Dzisiejszy felieton zmierza ku głębiom, prowadzi w piwnice bytu. Nie od razu tam dojdę. Po drodze jest parter – czyli banał aktualności. Na szczęście ten parter mamy na dziś posprzątany. Po pierwsze mamy wybory za sobą, po drugie, wiemy, co zrobić z czasem zaoszczędzonym dzięki uciszeniu się kampanii wyborczej. Olga Tokarczuk dostała Nobla, więc trzeba ją czytać.
Wybory posprzątane są ładnie, bo każdy ze starających się coś wygrał. W konkurencjach indywidualnych zwyciężyli wszyscy głosujący uzyskując znakomity wynik frekwencji, do tego zwyciężyli wszyscy wybrani, a pewni i ci, którym tym razem udało się uniknąć losu parlamentarzystów. W kategorii drużynowej, każda partia ma swój sukces. Ponadto wygrali dziennikarze i komentatorzy, bo porobiły się nowe układy, są zmiany.
Olga Tokarczuk z Noblem to dobra nowina – nagrodzona została osoba utalentowana, pracowita, znakomicie medialna. Polacy na całym świecie poczuli się pokrzepieni, a ci mieszkający z dala od Starego Kraju umocnieni w polskości i bardziej skłonni spoglądać ku stronom rodzinnym. Autorka „Biegunów” sama jest w buszująca w pędzie, w biegu, jej horyzonty zmieniały się, więc dalej będą się zmieniać. Może być ciekawie.
Jako pisarz wdzięczny jej jestem za to, że pokazuje, jak mocnym, atrakcyjnym dziełem może być powieść. Jej powieści odsłaniają przestrzeń między sferą faktów a kosmosem mitów, fantazji, baśni. Tym samym tak wychowują czytelnika, że weźmie do ręki poezję, święte księgi, dzieła dalekich kultur. Przyzwyczajają czytelnika do myśli, że dziwność, tajemnica, a może nawet metafizyka i religia są człowiekowi potrzebne. Tokarczuk sprawiła, że w skoku wzwyż literatura piękna efektownie pokonała literaturę faktu, a to jest dziś bardzo potrzebne. Wiadomo, że literaturę faktu głęboko i ze zrozumieniem czytają tylko czytelnicy literatury pięknej. Pozostali czytają literaturę faktu tak, jakby trzymali w ręku brukowe pisemko o plotkach i sensacjach.
Naturalnie są w literackim i medialnym przesłaniu Olgi Tokarczuk sprzeczności i są zapętlenia absurdu, bo wierzy Tokarczyk w ducha Oświecenia, które jest przeciw duchom, wierzy, że nauka i wiedza ocalą świat, jakby nie było oczywiste, że nauka i wiedza są współwinne zagrażających nam spustoszeń. Aliści pisać poza sferą sprzeczności i absurdu, to jakby wyrzucić z kuchni czosnek i natkę pietruszki. Ekologia i feminizm nowej noblistki są raczej kulturowe niż polityczne, a deklaracje współczucia wszelkim istotom czującym – po prostu zacne. W TV słyszałem jak pani Olga mówi – Polska to fajny kraj, ale mnie wkurza. Nie skreślam jej za to ostatnie brzydkie słowo, myślę, że mogę się jej odwzajemnić opinią – Tokarczuk to fajna pisarka, ale nieraz mnie złości.
Tak dużo miejsca musiałem poświęcić, aby pokazać, że parter już ślicznie wysprzątany. Teraz nareszcie możemy zejść w głąb, do piwnic, ku rzeczom bardziej istotnym, ku tym, których TV nie pokaże. Już na początku spotykam tu nowy numer wydawanego przez konserwatorów zabytków i dzieł sztuki Biuletynu ICOMOS. Znajdujemy w nim wiele świetnie przygotowanych materiałów, a wśród nich dwa poświecone pożarowi paryskiej katedry Notre Dame. O znaczeniu tej świątyni-symbolu mówi świetny esej poety, konserwatora i kapłana – ś.p. Janusza Pasierba. Historyczka sztuki, Marta Kiełczewska – Konopka pisze o problemach konserwacji i odbudowy Notre Dame de Paris. Autorka stale mieszka w Paryżu, była świadkiem pożaru, a teraz z bliska śledzi działania i towarzyszące im spory. Redakcja poleca ten artykuł pisząc: „Co czynić w tak trudnej sytuacji i jakie decyzje podejmować dla ratowania dzieła nie tylko średniowiecznej kultury, lecz także ikony konserwatorstwa XIX wieku Viollet le Duca, projektanta wieży, której upadek przyczynił tak wielkie szkody, to dylematy francuskiego środowiska architektów i konserwatorów, ale i wszystkich zaangażowanych w prace ICOMOS. Trudno bowiem o bardziej dramatyczny konflikt teorii i praktyki w tej dziedzinie.
Niewiele periodyków drukuje wiersze – a popatrzcie – niszowy do kwadratu Biuletyn ICOMOS zamieścił trzy – i to zmarłych poetów. Jest „Rejtan” Jana Lechonia – z kapitalnym zdjęciem autora w modnym kapeluszu. Dwa wiersze księdza Janusza Pasierba „Pomiędzy” i „Notre Dame” a przy nich niespodziewany portret podwójny Pasierb i Gombrowicz w Vence.
Wejdźmy głębiej w mroki piwnicy. Oto możemy zasiąść w kręgu gazdów i baców z byłej Podhalańskiej Akademii Wiedzy. Akademia, chociaż postawiona w stan likwidacji już w lipcu 1961 roku, przejawia uparcie działalność pozastatutową, a nawet wpływa sobie znanymi sposobami na bieg wypadków. Teraz przygotowuje rewelacyjny pomysł wzbogacenia kalendarza o nowe święto – będzie to Dzień Bez Sumienia i Prawa. Któż nie czeka na ten Dzień, w którym nie będzie poczucia winy, nie będzie skrupułów, nie będzie wyrzutów sumienia, nie będzie zakazów odgradzających nas od tego, co nam potrzebne, czego pragniemy? Tu przecież nie chodzi, aby rzucać się na oślep w przepaść zła. Chodzi o ludzką rzecz, o wytchnienie.
Projekt zakłada, że poza władzami sumienia i kodeksami praw, unieważnione na jeden dzień zostaną wszelkie regulaminy, przepisy ruchu drogowego, instrukcje obsługi wszystkich urządzeń. Kościół ze swoimi wymaganiami wycofa się i zamilknie na 24 godziny w sytuacji oblężonej twierdzy. To będzie czas bez żadnych hierarchii, bez żadnych przywilejów, bez wstydu, bez zachwytu, bo one też hierarchię wytwarzają.
Dowiadujemy się od Juhasa – Rzecznika Podhalańskiej Akademii, że sprawa jest bliska załatwienia i nawet nie trzeba będzie dużych łapówek, aby to przepchać. Kłopot jest z uporczywym sprzeciwem gazdy Gila z Tarasówki w Małym Cichym. Co chwila – jak przysłowiową kłodę pod nogi – rzuca on grupie inicjatywnej groźne pytanie – Co będzie na drugi dzień? Co się stanie z nami tego ranka, kiedy trzeba będzie słuchać sumienia i szanować prawo?
Tak – jest problem. I od razu nasuwa się analogia z wieżyczką Violetta Le Duca na katedrze w Paryżu. Katedra był piękna i godna bez niej. Dodano, aby poprawić, aby upiększyć, udostojnić – i po dość długim czasie wszyscy zobaczyli, jak poszło. Czyli jak runęło. Więc może tego nowego święta nie dodawać?