Kalina Izabela Zioła – W cieniu Wielkiego Muru

2
1341
Kalina na Wielkim Murze Chińskim

            I znów wielka wyprawa na Daleki Wschód. Zaproszona zostałam na Qinghai Lake International Poetry Festival do Xining, na Wyżynie Tybetańskiej. Xining od wieków nazywany jest Wrotami Tybetu, tam przebiegała historyczna granica pomiędzy Tybetem a Chinami. Cieszyłam się ogromnie, tym bardziej, że przed festiwalem miałam spędzić trzy dni w Pekinie, by zobaczyć Wielki Mur Chiński i najpiękniejsze zabytki Pekinu. Nie mogłam się doczekać! Szybko załatwiłam wizę i czekałam na wyjazd. Teraz miałam lecieć inną trasą, z Poznania do Frankfurtu, a później z Frankfurtu do Pekinu Jumbo Jetem, jednym z największych odrzutowców pasażerskich na świecie! 

Tym razem nie stresowałam się tak bardzo przylotem do stolicy Chin, wiedziałam już, co mnie czeka. Udało mi się szybko załatwić na lotnisku wszystkie formalności, cała procedura, łącznie z jazdą metrem po bagaż, zajęła mi zaledwie 25 minut. A poprzednio miotałam się po lotnisku ponad półtorej godziny. Teraz spokojnie przeskanowałam paszport, palce, wypisałam kartę przylotu i przeszłam przez odprawę. Nie bez znaczenia było pewnie to, że ostatnio cały czas szlifuję mój angielski. Bez problemów wyszłam więc z lotniska, a tam już czekała na mnie Zheng Xiaoting, czyli Zina, moja tłumaczka i przewodniczka, doktorantka na filologii rosyjskiej pekińskiego Uniwersytetu. To ona właśnie pierwsza mnie powitała, zawiozła do hotelu i była moją towarzyszką przez cały pobyt w Pekinie i na festiwalu w Xining.

            Pierwszego dnia, w poniedziałek, przespacerowałyśmy się trochę wokół hotelu i zwiedziłyśmy kampus Uniwersytetu Pekińskiego. Dużo tam było zieleni i pięknych kwiatów, przede wszystkim bladoróżowych lotosów. Potem pojechałyśmy zobaczyć Świątynię Nieba, piękny klasztor i kościół,  położone w kwitnącym ogrodzie. Białe ściany świątyni i cylindryczny dach są doskonale rozpoznawalne. Musiałam jednak trochę odpocząć po kilkunastogodzinnej podróży i przyzwyczaić się do zmiany czasu, więc dalsze zwiedzanie odłożyłyśmy na następny dzień.

            We wtorek od rana wyruszyłyśmy do znajdującego się w odległości około siedemdziesięciu kilometrów od Pekinu Badaling, by zobaczyć Wielki Mur. Wielki Mur Chiński jest wspólną nazwą dla systemów obronnych, składających się z zapór naturalnych, sieci fortów i wież obserwacyjnych oraz  murów obronnych  z ubitej ziemi, murowanych lub kamiennych, ciągnących się przez 2500 kilometrów. Badaling to  najbliżej centrum Pekinu położona część muru, w dodatku najlepiej odbudowana. Pierwsze wrażenie było niesamowite! Ciągnący się kilometrami mur sięgający, zdawało się nieba, opasujący góry, lasy i miasta… Ruszyłyśmy wraz z Ziną w górę po śliskim, kamiennym trakcie, wspinając się coraz wyżej w obezwładniającym, 50 stopniowym upale. Nie było lekko, ale dawałyśmy radę! Im wyżej się wspinałyśmy, tym piękniejszy i rozleglejszy  widok miałyśmy przed sobą. Tak, ta wyprawa to było to, na co już od dawna czekałam. Wreszcie tu byłam, dotykałam kamieni sprzed wielu tysięcy lat. Wielu tysięcy, gdyż przecież pierwsze umocnienia rozpoczęto wznosić już w II wieku p. n. e. Kolejne umocnienia w różnych epokach wznoszono w rozmaitych miejscach, w zależności od bieżącej sytuacji politycznej. Przy budowie Muru zginęło z wycieńczenia ponad milion robotników, których po śmierci zamurowywano w ścianach konstrukcji. Te wiadomości są częścią legendy o wielkich chińskich władcach, ale wiadomo, że w legendach zawsze znajdują się okruchy prawdy.

            Zwiedzanie Wielkiego Muru zajęło nam właściwie cały dzień. Po powrocie do hotelu marzyłam już tylko o spaniu. Następnego dnia czekał mnie uroczysty powitalny obiad z Jidi Majią, wielkim chińskim poetą i dyrektorem Festiwalu nad jeziorem Qinghai. Na obiedzie obecnych było kilkoro innych poetów i, ku mojej wielkiej radości, Hu Wei, chiński tłumacz, z którym zaprzyjaźniłam się podczas zeszłorocznego pobytu w Xichang i który tłumaczył moje wiersze. Po obiedzie razem z Ziną pojechałyśmy do Pałacu Letniego. Pałac Letni to kompleks parkowo-pałacowy, stanowiący miejsce letniego odpoczynku cesarzy chińskich z dynastii Qing, położony w Pekinie. Centralnym punktem parku nazwanego Yiheyuan jest Wzgórze Długowieczności oraz sztuczne jezioro Kunming. Cały kompleks zabudowany jest licznymi ogrodami, altankami, pawilonami, galeriami i klasycznymi rezydencjami. Nazwa Yiheyuan oznacza Ogród Pielęgnowania Harmonii. Przechadzałyśmy się po ogrodach, zwiedzając liczne orientalne zakamarki, pływałyśmy łodzią po jeziorze Kuming i podziwiałyśmy niezwykle bujną roślinność. Później długim białym mostem, którego czujnie strzegły rzeźbione chińskie lwy,  dotarłyśmy do głównej siedziby cesarskiej. Tam z przyjemnością schroniłyśmy się w cieniu pawilonów przed palącym słońcem.

            W czwartek, 1 sierpnia, wylatywałyśmy z Pekinu na Wyżynę Tybetańską. Już wczesnym popołudniem samolot wylądował w Xining. Temperatura była tam bardziej przyjazna, było ciepło, ale już nie upalnie. Po przyjeździe w hotelowej restauracji czekał obiad, podczas którego spotkałam wielu znajomych. Byli tam już goście z Armenii, Gagik Davtyan, zaprzyjaźniony ze mną poeta i tłumacz ormiański oraz  krytyk literacki Armen Avanesyan, Libor Martinek z Czech, Włoch Claudio Pozzani, którego poznałam przed trzema laty w Erevaniu i Halyna Kruk z Ukrainy. Poznałam później Jacka Hirschmana i jego żonę Agnetę Falk – Hirschman z San Francisco, Simona J. Ortiza i Jami Proctor Xu, również z San Francisco oraz Augusto Rodrigueza z Ekwadoru. Wszyscy uczestnicy okazali się przemili. Pomimo różnych języków dogadywaliśmy się doskonale. Ciekawe jest, że na wszystkich dużych międzynarodowych festiwalach, w jakich uczestniczę, panuje wspaniała atmosfera, ludzie naprawdę odnoszą się do siebie z życzliwością i sympatią, po prostu się lubią i szanują. Szkoda, że brakuje takiej życzliwości i wzajemnego szacunku  w naszych polskich środowiskach literackich.

Obiad przeciągnął się do kolacji, a wieczorkiem jeszcze krótki wspólny spacer przed snem i rozeszliśmy się do swoich pokojów.

            Następnego dnia rano czekała nas wycieczka do Muzeum Kultury Tybetu. To było coś! Kilkanaście pomieszczeń przechodzi jedno w drugie, a wszystkie ściany pokryte są wielobarwnymi malowidłami na jedwabiu, które łączą się ze sobą. Długość tego „obrazu”, który nazywany jest thankgką,  wynosi 618 metrów, a malowany był przez 400 artystów. Można tam było zobaczyć również tradycyjne stroje tybetańskie, kaligrafie oraz dział poświęcony architekturze i sztuce wojennej.

