Na wskroś sztuka
O takich ludziach zwykło się mówić człowiek orkiestra. Ewa Cieniak. To jej„Pajacyk” zrobiony dla Polskiej Akcji Humanitarnej od wielu lat dożywia dzieci. Jest trenerem, kreatorem, a nade wszystko artystką.Artystką wielowymiarową.
Gdy godzinami wyszywa obrazy – jest w najbliższym kontakcie ze sobą, z podszeptami swojej wyobraźni i duszy. Ta część procesu twórczego wymaga pojedynczości. Konfrontowanie artystycznej wizji z materią, kreacyjny zapał, okiełznanie go, uplastycznienie myśli – chyba już zawsze pozostaną dla nas w sferze tajemnic. Bez wątpienia są duchowym przeżyciem i jak najbardziej osobistym zdarzeniem – znalezieniem się w intymnym kosmosie. To wie każdy artysta. I nie byłby nim, gdyby nie parł do zindywidualizowania języka artystycznej wypowiedzi. Dba o to również Ewa Cieniak. Z kolejnych impulsów i dojrzewających nieco dłużej pomysłów tworzy cykle obrazów, w których kojarzy ze sobą różne techniki i dyscypliny sztuki. Wciąż poszukuje nowych środków wyrazu. Zaskakuje nimi odbiorców i uwodzi siłą przekazu. Otwiera ich wyobraźnię na wskroś i na oścież.
Ewa Cieniak nie poprzestaje wyłącznie na tworzeniu obrazów i prezentowaniu ich na wystawach, jak na przykład ostatnio w Galerii Mikromiasto w Warszawie. Wiele jej projektów przybiera interdyscyplinarne formy. Niektóre przewidziane są na zdarzenia interakcyjne, a zatem w polu jej artystycznych działań muszą być inni ludzie. Wtedy odbiorca staje się nie tylko adresatem, jest również tworzywem i twórcą.
Symbol rodziny
Przed dwoma laty wykonała stół z siedmioma nogami. Każda noga inna, o innym kształcie, kolorze, o odmiennym charakterze, każda ma – jak mówi – „swoje własne korniki”. Jaka idea nią zawładnęła i co znaczy te siedem nóg? Otóż opisują członków jej rodziny. Ilu bliskich – tyle nóg; „Jadwiga jest najstarszą nogą w tym stole” – o każdej z nóg autorka wiele opowiedzieć może. Lecz ta ich odmienność nie czyni stołu niestabilnym a wyjątkowym. Gdy stół staną już na własnych nogach, wtedy z „meblem rodzinnym” zaczęła odwiedzać miejsca, w których kiedyś mieszkała. W tę podróż zabierała swoją mamę lub córkę. Rodzina (pokolenia) zasiadała do stołu i wszyscy snuli opowieści o sobie, tęsknotach, radościach i strapieniach. O ich życiu. Pani Ewa wszystkie te etapy projektu dokumentowała. Powstał film – etiuda o „ponownym spotkaniu i byciu Rodziną”.
Kordonkowa kreska
Od trzynastu miesięcy pani Ewa wyszywa kordonkiem obrazy. Tak, tak, płótno, blejtram (nie tamborek), igła i kordonek (jak ten zarezerwowany przez długie wieki dla panienek z dobrego domu). Nicią operuje jak kreską. Na płótnie powstają portrety, sylwetki. Czyje? Najbliższej rodziny. „Rodzina M”, „Judyta”, „Palacz”, „Różaniec”, „Moje lewe ramię”. W „Marii” zasygnalizowała twarz skrywającą anatomiczne wnętrze. Skrywającą czy raczej odsłaniającą to, co zwykle przykrywa skóra? Otóż, na fragmencie policzka artystka wypreparowała igłą i nicią mięśnie i ścięgna, nerwy i żyły Marii. Robota niemal laboratoryjna. Osobliwa próba wglądu w człowieka, w jego złożoność. Ten motyw rodem z praktyk wiwisekcyjnych powtarza się w kolejnych obrazach i odsłonach rodziny. Cykl nazwała „Anatomia rodziny”. I pomyśleć, że sięgnęła tylko po kordonek i igłę… a w tle Händel, którego słuchała przy pracy. Efekt? Coś pomiędzy rysunkiem a malarstwem (płaskorzeźbą?), między szkicem a uszczegółowieniem, między licem a głębią.
Ale pierwszym haftowanym cyklem były „Głowy”, czyli portrety bliskich, przyjaciół, a wśród nich i ona (w ulubionym kręgu). Jedne obrazy wyglądają tak, jakby wyszły spod pędzla van Gogha, ogromnie malarskie, z psychologicznym zacięciem. Inne – sprawiają wrażenie niedokończonych, na przykład podwójny portret matki z synem „Anna i Janek”. Jest to zabieg – rzecz jasna – zamierzony. Z płótna wystają ucięte nici, widać rozrzucone koła tamborka i kolorowe szpulki. Ciekawy rezultat podszyty możliwościami interpretacyjnymi. Twarze niekiedy łączą nici sugerujące więzy pokrewieństwa.
W niedalekiej przyszłości z małych portretów (20 x 20 cm) artystka zamierza zrobić instalację: sufit z kasetonów. Będzie sufit, a wcześniej był „stół rodzinny” i „krzesła z emocjami”. Krzesła nie do siedzenia, a dla wrażeń. Ot, meble z wyhaftowanymi emocjami na twarzach znanych aktorów, właśnie takimi obrazami wyłożyła siedziska. Również w tej realizacji widać powiązanie sztuki z psychologią.
meryl_siedzisko 1
Ludzie, relacje między nimi, wzajemność, emocje – to kluczowe tematy pani Ewy. Przenosi je również na społeczny grunt. Pisze i realizuje autorskie projekty artystyczne i edukacyjne dla dzieci, młodzieży i dorosłych. Lubi pracować z ludźmi. Umie porwać ich wyobraźnię, wyzwalać radość tworzenia, umie otwierać na sztukę, bo ta pozwala odkrywać siebie. Co widać na twarzach dzieci, które kwiatami zamiast pędzlem malują swoje obrazy? A przecież i takie warsztaty prowadzi pani Ewa.
Elżbieta Musiał
Ewa Cieniak jest absolwentką Europejskiej Akademii Sztuk w Warszawie na wydziale grafiki warsztatowej oraz podyplomowych studiów trenerskich i coachingowych (INTRA Warszawa i SPC Kraków). Mieszka i tworzy w Warszawie. Pracowała jako dyrektor artystyczny i dyrektor kreatywny w znanych agencjach reklamowych. Założyła własną firmę YESTEM organizującą warsztaty dla branży reklamowej. Od kilku lat współpracuje z organizacjami pozarządowymi i kulturalnymi, tworząc i realizując projekty dla ludzi w różnym wieku.
Zdjęcia są autorstwa Ewy Cieniak. Dziękuję za ich udostępnienie.
I znów wiem więcej.