Jacek Bocheński – Koronawirus

0
580

Będzie się już pod wpływem obcych języków nazywał koronawirus, choć powinien po polsku  wirus korona. Ale nam, prawomyślnym  Polakom, nie podobają się tylko ustrojowe i seksualne wpływy zachodnioeuropejskie, natomiast językowe przyjmujemy na wyprzódki, czyśmy ludem czy elitą. Nazwę koronawirus albo na przykład słowo i zjawisko fejknius przyjęliśmy ochoczo, bośmy przecie nie gorsi od Anglosasów, o Niemcach, wielkich miłośnikach złożeń tego typu nie wspominając.

Jak się zwał, tak się zwał. Koronawirus, twór przyrody, wtargnął do Europy, Włoch i Polski. Co spowoduje? Zapewne uniemożliwi organizację w maju rzymskiego seminarium na temat Juliusza Cezara. Co jeszcze?

Wbrew nadziejom nie zaczniemy się, sądzę, jednoczyć przeciw niemu w zgodzie i altruizmie. Raczej będziemy się dzielić, i to wcale nie po staremu na lud i elitę, ani ściśle politycznie na PIS i nie-PIS, lecz według innych, już  bodaj przyszłościowych zasad antropologicznych, które we współczesnym społeczeństwie informacyjnym i dezinformacyjnym właśnie się zarysowują.

Z początku podział na wierzących i niewierzących, ale nie w Boga, lecz tym razem w koronawirusa, podobnie na bojących się i niebojących, też nie Boga, lecz koronawirusa. Podziały, wiadomo, biegną przez rodziny. Pierwszy z brzegu przykład, mój własny: podzieliliśmy się ja i Magda.

Ona jest niewierząca lub troszkę wierząca,  jednak o wiele bardziej niewierząca. Ja na odwrót: głównie wierzący, a minimalnie sceptyk-optymista. Może koronawirus to pandemia dopiero wstępna, pierwsza runda, a ta, która tak lub inaczej zakończy długotrwałą walkę ludzkości z przyrodą, następnym razem. Magda myślała, że w ogóle fikcja, z igły widły, właściwie rozdmuchany do niesamowitości fejknius. Ja od początku podejrzewałem i wciąż podejrzewam, że wstęp do przełomu. Nie tylko w Polsce. Na świecie.

Co ze strachem? Magda się nie boi. Ale ona wszystko robi mimochodem, gdyby się więc nawet bała, bałaby się co najwyżej mimochodem. Traktuje koronawirusa z właściwą sobie nonszalancją. Mógłby tak w kółko nie nudzić. Co do mnie, boję się, czy zbyt szybko nie zmutuje. Przebieg choroby przestanie być, jak dotychczas, łagodny poza stosunkowo małym odsetkiem ciężkich  przypadków. Poziom śmiertelności wielokrotnie wrośnie, zanim środek przeciw mutantowi zostanie odkryty, mimo że na dzisiejszego naszego koronawirusa znajdzie się tymczasem szczepionka. Inaczej mówiąc, zawody wirusa z człowiekiem wygra wirus, ponieważ będzie szybszy.

Tak to widzę: Linie podziału zrazu według powierzchownych wrażeń, narzędzia poznawczego, wyzwolonego z oków logiki, charakterystyczny znak czasu. Człowiek pobudzony, lecz  obywający się bez refleksji. Potem podział według strachów, można powiedzieć, według strachu w porywach. Jeden paniczny poryw  przeciw drugiemu. Bo trzeba dodać, że sam podział się rozdrobni na wiele podziałów, coraz szybszych i coraz bardziej antagonistycznych. Aż do mordów i wojen. Przedsmak: tragedia uchodźców syryjskich między Turcją a Grecją. Turcy wypychają do Grecji, Grecy strzelają. Wśród uchodźców „fałszywi”, ku oburzeniu tych syryjskich podszywający się pod Syryjczyków Pakistańczycy lub Afgańczycy. Proszę sobie wyobrazić ich obóz, gdy za sprawą koronawirusa wybucha jeszcze w tym piekle epidemia. To jest właśnie druga runda, przyszłość śmiertelnie zagrożonego biotopu planety na pięć minut przed rozstrzygnięciem walki o przetrwanie. Do tego rozstrzygnięcia się zbliżamy. Nie bez przyczyny i sensu ktoś mówi raz po raz o apokalipsie. Aby zachować życie na Ziemi, musi ona, być może, pozbyć się człowieka, monstrualnego pasożyta, który ją nie tylko zjada, ale w dodatku psuje.   Koronawirus nie będzie zważał, ekolog nie ekolog, Greta Thunberg nie Greta Thunberg. Zabije.

Może jednak, wzorem  historycznych pandemii z przeszłości, okropnych, lecz zawsze ograniczonych, koronawirus nie wytępi wszystkich ludzi, ale coś ureguluje. Wytępi zgubny dla człowieka, przyrody i klimatu kapitalizm, oparty na konieczności wzrostu wszystkiego w nieskończoność: produkcji, wysiłku, PKB, konsumpcji, bogactwa, nędzy, dysproporcji  i dewastacji.

Otóż pojawiają się pierwsze zwiastuny bolesnego, co prawda, przełomu, który na człowieku można  jedynie wymusić, skoro jego zachłanność, egoizm i krótkowzroczność  na nic innego nie pozwalają. Już mówi się o niechybnym spowolnieniu gospodarki światowej. Dzień w dzień spadki na giełdzie. Załamanie licznych branż, masowej turystyki, komunikacji lotniczej, sprzedaży samochodów, i tak dalej, ogólne zahamowanie akumulacji i pędu.

Mniej lotów to mniejsze marnotrawstwo energii i mniejsza emisja dwutlenku węgla do atmosfery. Ja z Magdą nie polecimy do Rzymu, stracimy miłe nam dobro, ale środowisko naturalne zyska. Sami, oczywiście, z tego obiecanego sobie lotu nie zrezygnujemy. Można do tego nas jedynie zmusić.

Tak też właśnie można zmienić świat, zmuszając ludzkość kryzysem , jakiego nie było w dziejach świata, do koniecznej rezygnacji z wielu dóbr. Przestaną istnieć, nie będzie czego nadużywać. Kryzys  je zlikwiduje. Kryzys odbierze człowiekowi możliwość przejadania i psucia Ziemi. A tak, tak, powiedzmy bez ogródek, zmniejszy przeludnienie.  Człowieka nawykłego do życia ponad stan, a  uważającego to za poziom wciąż nie dość wysoki, sprowadzi na odpowiednie dla niego miejsce, uprzywilejowane oczywiście, lecz znośne  jeszcze dla przyrody. Człowiek będzie biadał i pomstował na kryzys, ale kryzys go ocali przed apokalipsą. Takie dalekosiężne skutki  koronawirusa roją mi się w głowie.  

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko