w Europie plaga dżumy. W Marsylii we Francji zginęło wtedy ponad 100 tysięcy osób.

        W 1820 roku  miała miejsce potworna epidemia cholery, a w 1920. grypy hiszpanki – najbardziej zabójczej z dotychczasowych epidemii, która wg. różnych szacunków zabiła na świecie nawet 100 milionów ludzi, a chorowało pół miliarda.

        To tylko ciekawostki. Ale także budzące refleksje, iż we współczesnym świecie nie jesteśmy sami, że musimy się mieć na baczności, że powinniśmy być przezorni, bo natura się broni, a także eksploruje świat walcząc z nami… Nie doceniono śmiertelnego zagrożenia, jakie może spowodować zapowiadana pandemia wywołana przez złośliwego mutanta z Chin.

        Retorycznym staje się zatem pytanie: Dlaczego rządy nawet najbogatszych państw skupiają uwagę jedynie na zagrożeniach fizycznych, widocznych gołym okiem? Przecież nawet przygotowując się do wojen, doskonaląc bronie, już głównie strategiczne o zasięgu ogólnoświatowym, też powinny sobie zdawać sprawę z tego, że w razie ich użycia, duża część populacji ludzkiej zginie, a inna może jeszcze większa będzie potrzebowała pomocy medycznej, i zapewne materialnej także. I to nie za kilka miesięcy od ataku, ale natychmiast.

        Kilka lat temu amerykańscy badacze przypadkowo natrafili na biegunie północnym potężne (niezniszczalne atomem) tajne schrony radzieckie, w których Sowieci zgromadzili specjalnie spreparowane pakunki z milionami nasion wszystkich roślin żyjących obecnie na Ziemi. Schrony zbudowane podczas zimnej wojny, grożącej w każdej chwili światowym konfliktem atomowej zagłady, miały za cel: odtworzenie nawet po setkach lat od zniszczenia planety, odrodzenie jej życia biologicznego.

        Jest to tylko jeden z dowodów: jak dalece człowiek zapędził się w planowaniu śmierci drugiego człowieka; z przeciwnego sobie państwa, obozu. Licząc się nawet z tym, że sam w tym konflikcie może zginąć.

        Refleksje innego rodzaju: dotyczące nieprzygotowania się wszystkich państw na świecie do walki z tak szeroko rozpowszechniającą się epidemią, jaką obecnie wywołał COVID 19.

        Wielu przywódców, po pojawieniu się wirusa i początku epidemii w Chinach, kompletnie zlekceważyło to zjawisko. Łącznie z prezydentem Trampem, a potem z premierem Wielkiej Brytanii, rządami: Włoch, Hiszpanii, Szwedzkim i innymi. Niedawno prezydent Białorusi Łukaszenka rozgrywając w Mińsku ze swoją amatorską drużyną turniej hokeja, wyjaśniał zdziwionej jego odwagą dziennikarce: – „Widzi tu pani jakiegoś wirusa? Żadne wirusy tu nie latają. Ja ich nie widzę”. A prezydent Brazylii Bolsonaro ogłosił, że „covid to taka grypka, nie ma co się nią przejmować. A  poza tym Brazylijczycy mają naturalną odporność”.

        Niemal wszyscy zlekceważyli zagrożenie, nie docenili wirusa, a Chińczycy są dzisiaj obwiniani za to, że za późno ujawnili prawdziwe informacje o nim i nie zamknęli granic, pozwalając milionom rodaków podróżować, a tym samym roznosić wirusa po całym świecie.

        W naszym kraju początkowo wzorowano się na innych krajach, ale w miarę rozsądnie czasowo zamknięto granice i wprowadzono obostrzenia we wzajemnym kontaktowaniu się ludzi. „Zostań w domu” – ten nakaz stał się podstawą wszelkich działań, jakie w sytuacji braku skutecznego na wirusa leku i szczepionki na tego złośliwego i niewidzialnego zabójcę mogły zostać podjęte.

        Moja żona Zofia w książce „Saga rodu Grzeszczaków” w wyróżnionej podczas XIX Kościerskich Targów Książki Pomorza i Kaszub opisała, jak niektórzy członkowie jej rodu zachowali życie i przeżyli tylko dlatego, że podczas wspomnianej wyżej hiszpanki zaszyli się głęboko na wsi, izolując się i chroniąc w ten sposób przed zarażeniem.
 
        Moje refleksje w odniesieniu do braku wyobraźni, a tym samym często i zwykłej ludzkiej przyzwoitości skupię także na tym, że mimo wielu ludzkich tragedii: ciężkiego przebiegu choroby u niektórych zarażonych oraz masowych śmierci, co ma miejsce w Ameryce, Włoszech, Hiszpani, dla niektórych polityków nadal na pierwszym miejscu stoją: władza, biznes i majątki oraz ślepe dążenie do zaspokojenia własnych ambicji; sprzecznych często ze zdrowym rozsądkiem.

        Premier Wlk. Brytanii, który żartował z koronawirusa, ciężko zachorował. A prezydent USA także długo epidemię lekceważący, w krótkim czasie zderzył się z ogromną tragedią narodu, której przecież mógł wcześniej zapobiec, lub przynajmniej częściowo ją ograniczyć. Na skutek nieroztropności i braku umiejętności przewidywań skutków epidemii Amerykanom brakuje teraz podstawowego sprzętu medycznego: maseczek, rękawiczek, respiratorów. Ale i szpitali, a ostatnio już także miejsc na cmentarzach, by pochować tysiące zmarłych.

        Kiedy piszę ten felieton, daleko jest jeszcze do opanowania pandemii, wprowadzono kolejne nowe obostrzenia, przesuwając wszelkie restrykcyjne zachowania (i władz i ludności) do końca kwietnia. Przesunięto w kraju egzaminy dla ośmioklasistów i maturzystów na czerwiec. Otwartą pozostaje kwestia: Kiedy uda się ostatecznie opanować pandemię i jakim będzie świat, jaką będzie nasza ojczyzna, po pandemii?

        Pandemia koronawirusa na pewno przewartościowuje wiele ludzkich zachowań, myślenie i nastawienie do życia. Większość ludzi już zaczyna rozsądniej myśleć od swych polityków, których wcześniej na urzędy wybrali. – Można teraz w warunkach epidemii skorygować swoje opinie o ich przydatności i wierności zasadom służby, na jaką wcześniej się zdecydowali.

        W dramatycznych okolicznościach tragedii, jakie niesie rozwój epidemii na całym świecie, przewartościowują się priorytety w kierowaniu państwem, społeczeństwem, służbą zdrowia, ale przede wszystkim gospodarką.

        Nie wiem jeszcze, jak w najbliższej przyszłości poradzi sobie Ameryka? W moim mniemaniu już straciła pozycję światowego lidera. – Proszę zobaczyć, jak mało istotne stało się teraz ogłoszenie na początku roku przez prezydenta Trampa, że Amerykanie pierwsi na świecie wstąpili na poziom wojennego wyścigu zbrojeń w kosmosie (stworzyli Siły Kosmiczne)?, kiedy tu na Ziemi pokonuje ich niewidoczny, ale niezwykle zajadły śmiercionośny wirus. Jak niewydolna okazuje się w tych warunkach pozostawać zablokowana przez wirusa gospodarka, i te rzekomo nowoczesne służby medyczne (gdy brakuje im podstawowego sprzętu i lekarstw)? I wreszcie: jakie znaczenie może mieć widoczna gołym okiem konsolidacja (lub jej brak) wielonarodowych społeczeństw?

        Paradoksalnie w tym wszystkim Chińczykom ta sytuacja pandemiczna może przynieść niewyobrażalne korzyści: w bezprecedensowym przejęciu prymatu w gospodarce światowej. Sprzyja temu i reżimowe, komunistyczne kierowanie państwem, i opanowanie zawiłych technologii w zakresie funkcjonowania sztucznej inteligencji (skanowanie twarzy każdego obywatela, jego tożsamości, temperatury, zachowania), ale i także wysoki poziom zorganizowania państwowego w zakresie planowania (gospodarki i rozwoju technicznego, nauki, medycyny). W zakresie militarnym podobno Chiny już nie ustępują Amerykanom.

        Wirus pomógł Chińczykom w tym wyścigu wyjść na czoło światowego peletonu. Pokazał ich możliwości i obnażył słabości współczesnego świata na czele z amerykańską gospodarką. Obnażył nieporadności w radzeniu sobie z pandemią XXI wieku.

        Dość powiedzieć, że w obliczu strat czynionych przez pandemię, słabo na tym tle rysują się także perspektywy dalszego rozwoju Unii Europejskiej.

        Zarządzanie państwem z pozycji jednego człowieka: prezydenta, dyktatora, króla itp., staje się współcześnie coraz bardziej nie do zrealizowania. Duże demokracje się nie sprawdzają. Są trudne do opanowania, są anty-demokratyczne, korupcyjne, a przede wszystkim niesprawiedliwe i ułomne organizacyjnie w najważniejszych kwestiach: planowania gospodarki i ochrony życia obywateli.

        Co z tym zrobić, nie wiem, ale na pewno świat musi to zmienić, przewartościować. Oby w najbliższym czasie nie zrobił tego koronawirus.

        W tym miejscu refleksja wagi ciężkiej: konsolidacja. Wiele pisano i mówiono w ostatnim czasie o podziałach społecznych. Wszystko to było prawdą. Nierozsądne jest dzielenie społeczeństwa na dwa obozy, w ślepe zaułki nie tylko polityki, ale i życia społecznego prowadzą podziały na MY i WY, NASI i ONI.

        Ale koronavirus może zmienić wszystko. Przede wszystkim może spowodować, że nie każdy, kto dotychczas liczył tylko na własne wygody, będzie chciał raz jeszcze wejść do polityki. Czas to pokaże. Mam nadzieję jednak, że czas rozstrzygnie to na korzyść ludzi dobrych. Bo – jak się okazuje w czasie pandemii, a jest to kolejne już potwierdzenie olbrzymich pokładów ludzkiej solidarności tkwiącej w polskim społeczeństwie – naród potrafi się jak mało który jednoczyć w sprawach trudnych; wobec tragedii ludzkich, dramatów społecznych i losowych nieszczęść.
Potrafimy nieść pomoc, dzielić się z potrzebującymi i dzielić przysłowiowym ostatnim kawałkiem chleba.

        Nowego ofiarnego społecznego wymiaru nabiera akcja pomocy szpitalom Fundacji Jurka Owsiaka, ale też i wiele indywidualnych przykładów ludzkiej dobroci (wobec chorych i potrzebujących) ze strony osób prywatnych, instytucji i małych firm, które np. przestawiły swe działania na pomoc służbie zdrowia i społeczeństwu: szyjąc maseczki, gotując i dowożąc posiłki służbom medycznym oraz seniorom, wspierając DPS-y i inne Ośrodki Pomocy Społecznej.

        Zapewne, gdy zły czas epidemii minie, wiele dziedzin życia będzie wymagało przewartościowania. Wiele problemów trzeba będzie rozwiązać inaczej, by w przyszłości nie dać się zaskakiwać podobnym dramatom. Przede wszystkim bardzo ostro w czasie pandemii zarysował się problem wcześniejszej likwidacji w systemie leczniczym szpitali zakaźnych i związanych z nimi rezerw środków ochrony antywirusowej. Nie powinno też pozostawać poza opieką Ministerstwa Zdrowia tysiące Domów Pomocy Społecznej i Domów Opieki Społecznej, nie podlegających dotychczas powszechnemu jej systemu.

        Konieczność izolacji dzieci i młodzieży szkolnej w rodzinnych domach, w tym zwłaszcza ze środowiska wiejskiego, powoduje pilną potrzebę dokonania zmian w systemie jej nauczania przy pomocy środków technicznych, i pełnego wyposażenia zarówno szkół, jak i młodzieży w laptopy oraz programy umożliwiające naukę przez Internet.

        Będą naprawdę mieli co robić, nad czym pracować i rządzący i społeczeństwo. Pewnym jest jedno: Nie damy się ani wirusowi (polskie wysiłki medyczne już wyprzedzają świat w poszukiwaniu szczepionek i leków przeciwko koronowirusowi), ani zagrażającej światu i Europie recesji.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko