DARIUSZ PAWLICKI – POD NIEBEM NOCY

0
832
Fot. Dariusz Pawlicki

      Czytelniku niniejszego tekstu, z pewnością, choć raz jeden, szedłeś o zmroku. Nie mam jednak na myśli sytuacji, gdy w środku nocy wysiadłeś na dworcu. A ponieważ nie było żadnej taksówki do domu udałeś się pieszo. Nie biorę też pod uwagę późnego powrotu z urodzin jednego z Twych przyjaciół. Nie, takie sytuacje nie interesują mnie (przynajmniej w tym szkicu). Chciałbym bowiem podzielić się odczuwaną przeze mnie przyjemnością ze spacerów odbywanych nocą. Pisząc „nocą” mam na myśli naprawdę noc, na przykład godzinę dwudziestą trzecią. Lecz zaraz na wstępie, aby uniknąć ewentualnych nieporozumień, zaznaczę, że chodzi mi o spacery odbywane nie tylko poza miastem, ale w ogóle poza terenami zabudowanymi.

      Długie spacery nocne odbywam ‒ najprawdopodobniej będę czynił to nadal ‒ w bardzo konkretnym miejscu na Ziemi. Choć nie zawsze poruszam się wówczas po drogach wcześniej poznanych. Preferuję jednak takowe.

      W owym przemieszczaniu się na własnych nogach w nocy, i to dla własnej przyjemności, każdorazowo moją uwagę szczególnie przyciąga ciemność i cisza. Zacznę od ciemności. A ta bardzo często wcale nie jest taka ciemna. Szczególnie wtedy, gdy niebo jest bezchmurne, rozgwieżdżone, a do tego daje o sobie jeszcze znać poświata księżyca. Nie wspominając o jego pełni. Ale i wtedy, ta niezupełna ciemność rozciąga się tylko nad głowami osób, które zamiast spać, albo oglądać nocne programy telewizyjne, wolą przebywać poza przysłowiowymi czterema ścianami. Albowiem dookoła ich, i to w bardzo niewielkiej odległości, czai się „prawdziwa” ciemność. I im dłużej w nią się patrzy, tym ona staje się mroczniejsza. Mroczność ta intensywnieje również za sprawą wyobraźni. A jeśli jest ona wybujała, może być kłopotliwa. Chociażby wtedy, gdy za każdym krzakiem bądź drzewem widzi się jakiegoś stwora, jakąś tajemniczą postać. Efektem tego mogą być nerwy naciągnięte niczym postronki. I to nie tylko w przypadku osoby o takiej wyobraźni, ale i ludzi jej towarzyszących. Osoby tak reagujące, z reguły, gdy nie będzie to konieczne, drugi raz nie opuszczą już o zmroku swego mieszkania lub domu. Wyruszą natomiast ci, między innymi piszący te słowa, dla których lustrowanie poboczy pogrążonych w ciemnościach, będzie tylko dodatkiem. Dodatkiem do głównych atrakcji jakie przynosi nocne spacerowanie (będzie o nich jeszcze mowa).

      Oczywiście niepokój towarzyszy każdemu, kto znajdzie się w nocnej scenerii. Różne jedynie są jego poziomy.

      Drugim ważnym elementem scenerii związanej z poruszaniem się nocą dla własnej przyjemności, jest cisza. Jest ona jednak tego rodzaju, że każdy dźwięk, który z rzadka się rozlega, nie zakłóca jej, lecz ją podkreśla, zwraca na nią uwagę. Z kolei ona sama uwypukla dźwięki dające o sobie znać, z różnym natężeniem, i w różnych sytuacjach.

A tych rejestruje się w nocy o wiele mniej. Przede wszystkim dlatego, że między świtem a zmierzchem, zdolności człowieka do hałasowania są wykorzystywane (na szczęście) w niewielkim stopniu. (Za dnia sytuacja w tym względzie przedstawia się diametralnie inaczej.) Natomiast w ciemnościach możemy, co najwyżej, usłyszeć przejeżdżający pociąg lub samochód, pojedynczy strzał bądź kilka, który rozlegnie się za sprawą myśliwego zaczajonego na ambonie stojącej na skraju lasu. I cóż więcej?

      Ale dźwięki nocne są inne niż te dzienne. Ich inność wynika z tego, że słyszymy wówczas więcej takich, których źródłem jest natura. Często zresztą one dominują. Plusk wody w strumieniu będzie słyszalny z większej niż normalnie odległości, tak jak i szum lasu (noce najczęściej są jednak bezwietrznie), trzask gałęzi łamanych przez jeleniowate, łosie, albo dziki. Rozlegać się też będą pohukiwania sów, popiskiwania nietoperzy.

      Poza brakiem światła słonecznego, dominującą ciszą, tym co najbardziej odróżnia noc od dnia jest prawie bezruch. Nie tylko ten będący wynikiem, lepszego lub gorszego, snu prawie wszystkich ludzi i większości zwierząt (te z nich, które nie śpią, wolą jednak pozostać niezauważonymi). Lecz przede wszystkim z racji dominującej bezwietrzności. Ona zaś czyni nieruchomymi, chociażby, drzewa, łany zbóż.

      Lecz nieruchomość otoczenia sprawia z kolei, że gdy wzrok przyzwyczai się już do ciemności, zwraca się uwagę na wszelki ruch jaki dokonuje się w jego zasięgu. Wtedy właśnie okazuje się, że bezruch jest pozorny, jest iluzją. Raz po raz ma się bowiem do czynienia z jakimś przemieszczeniem. Na przykład wtedy, gdy coś czarnego przesuwa się na jaśniejszym tle. Może to być, poruszający się szybko i w charakterystyczny sposób, błonoskrzydły nietoperz (jego pojawienie się, z racji przypisywanych mu w niektórych kulturach związków ze światem magii, złymi mocami, może wywołać dodatkowe emocje). Niewykluczone, że na drodze pojawi się jakiś duży zwierz. Po kilku chwilach może okazać się, że to łoś wędrujący ku pobliskiemu bagnu.

      W rozgwieżdżone noce, przejawy ruchu można także zauważać na niebie. Widzi się wtedy kolorowe światła lecących wysoko samolotów. A także białe światła sputników okrążających, na jeszcze większych wysokościach, Ziemię. Można także zaobserwować spadające gwiazdy. Odnośnie gwiazd ‒ doznania będące rezultatem ich obserwacji, ulegają wzmocnieniu, gdy zna się ich nazwy, jak też nazwy ich grup i konstelacji. Jeszcze lepiej, gdy nazwom towarzyszy znajomość kryjących się za nimi spraw, zarówno tych ludzkich jak i boskich. Dla przykładu, Perseusz, nim użyczył swego imienia gwiazdozbiorowi, był greckim herosem, założycielem Myken, pogromcą straszliwej Meduzy; tym, który przed potworem Ketosem uratował Andromedę, która została jego żoną. Z kolei Plejady to „grupa 7 nimf i uosobienie konstelacji o tej samej nazwie, siedmiu małych gwiazd w gwiazdozbiorze Byka, widocznych od połowy maja do końca października. Ich ukazanie się oznaczało w dawno minionych czasach początek, a zajście ‒ zakończenie sezonu morskich podróży; są córkami Atlasa i okeanidy Plejone. Należą do nich: Alkjone, Asterope, Elektra, Kalejano, Maja, Merope i Tajgeto. Ich przyrodnią siostrą jest Kalipso. Plejone i jej siedem dziewiczych córek przez całe lata prześladował opętany miłością myśliwy Orion, aż Zeus, jego i wszystkie te kobiety, przeniósł na nieboskłon (…), gdzie dalej toczy się bezskuteczne polowanie”[1].

     Wielki Wóz tworzą najlepiej widoczne gwiazdy w konstelacji Wielkiej Niedźwiedzicy, która na naszym niebie jest widoczna przez cały rok. A nazwa owego gwiazdozbioru nawiązuje do nimfy Kallisto. Z zadrości, że Zeus uwiódł Kallisto, Artemida lub Hera (mity greckie nie prezentują jednej wersji) zamieniła nimfę w niedźwiedzicę, którą następnie zabiła. Zeus przeniósł Kallisto i jej syna, obrońcę niedźwiedzi, na nieboskłon jako właśnie gwiazdozbiór Wielkiej Niedźwiedzicy. „Ogon” owego niedźwiedzia stanowi równocześnie dyszel wspomnianego Wielkiego Wozu.
      Horapollon na temat gwiazd głosił następujący pogląd:    

           „Widać je w nocy, więc związane są z jej ideą; z racji wielkiej liczby – z
            ideą mnogości; z racji rozmieszczenia – z ideą ładu i przeznaczenia”[2].

      Jeśli mowa o wierzeniach dotyczących nocy, to napomknę, że Grecy uważali, iż poprzedzała ona stworzenia wszystkich rzeczy. A Hezjod określił noc mianem matki Bogów.

      Czyż we współczesnym człowieku nie wywoła zdziwienia, choćby niewielkiego, informacja, że w starożytności gwiazdy uważano za „istoty rozumne troszczące się o świat, stąd gwiazda stała się synonimem mądrości”[3]. Konsekwencją tego poglądy są wierzenia ludowe dotyczące przekonania, że „każdy człowiek ma swoją gwiazdę na niebie, która pojawia się przy jego urodzeniu i gaśnie po śmierci, co znajduje odbicie w wyrażeniach: Jego gwiazda zbladła, moja gwiazda jeszcze nie wzeszła, on jest gwiazdą pierwszej wielkości”[4].

      Wiek swój mają nie tylko gwiazdy, ale i ich nazwy. Nazwy zarówno gwiazdozbiorów jak i tworzących je gwiazd. Tyle, że wiek gwiazd, jak i innych ciał niebieskich, liczy się w milionach lat, a istnienie nazw to kwestia jedynie wieków (zresztą współcześnie najczęściej w grę wchodzi kod cyfrowy). Lecz czy gwiazdy byłyby tym samym, gdyby były pozbawione nazwy? Wątpię. Nazwa bowiem wyróżnia, także wzbogaca. Świadczy też o sile wyobraźni nazywającego.

      W niejednym spacerowiczu widoki nieba usianego licznymi jasnymi punktami, wywołują marzenia o dalekich podróżach, o poznawaniu innych krajów. Mogą także skłonić do podjęcia rozważań na temat istnienia bądź nie, cywilizacji pozaziemskich. Lecz w wielu osobach spotęgują uczucie zadowolenia z tego, że czują pod nogami twardy grunt, że przebywają w miejscu, które, jakby nie było (w dziennym świetle wygląda on jednak inaczej), znają i uważają za swoje miejsce na Ziemi pod nocnym niebem.

      Sprawa miejsca, w którym odbywa się nocny spacer, jest ważna chociażby ze względów praktycznych. Przemierzanie dróg i ścieżek, których nie poznało się wcześniej za dnia, może być bowiem kłopotliwe w mroku. I to z wielu powodów. Natomiast kiedy są one znane, nie trzeba poruszać się z dużą ostrożnością. Można wtedy odbierać więcej rozmaitych bodźców. Tych zaś, wbrew pozorom, noc nie dostarcza mniej niż dzień. Rzecz tylko w tym, czy jest się nastawionym na ich odbieranie.

      Miejsce, w którym odbywam nocne spacery obejmuje niewielki skrawek północno-wschodniej części Puszczy Augustowskiej, jak też przylegające do niego pola i łąki, pośród których rozrzucone są liczne zagajniki i niewielkie bagna. Na to miejsce składają się też trzy nieduże wsie o rozrzuconej zabudowie. Przemieszczam się po przecinających ten teren piaszczystych drogach.

       Ów punkt na Ziemi jest mi dobrze znany. Wędrując o zmroku nie muszę więc obawiać się, że pomylę drogę.

      Obecność drugiej osoby zwiększa poczucie bezpieczeństwa. Gdy do tego jest to ktoś kogo lubimy, spacer staje się jeszcze większą przyjemnością. Ów ktoś zyska kolejny plus, kiedy będzie także ciekawym rozmówcą. Lecz w przypadku osób bojaźliwych, konwersacja, bez względu na to jak ciekawa, zostanie przez nie potraktowana jako sposób na zagłuszanie/oddalenie od siebie niepokoju, niekiedy wręcz strachu. W innej zaś sytuacji za plus zostanie uznany brak potrzeby mówienia. A cisza wówczas trwająca pomiędzy spacerowiczami zyska ich uznanie. Z tym, że mam na myśli ciszę, która nie ciąży, „nie domaga się” przerwania.

      Bodźce jakie docierają, jak i to czy idzie się w pojedynkę, czy w towarzystwie jednej osoby albo większego grona, wpływają na inność każdego ze spacerów odbywanych nocą (bodźce owe nie odgrywają takiej roli w dzień). Idąc samotnie jesteśmy bowiem skupieni, przede wszystkim, na otoczeniu, poświęcamy mu szczególną uwagę. Idąc z kimś, jesteśmy nim, choćby trochę, ale jednak zaabsorbowani.

      Tematyka rozmów prowadzonych w nocnej scenerii, może nie mieć absolutnie żadnego z nią związku. Bardzo często jednak ma. Bo czyż nie jest to wymarzona sceneria, przynajmniej dla niektórych, do opowiadania historii, w których występują postacie nie z tego świata. Inni z kolei nie życzą ich sobie (w takich przypadkach pojawiają się zdecydowane protesty). Jeśli już, to w sprzyjających okolicznościach, czyli w czterech ścianach, z możliwością maksymalnego rozjaśnienia wnętrza, i to w każdej chwili.

      Za słowem „spacer” kryje się chodzenie, przemieszczanie się. Ale spacerowanie, także to nocne, nie wyklucza w nim przerwy. Także takiej jak zajęcie miejsca siedzącego. I to wcale nie ze zmęczenia, ale, na przykład, dla dłuższego podziwiania jakiegoś widoku. Przy sprzyjającej pogodzie, z pewnością  nie będzie ich brakowało. A wygoda sprzyja skupieniu się na odbieraniu przyjemnych bodźców, także tych wzrokowych.

      Obiektem na nocnym niebie, który budzi największe zainteresowanie jest księżyc. Lecz obserwowanie tego satelity Ziemi jest czymś innym, kiedy wie się, przykładowo, że „plamy na Księżycu uważane były nieraz za blizny po walce z potworami, ale najczęściej widziano w nich postać ludzką: człowieka opisanego w Biblii (Num. 15, 32-3), który w puszczy zbierał drwa w dzień sobotni, za co Bóg kazał go ukamienować; starą babę z koszem na plecach lub tkającą, albo zajętą przędzeniem; w czasach antycznych rozpoznawano tam Endymiona[5], w średniowieczu – Judasza lub Kaina z wiązką cierni, w Polsce pana Twardowskiego. Ze zwierząt widywanych na Księżycu najpopularniejszy był królik”[6]. Tematem do rozmyślań może być i ten cytat:

           „Księżyc pojmowany był niekiedy, zwłaszcza przez starożytnych Egipcjan
            i Greków, jako siedziba dusz zmarłych znanych ludzi, a przez gnostyków
            jako statek wiozący dusze”[7].

      Wspomniane walki z potworami, każdorazowo przegrywane przez satelitę Ziemi, tłumaczyły jego nieobecność na nieboskłonie przez trzy dni w każdym miesiącu. Księżyc był bowiem pożerany, przez któregoś z potworów. Ale zawsze, na skutek… wymiotów, wydostawał się z jego żołądka, albo też potwór był zabijany przez jakieś niebiańskie istoty. Następnie księżyc był przez nie ożywiany. 

      Może się jednak zdarzyć, że ujrzymy tarczę Księżyca ‒ nigdy jednak wtedy, gdy przybierze ona kształt sierpa ‒ zabarwioną na intensywny kolor czerwony. Z całą pewnością trudno będzie wówczas mówić wyłącznie o podziwianiu. Jego kolor wzbudzi też niepokój. A jeżeli satelicie Ziemi przybranemu w czerwień, towarzyszyć będzie deszcz meteorytów, a nieco wcześniej lub nieco później będzie mieć miejsce zaćmienie Słońca, to najwyższa pora zacząć myśleć o sprawach ostatecznych. Będzie to bowiem zapowiedź katastrofy. O tym właśnie mówią nst. słowa:

           „[…] gdy zdjął szóstą pieczęć, że powstało trzęsienie ziemi i słońce
            pociemniało jak czarny wór, a cały księżyc poczerwieniał jak krew” (Obj.
            6, 12).

      Lecz Księżyc, i to od bardzo dawna, uważany jest za opiekuna tęsknot, uczuć, myśli, nie wspominając o snach i marzeniach sennych. Łączy się z tym także jego wpływ na wyobraźnię i natchnienie poetyckie. Ale jeśli chodzi o zdolność tworzenia w myślach różnych obrazów, opowieści itp., to pobudza ją niezmiernie już sama ciemność. Skoro niczego nie widzimy, to oczami wyobraźni zaczynamy stwarzać rozmaite na przykład tajemnicze istoty. Ich liczba, kształty, zamiary wobec nas, w znacznej mierze zależą od przeczytanych przez nas książek, obejrzanych filmów, zasłyszanych historii. Tak, inność świata ciemności w porównaniu z obrazem świata widzianego za dnia, dla ogromnej większości ludzi jest niezmiernie silnym impulsem. Lecz to dotyczy sytuacji, gdy nocy poświęcimy trochę więcej uwagi. Chociażby w taki właśnie sposób, że opuścimy cztery ściany. 

*

      Nocny spacer, odbywający się niedługo po godzinie drugiej, w wiejskiej posiadłości w Anglii, opisuje Susan Hill w powieści Ptak nocy [8]:

           „[…]. Weszliśmy do parku, który okalał dom z trzech stron i zajmował
            dwadzieścia akrów. Zostawialiśmy za sobą ślady butów, połyskujące jak
            dróżka ślimaka.
             Nie było zimno, noc była zupełnie bezwietrzna, powietrze suche, o
            dziwnie słodkim zapachu. Kasztany i buki stały w parku nieruchome, a
            śnieg obrysowywał kontury ich rozpostartych, chudych ramion. Skrzypiał
            nam lekko pod stopami.
             […] Byliśmy w samym środku parku. Po chwili ciszy dał się słyszeć lekki,
            miarowy trzepot skrzydeł, jakby buczenie powietrza wprawionego w wir.
            Zobaczyliśmy puszczyka lecącego ku nam tunelem między drzewami.
            Białe pióra na jego głowie tworzyły jakby hełm, po obu stronach
            haczykowatego dzioba widać było olbrzymie oczy. Gdy nas mijał,
            rozglądając się wokół, tymi wielkimi oczyma, wydał z siebie niski,
            gardłowy dźwięk, niemal jęk, a potem, gdy zawrócił w naszą stronę,
            rozległo się w powietrzu długie, głuche pohukiwanie […]”.

      W Ślubie konwersacji [9], dzienniku Thomasa Mertona, obejmującym zapiski z lat 1964-1965, pod datą 30 listopada (1964) został dokonany m. in. taki zwięzły zapis:

           „Noc. Zero stopni. Gdy idę ścieżką przez las, zamarznięte liście
            chrzęszczą pod moimi stopami jak szkło”.

      Naszą uwagę przykuwają rozmaite sytuacje, zdarzenia. Przede wszystkim oczywiście te, które są nietypowe, albo noszą znamiona takowych. Choć wielokrotnie zdarza się, iż te typowe, przynajmniej po jakimś czasie, okazują się nimi nie być.

      Takie nocne wędrówki, czy spacery po miejscach poznanych już wcześniej bądź stale przemierzanych, mogą służyć przywoływaniu wspomnień. Tak jak czyni to Jarosław Iwaszkiewicz w końcowej części autobiograficznego opowiadania Ogrody[10]:

           „[…] Z tego miejsca rzucam spojrzenie na dom. Zawsze przypominam
            sobie moment, gdy tak wracałem od stawu szóstego września 1939 roku,
            bardzo późno w nocy, i tak patrząc na dom myślałem: zaraz wyjadę, ale
            czy wrócę?”

      Podczas spaceru możemy zobaczyć też coś, co upewni nas, że przynajmniej w tej chwili, wszystko jest na swoim miejscu. I nasz świat wciąż trwa. W przypadku Iwaszkiewicza, jego świat, w bardzo konkretnym okresie jego życia i w równie konkretnym miejscu na Ziemi, współtworzył stary koń, wspomniany pod sam koniec owych Ogrodów nst. słowami:

           „[…] czasem z cienia nocy wynurza się jeszcze i teraz cień Siwka. Siwek
            jest zwyczajnym zabiedzonym koniem, jedyną sztuką inwentarza, która
            mi została. Jest bardzo stary i już nie może robić. Co wieczora jednak
            urywa się od żłobu i w nocy wychodzi na spacer jak ja. Krąży
            niespokojnie po ogrodzie, stara się wyjść na szosę, bo szosa jest obsiana
            lepszą trawą, ale w cieniu przemienia się, robi się jak gdyby młodszy,
            bielszy i staje się podobny do pegaza. Gdy go psy zaatakują, albo
            spokojnie odchodzi na bok, albo odbiega galopem. I wtedy w cieniu nocy
            jego oddalający się galop ma coś z jesiennej ballady. Wtedy psy – oba
            czarne – wracają do mnie”.

      Ogromna większość ludzi ze światem nocnym kontakt ma sporadyczny i zdawkowy. Jeśli szanowny czytelniku dotarłeś do końca mego tekstu, a jest noc i nie otacza cię ludzka termitiera, może wyjdziesz na spacer? Zachęcam Cię. Chyba, że już to uczyniłeś… przerywając lekturę.  


[1] Gerhard J. Bellinger Leksykon mitologii. Mity ludów i narodów świata, Muza SA, Warszawa 2003.
[2] Juan Eduardo Cirlot Słownik symboli, Znak, Kraków 2012.
[3] Władysław Kopaliński Słownik symboli, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2006.
[4] tamże.
[5] Endymion – piękny, młody grecki pasterz. Zeus, spełniając jego prośbę, zesłał na niego wieczny sen, gdyż chciał on pozostać wiecznie młody; ukochany Selene, bogini Księżyca, która odwiedza go co noc, lecz nie potrafi obudzić.
[6] Władysław Kopaliński Słownik symboli.
[7] tamże.
[8] Susan Hill Ptak nocy, Czytelnik, Warszawa 1978.
[9] Thomas Merton Ślub konwersacji. Dziennik 1964-1965, Zysk i S-ka, Poznań 1997.
[10] Jarosław Iwaszkiewicz Ogrody, w tegoż: Ogrody; Czytelnik, Warszawa 1974.

Reklama