Waldemar Jagliński – wiersze

0
983
Ryszard Tomczyk

A jeśli

a jeśli w kulach neuronów
utopionych w zapomnieniu świata
albo rozdartych obojętnością
i wrzuconych do grobu
pozostały pola nieodkryte
ciche pragnienia Odwiecznego Siewcy
co chciał rzucić mosty pomiędzy
ale – tu i teraz

a jeśli w porzuconym przededniu
w ściętym lekkomyślnie pąku –
gromady gwiazd co rodzą tęcze światów
albo choćby jeden poranny uśmiech
wygładzający kręte ścieżki
jeden uścisk dłoni
co prowadzi do nowych bram
do odwiecznych ogrodów

 Nowa

zimowy deszcz
chłoszcze chłodem ulicy
i proroctwami tych od klimatu
matryca wspólnych dni
czerni się łamaną linią
pod szarym piórem losu

spójrz jednak na doskonałość meandra
na ornament naszego czasu

czy w tej czerni
nie dostrzegasz światła

Zawsze

życie zawsze zbyt krótkie
na garść tęczowych marzeń
wyławianych czasem niespodziewanie
z milczącej Rzeki Czasu
chwytanych drżącymi palcami
jak kolorowe ptaki

dzień zawsze zbyt skąpy
a sen niedokończony
światło uśmiechu gaszone
odlotem aniołów

Bez tytułu

Znowu wchodzimy w jesień:
dzieci zbierają liście
z wiosennym uśmiechem
trzymając się jeszcze
konika na biegunach,
w oczach kobiet
ciągle ślady lata
chociaż bylejakość
oszrania niemal wszystko,
mężczyźni przegrywają w kasynie
nowe chłopięce marzenia
stawiając wciąż swoje armie
w trójkątnych czapkach.

Znowu wchodzimy w jesień.

Ile

ile z twego chleba i wody
z myśli zagęszczonych i odpływających
wysublimowanych spojrzeniem dziecka
zostanie na dłużej
na pożółkłym wysiłku świątecznych chwil
przed białą kartką i cieniem pióra
których czas drży wciąż
przed wielotorową pogonią za królikiem

ile z twych westchnień
i z uniesionych kącików ust
oprze się ciążeniu Kaina

W esemesowej przestrzeni

w esemesowej przestrzeni
przycięte słowa przeciętnego
pasują do przycinanego czasu
gdzie drugi policzek piecze pokorą
a wolność na dworcowej ławce
cięta pogardą w wiecznym biegu

krok za krokiem
tylko na ostatniej drodze
poprzecinanej strugami deszczu

Przed bramą

Duch przenika śmietniska, złamane pokrzywy,
jest z płaczącym pijakiem i z kotem półżywym,
który znudził się komuś bo przestał być mały.
Duch jest w cichej jedności z człowiekiem zbolałym.

Bóg przenika historię, geniuszy, dyktaty,
jest w uśmiechu dziewczyny co dostała kwiaty,
w locie wróbla szaraka, co cieszy się co dzień.
A my wciąż zostajemy w jesiennym Ogrodzie.

W oddali

na skraju nowych dywagacji
pod czarnym płaszczem wron z konduktu
w lawinie czasu co przygniata
niknącą prawdę – chóry nieba
w kropelkach krwi co wciąż zasila
szkło prowizorki nuworysza

błyszczy nieśmiało nowym świtem
odwieczny Ogród
lecz w oddali

Bez tytułu

próbujesz z zieloną farbą
której ślad przerywają guzy płótna
jesteś jak Watts wiecznie czekający
z tkliwym promieniem
kiedy kanwa uśmiecha się sarkastycznie
jak genotyp Kaina

chociaż nie możesz zagrać –
patrząc na ziemską fasadę podstawy –
nie możesz też powiedzieć
czemuś mnie takim uczynił:
naczynia nie przerywają Garncarzowi

Fragmenty

imaginacja jak biała kula
zawsze oczekujący horyzont
albo zielony tygrys niesiony przez pszczołę
której skrzydła sięgają wiecznej wiosny –
Dali rozciąga sen tak jak koszmar olbrzyma
co sam wyrywa z siebie życie
smutnym snem o miasteczku bez drzwi
maluje niespełnione marzenia dziewczyny o domu

koszmar podsycany precyzją i światłem
senna intymność niczym jawa –
nowe bramy stoją na solidnym gruncie

Cisza

cisza rodzi czasem płatki róż
rzucane potem na wiatr
albo zraszane świtem obietnicy

cisza często ma kolor zielony
jak koperty niebieskich posłańców
albo otwiera się paszczą Samaela

Bez tytułu

niezależnie od czasów –
lewe ramię może być kwiatem
a prawe rewolwerem

podział duszy
często jest jasny
ale nie jej dzieje

Znaki

nasza wielobarwna skóra
stopniowo twardnieje
spod naskórka wyrastają połyskliwe
metalowe łuski – rodzaj pancerza

naturalna powłoka
ustępuje miejsca znakom czasu
a uformowane androidy
zacieśniają krąg
wokół prostaczka

Bez tytułu

z rozdziawionym dziobem przez trawy i kwietnie
tam gdzie Bóg w promieniach rude pszczoły trzyma
tam gdzie chóry sadu jak skrzydła anioła

nie tam gdzie czas spływa z Kuli twego domu
i każe ci pędzić w  ogień nieznanego
gdy rzuca cię w słońca  czarne niczym wrony
co gotują piekło i grobu milczenie

chociaż dysz tysiące przeniosą cię dumnie –
kolebka twa tutaj i tu czas zbierania

Bez tytułu

domeną Heraklita były wymiary ukryte
rzeczywistości anielskie i wiekuiste
oraz tron Najwyższego Umysłu
lśniący perłą w Centrum Wszechświata
którego bramy otwierają jednak
tylko serca czyste

Heraklitowi wtórowało wielu
choćby Spinoza hołdujący przede wszystkim
prawdziwej Substancji

a my pikietujemy ciągle
w swych małych szklanych domach
wiszących na Drzewie Natury
które poddane jest armii korników
i kłaniamy się złotym bożkom

2015

czasami wiara w lepszy świat
gdzie Hindus z małej Wrześni
nie dostaje po gębie
za grzechy Syryjczyka

czasami nadzieja na nowy świt
lśniący mocnymi skrzydłami myśliwców
nad odległą  Ar – Rakką
a nie zrodzony ze snów infantylnych

czasami przebłyski obrazów kobiet –
przelotne ptaki

Bez tytułu

W konfrontacji bieli i czerni
pióra powinny opadać wolniej
niż pancerne płyty.

Dzień jednak
w swej odwiecznej słabości
potrzebuje dużo cienia.

Bez tytułu

któregoś pięknego dnia
z niebieskiego nieba
może spaść ciężkie
stalowe pióro –
młot na hedonistów

Deklaracje

Nigdy nie napiszę ikony
gdyż grzeszne Anioły moje
 stoją w ogniu okrętowych dysz
albo rozmaitych polemik
i szturmem opasanych stalą flot
po raz kolejny próbują zdobyć
nieziemskie światy.

Nigdy jednak Pierwsze Słowo
co było na początku
nie będzie dla mnie tylko snem.

Słowo które słońcami żongluje
i różnymi aniołami włada.

Bez tytułu

a po nas buty które niosły
nadzieje dzieci wniebowziętych
i stosy myśli porzuconych
na kartach żółtych ale świętych

a po nas kwiaty które zwiędły
choć wody nowe pod stopami
i płatki czasem znalezione
rozsiane ciszą i wichrami

Bez tytułu

spod czapki Świętego
Mikołaja wyślizgują
się ciemne odrosty
szczeciny a język rozdwaja
się między słowami ciepłymi
jak wigilijne sny
dziecka

Refleksje z zarania

krew Abla
implikowała Słowo

enklawa kainitów
stworzona w mirażach ich własnych dogmatów
w podszeptach Saklasa vel Samaela –
pozwoliła im zaakceptować zbrodnię
uznać czerń za biel

uwierzyli że światło należy do nich

czekam na swój czas
idąc z pierwszą z tych trzech
danych nam jeszcze przed kołyską

Akwarela

zapatrzyłem się na akwarelę
ukazującą spłoszonych
biegnących ludzi

mglisty horyzont niósł niepewność
niebo znaczył czarny
żelazny ptak

cóż – mokre na mokrym
jak to życie

Bez tytułu

żółte czupryny drzew
jak włosy dzieci kosmosu

krótki czas na zieleń

płacz nieba w dzień szary
i żałosne pieśni wiatru

kosmiczna przesyłka

chmary wron w kondukcie
twarze biczowane słotą

pogrzeb pod gwiazdami

Bez tytułu

nocny deszcz
obnaża szkielety drzew
wznoszą się lśniące piszczele pni
i upiorne wycia wichru

na twarzy
oślizłe macki gałęzi

dalekie oczy gwiazd
jak spojrzenia pacynek

Bez tytułu

ziemia pochyla głowę
ku purpurze i złocie
obojętna na donośne skargi
w teatrze marionetek

niebo rozpala się
własnym zachodem
nieczułe na zabawy dzieci
sztormowymi zapałkami

Bez tytułu

opary czasu gorące jak
krew i jak wino czerwone

skraplanie się minut na lipcowej
skórze i ta cisza wiążąca drapieżne
dłonie gdy zegary na wieczne mgnienie
oka pokrywają się rdzą

czas zastyga w eden

Odwieczne

na drugim brzegu dnia
dziękczynienie za promień
albo czerwona melancholia
gdy białe ogniki gwiazd
nie przenikają zmierzchu
iskrzącą muzyką sfer
i spala się kolejne oczekiwanie

jak wierny stary pies
jest jednak ta druga
dana na drogę przechodnia-
gromnica niosąca nas od jaskiń
aż poza wysokie granice
płonących jak pragnienia
horyzontów marzeń

nie muszę mówić do niej:
prostuj meandry świtu
ubieraj w światło kroki tułacza
bo sama zamyka spokojne i jasne koło
i obok tej pierwszej danej czasem z góry-
pozwała objąć to wszystko
co tylko wtedy jest przekraczalne

                                                                   
                                       Nota biograficzna

Autor zbioru wierszy dla dzieci ‘’Zagadki’’, który ukazał się nakładem wydawnictwa ‘’Kanwa’’ w 1999 roku; wznowienie zbioru – w 2001 i w 2006 roku przez krakowskie Wydawnictwo ‘’ Print’’.
Współautor trzech zbiorów wierszy pilskiej grupy poetyckiej ‘’Sprężyna’’: ‘’Między niebem a ziemią’’(2006), ‘’Światy w słowach zebrane’’(2007) i ‘’Stan nieważkości’’. Również współautor pilskiej antologii ‘’Zderzenie’’(Wydawnictwo Media Zet 2016) oraz Antologii Nadnoteckich Dni Literatury 2019.
Autor tomiku wierszy ‘’ HORYZONTY’’( Wydawnictwo Media Zet 2017) oraz powieści mistyczno- fantastycznej ‘’SABAOTH’’ ( Warszawska Firma Wydawnicza).
Od 2008 roku jego wiersze publikowane są w ogólnopolskim periodyku literackim ‘’Akant’’ a także w almanachach tego pisma z lat 2010, 2011, 2012, 2014, 2015, 2016, 2018.
Wiersze publikował także w ‘’Gazecie Kulturalnej’’ z Zelowa( 2010), w prasie regionalnej a także w Pilskim Kalendarzu Artystycznym( 2016, 2017).
Laureat konkursów regionalnych( pilski konkurs na fraszkę – pierwsza nagroda) oraz ogólnopolskich – wyróżnienia w periodyku ‘’Akant’’( 2011, 2016, 2017).
Ponadto rysownik i malarz: portrety m.in. poety Tadeusza Wyrwy – Krzyżańskiego, poety Jana Kaspra, ilustracje książkowe( ‘’ Stan nieważkości ‘’ 2015, nowa antologia poezji i prozy ‘’ Zderzenie’’ 2016).
W latach 1998 – 2019 wystawy malarstwa oraz komiksu.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko