Maria Pyż – Na przekór obywatelom – na opak sobie samym

0
868

Jak napisać tak, żeby nic nie odpowiedzieć? Idealnie w tej kwestii sprawuje się rada miasta Lwowa. Wydział rozwoju tejże rady łaskawie udzielił odpowiedzi na zapytanie dziennikarzy – jaką to szkołę sztuki buduje miasto przy ul. Łyczakowskiej 105?

Ładny duży baner (ciekawe z jakich funduszy zrobiony) mówi o budowie nowego obiektu. Tylko, że budownictwa nie ma. Ba! Nawet więcej! Projektu budownictwa nie ma. Ani nawet pomysłu skąd wziąć kasę na budowę. Ale jest reklama. Jak dźwignia handlu to dźwignia handlu, bo z samą działką od kilku lat odbywają się istne cuda.

  1. Działka o powierzchni 1 ha przy Łyczakowskiej 105 należała do Ministerstwa Obrony Ukrainy (było to wojskowe miasteczko nr 85).
  2. Gdy parafia św. Antoniego zwracała się do urzędów, sądów, władzy i wszystkich innych (nie sposób zliczyć) o swój Dom Parafialny, została wypracowana formuła, że trzeba wybudować szkołę muzyczną dla miasta aby miasto (czyt. władza) oddała cudzą własność 
  3. Gdy tylko ustalono miejsce budowy nowej szkoły muzycznej (Łyczakowska 105) miasto Lwów przekazało działkę we władanie miasta Winniki
  4. Wg papierów są “czyści”, bo choć działka jest niemal w centrum miasta, to już do niego nie należy
  5. Niedawno Winniki „przekazały” działkę we władanie Lwowa
  6. I jeszcze jeden “ciekawy” fakt: gdy ustalano gdzie dokładnie może powstać potencjalna szkoła muzyczna miasto wybrało ziemię należącą do Ministerstwa Obrony Ukrainy
  7. Prawie jak z Domem Polskim, tylko zakres działania niższy w randze państwowej, choć przykład jest skąd brać.

Jeszcze w 2017 roku w budżecie miasta Lwowa zaplanowano 250 tys. UAH na przygotowanie projektu i kosztorysu dot. budowy nowej muzycznej szkoły. Gdzie kasa? Wykorzystana na inne, bliżej nieokreślone, cele wydziału kultury miasta. 

O ile na pierwsze pytanie dało się jeszcze jakoś odpowiedzieć, to kolejne – jaki jest przewidziany procentowy udział pieniędzy budżetowych w budowie nowej szkoły? – pozostawiono bez odpowiedzi, pisząc o zaplanowanym konkursie wg uchwały rady miasta nr 613 i t.d. Ogłoszono pierwszy ogólnoukraiński konkurs na projekt budowy. 

Wow! Szanowni Panowie rządzący, to naprawdę oczekiwana decyzja. W takim tempie w ciągu kolejnych dziesięcioleci może i powstanie szkoła, a przy braku inwestora jeszcze trochę da się odciągnąć. To jest naprawdę ta decyzja, której oczekiwali parafianie kościoła św. Antoniego.

Dlaczego o tym piszę?

Kościół św. Antoniego przy ul. Łyczakowskiej był jednym z dwóch działających we Lwowie za Związku Radzieckiego. Dom Parafialny jest otoczony murem, łączącym go z kościołem w jedno podwórko. Tu Polacy przychodzili nie tylko się modlić, a rozmawiać w ojczystym języku, którego ówczesna władza zakazywała. Rugowanie polskości we Lwowie nie powiodło się tylko i wyłącznie z powodu pracy księży – Polaków w kościele, przyciągających tłumy nie tylko rzymokatolików. To było to miejsce, gdzie swobodnie używało się języka polskiego.

Sytuacja obecna?

Mamy multum mszy w języku państwowym i pamiętne słowa metropolity lwowskiego abp Mieczysława Mokrzyckiego, że “powinniśmy złożyć ofiarę z własnego języka“. Ja żadnej ofiary z języka ojczystego składać nie będę. Wiele ludzi zapłaciło za ten język najwyższą cenę. Obecna demokratyczna władza kolejnego z rzędu państwa od czasów II Wojny Światowej na ziemi lwowskiej, utrzymuje tradycję panowania z czasów powojennych. 

Wszystkim innym “siedzącym wyżej” taka sytuacja też odpowiada. Dlaczego? Organizowaliśmy w tej sprawie konferencje prasowe, powstał ruch p.t. “Usłyszcie nas”, przeprowadzono dziesiątki wywiadów, nagrano filmy i wywiady, zebrano tysiące podpisów do najwyższych władz państwowych Ukrainy.

Osobiście przekazałam listy w tej sprawie podpisane przez obywateli Polski i Ukrainy do Senatu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych, osobnych ministrów i Prezydenta Polski. I co? I nic Ino festiwale partnerstwa i dobrosąsiedzkiej współpracy najlepiej nam się układają. A sprawy Polaków za których przejechała granica? Po co komu? Nie na topie. Lwów jest modny – dla tańszych knajp wg turystów i ładniejszych selfie wg rządzących. 

Po co nam ten Dom Parafialny? Dla nauki naszych dzieci, które dorastają w innym państwie, ale rozmawiają w języku przodków. Przypominam, nikt nigdzie nie wyjeżdżał. Ino granicę za nas ustalili. Mało? Moim zdaniem wystarczy. Może jakakolwiek tymczasowa dyrekcja któregoś demokratycznego państwa zainteresuje się problemami zwykłych ludzi? Czas najwyższy. 

Rozumiem, Ukraina ma do restytucji daleko. Ale czy rząd polski nie potrafi załatwić ani jednej kwestii? To nie miliony, to kilka zwykłych słów i spotkań. Chociaż co ja piszę? Przy spotkaniach dwustronnych (między przedstawicielami Polski i Ukrainy) odbywają się konferencje i bankiety, bez konkretnych podsumowań ani wniosków. Ładne wieńce są składane na cmentarzu Łyczakowskim i piękne lampiony są przywożone w listopadzie. Jedzenie na bankietach dobre i konferencje bez możliwości zadawania interesujących Polaków tu zamieszkałych pytań.

Kuriozum? Wcale!

„Po zakończeniu budowy i wprowadzeniu obiektu do eksploatacji będzie możliwym (realnym) rozpatrywanie i rozwiązanie problemu zwrotu pomieszczenia byłego budynku parafialnego parafii św. Antoniego wg adresu Łyczakowska 53, gdzie znajduje się Lwowska muzyczna szkoła nr 4.” – czytamy w odpowiedzi na zapytanie. 

Po pierwsze – nie ma byłego budynku, bo jak komuś coś odebrać to nie staje się z automatu byłym właścicielem, tylko poszkodowanym. Po drugie – Polacy i życzliwi im Ukraińcy zrobili naprawdę wiele aby tą konkretną własność odzyskać. A po trzecie, historia budynku parafialnego wg „nowego adresu” Łyczakowska 53 ma niezbyt przejrzystą historię:

  1. Budynek Parafialny zawsze był pod nr 49 przy ul. Łyczakowskiej
  2. Ów budynek figurował w rejestrze zabytków
  3. Administracja łyczakowskiego rejonu zmieniła tabelkę z numerem budynku z 49 na 53 i … prysł zabytek jak bańka mydlana
  4. Wyparował, nie ma zabytku – nie ma problemu. Czyja własność? Nie wiadomo, Toć nie pomnik kultury i nawet nie pamiątka przeszłości.

I na koniec: władza otaczająca się murem nieznanej dotąd “niewiedzy”, zrodzi w końcu rzeszę nastroszonych obywateli, a władczy poziom własnego ego, przerośnie wszelaką wartość pojmowania potrzeby sprawowania władzy przez wyżej wymienione nonsensowne jednostki.

Nie ważne po której stronie granicy.

Maria Pyż

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko