Zazdrościli mi ciebie wszyscy,
obstawiali
zakłady, czy spałeś ze mną, czy nie.
Woleli
wierzyć, że tak, bo to by znaczyło,
że
mnie porzucisz, jako ich porzuciłeś.
Opowiadali o bezeceństwach, jakie wyczyniałeś.
Mieli
nadzieję, że stracę cierpliwość.
Jeden
rwał dla ciebie złoty ząb, druga urodziła ci syna,
trzeci
siedział na parapecie jak Ptasiek i wył do latarni.
Też chciałam ci się przypodobać,
więc
wyprałam sznurówki twoim butom.
Wiązałeś
je potem pod szyją jak czarną aksamitkę.
Przychodziłeś nocą albo nad ranem,
Foxy
lady, śpiewałeś, jak Hendrix.
Obiecywałeś,
że dla moich piersi
zdradzisz
nawet Paryż.
Teraz zimno wszędzie i głucho,
tylko
ciarki przelatują po plecach,
kiedy
bez ciebie słucham violi da gamba
z
wszystkich poranków świata.