Krzysztofowi Korotkichowi
Właśnie mieliśmy jechać… Prześcigać marzenia…
Gdy oto spadła na nas nieprzygotowanych
arytmia codzienności. I śmierć. I złamane
odwieczne rytuały nagle bez znaczenia.
Ktoś przyjazny śle zdjęcie, bym podziwiać mogła
nad jeziorem poezję zachodu. Tymczasem
widzę wąziutką krwawą strużkę ponad lasem
niczym wygasający elektrokardiogram.
Gdzie skryć się? I czy można? I w czyich ramionach,
kiedy znikają ludzie dzielący się światem –
na wymarłego metra środlondyńskiej stacji
gra ostatni pianista „Imagine” Lennona.
I myślę – za Słowackim – o kruchej planecie
czy „Bóg ją zetrze palcem”, czy „wleje w nią życie”…
Marzec, 2020
Rdzewieją czołgi, zawstydzone rakiety nie odnajdują celu, poligony milczą…
Dziękuję Ci za ten wiersz.