z tomu pt. „wiersze dośmiertne”
***
Chodzi o to
Aby umrzeć
Dokładnie
Tylko tak da się
Przeżyć śmierć
Inaczej
Wszystko
Na marne
***
Powinnam za Tobą
Tęsknić
Ale na razie wolę
Pozostać tutaj
I nie bardzo pociąga mnie
Bezziemskość
Bezcielesność
Oraz
Królestwo niebieskie
Ufać Ci powinnam
Ale chyba nie ufam
Bez reszty doczesna
No i co ze mną zrobisz ?
Przynajmniej jestem szczera …
***
Tak zalotnie na nią spogląda
Oko puszcza
Do tańca pociąga
Ciała namiętnie
Pożąda
Śmierć
Pierś pieści
Skóry dotyka
Bólem kusi
Raną i rakiem
Przez próg życia
Przeskoczyć chce
I dopaść ją
We śnie
We śnie
***
Przytulam się do Ciebie
Ciało do ciała
Ciepło
Dotyk
Pieszczota
Przytulam się do Ciebie
Jeszcze
Nie do błota ziemistego
Nie do gliny
Na chwile
Jeszcze
Pogłaskaj mnie
Pogłaszczę cię
Nie bójmy się
Czułości
***
Karawana już czeka
Objuczono wielbłądy
Trzeba zwijać w pośpiechu
Namioty
Bukłaki napełnić
Droga przed nami daleka
Karnawał nadchodzi
Czas stroić klejnoty
Karawan gotowy
Czarne konie czapraki
Droga z kaplicy
na cmentarz
***
Może jeszcze nie zaraz
Umrę
Może jeszcze nie ułożą mnie
W trumnie
Może jeszcze zatańczę z Tobą
W sukience zielonej
Na sobie
Może jeszcze się zmiłuje
Bóg
I nie przetnie rozpoczętych
Dróg
***
Żal mi
Żal mi okaleczonych drzew
Krwawiące konarami
Odrąbane pnie
W dzień sądu przeciw nam
Złożą zeznanie
Żal mi wyrzuconych psów
Wyjących z bólu w lesie
I kociąt utopionych
Miałczących w workach
Requiem
Żal mi ziemi przez ludzi
Zabijanej wytrwale
Ustami kłamliwymi
Śpiewamy Bogu
Chwałę
* * *
Nic gorszego niż śmierć się nie zdarzy
Czy w śmierci mi będzie do twarzy ?
Na posłaniu sosnowym usnę
Czy na głowę nałożą mi chustę ?
Na posłaniu drewnianym
Pod kołdrą z liści
Mój sen o wieczności się ziści
Sen trumienny ciężki jak wieko
Nie uchylę raju powieką
Nie otworzy oczu zdziwienie
Na przecudnie niebieskie przestrzenie
Tylko ciężar i ciemność dokoła
A do nieba nikt jakoś
Nie woła
Kolekcjonerka
Zbierała
nader skrzętnie
Do kufra chowała chętnie
Niechęci i uprzedzenia
Zawody i zniechęcenia
Rozczarowania i klęski
Porażki
i żale
Niespełnienia jedwabne
jak szale
Składała w kufrze
Starannie segregowała
Co parę dni
Trzepała przeglądała
wietrzyła
By mole nic nie zżarły
zadbała
Do tajnej szufladki
Wkładała
Wszystkie wpadki
W sreberka
jak czekoladki
owinięte
Na samym wierzchu
Umieściła
Złe słowa
I złe spojrzenia
ironiczne uśmiechy
zlekceważenia i pominięcia
z boku jeszcze zawiści
zazdrości plotki i pomówienia
cienkie
wiec dużo miejsca
nie zabrały
Kufer był pełny cały
Wręcz pękał
Biedna kolekcjonerka
* * *
Ślad ścieg zeszycie
I ta
szrama
rozcinająca
życie
niezatarta przez czas
uparta
pamięć powrotna
płaczem tłumiona
przez ciszę żadną
niezagłuszona
krwawi
na śniegu czerwony kwiat
kwitnie
* * *
Biedne zwierzątka na krze
pod spodem kipiel się pieni
i wre
czeluść czarna
Ocean i Przepaść
Głód i Zagłada
A na krze
Dryfują zwierzątka biedne
Malutkie
Futerka drżą na wietrze
Pomoczą się Utopią się
Stworzonka
* * *
Bestie
zabili oswojonego
jelonka
zawiedli zaufanie
Boga
Tchórze
zostawili przy drodze
rannego
łosia
pojechali dalej
zadowoleni
Nie przechodził tamtędy
samarytanin
***
Kosi kosi łapci
Kosi kosi śmierć
Na kogo wypadnie
Na tego bęc
Kolo graniaste
Moja Polianko
Nie uklękniesz
Boś już stara
Niezgrabne kolanko
Lata ptaszek po ulicy
Zbiera zbiera ziarnka
Do zardzewiałego
Dziurawego garnka
Lata ptaszek nad kąkolem
Śpiewa dolę i niedolę
Przyjdzie niedźwiedź
I nas zje
I tak bajka kończy się
***
Tyle jeszcze jest do zrobienia
A tu już wzywają na Sąd ?
Tyle jeszcze jest do zrobienia
A miecz Damoklesa już
Się chwieje nad głową
Na bardzo cienkiej nitce?
Tyle jeszcze jest do zrobienia
A już siekiera dotyka pnia ?
I trąba z oddali gra ?
Już gra ?
Tyle jeszcze ….
* * *
Wcale Ci nie ufam , Jezu
Tylko się boję
I rozmyślam o przyszłości
Wcale Ci nie ufam
Tylko owinięta ciemnością
Wbijam oczy w ciemność
Wcale Ci nie ufam
Ale przecież bądź w tej nocy
Ze mną !
* * *
Na granicy nadziei
i
rozpaczy
Czekanie
Dzwon już
Dzwoni
na trwogę
na pożegnanie
***
Morze aż po horyzont wzburzone
Przynosi sztorm
Morze aż po horyzont wzburzone
Zwiastuje wojnę
Niskie chmury zakrywają
Nieskończoność
Ciemnie chmury zasłaniają
Nadzieję
Groźne fale wysokie fale
Topią Boga
***
On się sieje
Rozsiewa
Znienacka
Przyczaja
Podgryza
powoli
Zabiera
Rak
Ale się przecież
Jeszcze
Wymknę
Ucieknę
Zdążę
Wbiec w życie
Przecież nie chodzę
Na wspak
Będę szybsza
Szybsza będę
Niż rak
* * *
To leżące na podłodze
Futro
W jadalni zamku Frynland
Kiedyś biegało po
Okolicznych lasach i
Krew w nim krążyła
Wypełniając ciało
Życiem
A to martwe
Poroże
ścianę zdobiące
Jeleniem
było
Zanim Arcyksiążę
Nie wymierzył
Celnie między oczy
Ze swej ulubionej
Dubeltówki
Za niedługo miał
Zginąć
Ferdynand
Zaklinanie
Moje zwyczajne życie
Zwróć mi Panie
Niech znowu kawa
Ma swój smak
Gdy wspólnie
Jemy śniadanie
Niech spacer z psem
Do pracy droga
Zakupy książka
Koncert obiad
Pomogą piękno
kontemplować
Niech znów codzienność
Odzyska blask
Pozwoli w życiu trwać
Niech znowu w górę
Biegnie szlak
Niech
nie
urywa się
Zofia Zarębianka – poetka, eseistka, profesor zwyczajny w Katedrze Literatury XX wieku na Wydziale Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego, członek PEN Clubu, Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Komisji Historycznoliterackiej PAN oraz Centrum Kultury i Dialogu afiliowanego przy Wyższej Szkole Filozoficzno-Pedagogicznej „Ignatianum” w Krakowie.
W swojej pracy naukowej porusza zagadnienia dotyczące obecności i deszyfracji sacrum, bada konteksty religijne i duchowe współczesnej literatury polskiej, szczególnie twórczości Karola Wojtyły (Jana Pawła II), pokolenia „Nowej Fali”, „bruLionu”, twórczości Anny Kamieńskiej, Zbigniewa Herberta oraz Czesława Miłosza. Zajmuje się także metodologią badań nad sacrum w literaturze. Od 2008 jest żoną aktora Stanisława Michno.
wiersze wybrał i podał Zbyszek Ikona – Kresowaty