Bijemy głową w mur. Nie tylko chiński.
Nie mam wątpliwości, tę książkę każdy odczyta inaczej. Ale przecież to atut wybitnej prozy, takiej, której nie da się włożyć do jednej szuflady.
Wang Xiaobo, żył krótko, ledwie czterdzieści pięć lat (1952-1997). W Wikipedii znajduję, że jest autorem kilkunastu książek (żadnej wcześniej nie przetłumaczono na polski!), ale to właśnie „Miłością w czasach rewolucji” bez wątpienia wdarł się na parnas chińskiej literatury.
Odczytanie pierwsze, bo wciąż i wciąż wracam do fragmentów książki: czas rewolucji kulturalnej i dojrzewanie w chińskim systemie opresji. Kompletnie nieprzystającym do naszych, polskich (ale i europejskich) standardów, nawet tych z okresu stalinowskiego. Dojrzewania dziecka, młodego człowieka, studenta. Czas budowania własnego ja, nie w konfrontacji z nauką, doświadczeniem, przyjaźniami, raczej ucieczką , podróżą w głąb siebie.
Odczytanie drugie: świat zewnętrzny niewiele znaczy. Introwertyczne zamknięcie, budowa twierdzy wokół siebie. Twierdzy, w której furtką nie jest dobro, a zło, w której ucieczka jest dniem codziennym, pięści odgromnikiem, seks zemstą.
Odczytanie trzecie: człowiek jest w stanie przeżyć wszystko, każdą dolegliwość, szykanę, obłąkańczą ideologię. I niewiele mu potrzeba aby przeżyć.
Ojciec, uniwersytecki wykładowca, prowadzony przez swoich studentów z jakąś kartką na szyi jako wróg ludu. To obraz, którego bohater nie powinien widzieć. Siła, przemoc przecież jest w każdym z nich. I ojcu, i synu. Więc bicie za to, że zobaczył.
Przyjaciel, który grzebie ci w kieszeniach. Kazali. Więc bijesz. Nagi, w łaźni. Twoje przyrodzenie sterczy. Tak, przemoc podnieca.
Kobieta X Haiying, prześladowczyni, obiekt nienawiści, kochanka. „Kiedy w mieszkaniu X Haiying złapałem ją za nadgarstki, poczułem żądzę mordu…” Wcześniej inna kobieta, studentka na ha. Może jedyna, przy której to zło nie było obecne?
Jest i Ameryka, w której Wang Er studiuje. I nosi czarne skóry. To wystarczy aby w knajpie nie mógł obsługiwać klientów.
I jeszcze walki w uniwersyteckim kampusie. Ze swoim talentem, wynalazkami, machiną miotającą kamienie jest kimś ważnym. Ofiary, śmierć, nic się nie liczy. A potem? Potem władza uznaje, że czas kończyć. I ci, którzy może nie wygrali, ale nie dali się też pokonać, w jednej chwili stają się ofiarami, zesłańcami. Także dziewczyna na ha.
Reedukacja, masz myśleć tak, jak chce partia. Szkoła, fabryka karmelu, studia… Nie, nie masz prawa… Prawa do niczego. Głód, strach, przemoc. Głód, strach przemoc. Jeszcze raz: głód, strach przemoc.
Od dzieciństwa patrzysz na absurd. Wytapianie żelaza w wykopanych dołach. Wpada gromada młodych ludzi, dzieci rewolucji, do twojego mieszkania, zabiera wszystko, co z metalu, wrzucają do tego dołu. Tak się nie da? Jakie to ma znaczenie?
Ktoś w męskiej ubikacji namalował kobietę. „Rysunek znajdował się nad dziurą do sikania, a klęcząca kobieta z uniesioną nad głową ręką przypominała trochę duńską syrenkę upamiętniającą Andersena”. Ktoś inny domalował jej włosy na brzuchu „w kompletnie nieodpowiednim miejscu”. Wskażą cię palcem jako autora, bo… Bo to „Stara Lu”, szefowa fabryki i przewodnicząca komitetu rewolucyjnego. Tożsamość: przewodniczącej, rewolucji, dobra fabryki. Dopóki uciekasz, wciąż jesteś ofiarą. Możesz się przeciwstawić. Szansa na wygraną? Sam sobie odpowiedz na to pytanie. Ale jednak. Nie uciekaj, zejdź na ziemię, przejdź obok „Starej Lu” patrząc jej w oczy.
Kompleks? Niewielki wzrost, hemoroidy, mały penis. Jesteś inny… Może właśnie to, że chcesz poukładać świat według swego wzorca, tego który nie przystaje do chińskiej rzeczywistości, wyrzuca cię poza nawias. I strach. Możesz siedzieć godzinami, spowiadać się z niepopełnionych grzechów, czynów, myśli, bo przecież mogą cię wysłać tam, gdzie nie będzie nic. Nic z twego świata. Pole, wieśniacy, wśród których nie znajdziesz zrozumienia, głód, czekanie na możliwość powrotu.
Ważne, mniej ważne, nie mające znaczenia. Może nic nie miało znaczenia?
„W tym okresie uważaliśmy, że jedzenie znajduje się nisko w hierarchii, ponieważ nie było co jeść”.
„W tamtych czasach uważano, że ubranie to podrzędna sprawa, również dlatego, że nie było w co się ubrać”.
A może było coś, od czego nie dało się uciec?
Wang Xiaobo podaje swój trop: „To książka o pożądaniu. Pożądanie ma własną siłę napędową, niekiedy jednak swobodne zachowanie jest zabronione, co niezwykle komplikuje sprawy”. I konkluduje: „Ludzie naprawdę potrafią wszystko wyrazić zawoalowanymi aluzjami i dotyczy to również pożądania. Dlatego jego źródłem mogą być najmniej godne zaufania rzeczy”. Idąc tym tropem bijemy głową w mur. Rozciągnięty nie tylko na Chiny. Miłość w czasie rewolucji wygląda inaczej. Odziera ze złudzeń, otwiera oczy, budzi przerażenie.
Wang Xiaobo – Miłość w czasach rewolucji, przekład Katarzyna Sarek, PIW, Warszawa 2019, str. 240.