Michał Piętniewicz – Melodia postu. O tomie Jarosława Burgieła, „Szukając kresu pustyni”

0
1126

[Rzeszów 2019, liczba stron: 106]

  Nowy tom poezji Jarosława Burgieła, pt. „Szukając kresu pustyni”, jest zastanawiający.
Więcej w nim pytań, aniżeli odpowiedzi.
Jest on przede wszystkim próbą poszukiwania.
Czego? Ładu, ,sensu w świecie, prawdy.
Podmiot liryczny tego tomu jest jakby wykluczony z „gry”, gry społecznej.
Stąd jego podświadome może pragnienie, aby w tej grze wziąć udział.
Skoro społeczeństwo wyklucza podmiot, on gra z nim poprzez poezję.
Próbuje powrócić. Do kresu pustyni.
     Chęć powrotu do gry społecznej jest wzmacniana silnie występującą tutaj tęsknotą religijną.
Przede wszystkim jest to pragnienie zjednoczenia się z Bogiem.
Na pustyni, na jej kresie.
     Podmiot liryczny tego tomu cały czas poszukuje i ciągle wątpi.
W to, że życie ma jakikolwiek sens, skoro wartości najwyższe i ponadczasowe, jak Prawda, Dobro, Miłość, Piękno, zostają podeptane tak łatwo, jak te serduszka przy grze w klasy (wiersz „Naiwność”)
     Jest również sporo melancholii, a nawet zgorzknienia w tym tomie.
Zgorzknienia życiem, kiedy poeta w pewnym momencie przyznaje, że „jest na dogrobku”, tak mało jego zdaniem udało mu się zdobyć, osiągnąć ( wiersz „Myśli o dorobku”).
Prosi też przyjaciół, aby go wzięli „na rączki”, czuje się jak samotne, opuszczone i podeptane przez świat dziecko (wiersz „Sierota jedna”).
     Ludzie też traktują to „dziecko” źle, mówią mu, że jest za gruby, żeby się nie wiercił na stole operacyjnym (wiersz „Cztery narkozy”), żeby się szybko obudził, dyktują mu szybkie, gwałtowne komendy, jak rozkazy w wojsku, miłość tego dziecka do świata, nieodwzajemniona, jest ciągle deptana, a przecież poezja tego poety jest pełna miłości do świata.
    Nie tylko wyraża się ona w podróżach do różnych, zagranicznych krajów („Cykl Tunezja” „Ruiny Kartaginy”, „Chorwacja 1997”, „Chodzę po Azji”), nie tylko obfituje w pełne miłości relacje z tych krajów, ale może przede wszystkim wyraża się ona w specyficznej poezji, którą nazwałbym poezją melodii mowy.
    Poezja Burgieła jest bowiem silnie umuzyczniona,
nie jest ona czystym tekstem, czystym pismem, jest ona raczej mową i z mowy przede wszystkim wyrasta. Pamiętamy dialog Platoński, „Fajdros”, w którym udowodniona została wyższość oraz przewaga mowy nad pismem.
Poezja Jarosława Burgieła wydobywa się z mowy, jest mową poparta, mową wybrzmiewa, melodią tej mowy.
     Nie zgadza się z jednej strony na zło tego świata, ale z drugiej strony implikuje pewną tęsknotą manichejską, że to zło jest immanentnie w ten świat wpisane, że jest nieuchronne, a nawet konieczne. Jak w wypadku sytuacji z niczego niewinnym człowiekiem, który miał wypadek, po którym została tylko mokra plama krwi na jezdni (wiersz „Ślady. Refleksje podczas przejazdu busem do pracy i z pracy”)
     Miłość u Burgieła zatem wyraża się w mowie. Ale jest z drugiej strony upostaciowana w tym serduszku do podeptania.
     Tęsknota za Bogiem, która ma miejsce w tomie „Szukając kresu pustyni” jest moim zdaniem pierwszorzędna. Podmiot liryczny odwiedza klasztory, (wiersz „W ciszy”), dużo się modli, czerpie też sporo z filozofii indyjskiej oraz z buddyzmu.
Najbliższe jest mu jednak chrześcijaństwo z koncepcją Boga Osobowego, dobrego Ojca i Opiekuna, który czuwa nad każdym życiem z osobna.
Pustynia u Burgieła jest obszarem braku źródła wody żywej, braku stabilnych struktur aksjologicznych oraz ontologicznych, dewaluacją a nawet degradacją świata wartości.
Na to recepta jest jakby jedna, chyba niezawodna: modlitwa do Pana Boga, modlitwa na pustyni.
Może na jej kresie zostanie znaleziony Pan Bóg, źródło żywej wody.
Cały tom „Szukając kresu pustyni” można bowiem nazwać rodzajem modlitwy do Stwórcy, gorącą i żarliwą prośbą o wybawienie, o opiekę w świecie, który często nie działa jak powinien, zatem można przypuszczać (po manichejsku), że świat ten ma swojej „opiece” zły duch a nie dobry.
     Tom Burgieła jest zapisem tęsknoty za dobrem w świecie, który odrzuca starania podmiotu lirycznego o przyjęcie go do swojego czułego gniazda.
Dużo w nim czułości, tej zapisanej w melodyjnych wersach, dużo w nim modlitwy, dużo w nim strawy duchowej i duchowego poszukiwania, dużo w nim potencjału, nawet kiedy tworzy się jakby z niemożliwego.
    Opozycje między chaosem a kosmosem, między stworzeniem a nicością, jakoś od środka konstytuują ten tom.
Ambicje traktatu teologicznego jednak są zażegnane wskutek przyjęcia przede wszystkim perspektywy osobistej: opowieści o swoim losie w tym dziwnym, pogmatwanym świecie, w którym tak mało dobrego światła.
    Ocalenie tego świata, gwarantem powrotu do gry społecznej jest melodia mowy, w niej wszystko ocala się, w niej podmiot mówiący znajduje ukojenie.
W tym ukojeniu, na pustyni, jest silna chęć znalezienia Boga.
Wyschnięte wargi podmiotu mówiącego chcą zaczerpnąć ze zdroju wody żywej.
Chcą ożywienia, chcą życia, chcą gry i muzyki.
Chcą Bożej melodii.
    Myślę, że dla ludzi poszukujących Boga jest to tom idealny.
Myślę, że dla tych, którzy szukają melodii Bożej w swoim życiu będzie ten tom bardzo cenny.
    Nie wiemy, co jest na kresie pustyni.
Jednak wydaje się, że tego kresu trzeba szukać.
W poszukiwaniu Bożej melodii idzie podmiot liryczny przez pustynię i pości.
    
 




Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko