Fleckenstein i Holzer w okowach miłości, zbrodni, pożądania
O wojnie, okupacji, zwykło się u nas pisać w tonie nader poważnym. Nic w tym złego, zbrodnia goniła zbrodnię, rozstrzeliwania, obozy koncentracyjne, głód, to wszystko było na porządku dziennym. Ale przecież było też prawie normalne życie (pamiętam z jakim zdumieniem przed laty zobaczyłem zdjęcie plaży nad Wisłą, z roku bodaj 1943, szczelnie wypełnionej warszawiakami spragnionymi słońca i kąpieli), w każdym razie z pozorami codziennych obowiązków, pragnień, miłości, z rodzącymi się dziećmi, obiadami, służącymi. I na dokładkę z polską policją. Polską, choć uzależnioną od okupanta.
Czemu o tym piszę? Bo Janusz Majewski, reżyser moich ulubionych „C.K. Dezerterów”, napisał powieść z kryminalnym wątkiem, którą spróbował osadzić właśnie w takich realiach. Okupowanej Warszawy roku 1941 i 1942.
To, co nietypowe, zaskakujące, także – przynajmniej w początkowej fazie – dla bohaterów powieści, to przyjaźń Niemca, SS-mana, hrabiego Maximiliana von Fleckensteina i Polaka, adwokata, Karola Holzera. Poznają się przypadkowo, ale nieprzypadkowo, ta znajomość, przyjaźń, jest kontynuowana. Przez obie strony!
Majewski snuje złożoną intrygę. Z jednej strony w kancelarii Holzera dokonywane są sprytne zabiegi fałszywej sprzedaży (rzekomo przedwojennej) majątku żydowskiego (ten pod okupacją, na mocy prawa, przechodził na własność państwa niemieckiego) polskim kontrahentom. Proceder ratuje życie dziesiątkom ludzi w getcie (pieniądze ze sprzedaży są szansą przeżycia dla zamkniętych za murem byłych właścicieli), pozwalają też właścicielowi kancelarii i kilku innym osobom żyć na wysokiej stopie. Ale jest coś więcej. W mieszkaniu mecenasa ukrywa się jego była studentka, Żydówka. Piękna, budząca pożądanie, ale jednocześnie na mocy honorowej deklaracji Holzera, Aneta jest dlań całkowicie niedostępna. Choć formalnie to jego żona, choć śpią w jednej sypialni, choć spędzają ze sobą sporo czasu (a jak wiadomo ryzyko, zwłaszcza tak wielkie, zbliża ludzi, zanikają granice…). Bywający prawie codziennie w ich mieszkaniu SS-man jest najlepszą dla niej ochroną. Nikt przecież nie poważy się podejrzewać… Bo jak? Jeszcze dalej jest w tle gra polskiego podziemia na zwerbowanie grafa i zakochany w dziewczynie jej pierwszy chłopiec (to także przez długi czas jej wielka miłość). A Niemiec? Naiwny głupiec? A skąd! Ten stuprocentowy Nordyk, jest… zadurzonym w adwokacie homoseksualistą. Aby na pewno?
Morderstwo Anety, próba rozwikłania zagadki, zniknięcie służącej (no cóż, kochanki Karola), polski policjant, nadkomisarz Rafał Król (i jego niemiecki odpowiednik – tak, tak, także w czasie wojny mógł się trafić rodzynek, uczciwy policjant). Galeria typów, postaci, akt sprawy, tropów, potencjalnych zabójców…
Majewski, strona za stroną maluje filmowy obraz, sprawny, choć żeby była jasność, nie ma w nim zaskoczenia, przynajmniej nadmiernego. Od pierwszych stron, trzeba zdać sobie sprawę, że idylla musi w którymś miejscu znaleźć dramatyczne załamanie. I znajduje. Homoseksualista nie do końca okazuje się homoseksualistą (choć to mężczyźni są dla niego główną atrakcją), a Aneta… Hormony u dwudziestokilkulatków… Ciąża Polki (formalnie Polki, bo przecież Żydówka w tym świecie, tamtej rzeczywistości, to trzecie dno piekieł) z Niemcem? Za żadną cenę. To prosta droga na szafot. A jeśli się nie godzi na usunięcie ciąży? Jedno morderstwo pociąga za sobą inne. Obóz koncentracyjny dla Cesi, asystentka, lekarz w górach, uciekający mecenas, ktoś jeszcze po drodze. Ale i Sturnbannfürer nie może się czuć bezpiecznie. Nie tu, w Warszawie, nie w okupowanej Polsce. Nawet otoczony opieką swego wysoko postawionego kuzyna-kochanka. Za dużo osób chce rozwikłać tę tajemnicę.
Mamy w „Czarnym mercedesie”, wcale nie taki krótki epizod komisarza Króla we Lwowie. Rzut oka na miejsce urodzenia autora i wszystko jasne. Urocze miasto, inni ludzie, bałak, miejsce do spania u prostytutki zamiast w hotelu („Hol hotelu Astoria wyglądał jak pobojowisko: wszystkie fotele były pozajmowane, miejsca pod ścianami też, każdy skrawek dywanu został wykorzystany, a jeden desperat leżał wprost na marmurowej posadzce.”), szybka miłość za pieniądze, których wcale, jak się okazuje, nie trzeba. Nie warto osądzać. Ludzie, okoliczności, potrzeba przytulenia, ciepła, choć na chwilę ucieczki od okupacyjnego koszmaru. Piękny to fragment powieści.
Więc gdzie jest wartość tej książki? Dla mnie w realiach okupacji (głównie Warszawy, ale przecież prócz Lwowa są tam jeszcze Tatry), w dniu codziennym, w tych notarialnych przekrętach. I w miłości, pożądaniu, które czasami przekracza granice rozsądku, granice odwagi, życia, śmierci… za które wszyscy muszą zapłacić swoją cenę.
Przeżyje komisarz (przynajmniej do czasu) ze swoim uczuciem. Może dlatego, że lepiej od innych wyczuwa niebezpieczeństwo? Ten policyjny węch…
Majewski, zekranizował „Czarnego mercedesa”. Nie widziałem filmu, nie wiem czy dorówna nim swoim najwybitniejszym dokonaniom. To trudne, ale powieściowo przygotował dobry materiał.
Janusz Majewski – Czarny mercedes, Marginesy, Warszawa 2019, str. 368.