Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
1092

Nowakowski. Wróci? Nie wróci? Ma być!!!

Zastanawiam się, czy przyjdzie wreszcie taki czas, że będziemy mogli powiedzieć iż odrobiliśmy zaległości, że najwspanialsza polska literatura, także ta emigracyjna, wróciła do nas, zaczęła znów krążyć w naszym krajowym krwioobiegu, czy przypadki Czarnyszewicza („Nadberezyńcy”), Łobodowskiego (trylogia ukraińska), tylu innych, to skończony rozdział. Że są, że ich znamy, że nie pozwoliliśmy zapomnieć.  I wciąż mam poważne wątpliwości. Bo, jak ich nie mieć po lekturze fantastycznej biografii Zygmunta Nowakowskiego? Może najlepszej książce tego gatunku od wielu lat.

A przecież poza sceniczną „Gałązką rozmarynu”  to pisarz dziś kompletnie nieznany. Kompletnie!

Zapomniany czy niechciany? Nieobecny czy świadomie pomijany przez krytyków, badaczy, władze ukochanego Krakowa, instytuty książkowo-literackie?

Kim był? Proste pytanie bez prostej odpowiedzi.

 Żył siedemdziesiąt dwa lata (1891–1963). W biogramie tego, obok Boya, najsłynniejszego bodaj przedwojennego felietonisty, są mniejsze i większe tajemnice. Począwszy od… nazwiska. Nie używał rodowego – Tempka, a tego matczynego, panieńskiego. Był aktorem, jak pisali mu współcześni, utalentowanym. Czyż zresztą Solski zatrudniłby kogoś bez talentu w Teatrze Słowackiego? Zagrał wiele znakomitych ról – Poetę w Weselu, Konrada w Dziadach, Hrabiego w Nie-Boskiej komedii, Don Ferdynanda w Księciu Niezłomnym. To nie są role, które dostaje każdy aktor. Z drugiej strony jak oceniać tę karierę? Pisze, i słusznie, Chojnacki: „Nie zachowały się żadne nagrania filmowe jego kreacji, zmieniły się też gwałtownie kryteria gry scenicznej. To jak opowieść o muzyce, której nut nie znamy”.

Więc aktor. A może nie? Bo Polska wezwała. Polska, której nie było. Raczej marzenie o Polsce. Marzenie, które uosabiały Legiony. Założył mundur. Gdzieś zapewne z tyłu, nie na pierwszej linii. Nie z powodu tchórzostwa, raczej stanu zdrowia.

Dyrektor… Przewodził teatrowi, reżyserował, grał. A potem nagle rozstał się i z gabinetem, i scenicznymi deskami, choć teatr pozostał jego miłością i był mu wierny do ostatnich dni. Dlaczego? Zagadka.

A może… Mógł być gwiazdą polskiej nauki? Zapewne mógł. Doktorat z filozofii, szeroko otwarte wrota kariery uniwersyteckiej. Otrząsnął się, nie chciał.

Sławę przyniósł mu felieton. Pisał o nim Cat-Mackiewicz: „Nowakowski po śmierci starego Czesława Jankowskiego stał się mistrzem felietonu na cała Polskę”. Trzy miliony czytelników! Honoraria gigantyczne, popularność, rozpoznawalność, zaproszenia. Śmiały w sądach, o Prusie np. potrafił napisać „O jakich głupstwach on pisze! Cóż za ciasnota. Jaka naiwność! Jak wąski horyzont!”, nie oszczędzał nikogo. Piłsudczyk, który potrafił zaatakować „swoich”, a wtedy w IKC-u pokazywała się cenzuralna biała plama.

Pracował dużo, pisał niemal bez ustanku. Felietony, powieści, dramaty. Zastanawiam się, ile w tym człowieku było energii. Bo przedwojenna sława wiązała się nie tylko z przywilejami, była też obowiązkiem, powinnością wobec innych: biednych, zagrożonych, porażonych nieszczęściem. Proszony prezesował, fundował, załatwiał dotacje. Cracovia, Polski Czerwony Krzyż, jakaś szkoła, straż pożarna, stroje sportowe dla dzieci. Nie odmawiał. Był zamożny, ale potrafił się dzielić z potrzebującymi.

Gdyby nie wojna… Gdyby nie ona, zapewne wciąż byłby obecny w księgozbiorach, bibliotekach, byłby cytowany, przywoływany, na tych wszystkich studiach dziennikarsko-literackich stawiany byłby za wzór. Był porucznikiem rezerwy. To przed wojną znaczyło nieporównanie więcej niż dziś. Zmobilizowany ruszył na szlak kampanii wrześniowej. Nie nawojował się za wiele.

Tajemnice? A jakże! Sikorski, znali się jeszcze z Legionów. Proponował mu zamach stanu. To nie żart!

Emigracja. Francja, potem Anglia. Nieprzejednany! Ten, który lepiej niż wielu innych i wcześniej od nich zaczął protestować przeciw oddaniu połowy kraju Sowietom. Taki pozostał do ostatnich dni.

Oczywista uwaga – PRL, namiastka państwa polskiego, nie chciała, nie mogła chcieć Nowakowskiego, a i on nie chciał tamtej Polski. Wykreślono, go wymazano nad Wisłą.

Nie próżnował na tej emigracji. Pisał, wspólnie z Grydzewskim był twarzą „Wiadomości Polskich politycznych i Literackich”. A potem gwiazdą Wolnej Europy, dla której nagrał dziesiątki felietonów.

Kochał Kraków, nigdzie indziej nie czuł się tak dobrze. Wracał do niego myślami, słowem pisanym, głosem radia. Ale Kraków nie odpłacił mu tym samym. Chojnacki w tytule swej książki pyta: „Kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa?!” I chyba trochę bezradnie rozkłada ręce. Trzydzieści lat to kawał czasu. Gdzie leży więc problem? Czemu do dziś jest w nim nieobecny? Wydaje się zresztą, ze nie tylko w Krakowie. Polska zapomniała?

Autor „Reemigrejtena” szykuje dla czytelników na przyszły rok niespodziankę – tom esejów Nowakowskiego. Może więc ta biografia i szykowana książka okażą się przełomem? Może otworzą nam, czytelnikom, oczy na tego, którego nie powinniśmy byli zapomnieć? Może wróci? Nie, nie może. Wróci! Ma tu być!!! Czas po temu najwyższy!

Paweł Chojnacki – Reemigrejtan. Kiedy Zygmunt Nowakowski wróci wreszcie do Krakowa, Wydawnictwo Libron, Kraków 2019, str. 480.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko