Zapiski znad Zatoki San Francisco (na biurku mam drugie wydanie książki, pochodzące z 2004 roku) prowadzone przez Adama Lizakowskiego w latach osiemdziesiątych kończą trafne, choć w tej akurat książce, powstałej pod piórem zapalonego młodego poety, raczej niespodziewane przemyślenia. Po siedmiu latach spisywania intymnego dziennika jego autor uzasadnia porzucenie diarystycznego rytuału. Jak twierdzi – „pisanie nie zawsze i niekoniecznie musi być przyjemnością, ale też nie może być obowiązkiem. […] przecież życie jest ważniejsze, pisanie to tylko taka gra, zabawa i nigdy nie odda prawdziwego smaku ani zapachu życia”. Słuszna skądinąd intuicja: literatura nie zastąpi samego życia, nie spotęguje również wywoływanych przez nie doznań – literatury nie można mieć zamiast tego, co nią nie jest. To prawda, choć autor Zapisków…nazywa ją wątpliwością, najpewniej dostrzegając w niej słabość kogoś, kto chcąc stać się zawodowym literatem, przed zawodowstwem jednocześnie się broni; „a takich wątpliwości nie chcę nawet znać, cóż dopiero mieć” – deklaruje.
Można odnieść wrażenie, że wiersze Lizakowskiego są przestrzenią nierozstrzygalnego konfliktu dwóch postaw jednakowo poecie bliskich: wiary w poznawczą – ba, czasem nawet rewelatorską – i wychowawczą moc literatury oraz sceptycyzmu wobec (najwyżej) umiarkowanej siły perswazji, jaką we współczesnym świecie miewają literackie środki wyrazu (nieprzypadkowo wszak w końcowym fragmencie amerykańskiego dziennika pisanie jawi się diaryście zaledwie jako igraszka). Sceptycyzm ten sprzyja jednak rzetelności i uczciwości samego pisania. Są to cechy, których Lizakowski wymaga zarówno od twórczości literackiej, jak i od piszących wiersze. Paradoks literatury – poezji szczególnie – polega bowiem na tym, że pozostając poza głównym nurtem życia pisarza, określa ona jego pozaliterackie role społeczne, nadaje kształt osobowości. By ująć ten fenomen prościej: pisanie nie jest życiem (można i niekiedy trzeba przecież żyć bez pisania), ale to ono projektuje świadomość i wpływa na wybory etyczne piszącego. Usiłując sprecyzować relację pomiędzy krytyką a poezją, przeszło sto lat temu Karol Irzykowski analizował w Czynie i słowie. Głosach sceptyka współzależność strumienia potrzeb i strumienia ziszczeń poetyckich. Koncept Irzykowskiego dotyczył oczywiście sposobu, w jaki twórczość poety odpowiada – zaspokajając je lub nie – duchowym potrzebom krytyka; atoli nic nie stoi na przeszkodzie, by myśl wyjętą z artykułu Zza kulis krytyki przeformułować: wydaje się, że strumień potrzeb daje poecie o sobie znać, jeszcze zanim doprowadzi on do ich ziszczenia, a może nawet niezależnie od tego, czy ostatecznie uda mu się je ziścić. Stąd też – możliwe, że radykalny, ale z pewnością nie odkrywczy – wniosek, że poetą jest się (albo bywa) dzięki wierszom napisanym i nienapisanym, tęsknotom zaspokojonym i dalekim od zaspokojenia. Potwierdzenie tych intuicji znajduję we frazie o pozornie tylko minimalistycznym przesłaniu, w siódmym tekście – rzecz jasna na pozór jedynie traktującym o zarabianiu pieniędzy – z cyklu 40 listów poetyckich z Chicago do Pieszyc (2014): „Poeta żyje okruchami i jest wdzięczny / stwórcy za to co ma”.
„Żyjący okruchami” musi być zarazem tym, od którego wymaga się mówienia prawdy. Właśnie tak: wymaga się. Szanując ludyczną stronę poezji (gra), nie należy poprzestawać na samej ludyczności. Nie powinien tego czynić poeta, nie powinni także jego słuchacze i czytelnicy. Imperatyw wzięcia odpowiedzialności za swój czas i otoczenie, choćby to najbliższe, wyraźnie Lizakowskiemu odpowiada. O wymaganiach stawianych poecie i wierszowi przez czytelników – takich, jakich życzyłby sobie Adam Lizakowski, aktywnych ideowo i wrażliwych społecznie – sporo dowiadujemy się z samych utworów. Poezja musi dawać świadectwo, przykładem niemal publicystyczne wiersze z tomu Chicago miasto wiary (2008), by wymienić choćby Afganistan czy Ślubną obrączkę. Mimo że nie zostały napisane prozą, jak większość dziewiętnastowiecznych pierwowzorów, genologicznie bliskie są one pozytywistycznym obrazkom i do tej właśnie tradycji literatury zaangażowanej, w jakiejś mierze nawet interwencyjnej nawiązują. O ich gatunkowym charakterze decyduje opis, podobnie jak w przypadku wierszowanych Obrazków Konopnickiej, pierwiastek epicki bierze w nich więc górę nad lirycznym, zredukowanym do zobiektywizowanego, humanitarnego tonu wypowiedzi. Ironiczna powściągliwość służy społecznej tematyce, eksploatowanej w tych współczesnych obrazkach. W kręgu tematów znalazła się wojna w Afganistanie, widziana przez pryzmat śmierci zwyczajnej, niekoniecznie heroicznej – o heroizmie decydują dziś środki przekazu i sposób przedstawienia zasług, atrakcyjność zasłużonego, nie zaś koleje losu człowieka („on był dużo więcej niż sto kroków od sławy, / zginął ku chwale Ameryki lub demokracji / i polityków potężnych i bogatych milionerów”). Lizakowski o tym wie, dlatego w jego wierszach stale powracają emigranci – ci gorsi ludzie, „mówiący z ciężkim akcentem”. Różnych narodowości, nie tylko Polacy. Choć Polaków, co zrozumiałe, na kartach twórczości emigranta z Pieszyc najwięcej. Emigracja, zwłaszcza zarobkowa, jest stałym tematem Lizakowskiego – obserwatora życia chicagowskiej polonii. Nie wszystkim się wiedzie, nie każdemu marzenia o dobrobycie wychodzą na zdrowie. W Ślubnej obrączce autor daje się poznać jako moralista. Dyskretny – nie komentuje, powściągliwie opowiada.
Niekiedy jednak poeta wchodzi w role, które mają mu ułatwić noszenie jakby już nieco przykurzonej maski emigranta. Jedną z takich kreacji jest rola jawnie nawiązująca do Pana Cogito. Przykładów dostarczają utwory: Emigracyjny poeta myśli o swojej poezji, Emigracyjny poeta pisze językiem codzienności, Emigracyjny poeta zastanawia się…(wszystkie z tomu z 2008 roku). Ich tytuły bardzo ułatwiają identyfikację hipotekstu. Podobnie jak – często przez Lizakowskiego eksploatowana – trzecia osoba liczby pojedynczej. „Wyjazd z ojczyzny sprawił, że przeszłość staje się / dla poety przestrzenią śladów” – dowiadujemy się z początkowych wersów tekstu Emigracja rzuca urok na poetę.
Na ślady te można się natknąć zarówno we własnej pamięci, jak i odnaleźć je w literaturze/bibliotece. Pierwsza wykazuje nie mniejszą skłonność do mitologizowania przeszłości niż druga. Dlatego sensowne i potrzebne jest poznawanie rodzimych przestrzeni także na kwerendach bibliotecznych, przekopywanie zbiorów poświęconych rodzinnym stronom, a nawet wertowanie dzieł obcych, ułatwiających zdystansowane spojrzenie na domowe dzieje. Czekając na barbarzyńców, wiersz poniekąd manifestacyjnie odsyłający do pierwowzoru Kawafisa, stanowi próbę wytyczenia paraleli między doświadczeniami poety z Południa i poety z Północy. Pieszyce oraz Chicago autora Dzieci Gór Sowich (2007) – tomu, do którego utwór Lizakowskiego został włączony – to (w zamierzeniu poety) Aleksandria Kawafisa sprzed dziesiątek lat. Taką interpretację przynajmniej – wyborem jednoznacznego tytułu wiersza – podpowiada emigrant i tutejszy (w tej samej osobie), krytyczny wobec Ameryki jej obywatel i świadomy swej złożonej tożsamości Polak. Nade wszystko zaś: ironista i pozytywistyczny reformator, a zarazem miłośnik tradycji, przywiązany do symbolicznej i rzeczywistej (sudeckiej) małej ojczyzny.
Kolejną intertekstualność, również odsyłającą do rodzinnych Gór Sowich, można rozpoznać w wierszu Gerhard Hauptmann (z tomu Legenda o poszukiwaniu ojczyzny, 2001). Utwór jest rodzajem medytacji o Tkaczach Hauptmanna. Lizakowski szuka pokrewieństw między własną biografią twórczą a twórczością jednego ze swoich mistrzów. „Twoja niemiecka i moja polska ojczyzna” wydaje się poszukiwanym łącznikiem. Dziewiętnastowieczny Peterswaldau i współczesne Pieszyce są soczewką skupiającą problematykę etyczną Tkaczy, rozważaną w poświęconym Hauptmannowi wierszu, i własną historiozoficzną wizję, roztaczaną przez polskiego pisarza-emigranta. Przypomina on, że „jedno nieszczęście / jednego człowieka wystarczy aby cała / ludzkość czuła się podle”. Trudno nie zauważyć, że zawarty w tej – może odrobinę utopijnej – frazie maksymalizm etyczny podszyty został wiarą w wychowawczo-reformatorskie zadania literatury. Dziewiętnastowieczne, we właściwym, pozytywnym rozumieniu tego przymiotnika.
Twórczość poetycka Adama Lizakowskiego nie zadowala się łatwymi tematami. Ma ambicje pytać o dobro, zło, o sprawiedliwość w małych społecznościach i w trybach wielkiej historii; chce mierzyć się z największymi problemami ludzkości, nierozwiązanymi przez mistrzów poety – Mickiewicza, Hauptmanna, Miłosza, Herberta. Dla twórcy Zapisków znad Zatoki San Francisco to chyba jedyny sposób, by literaturę uwiarygodnić, zbliżyć do życia, które – jakbyśmy nie próbowali zaprzeczać – jednak „jest ważniejsze”.
Paweł Mackiewicz – polski literaturoznawca, dr hab. nauk humanistycznych, adiunkt Instytutu Filologii Polskiej Wydziału Filologicznego Uniwersytetu Wrocławskiego. W 2004 ukończył studia w zakresie filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. 23 września 2008 obronił pracę doktorską W kraju pełnym tematów. Kazimierz Wyka jako krytyk poezji, 22 listopada 2016 habilitował się na podstawie pracy zatytułowanej Sequel. O poezji Marcina Sendeckiego.