Po obiedzie pojechaliśmy do Ta’er Lamasery, świątyni połączonej z klasztorem i zamieszkiwanej przez mnichów tybetańskich. Ten buddyjski kompleks zrobił na nas wszystkich ogromne wrażenie. Wielkie wewnętrzne podwórze, gdzie szkolono mnichów, ogromny złoty posąg Buddy, małe i duże młynki modlitewne, ludzie modlący się na każdym wolnym skrawku miejsca. Cała nasza grupa poetycka została zaproszona przez buddyjskich mnichów na mrożoną herbatę do specjalnego złotego pawilonu, przeznaczonego do przyjmowania dostojnych gości. Te kilka godzin spędzone w Świątyni Ta’er pozwoliło nam zbliżyć się nieco do buddyjskiej religii.

            Wieczorem w Domu Książki, ogromnej bibliotece – księgarni w Xining miało nastąpić pierwsze czytanie wierszy. Jednak przed prezentacją poezji odbyła się uroczystość wręczenia organizatorowi festiwalu, poecie Jidi Majii, Nagrody Ludzi Życzliwych DOBRE SERCE, przyznanej mu Za kultywowanie i propagowanie tradycji ludu Yi oraz pracę na rzecz poetów całego świata. Jako przewodnicząca kapituły tej nagrody miałam przyjemność wręczyć laureatowi dyplom i statuetkę.

Później czytaliśmy wiersze. Każdy uczestnik czytał w swoim ojczystym języku, niektóre wiersze były przedstawiane również po chińsku. Dopiero bardzo późnym wieczorem wróciliśmy do hotelu.

            W sobotę wczesnym rankiem wyruszyliśmy do Centrum Sztuk Performatywnych, wielkiego centrum etnicznego ludów Tybetu, Daju Tribe. Tam miała nastąpić ceremonia uroczystego otwarcia Qinghai Lake International Poetry Festival. Najpierw zwiedziliśmy Centrum, gdzie można było zobaczyć nie tylko ludowe budowle, pawilony i ogrody, ale również spotkać wielbłądy i jaki. Odważyłam się nawet usiąść i sfotografować na ogromnym białym jaku.

Po spacerze przeszliśmy do sali widowiskowej, gdzie zebrało się kilkaset osób, zarówno poetów, jak i słuchaczy. Uroczystość rozpoczęły regionalne śpiewy i tańce, po czym  członkowie Komitetu Organizacyjnego Festiwalu powitali wszystkich zgromadzonych i dokonali jego otwarcia. Pokazano na wielkim ekranie zdjęcia wszystkich uczestników festiwalu i przedstawiono ich. Następnie wręczono bardzo ważną chińską nagrodę literacką – Złotą Antylopę, wybitnemu amerykańskiemu poecie Jackowi Hirschmanowi. Na nagrodę składał się dyplom i duża, bardzo ciężka statuetka antylopy, wykonana z czystego  złota. Serdecznie gratulowaliśmy Jackowi tego wyróżnienia. Laureat rozdał nam wszystkim swoje książki w wersji angielsko – chińskiej, oczywiście każdemu wpisał stosowną dedykację.

Po południu zaplanowane było Forum Okrągłego Stołu, którego temat brzmiał „Dla Naszej Ziemi: Zespolenie poezji z każdą czującą istotą” Czytaliśmy kolejno eseje, przygotowane na konferencję, mój nosił tytuł  „Zespolenie poezji z naturą”.  Później, gdy zrobiło się już ciemno, czytaliśmy swoje wiersze przy ognisku.

            W niedzielę rano pojechaliśmy do Muzeum Wanga Loubina, najbardziej znanego w Chinach kompozytora. Wszyscy Chińczycy znają i kochają jego piosenki, które tworzył, komponując muzykę do ludowych tekstów. Pani oprowadzająca nas po muzeum przed każdą gablotą z nutami stawała i odśpiewywała nam te piosenki. To było bardzo piękne.

Po zwiedzeniu muzeum pojechaliśmy na inaugurację festiwalu Wanga Loubina. Okazało się, że to uroczystość przygotowana z wielkim rozmachem, były filmy, tańce, śpiewy i recytacje. Z przyjemnością obejrzeliśmy to kolorowe i niecodzienne widowisko.

Później pojechaliśmy do Gangcha Country, gdzie corocznie ma miejsce największa migracja chińskiego karpia. Miasteczko ozdobione jest wizerunkami w różnych formach i miejscach.Ryby zdobią latarnie, łypią wielkimi oczami z rysunków na skałach, dumnie prężą się na pomnikach i pływają w wielkich akwariach. Rwąca rzeka, nad którą krążą stada mew, otoczona jest pięknym parkiem. Spędziliśmy tam kilka godzin, podziwiając cudne widoki.

            Podczas drogi powrotnej z Gangcha Country wszyscy uczestnicy i chińscy opiekunowie składali mi życzenia ( bo był to 4 sierpnia, dzień moich urodzin) i śpiewali mi urodzinowe piosenki w różnych językach. Byłam zaskoczona i wzruszona. Gdy zajechaliśmy na kolację do restauracji, jeden z chińskich szefów wniósł wielki różowy tort z napisem KALINA i założył mi złotą koronę. Cała sala, około 200 osób, zaśpiewała mi Happy birthday to you, podchodzono do mnie z serdecznymi życzeniami i upominkami. Jedna z chińskich poetek przeczytała po angielsku i po chińsku wiersz Różowa Kalina, który napisała i wręczyła mi potem jako prezent urodzinowy. Kroiłam ten specjalny różowy tort i częstowałam wszystkich, nie mogąc uwierzyć, że przygotowano dla mnie taką piękną uroczystość. Muszę przyznać, że jeszcze nigdy nie obchodziłam urodzin w tak wielkim gronie przyjaciół.

Późnym wieczorem zaproszeni zostaliśmy na miejski plac, by obejrzeć konkurs zespołów tanecznych. Trudno opisać tęczę barw, grację tancerzy i teatr świateł. Konkurs trwał prawie do północy, zaczęło się nawet robić chłodno, ale nikomu nie chciało się opuszczać trybun i wracać do hotelu. Dotrwaliśmy do końca, ciekawi, który zespół zdobędzie pierwsze miejsce. Zwyciężyli moi faworyci w różowych jedwabnych strojach!

            Kolejnego dnia zaplanowana była wycieczka do Narodowego Parku Geologicznego (Guide National Geological Park). Jest to coś niesamowitego! Prawdziwy cud natury! Ogromny obszar dziwnych formacji skalnych i kolorowych gór, wyglądających jakby je ktoś przekroił, by pokazać co jest w środku. Najpierw jeździliśmy po parku kolejkami, później wspinaliśmy się na niższe wzniesienia, by oglądać całość z lepszej perspektywy. Zachwyceni chłonęliśmy obrazy, jakie można ujrzeć tylko we śnie.

Po kilku godzinach, pokrzepieni przed jazdą zmrożonymi arbuzami, wyruszyliśmy do Xining. W hotelu czekała na nas pożegnalna kolacja, to był już ostatni dzień festiwalu. Niektórzy wcześnie rano odlatywali do swoich krajów. Mój samolot wylatywał dopiero wieczorem, miałam więc przed sobą jeszcze cały dzień w Xining. I ten kolejny dzień wykorzystałam na zwiedzenie miasta razem z Ziną, Claudiem i Liborem. Pospacerowaliśmy po ulicach, pojechaliśmy do centrum na zakupy ( trochę poszalałam, ale chińskim jedwabnym szalom nie można się oprzeć), zjedliśmy ostatni wspólny obiad i zaczęliśmy szykować się do wyjazdu.

            Ponieważ nasze samoloty miały wylatywać prawie równocześnie, odwieziono nas  wszystkich razem na lotnisko. I tu się zaczęło! Nad dużą częścią Chin, w tym nad Xining i nad Pekinem, rozpadały się gwałtowne deszcze. W trakcie ulewy nastąpiły wyładowania atmosferyczne, burze uniemożliwiały samolotom lądowania i starty. Na tablicach lotniska zaczęły się pojawiać informacje o wielkości opóźnienia poszczególnych samolotów. Mój wyleciał z godzinnym opóźnieniem, a czekały mnie przecież jeszcze dwie przesiadki, w Pekinie i we Frankfurcie. Na obu lotniskach miałam na przesiadkę tylko po 90 minut. W dodatku z Xining leciałam sama, musiałam w Pekinie samodzielnie  odebrać bagaż, przemieścić się z lotniska krajowego na międzynarodowe i odprawić do Frankfurtu. Przy takim opóźnieniu wydawało się niemożliwe, żebym zdążyła na mój samolot, więc już miałam w oczach wizję, jak muszę załatwiać sama zmianę lotu i kupować nowe bilety zarówno w Pekinie, jak i we Frankfurcie. Jednak, o dziwo, pilot nadrobił pół godziny, miałam więc godzinę na bagaż, przejście na terminal międzynarodowy, odprawę i znalezienie odpowiedniej bramki. To było bardzo mało czasu, ale dawało chociaż nadzieję na to, że zdążę. I udało się! Zziajana, spocona i przerażona dotarłam do bramki w momencie, gdy zaczęto wpuszczać pasażerów do samolotu. Odetchnęłam z ulgą, teraz czekał mnie czternastogodzinny lot do Frankfurtu, mogłam odpocząć. Jednak za wcześnie się cieszyłam. Siedziałam w samolocie, zbliżała się godzina startu, potem minęła, minęło następne pół godziny, godzina… Samolot cicho stał na pasie startowym w strugach deszczu, a pasażerowie wsłuchiwali się w grzmoty za okienkami i przetrawiali kolejne komunikaty, podawane przez pilota i obsługę samolotu. Częstowano nas napojami, uspokajano, ale wielu pasażerów miało przesiadki we Frankfurcie i denerwowało się. Ja oczywiście też. Nie miałam szans zdążyć na przesiadkę, więc próbowałam dowiedzieć się od stewardesy, co mam zrobić po wylądowaniu. Nie bardzo umiała mi udzielić odpowiedzi, jednak siedzący obok mnie uprzejmy młody Chińczyk wyjął laptopa i zaczął szukać innych możliwych połączeń. Nie wyglądało to różowo, nawet przy moim optymizmie. Wreszcie z półtoragodzinnym opóźnieniem wystartowaliśmy. Mimo długiego lotu nie mogłam usnąć, cały czas sprawdzałam na monitorze, o której wylądujemy. I nagle wyświetlana godzina zaczęła się przesuwać, nadrabialiśmy spóźnienie. Choć wydawało się to niemożliwe, wylądowaliśmy niemal w przewidzianym czasie, miałam prawie godzinę na znalezienie odpowiedniego terminalu na rozległym niemieckim lotnisku. Znów zdyszana, z rozwianym włosem, w ostatniej chwili dobiegłam do właściwej bramki. Zdążyłam! Spokojnie już dotarłam do Poznania. Wielu moich kolegów, jak dowiedziałam się później, nie miało tyle szczęścia, musieli zmieniać bilety i lecieć do domu innymi liniami.

            Jednak nawet tak nerwowa podróż powrotna nie mogła zepsuć pięknych wspomnień z Qinghai Lake International Poetry Festival. Ten kolejny wyjazd do Chin był cudowny! Ujrzałam przepiękne miejsca, o których dotąd mogłam tylko marzyć. Dzieliłam się z setkami słuchaczy swoją poezją. Poznałam nowych, wspaniałych ludzi, zobaczyłam się z dawnymi przyjaciółmi. Przywiozłam z sobą wiele wrażeń i inspiracji (i piękne jedwabne i kaszmirowe szale). Dotknęłam Wielkiego Chińskiego Muru, kręciłam buddyjskimi młynkami prosząc o szczęście i rozmawiałam z tybetańskimi mnichami. Siedziałam na białym jaku. Miałam najpiękniejsze w swoim życiu urodziny. Jestem naprawdę szczęśliwa, że mogłam tam być.

Ilustrowaną fotografiami relację będzie można przeczytać w najbliższym, 24. numerze Kwartalnika LiryDram.

Reklama

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko