Andrzej Walter prezentuje wiersze Popi Aroniadi w tłumaczeniu Aresa Chadzinikolau

0
1085

POPI  ARONIADA

grecka poetka urodzona w 1961 roku. Mieszka w Atenach.
Autorka trzech tomów poezji

z najnowszego
jeszcze nie wydanego tomu „ROSZADA”

tom ukaże się w 2020 roku

przekład wierszy
Ares Chadzinikolau


Popi Aroniada was born in Limeri, Evrytania, Greece in 1961. Since her early teenage years she lives in Athens. She studied accountancy, but her love for psychology and poetry won and she is devoted in these fields for many years.
She worked in media until she had an early retirement due to lung cancer.
Her first contact with the literary circles was in 1985.
She is a member of the National Union of Writers.
She was distinguished in 2013 and 2014 at the poetry contests of NUW at Delphi,
got the “Aeschylus Award” at the 4th international contest of the Hellenic Amphictionia. In the same year the 3rd award came from her participation at the “Siceliana” Competition and also the 2nd award from the contest of “Keleno” magazine. Her poems are published in many magazines.
Her biggest achievement until now, is the second award at the
30th International Poetry Contest “Premio Nosside 2014” at Reggio Calabria, Italy.
She has published three books.
 

                             
X

…czułam czułość
za nieistotnością
pleców
mężczyzny w średnim wieku
co przede mną
szedł ubrany
w taniej kurtce budowlanej
od milionów
Chińczyków
by nagość ukryła
Wyciąga ją
z pracy
wciąż jej powtarza
że dotrzemy do łóżka
tam cię położę
czule
aż do nieskończoności nocy
uśpię cię jak dziecko
Ona ze zwierzęcą
naturalnością
ubranych pleców
oczekuje
ignorowania tuszy
Nikt nigdy
nie zaśpiewał jej
wszyscy ją mają
za dźwigającą oddech
farmaceutycznego lęku
bez odpowiedzialności
i podstępnych pozdrowień
Nie ma z tego
żadnej korzyści
tylko pocisk
za kulisami…

SIŁA KROPLÓWKI                            


XLIII

…lambda tęsknoty
nie świętuje
w „żalu”
ta lambda
to aktywny rak
w jabłku Adama
niszczy system
i ipsolon i itę
obnażając
nicość pi
pi raju
lub brudny kanał ściekowy
Moją nagość
podniosłam z dumą
jak sztandar pi
postawiłam pierwsze
i zainstalowałam
w ich miejsce
i ipsolon i itę
a między nimi
lambdę tęsknoty
i stałam się „bramą”
wejścia
w zamkniętym umyśle
w świątyni i wieży
napisałem
starymi
czystymi kośćmi
„witajcie”
w „bramie”
co pokonała „żal”
w bitwie

REKRUTACJI…


XLII 

…pocisk racjonalności
podlany uczuciami
wyceluj prosto w mózg
przebij czaszkę
znajdziesz serce
magnolię, co przychodzi
kwitnieniem nocy
włożyłam lód w ranę
dreszcz, izotoniczny dreszcz
podróżował na grzbiecie
i wybuchł ekstatycznym
uczuciem wrażliwości
w polowaniu wiatru
trzymałam lejce mocno
konia, tej części mojej duszy
krtań pokrwawiła mi ręce
wtedy postanowiłam
napisać słowa na śniegu
jako symbol niestabilności
Pozwoliłam im się rozlać
kroplami światła
by wypełnić owady szczęściem
patrząc
na nowo narodzonego źrebaka w stogu siana
co zajmuje stanowisko
w mojej wersji niematerialnej
kontynuując…

JESTEM NAJLEPSZYM KONIEM…


XXXV

…jak kot
skaczę z dachu na dach
księżyc ubezwłasnowolniony
niezdolny by mnie rozgrzać
wspinam się po jasnym napisie
w obliczu
kolejki nagrobków
bezbolesnego oblężenia niewoli
w tle
nici do haftowania i igły
przetwarzanej odzieży
pizza na dwoje i kolejna w prezencie
ścigam się
po filarze PPC
w głębi galerii
bezdomni bez tożsamości
ze skrzyżowanymi rękami
między nogami
nie błagają
nie chcą litości
cóż, tu też niewygodnie
skaczę ponownie
docieram do tarasu
dobrze się ukrywam
patrzę przez pętlę kwiatów
widzę blondynki, brunetki
obcokrajowców i obywateli rozprawiających
na temat zmian klimatu
dziur ozonowych
karmiąc mlekiem
swoje dzieci
odchodzę, zmieniam taktykę
idę drogą
sum dziko
głodna
gotowa pożreć
nikt mnie nie zauważył
nikt nigdy nie czuł…

NASTRÓJ APOKALIPSY


VIII

 …nie zawiesiłam
 zasłony w oknie
 blask jest dobrze ukryty
 ostre zadrapania genów
 w tak wielu próbach życia
 nie potrzebuję
 fanaberii szczerości
 by posadzić
 świecę między nogami
 matrycę mojego umysłu
 by oświetlić
 pierwszy zmierzch
 upadłej twarzy
 z miąższu dębu
 liczę
 kolczaste niedoskonałości
 i róże
 nadając sens życiu
 na szczęście
 nie zawiesiłam zasłony
 w oknie
 mówią, że przestajesz
 istnieć
 jeśli nikt cię nie widzi
 palę się
 by pochować się nago
 być całkowicie widoczna…

 CAŁKIEM NAGA


XXXVI

 …pulsują na mnie
 tysiące oczu
 ograniczając możliwość
 przekształcenia się
 w paciorek
 z otworem pośrodku
 mojej osi pionowej
 Mam
 zmianę kolorów
 dziedziczenie genów
 z tęczy
 mleko mojej matki
 spójrz na nich
 współczuję ich zazdrości
 mój okrągły wymiar
 toczy się swobodnie
 skacząc
 z piętra na piętro
 po ulicach, na placach
 Byłam już jakiś czas
 samobieżnie
 napływając
 w układzie pokarmowym
 dziecka
 oszukałam go
 moim pragnieniem istnienia
 nie dochodźcie do sedna
 kpiąc
 z zaokrąglonego
 mojego nacięcia pionowego
 co idealnie podkreśla
 empiryczną mądrość
 szlachetną rodzinę…

 OTWÓR W CENTRUM KONTROLI


XLI

…wyciągnęłam rękę i dotknęłam
rój świata
schowany w palcach
na półkach z cegły
pokryty porostami
Obraz pożółkły
noce dojrzewania
wtedy w całej radości
wszystko stało sie okrągłe
bez narożników
bez kolców
zrobiłam z nim sałatkę
z pełną szerokością istnienia
Teraz biała liga
przed górą lodową
co krwawi
czerpię z cienia czasu
parodię radości
tańczymy delikatnie
do dźwięków
martwego kompromisu
Serce przepiórki
płacze słodko z wdziękiem
woląc ręce myśliwego
z błotnistego rowu

TWORZENIE CZASÓW W CZASIE …


LXX

 …przeżuwam
 dzień po dniu
 pół wieku niespodzianek
 nocuję
 dalekim ptakiem
 ssąc mądrości
 mięknę
 jak ziemniak
 w żarze
 staję się drżącym dzieckiem
 w idei niczego
 Przybija mnie
 konieczność
 znalezienia granic
 każdej drogi
 każdego marzenia
 co stanie
 czasami w formie
 wydłużonych cieni
 kiedyś tak szybko
 na zakręcie drogi
 lub w strumieniu wody
 z pękniętej rury
 o zmierzchu
 Kroczę pewnie
 na nerwowych drogach
 świeżych liści
 by skończyć
 w homeopatycznych pocałunkach
 w zapachu wydzielin
 w gnieździe
 w wybuchach
 obfitości
 światło ciemności…

 PEŁNA ZMARTWIEŃ


XXVI

…rozbijam szklankę
w lustrze
spijam z komórek
surowicę
piszę symbol wiary
do losu
uprzywilejowanych
niewinnie naga
bez majaczenia
ubrań
czasem pojawiam się
na ustach
gwiżdżąc obojętnie
zagrajcie  cumparsitę
zmieńcie kostiumy
waszym zmarłym
zasadźcie ich
pod drzewami cyprysowymi
podlejcie kości
by rozkwitły iluzje
ja podlewam własne
więc ciesz się o wolności
strzałka zaakceptowana
z racji
w tańcu
cherubinów…

CIESZ SIĘ ŚWIATŁEM


CXI

 …skórę pokryły
 dziwne łuski
 stały się wiatrodrabiną
 dotarłam
 do głębi macicy
 i jeszcze dalej
 do ziemi
 pól rodzinnych
 pływałam
 pod prąd 
 próbowałam pszenicy
 reagując
 jak kobieta, jak natura
 teraz jem oregano
 z głębokich zmarszczek
 wokół ust
 staję się wulkanem
 wyrzucającym
 lawę w nieskończoność
 lepkimi słowami 
 wszystko wiruje
 jak nienaturalne ptaki
 w burzy
 zapraszam je
 okruchami
 ziarnami
 by uwiły
 suche gniazdo
 gdzie złożą jajka
 gdzie wyklują się
 w tym…

 AMFIBRYCZNYM WIERSZU


Jednoczesność ruchu nadziei i tęsknoty czyli „Roszada” Popi Aroniady

   Polskę od Grecji różni właściwie tak wiele. Inne losy, odmienna kultura, nawet klimat, zdawałoby się, inaczej ogrzewa nasze serca. Jak się okazuje w naszym tu i teraz to nic bardziej mylącego. We współczesnym świecie bowiem ową zmitologizowaną przeszłość zaczyna pokrywać patyna kurzu, odmienności kulturowe zniwelowane zostały duszną atmosferą globalnej wioski, a klimat, to w zasadzie kompletnie już oszalał i zaskakuje nas, a to czasem śniegiem w Atenach i nierzadko też tropikalnym żarem w Poznaniu.

   Człowiek w rozumieniu uniwersalnym został z kolei niejako skażony chimerycznością swej natury będącej dziś prawie jednocześnie efemerydą Odyseusza i Prometeusza naszych czasów. Człowiek ten, zunifikowany, wykastrowany w zasadzie, dojmująco unurzany w chaosie wszechrzeczy, człowiek w … roju świata, jak przepięknie i dramatycznie ujęła to w jednym ze swoich trans-światowych wierszy młoda, jakże awangardowo obiecująca grecka poetka Popi Aroniada. Jej poezja kumuluje w sobie wszystkie nasze lęki, obrazuje zgiełk, ten przerażający gąszcz tłumu i sieciowych absurdów naszego istnienia, pełza podstępnie: w samotnościach, tęsknotach, w głębi żalu za utraconą bezpowrotnie Arkadią dzieciństwa i wreszcie wyraża ową jednolitość losu dzisiejszego człowieka: człowieka – wyspy, człowieka – turysty, człowieka nomady współczesności, w której bez znaczenia jest czy jesteś: Polakiem, Grekiem, Amerykaninem czy Chińczykiem wplątanym w kołowrót upadlającej globalizacji.

   To „Roszada” – roszada, ekscentryczny ruch w szachach, roszada – zmiana, zamiana, błyskotliwy ruch, tytuł nowego tomu Popi prowokuje albo i jest wyrazem rezygnacji z elementami buntu, gdyż roszadzie – a  właściwie ciągłym roszadom ulegamy my wszyscy, jednostki ludzkie przeżywające swoje życia w labiryncie codzienności. Wpływu na cokolwiek mamy coraz mniej. Dynamizuje nas jednak ten świat do ciągłego ruchu, do ulegnięciu żywiołom, do permanentnych „roszad”, do nieustannej zamiany miejsc, zmiany ról, wymiany masek. Coraz mniej nas w nas. Coraz więcej w nas wgrywanego i testowanego oprogramowania zgodnego z poprawnością masy, która wciąga nas jak czarna dziura wszechświata i tylko Odyseja naszej duszy może nas stamtąd wyciągnąć.

  U Popi roszadzie uległa nawet sama poezja. Rodzi się wiersz, kapią słowa, lecą w niebo, siłą kroplówki na końcu pojawia się tytuł, albo coś, co go przypomina, co uzurpuje sobie prawo bycia chimerą tytułu z pointą i słowem ostatnim. Roszada. Zamiana. Zasłona dymna. Fatamorgana, złudzenie. Ot, całe nasze życie, którego całokształt zostaje na koniec, albo nawet i po nim, kiedy esencja przyjdzie w refleksji bliskich, kiedy nas już tu nie będzie. I to jeszcze … być może.

   Popi Aroniada to zbiór bardzo ważnych wierszy nowego wieku. Lambda tęsknoty to prawie aktywny rak. Te i inne mocne w wyrazie echa apokalipsy na życzenie odnajdziemy w trudnym i uciążliwym, acz wartym tego wyzwania czytaniu słowa po słowie w świetnym przekładzie Aresa Chadzinikolau. Wiersz za wierszem „przeżuwamy” dzień po dniu, uczucie po uczuciu, pustkę za pustką i pytanie za pytaniem. To pytania uniwersalne, coraz bardziej kosmopolityczne, coraz silniej bolesne, coraz oczywiściej bez odpowiedzi, coraz samotniejsze te nasze żałosne pytania: bez Boga, bez cudu, bez wiary i nadziei, ale być może … jeszcze z miłością. Być może z miłością, z ostatnią naszą szansą na Absolut.

   Te wiersze jednak płaczą, płaczą dzielnie, w zasadzie szlochają, stalowo, miarowo, symetrycznie, płaczą i łakną, płaczu i tęsknoty, i one kochają i rzucają się życiu w ramiona, życiu na szyję i sobie do oczu, jak drapieżne koty, jak dzikie słowa rzucone na wiatr. To być może ten grecki wiatr, w jego Kawafisowym niby-błękicie, w drodze do Itaki, która stała się drogą tak silnie dziś absurdalną, że właściwie nikomu niepotrzebną. I poeta przeminie, większy, mniejszy, ważniejszy, i ten mniej ważny, ale poezja pozostanie, Poezja – ten krzyk świadomości, krzyk nieuchronny, krzyk zabarwiony szaleństwem słów jako oręża przeciw codzienności, rutynie, śmierci i zwyczajności. Poezja – szansa. Tak jak roszada jest szansą na ostateczne zwycięstwo. Szachy to gra królów, poezja to domena bogów, my, ludzie… jesteśmy na to wszystko zbyt łatwopalni. A jednak próbujemy rzucać się w ogień, rzucać się na wiatr, rzucać się w wir świata i zgodnie z prawem dziejów szukaj tej wieczności, aby podtrzymać się wzajemnie na duchu…

   Zachęcam Was do bardzo powolnej, wytrawnej lektury tych wierszy. Zachęcam do kilkukrotnej lektury każdego wiersza, zachęcam do smakowania tych bolesnych słów, tych zestawień uczuć, tej melancholii, ulotności, piękna metafor, jakże oryginalnych, czasem zmysłowych, czasem pełnych niepokoju i poszukiwań.

   Czytajcie te wiersze łagodnie, spokojnie, z jakże właściwą im tęsknotą, a jednocześnie nadzieją. Dzięki Popi, ze te kilka słów, za tę roszadę uczuć, których nam odmówiono i które skazane są na powolną agonię w tym bezdusznym świecie niepoliczalnych półprawd. Andrzej Walter

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko