Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
953

Ten kac nie minie i przez sto lat

Co jest kwintesencją dzisiejszej Rosji? 9 maja i Dzień Zwycięstwa? A może to, że kilkadziesiąt procent obywateli supermocarstwa atomowego żyje na progu ubóstwa? Przekupstwo? Terror na Kaukazie? Krym? Agresywna polityka wobec sąsiadów? A może po prostu system?

Shaun Walker spędził wiele lat w Rosji, początkowo jako student, potem jako korespondent „Independenta” i „Guardiana”. Czy ją poznał? Zrozumiał? A czy Rosję można poznać, zrozumieć? Pewnie Polacy mają z tym mniejszy kłopot. Świat Zachodu wciąż i wciąż otwiera szeroko oczy – jeśli chce być uczciwy (a rzadko chce) – ze zdumienia. Że tak można, że to możliwe, że to, co się tam dzieje nie budzi oporu, sprzeciwu. Noooo, można.

Pyta gdzieś w tej książce Walkera Rosjanin czy na Zachodzie obchodzi się Dzień Zwycięstwa, narodowe, największe święto, nie tylko w ZSSR, także, a może nawet jeszcze bardziej, we współczesnej Rosji. Dziennikarz odpowiada, że tak, ale, że to raczej dzień nostalgicznych wspomnień. W odpowiedzi słyszy, że to dlatego, iż Zachód nie wie, ile Rosja straciła w tej wojnie obywateli, jakim wysiłkiem pokonała Niemcy, nic nie wie o jej cierpieniu etc., etc. I nie ma tu dyskusji. To, że na własne życzenie (mordując wcześniej całż kadrę dowódczą armii), to że wcześniej była sojusznikiem Hitlera, że tych którzy poszli do niewoli wysyłała później do łagrów? Nie, albo tej wiedzy nie ma, albo, to znacznie groźniejsza wersja: wszystko było potrzebne. To zresztą może słowo-klucz dla zrozumienia myślenia współczesnych Rosjan: konieczność.

Ale jest też drugie: zapomnijmy. Parę milionów ofiar wielkiego głodu, przecież nie tylko na Ukrainie (ale tam przede wszystkim)? Zapomnijmy. Przesiedlenia całych narodów? Zapomnijmy. Holocaust? Zapomnijmy. To narody ZSSR były głównie ofiarami wojny. Czeczenia? Było, minęło, zapomnijmy.

Pytanie: na czym Putin mógł zbudować, po epoce rozpadu Jelcyna, jedność narodu? Jak, czym doprowadzić do przywrócenia dumy ze swego kraju? Mógł próbować rozwoju gospodarczego na wzór Zachodu, ale… szanse dogonienia jakiejkolwiek średnio rozwiniętej gospodarki świata były, wciąż są, marne. Bo przecież cały ten kraj, poza przemysłem zbrojeniowym, to manufaktura uzależniona od światowej koniunktury paliwowej. Wybrał inną drogę. Powtarzać, powtarzać w nieskończoność: jesteśmy potęgą, wygraliśmy II wojnę światową, wygramy każdą następną. W końcu każda rosyjska rodzina poniosła jakieś straty. Nie ma w tym obrazie miejsca na NKWD, są wyłącznie bestialscy Niemcy. Jesteśmy potęgą, bo tylko taki kraj może otrzymać organizację światowej imprezy jaką jest Olimpiada. Nooo, tak. Można dać łapówkę za jej przyznanie, można zorganizować państwowy przemysł dopingowy, można wysłać dziennikarzy do hotelowych pokoi w, których nie ma drzwi. Bez znaczenia. Jesteśmy potęgą, która wygrywa medalową klasyfikację.

Można zająć Krym i zyskać popularność, jakiej nigdy wcześniej nikt w tym kraju nie miał. To nie takie trudne. Ukraińska sędzia, która z dnia na dzień staje się sędzią rosyjską, skazuje za odczytanie wiersza Szewczenki. Patrzy w oczy zachodniego dziennikarza. Milicjant, który składa zeznania nie wie dlaczego zatrzymał nauczyciela (tego od wiersza). Dostał polecenie, tyle.

Jest kolejne słowo klucz, ono zresztą działa i u nas: faszyści. W gruncie rzeczy każdy, kto stanie władzy okrakiem, będzie faszystą.

Rosja to kraj paradoksów. Można kupić wszystko: cały naród. Tak, najpierw połowę wyrżnij, potem zalej to co zostało gotówką. Zamień Dzień Pamięci o Ofiarach (stalinowskich represji) na Dzień Zwycięstwa (np. nad terrorystami). Czasami jakiś wariat, powiedzmy przywódca Tatarów krymskich, Dżemilew, odmówi. Z dnia na dzień znajdzie się w innym kraju bez prawa powrotu. Wariat albo faszysta!

Oczywiście Walker dotknął, ledwie dotknął Rosji. Jej się nie da zgłębić (jeśli się nie jest Rosjaninem). Pojechał do Donbasu – dziwnej magmy. Tak, większość chciałaby do Rosji, ale kim są ludzie, którzy tam mieszkają? Chcieli uciec od ukraińskiej prowizorki (ci na Krymie też), weszli w jeszcze większą rosyjską.

Tysiące rakiet, które mogą zmieść z powierzchni Ziemi każdy kraj i sprzedawany pokątnie alkohol, po którym kilkadziesiąt, kilkaset osób traci wzrok, jakieś najtańsze perfumy jako doustna używka, miasteczko, w którym zostały dwie rodziny, dom pozbawiony szyb, wojskowy stojący na czele rebeliantów, od którego humoru zależy twoje życie, nawet jeśli jesteś obcokrajowcem. Setki rozmów. I ciężki kac.

Jest coś, co jednak i mnie zdumiało. Muzeum pamiątek po Gułagu. Jego twórca Iwan Panikarow, miasto Jagodnoje „w samym sercu Kołymy”. Nie, Panikarow nie był więźniem, przypadkowo takiego poznał. To muzeum, dziś już ograniczone wyłącznie do mieszkania Panikarowa – jedno z trzech w całej Rosji (w niektórych innych są Gułagowi poświęcone salki), pewnie robi wrażenie. Ale znacznie większe, wstrząsające, robi rozmowa Walkera z Panikarowem. Tak, człowiek zbierający pamiątki po największej zbrodni totalitaryzmów, nie potępia jej. Pyta: a jak miano wydobywać bogactwa? Konieczność…

Shaun Walker – Na ciężkim kacu. Nowa Rosja Putina i duchy przeszłości, przekład Mariusz Gądek, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 2019, str. 445.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko