Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
1078


Wszystko na pokaz

Parę lat temu poleciałem do Gruzji. Na ulicach Tbilisi przeżyłem szok. Zobaczyłem nieprawdopodobną ilość luksusowych samochodów. Znacznie więcej niż w Warszawie. Mieszkałem w stolicy Gruzji we wspaniałym apartamencie (generalnie wynajmowano tam pomieszczenia gościom ambasad amerykańskiej, francuskiej i polskiej), zapytałem właścicieli o te auta. Uśmiechnęli się, powiedzieli, że ich córka też takim jeździ. Czym się zajmuje? – zadałem kolejne pytanie. Jest właścicielką kwiaciarni – odpowiedzieli. Wszystko na kredyt – nie kryli przede mną prawdy. Kredyt, który jej żyrowali. Dodali, że wszystkie te samochody są kupowane właśnie w taki sposób. Ponieważ nie należę do turystów, którzy wyjeżdżają na wycieczki, chodziłem ulicami stolicy Gruzji, także Batumi, Telawi, kilku innych miast, tam, gdzie przybysze z innych krajów nie zaglądają. Dwa światy: od przodu pięknie poodnawiane budynki, od tyłu bieda, ruina, rozpadające się budowle. Widziałem też wieś, gdzie zaproszono polskiego autostopowicza na obiad, pyszny zresztą (te wspaniałe bakłażany, nigdzie takich nie podają). Tyle, że na podwórku okropnie śmierdziało z wychodka.

Naszły mnie te wspomnienia czytając książkę Stasi Budzisz. Bo to reportaże o Gruzji, tej którą rzadko który Polak zna.

Połowa książki poświęcona jest Gruzinkom. Matkom, żonom i, jak w znanym serialu, kochankom. Kobiety w tym kraju nie mają lekko. To bardzo delikatne określenie, eufemizm. Są, matkami, służącymi, jedynymi żywicielkami rodziny pojętej bardzo, bardzo szeroko (mąż, dzieci, teściowie, kuzyni) i – mając formalnie wszystkie prawa – tak naprawdę nie mają ich w ogóle. Tradycja? Przede wszystkim. Mężczyzna, gdy zamkną się drzwi za gościem, jest w domu panem, władcą, sędzią, katem.

Budzisz rozmawia z Gruzinami. Przyznają, że zawsze byli obsługiwani. Przez matki, babki, czasami siostry, a gdy przyszedł czas, przez żony. Więc od czego jest mężczyzna? To dobre pytanie. Jest głową rodziny. Tyle! Oczywiście, to uogólnienie, ale bez wątpienia Polki, Europejki, nawet nie są w stanie sobie wyobrazić skali podległości, uzależnienia kobiet w Gruzji.

Znudziłaś się mężowi? Może cię wyrzucić z mieszkania, wziąć inną i tyle. Alimenty? Jakie alimenty. Chcesz wrócić do rodziców? Najczęściej ojciec cię nie przyjmie. Skoro mąż cię wyrzucił, jesteś… Nie ma znaczenia, że jest alkoholikiem, narkomanem, mordercą.

Edukacja seksualna, antykoncepcja? Nic z tych rzeczy. Skrobanka? Dziesięć, dwadzieścia, czterdzieści razy. Nie do uwierzenia? No nie do uwierzenia! Prezerwatywa? W żadnym wypadku. Prawdziwy Gruzin nie lubi.

„Bieda, niechlujstwo i prowizorka – to jest prawdziwa Gruzja, to zobaczysz w mniejszych miastach i bocznych uliczkach dużych: Tbilisi, Batumi, Kutaisi” – potwierdza moje wakacyjne obserwacje Merabi, kolega autorki. I dalej: „Cała Gruzja jest pokazuchą (pokazówką). Budujemy szklane domy, robimy euroremont, ale zaraz spod spodu wychodzi grzyb, bo nie ocieplamy ścian, a zimą nie włączymy kaloryfera, bo nas na to nie stać. Ale chcemy być nowocześni, więc kupujemy to, co kojarzy nam się  z Zachodem. Lubimy się otaczać przedmiotami, które dodają nam prestiżu”.

Czytając tę książkę zastanawiałem się, czy mamy jakieś cechy wspólne z Gruzinami. Może pragnienie wolności? Chyba nic więcej. Któryś z kolejnych rozmówców Budzisz, mówi o kredytach, o tym, że Gruzini kompletnie nie mają nawyku oszczędzania, że wydają wszystkie pieniądze, zapożyczają się, gdzie się da. I ledwie wiążą koniec z końcem. Albo nie wiążą…

Przez ulice Warszawy, innych miast w Polsce idą Parady Równości. Ich przeciwnicy próbują je zatrzymać. W Gruzji garstka tych ludzi też spróbowała. Nie kpili z kościoła, nie byli obsceniczni. Autorka „Pokazuchy” porozmawiała z tymi, którzy próbowali w nich uczestniczyć, pokazała reakcję gruzińskiej cerkwi, także tych, którzy, a co tu kryć, w gruncie rzeczy całe społeczeństwo tego kraju, bardzo konserwatywne, nie akceptuje „odmieńców”, się im przeciwstawili. Gdyby gdziekolwiek w Europie…

Tak, wiele razy czytając te reportaże powtarzałem: gdyby gdziekolwiek w Europie…

Są gwałtowni, także w ocenianiu rządzących. Od ściany do ściany. Wygrywasz wybory mając 89 procent poparcia, po czterech latach nie ma cię na scenie politycznej. A jeszcze częściej nie trwa to kadencji. Demonstranci zmieniają kraj, parlament, policję.

Oglądamy piękne obrazki. Morze, wspaniałe góry, winnice. Gościnnych gospodarzy wznoszących wspaniałe toasty. Pokażą nam to, co należy. Kochają od czasów Lecha Kaczyńskiego Polaków (to fakt!). A potem przyjdzie ktoś, kto zburzy nam ten obraz, zajrzy od tyłu…

Stasia Budzisz – Pokazucha na gruzińskich zasadach, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, str. 243.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko