Ciężka ta ziemia, trudno po niej chodzić,
gdy ciężar ciszy przygniata boleśnie.
Gdy ciężkie łzy rosy poją jednocześnie,
chłodząc nasze serca i topiąc w wilgoci.
Ciężkie listopady pod stopy więc ściele
i liść opadły, i gorzkie wspomnień chwile
o przemijaniu, o braku osób ukochanych,
które przecież były z nami i znaczyły wiele.
Ciężka ta ziemia, znicze chłodno płoną,
w cierpiącą łunę zmieniając całun ciszy,
w żałobny rapsod cmentarnego domu
– może Bóg zobaczy, może to usłyszy?
Nadzieja wiąże, splata nas w modlitwie
za tych co odeszli, z nami ich już nie ma
i za nas żyjących w gęstwie mrocznych myśli.
Czy to wystarczy, doceni to niebo? A ziemia?
Ziemia ciężarem kładzie się na serca,
przygniata bagażem przeżyć nieskończonych.
Jest coś w tym wszystkim i są znaczenia
symboli odwiecznych i dążeń przeczystych.
Jesteśmy jedną spójną masą ludzką,
którą łączą dwie rzeczy: bo Bóg tak każe.
Łączy nas życie – miłość i cierpienia:
wspólny dom Ziemi i wspólne cmentarze.