DARIUSZ PAWLICKI – PRZEDE WSZYSTKIM O STARYCH GRUSZACH

0
900
Fot. Dariusz Pawlicki

 „Krajobraz jest stanem duszy”.
Henri Frédéric Amiel

      Świat drzew należy zarówno do światów niezależnych, w miarę niezależnych od człowieka, jak i tych, które są jemu bezwzględnie podległe. Czym innym (wciąż jeszcze) są, na przykład, dżungla nadamazońska i tajga syberyjska, a czym innym, ich przeciwieństwo – świat drzew owocowych, zarówno tych rosnących w sadach, jak i pojedynczych okazów.W tym drugim przypadku, podległość nie zawsze może jest całkowita, ale jest jednak faktem. Wyrazem tego jest, po pierwsze to, że to człowiek stoi za, przykładowo, około 5 000 odmian gruszy pospolitej, Pirus communis L., zwanej w naszym kraju ulęgałką, (w stanie dzikim występuje około 60 gatunków grusz w postaci drzew lub krzewów).  Po drugie, w jadłospisie człowieka wielką rolę odgrywają owoce drzew spożywane w rozmaitych postaciach. Owa praca wykonana przez wiele pokoleń sadowników, jak też autorów rozmaitych przepisów na soki, wina owocowe, dżemy, powidła, konfitury, także składa się na historię człowieka. Można ją określić mianem historii bardzo smacznej, jak również pożywnej.

      Drewno drzew owocowych nie odegrało w dziejach człowieka takiej roli jak na przykład dębina, grabina, sośnina czy świerczyna. Nie było go nigdy dużo, a cechy drewna poszczególnych gatunków, wykluczały powszechność jego wykorzystania. Ale w pewnych, wąskich specjalnościach, znajdowało ono zastosowanie; niekiedy nadal je znajduje. Dla przykładu w początkach łowiectwa w Europie, z gałęzi wiśni wykonywano giętkie łuki. Zaś z samego drewna wiśniowego, ale w czasach dużo późniejszych, wyrabiano cybuchy. Z kolei z drewna gruszowego ‒ dość twardego, przy tym efektownego ‒ wytwarza się nadal, nie tylko cybuchy, ale całe fajki, jak również ozdoby. Używano go kiedyś także w tokarstwie, drzeworytnictwie; wyrabiano z niego instrumenty muzyczne. Natomiast drewno jabłoni ‒ bardzo twarde, ciężkie, trudno łupliwe ‒ służyło do produkcji niektórych narzędzi, czółenek tkackich, zabawek. Ze względu na to, że jest żółte i daje bardzo łatwo się wygładzić, drewno moreli nadal jest używane do wytwarzania takich przedmiotów jak ozdobne szkatułki, korale, puderniczki…

      Te drzewa, oprócz wymienionych powyżej, przede wszystkim korzyści żywieniowych, odgrywają szczególną rolę, zwłaszcza grusze i jabłonie, w krajobrazie. Z tym, że jeśli rosną w sadach, wzrok szczególnie przyciągają w okresie kwitnienia. Natomiast czym innym są grusze pospolite rosnące samotnie wśród pól czy łąk. Aby przyciągnąć wzrok nie potrzebują one wiosny. Pojedyncze drzewo każdorazowo wzbudza zainteresowanie. Jeśli nie wszystkich ludzi, to moje na pewno. A grusza budzi je za sprawą grubego pnia i okazałej, o pokroju kopulastym, korony tworzonej przez mnóstwo gałęzi. Jest to do tego, jakby nie było, drzewo wysokie. Osiąga wysokość 20 metrów. Gdy rośnie samotnie, na miedzy lub przy drodze, staje się jakby jeszcze większa. Szczególnie intrygująco prezentuje się jesienią, kiedy obsypana jest mnóstwem żółtych liści, albo gdy ziemię wokół niej pokryje śnieg. W tym drugim przypadku, intensywnie ciemny kolor jej kory tworzy zdecydowany kontrast wobec otaczającej ją bieli. Wtedy też jeszcze wyraźniej widać plątaninę powyginanych konarów i gałęzi.

      Samotnictwo jest przypisane do gruszy (podobnie często jest z jabłonią). Nie towarzyszy jej bowiem w najbliższym sąsiedztwie, nie tyle gromada sióstr, co w ogóle druga grusza. Nie tak jak w przypadku, na przykład, czereśni, śliwy bądź wiśni. Wokół pierwszego drzewa należącego, do któregoś z tych trzech gatunków, szybko pojawia się kolejne, i kolejne… I wciąż ich przybywa. W takich sytuacjach z reguły interweniuje człowiek ‒ wycina zdecydowaną większość.

       Grusze są drzewami, na które pada wzrok wielu pokoleń ludzi. Mogą bowiem żyć do 300 lat, czyli dłużej niż większość drzew owocowych.  Na przykład jabłoń przeżywa do 200 lat, czereśnia do 100.

*

      Jeśli nie tak wielu ludzi dostrzega obecność grusz polnych w krajobrazie, to jeszcze mniej liczni są ci, którzy uważają te drzewa za ważny element krajobrazu. To dlatego, że nie widzą piękna w ulęgałce. Nie razi ich też to, iż coraz mniej drzew i krzewów rośnie wśród pól. Zarówno tych samotnych, jak i tworzących wszelkie śródpolne zadrzewienia. W miarę jak ubywa ich w rolniczym pejzażu, tym coraz większą rolę odgrywają owe drzewa rosnące pojedynczo. A wyobrażenia na ich temat, myśli, jakie skupiają się wokół nich, stają się stopniowo bogatsze. Zaś obecność współcześnie rosnących śródpolnych grusz (także jabłoni), często rosochatych, o pokręconych pniach, jest rezultatem, przejawianej przez tych, którzy byli przed nami, potrzeby kształtowania swego otoczenia. I to nawet wtedy, gdy taka potrzeba nie była w ogóle sobie przez nich uzmysławiana. Traktowano ją bowiem najczęściej, jako coś najzupełniej normalnego, nie wymagającego tłumaczeń, wyjaśnień, przekonywań. Często stały za tym też względy praktyczne: nie zetnę jej ‒ będzie gdzie siadać podczas przerw w pracy; albo chęć zachowania pamiątki po tych, którzy byli wcześniej: dziadek zasadził tę gruszę.

      Zgadzam się z wyrażoną przez Marka Zagańczyka w szkicu Byszewy następującą opinią: „Zawsze miałem wrażenie, że dawne przewyższa dzisiejsze, pozostawiając daleko w tyle to, co przyjdzie”. I nie chodzi w tej mojej zgodzie tylko o stare drzewa, czy dawny pejzaż. O nie!

*

      Takich drzewnych samotników dostrzeganych w krajobrazie początku XXI wieku, cechuje sędziwość. Niewielu widać ich następców. Rosnąc na niektórych miedzach, przy rzadko uczęszczanych polnych drogach, mogą na szczęście trwać i trwać, chyba że… Zaś sad z drzewami rodzącymi coraz mniej owoców, nie może istnieć w naszych merkantylnych czasach (chyba, że będzie to sad, dosłownie, zapomniany). I jeśli nie zostanie unicestwiony, aby umożliwić wzniesienie jakiejś budowli, to rosnące w nim drzewa-emeryci zostaną zastąpione drzewami niskopiennymi, gwarantującymi brak problemów przy zrywaniu owoców, a przede wszystkim, przynajmniej przez pewien czas, ich obfitość. Do tego owoce te będą tych samych, mniej więcej, rozmiarów. Co jest cechą bardzo pożądaną we współczesnym świecie. Ceni on bowiem sobie niezmiernie to, co jest standardowe.

      Drzewa rosnące pojedynczo, na ubocze, rzadko są obiektem eksploatacji przez człowieka. Co najwyżej zwróci na nie uwagę jakiś wędrowiec. Jeśli w ogóle uzna zwisające z nich gruszki za nadające się do konsumpcji. Za to z całą pewnością zainteresują się nimi owady, ptaki, ssaki, zarówno te najmniejsze, jak jeże, a także te znacznie większe, choćby dziki.

      Nasz, ludzi mieszkających w Polsce, stosunek do drzew, także tych owocowych, rosnących w naszym bezpośrednim bądź dalszym otoczeniu, zmienił się, i to zdecydowanie, w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci. Jeszcze nie tak dawno, wierzchołki grup okazałych drzew, najczęściej liściastych, bardzo często były to lipy, sygnalizowały już z daleka obecność jakiegoś domostwa. Zaś obecnie, jeśli widzi się takie drzewa, to rosną one przy jakimś niszczejącym budynku, który kiedyś był mieszkalnym bądź też otaczają miejsce, w którym takowy, ileś lat temu, wznosił się. Gdy zaś stary dom wciąż ma mieszkańców, wysokie drzewa bardzo często są wycinane. Tłumaczy się to względami bezpieczeństwa. Niekiedy pewnie rzeczywiście o nie chodzi, ale tylko niekiedy. Bo czyż wokół nowobudowanych domów nie sadzi się powszechnie drzew niskopiennych, nie tylko owocowych, jak też krzewów, z reguły iglastych? To dlatego, aby nie przesłaniały domu. Żeby on był widoczny, i… podziwiany, już z daleka; on, a nie (również) drzewa. I nic w tym względzie się nie zmieni się – te drzewa niskimi pozostaną.

      W takich przypadkach, a to one, niestety, dominują, siedziba ludzka i natura w postaci drzew, nie uzupełniają się. Ten drugi element jest, najczęściej świadomie, marginalizowany i redukowany.

*

      Gdy wzrok oderwę od kartek, na których zapisuję niniejsze słowa i spojrzę przez okno, widzę błękitne niebo. A pod nim czerwone dachówki i trzecie, ostatnie piętro domu wznoszącego się naprzeciw. Zaś na tym tle dostrzegam fragmenty koron, między innymi, dwóch jesionów wyniosłych. Patrząc na nie, bez żadnych problemów, wywołuję z pamięci obraz kilku innych jesionów, od których moje myśli kierują się ku pewnej gruszy pospolitej. Owe drzewa, jesiony i ulęgałka, rosną bardzo blisko siebie. Ale od miejsca, w którym powstaje szkic zatytułowany Przede wszystkim o starych gruszach, dzieli je, w linii prostej, około 500 kilometrów.

      Grusza, którą mam na myśli, z pewnością osiągnęła maksymalną wysokość, jaką natura przewidziała dla drzewa tego gatunku. Trudno jednak powiedzieć, w jakim jest wieku. Patrząc na okazały pień, nie można mieć wątpliwości, co do tego, że rośnie o wiele więcej niż 100 lat. Może dwa, a może nawet trzy wieki?

       Pień w środku jest spróchniały. A dwa bardzo grube konary, wiele lat temu mój Dziadek połączył liną stalową. To dlatego, żeby za sprawą silnego wiatru, nie doszło do rozłupania gruszy na dwie części. Z tym, że owo zabezpieczenie miało na względzie drzewo tylko w pewnym stopniu. Chodziło przede wszystkim o uchronienie przed uszkodzeniem, stojącej tuż obok łaźni; w tej krainie zwanej także banią. Korzystanie z niej, w każdą sobotę, należało do rytuału, w którym brali udział wszyscy domownicy – osobno mężczyźni, osobno kobiety. Wprawdzie ten niewielki budynek został wzniesiony z solidnych belek, ale konstrukcja samego dachu do mocnych nie należała.

      W bezpośrednim sąsiedztwie wspominanej często przeze mnie ulęgałki, rośnie kilka jabłoni oraz wiele wiśni i śliw. Nie ma jednak drugiej gruszy…

____________________________________________________     

Reklama