Drogi Panie Adamie, to już – nadchodzi – 40 lecie? Od razu policzę ile to lat naszej znajomości, która zaczęła się od czytania Pana poezji, a potem doprowadziła do osobistego spotkania. Moja spontaniczna, radosna odpowiedź na Pana tom Złodzieje czereśni, recenzja pod tytułem Powitanie poety, ukazała się nowojorskim „Nowym Dzienniku” w 1992 r. A więc w roku jubileuszu Pana twórczej pracy to będzie 28 lat – jeśli Pan Bóg dozwoli nam dożyć, Panu, mnie. Jak małe wysepki na tej wielkiej rzece czasu były lektury następnych Pana tomików; pamiętam jak coś doradzałem Panu, wraz z żoną Zofią, w sprawie przekładów Pana wierszy na angielski; pamiętam jak zaprosił mnie Pan na spotkanie autorskie do księgarni, którą Pan wtedy prowadził w Chicago; pamiętam jak zawsze pamiętał Pan przesyłać mi zaproszenia na Pana spotkania autorskie i w Chicago, i w Polsce.
Pamiętał Pan. A więc pamięć. Już w jednym z wierszy Złodziei czereśni uderzyła mnie ta fraza: „Niewiadomo dlaczego narodziła się tęsknota / za tym co było”. Pan, od początku swej poetyckiej drogi był, i stawał się coraz wyraziściej, coraz bardziej dotkliwie, poetą pamięci. To, z czasem, stało się, jak sądzę, jedną z głównych cech Pana twórczości.
Pamięć zaczyna swe życie dziś. Z dzisiaj wyprawia się, biegnie, sięga, spogląda ku wczoraj. Pamięć uobecnia, przywraca, wydobywa to, co było. Pamiętanie jest więc procesem. Jest to proces komunikacyjny, a jako taki ma funkcje komunikacyjne: odbiera i nadaje sygnały; pozwala i pomaga porozumiewać się, spaja, jednoczy. Pamięć ustanawia łączność tego, co dziś z tym, co wczoraj, a zarazem tego, co wczoraj, z tym co dziś. Coś było wczoraj – słowo, obraz, dźwięk, krótkie wrażenie czy skomplikowana informacja, doznanie zmysłowe czy skojarzenie wyobraźniowe, czynność, zachowanie, rytuał. Dzięki pamięci to wczorajsze wraca i uobecnia się w tym, co dzisiejsze. Pamięć włącza w kulturę. Jest strażnikiem tradycji. Jest korepetytorką obyczaju. Szacunek dla tradycji wzbudza szacunek. Lekceważenie tradycji demaskuje. Pamięć pomaga odróżniać dobro od zła. – Pan tak pomaga swoim czytelnikom.
Pamięć przywołuje to, co było, co przeżyliśmy, z czym i z kim spotkaliśmy się, czego dowiedzieliśmy się, co byliśmy zdolni zarejestrować, niejako „zapisać” (jak dziś zapisujemy w komputerze), zatrzymać, przechować, właśnie: zapamiętać. A dziś do tego wracamy. Obcujemy z tamtymi ludźmi w tamtym czasie, a dzięki pamięci, także i dziś – z żywymi i umarłymi. Widzimy tamte obrazy i krajobrazy – tak Pan widzi Pieszyce i całą swoją „małą Ojczyznę”. Słyszymy zasłyszane kiedyś melodie i frazy muzyczne (mam przyjaciela muzyka, który nieraz w rozmowie zanuci fragment jakiejś arii operowej), a także hałasy i dźwięki (ja tak słyszę to walenie do drzwi, gdy ubecy przyszli aresztować mego ojca). Pamięć rzuca nam ponownie na biurko list z wiadomością o zgonie przyjaciela. Zatrzymuje nas przed słupem ogłoszeniowym na którym jakby dziś nalepione jest wczorajsze ogłoszenie (tak ciągle mam, a i Pan ma, przed oczami ogłoszenie o wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego). Ból dzisiejszy pamięć splata nagle ze wspomnieniem dawnego bólu. Gdy zieleń ogrodu przemaże czarne skrzydło przelatującego nisko ptaka to pamięć może podsunąć przeskakujący po fasadach wypalonych kamienic cień pikującego do bombardowania samolotu z czarnymi krzyżami na skrzydłach i kadłubie, ze swastyką na ogonie. Tak – pamięć nieraz przeraża, trapi, truje, nie pozwala spać.
Ale pamięć ma także właściwości lecznicze. Pamięć może umacniać, pocieszać, utulać, koić. Dzięki pamięci możemy wrócić do źródła nadziei, do którego zostaliśmy kiedyś doprowadzeni przez nauczyciela religii, kapłana, przewodnika duchowego – nadziei na zmartwychwstanie, na życie wieczne.
Pamięć buduje rodowód. Włącza w strumień naszego własnego własnego życia, w historię mikrokosmosu: rodziny, grupy zawodowej, miejsca pracy, środowiska, parafii, oraz w historię makrokosmosu: ludzkości, narodu, kultury, Kościoła. Pamięć pozwala odnaleźć swoje miejsce na mapie, jak na ekranie pudełka GPS, i miejsce na wykresie czasowym własnej biografii, historii kraju – i swojego, i obcego. Pamięć ustanawia bowiem punkty odniesienia: to jest teraz – tamto było wtedy. Łączy te dwa punkty.
Świadomym aktem woli, albo pobudzeni sygnałem z wewnątrz lub z zewnątrz możemy dziś wydobyć z pamięci jakieś wczoraj, samemu się nad tym wczoraj pochylić, ucieszyć albo zmartwić, zadziwić, zamyślić, zanalizować ten sygnał pamięci, rozważyć go, zapisać w dokumencie, w zeznaniu, w powieści, czy w wierszu – Pana to czyni w swoich wierszach.
Pamięć jako proces komunikacyjny ma trzy zasadnicze fazy. Faza pierwsza: Najpierw jest rozpoznawanie dzisiaj tego, co było wczoraj, wyprawianie się po tamten, często daleki i głęboko zakopany skarb, odgrzebywanie go, wydobywanie. Faza druga: Oglądamy, badamy ten skarb, medytujemy nad nim. Jeśli to owoc, to się nim ponownie delektujemy. Jeśli to słowo, to słuchamy go jak gdybyśmy przyłożyli do ucha szumiącą muszlę znalezioną nad brzegiem oceanu. – Pan znajdował takie muszle nad Zatoką San Francisco. Faza trzecia: Albo chowamy nasz skarb ponownie do szkatuły pamięci, aby tam czekał na szczególną chwilę, kiedy okaże się niezbędny i będzie go trzeba wydobyć, lub do banku pamięci, aby tam pomnażał swoją wartość, albo zakopujemy go jeszcze głębiej, odrzucamy jak za wielki ciężar; wypieramy jakieś wspomnienie; wyrzekamy się go, staramy się je przerobić w zapomnienie. Ale poeta pragnie swą pamięć zapisać, przekazać innym, aby ich ubogacić darem swojej pamięci i aby im wskazać drogę do ich własnych labiryntów pamięci. Poeta układa ten skarb na słońcu, wykłada na straganie z bursztynami, opowiada o nim, dzieli się nim z czytelnikami – tak Pan czyni publikując kolejne tomy poetyckie.
Przyjrzyjmy się bliżej tym fazom procesu pamiętania.
Faza pierwsza. Pamięć wyprawia się na archeologiczne wyprawy badawcze, otwiera zakurzone foliały, odnajduje zagubione klucze, rozgląda się po kiedyś widzianych krajobrazach, słucha dawno niesłyszanych, a przecież znajomych melodii. Pozwala wrócić do tego co było, co się zdarzyło, co widzieliśmy i słyszeli. Czasem do jakichś grudek pamięci dociera się z trudem, jakby godzinami przemywając na sicie mokry żwir z dna złotodajnego strumienia. Czasem, aby coś „odpomnieć” (jak pięknie mówił Cyprian Norwid) trzeba się posłużyć biblioteką, archiwum, muzeum, a dziś „googlem”. Do złóż czy źródeł pamięci może być blisko, jeden krok, jak do sąsiadów na osiedlu. A czasem jest daleko. Trzeba się wyprawić w podróż długą i męczącą jak senny koszmar, przez pustynie zapomnienia, przez zarośnięte chwastem ścieżki, przez gruzy, przez pobojowiska. Od decyzji woli zależy czy się na taką wyprawę zdecydujemy i czy nie ustaniemy w drodze, czy wytrwamy. – Pan uparcie drążył swą pamięć.
Faza druga. Po znalezieniu i wydobyciu skarbu pamięć ogląda go, bada, waży, mierzy, analizuje. Pamięć nuci dawną piosenkę. Prowadzi na ławeczkę na cmentarzu, aby tam usiąść w cieniu z cieniem Matki (jak wierszu Śmierć i życie), która umarła tak młodo. Zaprasza do stolika kawiarnianego, gdzie kiedyś siedzieliśmy z żywym przyjacielem, i choć teraz jego krzesło jest puste to pamięć sadza go na nim ponownie. Pamięć pozwala znów zobaczyć dawno widziany widok. – Tak Pan widzi Pieszyce, Góry Sowie, cały kraj swego dzieciństwa i młodości.
Faza trzecia. Pamięć nas nakarmiła, wzbogaciła, umocniła. Wczorajsze pomaga dzisiejszemu. Więc chcemy znaleziony w pamięci skarb wystawić się na widok publiczny – jak gdy muzeum organizuje huczny wernisaż znalezionego przypadkowo na jakimś strychu dzieła wielkiego malarza, albo gdy czasopismo publikuje z szerokim komentarzem wiersz wpisany kiedyś przez wielkiego poetę do sztambucha młodej wielbicielce, która ten sztambuch wepchnęła do pudła pod łóżkiem i zapomniała o nim, a odnalazła wyprowadzając się ze swego mieszkania do domu starców. Ta faza wykorzystywania, przekazywania tego, co odnalazła pamięć najbardziej bodaj wyrazista jest w literaturze. W Pana wierszach, Panie Adamie.
Badając pamięć, weryfikując ją i już rozumiejąc jej przesłanie pragniemy, aby pamięć o błędach przodków strzegła „późnych wnuków” (to też Norwid) od repetycji tych błędów. I odwrotnie, pragniemy aby pamięć o wartościach, godnych postawach, rozważnych, a często i bohaterskich działaniach przodków, o ich dobrych dziełach i mądrych myślach dawała siłę wnukom.
Przeszłość, tradycja, dawne obyczaje, wierzenia, idee i wartości mogą dzięki pamięci stać się aktywnym, wartościowym budulcem współczesności, mogą wzbogacić nas dziś, ukierunkowywać nasze plany na jutro. Choć właśnie dzisiaj, w teraźniejszości, pamięć natrafia stale na niebezpieczeństwa.
Bez pamięci człowiek staje się bezsilny, bezbronny, samotny. Staje się pyłkiem, a raczej śmieciem miotanym przez wiatr historii. Bez pamięci struktury społeczne i polityczne się walą. Bez pamięci sztuka staje się „szaleństwem bez metody” (jak mówi Hamlet), staje się płytka, tylko doraźna i tylko modna. I jednostki, i grupy ludzkie pozbawione pamięci dryfują bez kierunku, podatne na manipulację i propagandę, łatwo przyjmują kłamstwo, nie są zdolne rozeznawać prawdy. Wiedzą o tym reżimy totalitarne, wiedzą o tym przetaczające się przez świat rewolucje, oraz ukrywające swe programy i działania tajne związki i stowarzyszenia. Wszystkie one, aby skutecznie rządzić społeczeństwami odbierają ludziom pamięć, która jest palona w orwellowskim piecu, albo podmieniają pamięć. Dowiodły tego zarówno losy omamionych narodów (na przykład Niemców w latach trzydziestych poprzedniego wieku), jak też biografie ogromnej liczby uczonych, artystów, intelektualistów. Budowane są całe wielkie młyny do mielenia pamięci, ideologiczne manufaktury gdzie pamięć jest przerabiana i podrabiana, gdzie produkowana jest „nowa polityka historyczna” mająca zastąpić „nową narracją” to, co wydarzyło się kiedyś naprawdę. (Widzimy to dziś na przykład w „nowej” historiografii dotyczącej II wojny światowej). Tworzone są rządowe ministerstwa propagandy i partyjne wydziały propagandy. Organizowane są konferencje naukowe, na których prawda o tym co było podmieniana zostaje na kłamstwo, a to kłamstwo ubierane w kostium prawdy.
Pamięć jest więc stale atakowana przez te różne siły zewnętrzne: rządy, partie polityczne, media, jawne i tajne grupy „ekspertów” itd. Jakże często ludzie, którzy mają dostęp do pamięci ze złej woli, czy głupoty nie wykorzystują jej dla dobra swoich wspólnot, ani nie kształtują swego życia, decyzji, wypowiedzi wedle niej. Jakże często pamięć jest po prostu lekceważona.
Ale i my sami zawsze w pewien sposób manipulujemy naszą pamięcią. Z upodobaniem przechowujemy w niej to, co dobre i miłe. Wypieramy to co złe i przykre, a także to, co wstydliwe, o czym samemu chciałoby się zapomnieć. A przy tym pamięć jest zawsze subiektywna. Dlatego uczestnicy jednego i tego samego zdarzenia zapamiętują je z reguły nieco inaczej, a nawet zupełnie inaczej. To zależy od zaangażowania danego uczestnika czy obserwatora w to, co się wydarzyło. A to zaangażowanie może mieć różne motywacje – od osobistych preferencji, poprzez uczucia, aż do świadomej stronniczości. W ten sposób – na różne sposoby – zagrażamy pamięci sami. I jakże często czegoś – po prostu – nie możemy sobie przypomnieć. Więc pamięć także zawodzi. I ta zwana „krótką”, i pamięć „długa”. Pamięć z wiekiem słabnie.
Pamięć może się bronić i pamięci można bronić. Przecież w Polsce powstał Instytut Pamięci Narodowej. Jest wielu historyków, polityków, pisarzy, którzy trwają przy pamięci, aby żyć w prawdzie teraz i w interesie przyszłości. Wiedzą oni, jak ujął to amerykański historyk Daniel Broostin, że: „planowanie przyszłości bez wiedzy o przeszłości jest sadzeniem ciętych kwiatów”.
Pamięć można pielęgnować, ćwiczyć i umacniać. – Pan to robi. Trwając przy pamięci przez te wszystkie lata Pan mozolnie, uparcie, niestrudzenie przebijał się w swoim pisaniu ku prawdzie jako wartości najwyższej – ku prawdzie o losie emigranta i emigrantów, prawdzie o życiu Polaka w Ameryce, prawdzie o Polsce widzianej z Ameryki i prawdzie o Ameryce widzianej z Polski. A prawdy nie ma bez pamięci. – Pan ją umacniał.
Pamięć skąd przychodzę i skąd pochodzę umożliwia mi rozeznawanie kim jestem. A to z kolei uzdalnia mnie do wyboru kierunku, gdy staję na skrzyżowaniu. Pamięć może być kośćcem wszelkich instytucji społecznych i politycznych, rodzin i narodów. Pamięć gwarantuje tożsamość i jednostce, i grupie. Tak właśnie Pamięć i tożsamość zatytułował jedną ze swoich książek Jan Paweł II, wskazując na nierozdzielny związek tożsamości z pamięcią. Jednostki, społeczeństwa, plemiona, narody i w ogóle wszelkie grupy ludzkie identyfikują się posługując się pamięcią. I właśnie pamięć zapewnia im tę samo-indentyfikację.
Materia pamięci grup ludzkich utkana jest z opowieści i pieśni, zdarzeń i obrazów, z języka. Pamięć jest zakodowana w nazwach miast i ulic, rzek i gór. Przybiera kształty pomników. Wszyscy zbieramy „pamiątki”. Pamięć bywa fundamentem, a zarazem koroną literatury. – Pan, Panie Adamie, wpisuje się w tę dobrą i mocną tradycję – tradycję pamięci.
Pamięć zapewnia trwanie. Zapominanie unicestwia. Manipulowanie pamięcią zatruwa. Pamięć żywi. Niepamięć zabija. Wspólna pamięć buduje wspólnotę. Brak pamięci osamotnia. Jako Polak, i instynktownie, i świadomie utrwalał Pan polską pamięć wiedząc i rozumiejąc, że bez pamięci naród traci życie, a pamięć wyposaża w energię do życia – dobrego i rozumnego dziś, do bezpiecznego wstępowania w przyszłość. Jako emigrant wybierał Pan pamiętanie, że jest Pan Polakiem, o czym wielu emigrantów – o których Pan pisał – lekkomyślnie i bezmyślnie, a także i świadomie zapominało i zapomina, stając się w rezultacie kiepskimi Amerykanami czy obywatelami innych krajów – bo wciąż posługując się kiepsko nowym językiem, nierozumiejąc reguł życia otaczających ich społeczeństw, stając się istotami bez tożsamości – bowiem bez pamięci. A Pan w kamiennej dżungli Chicago wracał na fantastyczne Pieszyckie łąki (taki tytuł ma Pana wiersz i tom wierszy).
Wyczuwając i wyczytując Pana pamiętliwość odczuwałem dla Pana zawsze szacunek i miałem do Pana zaufanie. Bo dla mnie także pamiętanie, pielęgnowanie pamięci, budowanie na pamięci było zawsze ważne. I wtedy gdy reżyserowałem w Polsce kolejne przedstawienia sztuk Norwida w teatrach i w telewizji. Gdy czerpiąc z Wyspiańskiego przekazywałem widzom energię do upominania się o wyzwolenie, biorąc tę energię z Wyzwolenia, Wesela, Nocy listopadowej. Gdy wystawiałem Dziady wysyłając wolnościową poezję Mickiewicza, jak potężną armię na walkę z totalitarnym, komunistycznym zniewoleniem. I wtedy gdy przypominałem Amerykanom ich własne europejskie korzenie wystawiając Claudela, Mrożka, Orwella, Pirandella, Różewicza, Witkiewicza, a nade wszystko Szekspira. Gdy pisałem i reżyserowałem sztuki o Paderewskim, o Modrzejewskiej, o Skłodowskiej-Curie. Gdy wydawałem w Polsce książki o teatrze amerykańskim, a w Ameryce o teatrze polskim. Gdy, wreszcie, spisałem to, co sam pamiętałem o moim życiu w tomie zatytułowanym Pamięć.
Pana pamięć, mierzona jest wspomnieniami, jak specyficznymi jednostkami miary –
ciężaru, ciśnienia, uczuć. Jest w Pana wierszach pamięć ludzi – jakże serdecznie wymienia Pan rodziny Marczuków, Michalskich, Duszków, Kuców, Mazurków, Kidziaków, Majchrzaków, Wondraszków, Redzików, Pelców – i pamięć aniołów (w wierszu Bądź aniołem), pamięć słów i dźwięków, wzruszeń i nastrojów, krajobrazów i przedmiotów, zaułków i kościołów, miejsc: najpierw są Pieszyce, a zaraz obok Bielawa, Dzierżoniów, Kłodzko, Piława Górna, Rościszów, Walim, Ząbkowice, Ziębice, Góry Sowie, Dolny Śląsk, i cała Ojczyzna (napisał Pan wiersz pod tym tytułem). W Pana listach wysyłanych poetycką pocztą do Pieszyc, liczonych w setki, zakodowane jest świadectwo obecności tych miejsc w Panu i Pana pamięć o nich. I wraca Pan do tych miejsc, do ludzi tam spoczywających na cmentarzach i do żywych. Wraca pan myślą, wyobraźnią, podróżą, obecnością. Pamięcią właśnie.
Z okazji zbliżającego się jubileuszu składam Panu szczere i serdeczne gratulacje. Nie wiem gdzie Pan teraz mieszka, więc wysyłam ten list adresując go tylko: Adam Lizakowski, Pieszyce, Polska. Jestem przekonany, że dojdzie do Pana.
Kazimierz Braun
Kazimierz Braun (ur. 29 czerwca 1936 w Mokrsku Dolnym) – polski reżyser teatralny, pisarz, profesor nauk humanistycznych. Ukończył dwa kierunki studiów: filologię polską na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu (1958) oraz reżyserię dramatu w Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. Aleksandra Zelwerowicza w Warszawie (1962). Doktoryzował się na UAM w Poznaniu (1971), stopień doktora habilitowanego nauk humanistycznych (ze specjalnością: teatrologia) uzyskał na Uniwersytecie Wrocławskim (1975), a w roku 1992 nadano mu tytuł profesora. W latach 1982–1986 był profesorem wizytującym na kilku uczelniach w USA, a od roku 1989 jest profesorem na University at Buffalo (stan Nowy Jork).
Ps. Fragment nowo powstającej książki opracowywanej profesora URz. Zbigniewa Andresa o twórczości poety sowiogórskiego pt. „Adam Lizakowski 40 lecie debiutu poetyckiego, czyli złodzieje czereśni proszą o głos”, która ma się ukazać w 2020 roku. W książce znajdą się prace krytyków literackich, wykładowców akademickich, badaczy literatury polskiej, oraz przyjaciół poety z Pieszyc omawiające jego twórczość od debiutu u poety Tadeusza Nowaka w warszawskim „Tygodniku Kulturalnym” (1980r.) do dzisiaj. Jeżeli ktoś z Państwa chciałby się do tego projektu dołączyć, proszę o kontakt z Adamem poprzez Facebook.