Michał Piętniewicz – List do Spalonej. O tomiku poezji „I tak nieogarnione” Małgorzaty Misiewicz

0
916
Michał Piętniewicz

[Kraków 2018, posłowie: Zofia Zarębianka, słowo na skrzydełku: Wojciech Ligęza].



     Droga Małgosiu,
z zainteresowaniem przeczytałem Twój najnowszy tomik poezji pt. „I tak nieogarnione”. Zafrapował mnie jego niekłamany, uczciwy oraz uczuciowy liryzm. Zastanowiła niebywała kondensacja frazy poetyckiej. Małgosiu, czerpiesz z nieogarnionych przestrzeni i czasoprzestrzeni Pana, niby z jakiejś tekstowej plazmy, a przecież nie jesteś postmodernistką.
Raczej uważną oraz cierpliwą czarodziejką od ziołowych mikstur, bo przecież Twoja poezja tak się może nazywać: ziołową miksturą, kojącą, dobrą dla zdrowia, niczym napar z rumianku.
     Napisałem kiedyś, teraz ten szkic opublikowało czasopismo „Metafora”, że spaliłaś się w ogniu. Za dużo musiałaś widać wycierpieć i sięgnęłaś dna piekła. Być może każdy poeta głęboki czy głębszy, musi się otrzeć o piekło. Ty otarłaś się o piekło, ale wyciągnęłaś stamtąd jednak jakieś nowe niebo. Na nowo zobaczyłaś świat: kwiaty, ptaki, pejzaże, tak ukochaną dla Ciebie Lanckoronę, której poświęcasz połowę swojego najnowszego tomiku.  
     Małgosiu, w wierszu dedykowanym Zbigniewowi Bielawce, autorowi oprawy graficznej Twojego tomiku, wyrażasz pragnienie, aby ogarnąć całość. Czyż nie jest to pragnienie prawdziwie poetyckie? Czy poprzez szczegóły, drobiny dnia codziennego, nie do tego zmierzasz właśnie, aby właściwą całość ogarnąć? Ale przecież nie mylisz jej, nie chcesz mylić jej z Absolutem ani Rzeczywistością Pojedynczą, która była dla Ciebie zdradliwa. Całości raczej szukasz w tym, co małe, po franciszkańsku.
     Wyrażasz przy pomocy swojej poezji ulotne refleksje, niby ziarenka piasku, które przesypują się w klepsydrze czasu, nikną gdzieś, przepadają, aby potem znów wyfrunąć jak żółtobarwny motyl z Twoich wierszy albo jak Feniks, który zmartwychwstał, kiedy uprzednio został pochłonięty przez otchłań piekła.
     Twoją poezję czytam jako tę, która doświadczyła cierpienia a potem próbuje wywlec na świat, za pomocą szczerej, ale niewidzialnej, białej nitki, najszczersze uczucia. Miłości do Pana Boga, do przyrody, pejzaży lanckorońskich, w końcu do ludzi, mieszkańców tej planety i Twoich wierszy.
     Zastanawia mnie, co jest ważniejsze w Twoim tomiki: ludzie czy „ja” liryczne? Z pieczołowitością podmiot mówiący pochyla się nad sobą, jakby był najważniejszy na świecie, ale to w końcu cecha prawdziwych poetów: oglądają pod słońce swoje motyle skrzydła i występujące na nich plamy.
     Również Bóg jakby był Ci „jedynie” sługą, bardziej od Niego czegoś pragniesz, być może identyfikujesz Go i mylisz z kochankiem.  
     A jednocześnie ten głos liryczny tak bardzo pragnie świata… Czy na pewno świata? Czy aby nie bardziej zależy mu na własnym, solipsystycznym postrzeganiu siebie w tym świecie i wygraniu we własnych oczach starcia z życiem? W końcu „bojowanie to byt nasz podniebny”. 
    Choć świat tych wierszy z pewnością nie jest urojony, stoi za nim wewnętrzna i życiowa prawda, jednak można te wiersze nazwać „urojonymi”, są jak mydlane bańki unoszące się w błękicie nieba. Stwarza je leciutki obłok poezji, o którym mówiłaś 10.12.2019 r. w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich na ulicy Kanoniczej 7.
     Być może to nie Twoje słowa Małgosiu, być może pragniesz wyrazić nimi coś innego: płacz, gniew, niechęć, złość, ból, negację. Bycie programowo dobrym jest tylko programowe.
Ależ nie! Przecież w tych wierszach jest i płacz i ból, tylko ukryte, ukryte w tej urojonej bańce złudzenia, gdzie świat przedstawiony jako „dobry”, pryska, przekłuty uważną igłą.
     Nigdy nie spotkałem w poezji, w tak prostych pozornie słowach, tyle wewnętrznego zapętlenia i galimatiasu. Nigdy prosty z pozoru wiersz nie maskował tak zręcznie wewnętrznego chaosu. Czy to dobrze dla poezji? Nie wiem.
    Na pewno poezja Twoja Małgosiu, jest zjawiskiem ciekawym, wyjątkowym. Tak. Poezja Małgorzaty Misiewicz jest dokonaniem innym od innych. Brakuje w niej jednak ośrodka ratio. Ich ośrodkiem bowiem jest irracjonalność pojmowana jako rdzeń tych wierszy. To jednocześnie mało i dużo . Dużo, bo irracjonalność właściwie przeżyta, daje pogłębioną duchowość. Mało, bo teksty literackie jednak muszą być oparte na rozumie, aby mogły zostać zrozumiane przez czytelnika.
    Twoje teksty Małgosiu nie są do rozumienia, nie są do interpretacji, są do współodczuwania w specyficznej wrażliwości na linii autor – odbiorca i za tę ich specyfikę im chwała, ponieważ czasami poezja nie musi więcej.
     Małgosiu, jesteś mi bliska nie tylko jako poetka; również jako współodczuwająca w innych przestrzeniach, cierpienia, bólu, jakiejś nieokreślonej mgły, którą mylnie czasem brałem za zwiastun sensów najwyższych i najważniejszych. Bardzo kibicuję Twojej poezji, oby Twoje jabłko spadło na ziemię.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko