Jerzy Stasiewicz – Wiersze z papierowych serwetek

0
963

   Dobra poezja ma szczęście być prezentowana w miejscach wyjątkowych. Takiego zaszczytu dostąpiły  Papierowe serwetki. Najnowszy tom poezji Małgorzaty Anny Bobak – Końcowej, poetki, malarki, ilustratorki książek, animatorki kultury. Autorki zbiorów poetyckich: Brzydka, Żywot Pliszki,  Medalik bez łańcuszka , Juzine ,  Co pachnie ciszej. Członka – założyciela Polskiego Stowarzyszenia Haiku, gospodarza Nyskich Salonów Literackich.

    Kawiarenka artystyczna „ C’est la vie” w Nysie przy Bielawskiej. Założona przez państwa Ewę i Ireneusza Kasprzyków jest od lat miejscem wernisaży malarskich, wieczorów poetyckich, twórczych nasiadówek. Tutaj  sztuka  wypełnia wnętrze, ocieka ze ścian jak w broumovskim klasztorze, czuć jej moc w obrazach  – Mirka Zakrzewskiego, podpisującego ostatnio prace pseudonimem MirZak gustującego w aktach kobiecych; kształty rubensowskie. Ucznia prof. Edwarda Sytego. –  W wystroju wnętrza, płomieniach świec, bukiecie serwowanych win, rozmowach przy stolikach, ubiorze gości, zapachu kadzideł. Pęka w szwach od nadmiaru publiczności  kiedy jest wydarzenie artystyczne. A takim była niewątpliwie promocja  Papierowych serwetek, pod redakcją i ze słowem wstępnym Marty Klubowicz, która także zaszczyciła wieczór zdradzając na chwilę świątynię sztuki – teatr. Gnając ze stolicy do miasta dzieciństwa. I dałbym głowę, że ten mały, garbaty łysy pan w okrągłych okularach i dopasowanym garniturze, siedzący w rogu sali przy bufecie – notujący coś skrupulatnie w ogromnym sztambuchu to Max Herrmann – Neiβe. A obok piękna, wysoka kobieta w jedwabnym szalu na odsłoniętych ramionach to jego muza Leni Gebek, roześmiana z nie zapalonym papierosem w długiej szklanej fifce. Myślałem, że zmierza do winiarni Jerzy Kozarzewski którego charakterystyczna sylwetka w kapeluszu z laską mignęła mi na mostku Bielawki. W tłoku, o pomyłkę  nie trudno,  tym bardziej że napój Bachusa zaczyna działać. A w sali ascetycznie jak echo rozbrzmiewa saksofon Pawła Brzeźnickiego przenosząc świat dzisiejszy w lata trzydzieste XX wieku, kiedy kafejki były pełne, a na bilet do nyskiego teatru czekało się miesiąc.

niektórzy ludzie emitują światło
podobne do latarni morskich

nie znam wielu
ale wiem że zostali powołani
do dobrych zadań
i przenoszenia ważnych informacji

adresaci potrzebują czasu
by odebrać sygnały

  W wierszu „ dopóki ocean” Małgorzata językiem prostym, zrozumiałym dla zwykłego zjadacza chleba, spragnionego słowa – wyobraźni  –  przepojonego duchem przeszłości, zasłuchanego w opowieści ojców, wujów, dziadków daje nam sygnał, że ci nasi najbliżsi opowiadacze „ zostali powołani / do dobrych zadań / i przenoszenia ważnych informacji”. Ale, żeby to odkryć trzeba

osiągnąć dojrzałość psychiczną. I sięgnąć granicy, kiedy nie wstydzimy oglądnąć się za siebie. Z przeszłości czerpać motywację działania. Nie zawsze wyciągając naukę z błędów czasu minionego. Jednak ten rekwizyt poetycki „ światło” napawa nas nadzieją. Słowa Boga: „ Niech się stanie światłość”. I stała się światłość. Ujrzeć światło dzienne –  to nasze narodziny, przyjście na świat. Światło to także świat –  miejsce naszego jestestwa. Poetka rozumie, nie krzyczy „ więcej światła” jak to uczynił u końca drogi Goethe. Wie, że linia światła jest bardzo cienka i można skończyć jak Światogor ( bohater ruskich bylin) nie mogąc dźwignąć niewinnie wyglądającej sakwy – zawierała ciężar całego wszechświata – grzęźnie po kolana w glebie i umiera. Woli „ bąbelkami powietrza” pukać do wnętrza kamieni. Chce „ rozumieć świat”. W tym pomagają jej mistrzowie poezji zwłaszcza Herbert, którego przywołuje w wierszu: „ noli me tangere”

Herbert napisał że świat
wypełnia nieustanna krzątanina poetów
pośród ptaków i kamieni

     Poetka dołącza się do tej krzątaniny –  tknięta iskrą Bożą utrwalania przemyśleń dla pokoleń, ale ludzkim odruchem zwątpienia w sens pracy pisarski wyznaje :

a ja jestem pomarszczoną serwetką
umieszczono na mnie kilka słów
szkicowano twarze i wiersze
boję się że wytrą mną gęby
i wilgotne oczy
nie wiedzą
że i ja i wiersze nie służymy
jako chusteczka

   Od poezji nie ma ucieczki. Ona powraca jak Odys zataczając ogromne koło. Takim Odysem w mikro skali jest Małgorzata. Opuściła przed laty nyską Itakę – względy egzystencjonalne – cały czas wytrwale pracując nad kunsztem warsztatu poetyckiego. Ta praca nie poszła na marne. Czego dowodem są wymienione tomy i dziesiątki publikacji w czasopismach i almanachach o zasięgu światowym. Co się jej słusznie należy. Gruntując pozycję w hierarchii polskiej poezji współczesnej. Najwięksi drogowskazem:

to Herbert zwabił ptaki
na moje ramiona
kilka kamieni położył na progu
jak na macewie

nie bierzcie ich w dłonie
noli me tangere
będzie czas

   Czas zmusza do powrotu, goi rany, przecieka przez palce. Lustro odbija korę twarzy. Nie rozpoznajemy miejsc bliskich, związanych z naszym życiem w dzieciństwie. Budynki są inne, drzewa dziwnie rozłożyste, niebo szare. A przecież…  takie same. Oczy patrzą z innej perspektywy, kąt jest ostrzejszy. A jednak światło się załamuje doświadczeniem życiowym – kamieniami „ jak na macewie”.  Widzimy płaskorzeźby i inskrypcje nie rozumiejąc. Może nie chcąc rozumieć jak poezji. Bo trzeba przysiąść, przeczytać w skupieniu. Głęboko się zastanowić nad sensem. Ale po co? Wystarczy włączyć telewizję – wleje nam papkę bzdur, która nie poruszy, nie wstrząśnie i uleci – to dobrze. Poetka z tym walczy, wrażliwa na otaczający świat. Zauważa –  nad czym inni przechodzą obojętnie. Znakomitym przykładem spojrzenia – pełnego ducha – jest metafizyczny opis relacji między wybitnym twórcą rzeźby portretowej prof. Marianem Molendą, a jego postaciami uwięzionymi: w glinie, kamieniu, brązie. Pracownia nad rzeką ( Plac Kilińskiego )  staje się teatrem pełnym światła, w którym różnice między twórcą, a dziełem  zacierają się. Powstaje dialog równorzędnych partnerów.

żywego znacznie trudniej podziwiać
mówiłeś nawet poetę którego słowa
są dźwiękiem mosiądzu
jakby nie pochodziły z wnętrza
lecz z dziąseł ziemi

wszystko to dzieje się wolno
stopień po stopniu
zaokrągla ostre kanty schodów

a słowa wlewają się do uszu
sprawiają że obcy są bliscy
jakby byli cząstki miedzi i cyny w brązie

oprócz rozproszonych rozmów
i wyrwanych materii kształtów
rzeźbisz światło
dla ich żywota

  Te filozoficzne rozmowy pozwalają wydobyć z rozmówcy: psyche, dorobek życiowy, wyrys twarzy, gesty, kształt sylwetki, nawet przywary – oddające prawdę pierwowzoru. Rzeźbiarz dzięki wrodzonemu talentowi (siła sprawcza) nakreśla; cierpienie, ból, troskę, głębię spojrzenia. To wszystko wychwyciła Małgorzata w metaforze swojej poezji. I nie będzie chyba przesadą kiedy powiem, że na tej liryce powinni się uczyć młodzi adepci pragnący czcić Apolla. Muszą jednak pamiętać  – to także bóg śmierci zabijający młodzieńców i mężczyzn strzałą ze srebrnego łuku, przynoszący zarazy. Niech nikogo nie zwiedzie jego muzyka i głos.

 Małgorzata Anna Bobak – Końcowa 
„Papierowe serwetki”
Wydawnictwo ANAGRAM
Warszawa 2019 s.76

Jerzy Stasiewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko