O książce Zofii Ratajczak, pt. „Czarodziej z podwórka” [Universitas, Kraków 2019, liczba stron: 392].
Książka o Kazimierzu Wiśniaku pt. „Czarodziej z podwórka” autorstwa Zofii Ratajczak, jest sprawnym, precyzyjnym oraz oryginalnie napisanym portretem tego wybitnego scenografa, artysty malarza, rysownika, a nawet poety, pisarza.
Zofia Ratajczak zaczyna swoją opowieść od dzieciństwa Wiśniaka, czyli od łódzkiego podwórka. Opisuje, jaki przyszły scenograf miał mir wśród dzieci, ponieważ potrafił narysować de facto wszystko.
Dzieciństwo Pana Kazimierza było barwne, pełne słońca i tęczy, zabaw w kałużach prześwietlonych słońcem i deszczem, ale również trudne, obfitujące w traumę.
Mały Kazik wychowywał się de facto wśród samych kobiet, w domu panowała bieda, musiano chodzić z wiaderkiem do spółdzielni Kropla Mleka po zupę.
Po latach Wiśniak wspomni to zdarzenie jako wstydliwe oraz upokarzające w oczach jego rówieśników. Ale dzieciństwo to również czas słoneczny, czas rozwoju, pomagania rówieśnikom, bycia swoistym już wtedy dla nich, artystycznym autorytetem.
Zdolny syn swoich rodziców zdał potem do Technikum Budowlanego, w którym nauczył się porządnego rysunku technicznego.
Wysłany został po ukończeniu technikum do pracy w Gubinie.
Po okresie pracy w Gubinie jako technik budowlany, postanawia zdać na Akademię Sztuk Pięknych, do Krakowa, gdzie już zaczyna się właściwa przygoda jego życia.
Autorka książki, Zofia Ratajczak bardzo uważnie pochyla się nad biografią Kazimierza Wiśniaka.
Nie czas tutaj i miejsce na jej streszczanie.
Ważne jednak będzie przytoczeniu przynajmniej paru pojęć, na których operuje autorka, by przybliżyć specyfikę postaci Wiśniaka.
Pierwszym z nich niechaj będzie pojęcie kontrastu, które często przewija się w książce.
Na przykład pomiędzy delikatnością, skromnością, wręcz wycofaniem się artysty, a niezwykle imponującą karierą, która za tą postacią stoi.
Z pojęciem kontrastu może się wiązać kolejne, powiedzmy przemiany czy metanoi.
Autorka obrazowo przedstawia ten termin na przykładzie wspomnienia bohatera książki ze spaceru z ojcem. Przechodzili długo przez tunel w mieście, aby w końcu ujrzeć światło dzienne, kwiaty, zioła, ptaki, drzewa, rozkrzyczaną i rozigraną łąkę, pełną życia i śpiewu.
Ten obraz służy do przedstawienia pewnej antynomiczności między Wiśniakiem – niezwykle pracowitym scenografem, współpracującym m.in. z Konradem Swinarskim czy Henrykiem Tomaszewskim, który przyjmował kolejne zlecenia, aż do momentu, kiedy jego praca nie zaczęła przypominać morderczego galopu i nie poskutkowała zdrowotnym kryzysem w 1978 roku, kiedy Wiśniak przebywa w sanatorium w Mosznej, gdzie leczy go dr Adam Jawiński.
Tam odbywają się zajęcia społeczności terapeutycznej oraz psychoterapia indywidualna.
To był ten Wiśniakowy tunel do momentu wyjścia na światło, kiedy po upłynięciu czasu pracy na stanowisku dyrektora Teatru Bagatela, mógł poświęcić się temu, co naprawdę kochał, czyli malowaniu. Stąd plenery w Słonnej, gdzie poznaje masę ciekawych ludzi.
Inna dychotomia dotyczy podziału na realizm i fantazjowanie.
Kazimierz Wiśniak z jednej strony twardo stąpa po ziemi, autorka nawet posuwa się do stwierdzenia, że „nie lubi ludzi z problemami”, ale z drugiej uwielbia fantazjować, śnić, marzyć, odkrywać nieznane i niezamieszkałe jeszcze przez nikogo lądy wyobraźni.
Stąd jego pasja malarska i kreacyjna, jak również wielkie zasługi dla Lanckorony i wykreowania z tej miejscowości baśniowego miasteczka, pełnego Aniołów i krasnoludków.
Sam Kazimierz Wiśniak jest honorowym obywatelem miasta Lanckorony, Pierwszym jej Aniołem oraz Królem lanckorońskich krasnali.
Z wymienionym kontrastem, łączy się inny, wywołany przez efekt camera obscura, kiedy w dzieciństwie zobaczył mały Kazik swoją matkę przez dziurkę od szafy – był to rodzaj nieledwie mistycznego transu i bardzo tym chłopiec był przejęty.
Kolejnym kontrastem może być dychotomia między byciem radosnym samotnikiem z Salwatora, a człowiekiem przez wielu ludzi kochanym, zapraszanym do domu, mającym wielu przyjaciół, którym zależy przede wszystkim na jednym: wystarczy już sama obecność w domu Pana Kazimierza. Jednak Zofia Ratajczak pisze też w swojej biografii, że Wiśniak często trzyma na dystans różnych ludzi (jednak), a wiadomość o bardziej bezpośrednim wtajemniczeniu w przyjaźń. uwidacznia się przy pomocy tajemniczego uśmiechu.
Sam artysta przyznaje, że przyjaciół ma dwóch, może trzech.
Należy do nich niewątpliwie Władysław Andreasik, wydawca książek Kazimierza Wiśniaka – m.in. o Lanckoronie, Lanckorońskich krasnalach, czy monumentalnej autobiografii, „Życie ze sztuką splecione”. Tych dwóch Panów można często zobaczyć przy okazji festiwali, mających miejsce w Lanckoronie, jak Anioł w Miasteczku w zimie, czy Romantyczna Lanckorona w lecie.
Wtedy siedzą oni sobie przy stoliczku w Cafe Pensjonat, jak pisze Zofia Ratajczak, beztrosko majtają nogami w powietrzu, rozmawiają, śmieją się, a Kazimierz Wiśniak podpisuje swoje książki.
Dzieło Kazimierza Wiśniaka, o którym pisze Zofia Ratajczak, jest imponujące: niezwykła ilość wykonanych scenografii, kostiumów, namalowanych obrazów, rysunków, wydanych książek, bycie członkiem Zakonu Bibliofilskiego, samodzielne de facto redagowanie „Kuriera Lanckorońskiego”, wieloletnia współpraca z gazetką „Salwator i świat”.
Kazimierz Wiśniak doczekał się swojej izby w Lanckoronie, w bibliotece, dzięki decyzji władz gminnych, wójta Tadeusza Łopaty.
Doczekał się jednak czegoś może bardziej ważnego: roześmianych twarzy dzieci, przebranych za aniołki i krasnoludki, którym swoją sztuką daje tak wiele radości.
Być może specyfiki artystycznej Kazimierza Wiśniaka należy upatrywać w tym prawie kontrastu, o którym pisze autorka „Czarodzieja z podwórka”.
Między byciem trzeźwym, racjonalnym, a jednocześnie tak gorliwie i żarliwie marzącym o świecie pełnym prawdy, dobra, piękna, o który to świat walczył przez całe swoje życie poprzez swoją sztukę.
I myślę, że zarówno autorka biografii Kazimierza Wiśniaka, jak i jej czytelnicy, po jej lekturze, przyznają, że udało mu się to dzieło.
Z lanckorońskich festiwali, co jest niepodważalną zasługą Wiśniaka, wychodzi się lepszym, podbudowanym, ufniejszym w świat prawdziwych i niezniszczalnych wartości.
Przez Lanckoronę raz do roku idzie pochód dzieci przebranych za lanckorońskie krasnale, a na czele pochodu idzie z berłem ich król, Kazimierz Wiśniak.