Pisał Broniewski, że ulica „Miła wcale nie jest
miła”. Dlaczego? Zachęcam do lektury jego wiersza Ulica Miła. Tam wyjaśnienie. Ale jak nazwać ulicę Kłobucką w
Warszawie, przy której znajduje się areszt śledczy? Na dodatek jeszcze
kilkanaście lat temu Kłobucka była np. zimą prawie nieprzejezdna. Jeździł nią
głównie autobus, który woził przede wszystkim więzienny personel i rodziny
aresztantów. Obok aresztu, przez mur, stał domek o trzcinowych ścianach
otoczony niewielkim ogródkiem. Z prawej strony ulicy ciągnęły się chaszcze od
czasu do czasu przetykane dość tajemniczymi warsztatami. A nad wszystkim
górowała wieża strażnicza z sylwetką smętnego strażnika. Ale to już przeszłość.
Kiedy przy Kłobuckiej powstało
duże centrum sprzedaży materiałów budowlanych i innych, ulica poczęła, jak to
się mówi, „tętnić życiem”. Z czasem doszło też wiele mieszkalnych budynków, w tym
komunalne, pojawiły się sklepy spożywcze i punkty usługowe. Tam także
odnajdujemy np. magazyny i archiwum IPN-u.
Od dwóch lat na Kłobuckiej,
wśród placówek kulturalnych, ważne miejsce zajmuje biblioteka im. Juliana
Ursyna Niemcewicza, dokładnie jej Wypożyczalnia nr 135.
Uroczyste otwarcie biblioteki,
która otrzymała nazwę Spokoteki, z udziałem Burmistrza dzielnicy Ursynów,
odbyło się 1 czerwca 2017 roku. Dyrektor ursynowskiego bibliotecznego kompleksu
Anna Wolska, powiedziała wówczas m.in., że dzięki profesorowi Eugeniuszowi
Zielińskiemu, obecnemu na otwarciu nowej placówki, biblioteka dysponuje jednym
z największych w Polsce zbiorów książkowych poświęconych fantastyce naukowej,
wszystkim jej odmianom. Jego syn Jarosław Zieliński (ur. 1971), poeta,
informatyk, wykładowca akademicki, ale może przede wszystkim znawca i
kolekcjoner literatury SF, interesował się nią od wczesnych lat, i z czasem ze
zwykłego hobby przeistoczyła się w pasję jego życia. Należy docenić ten piękny
i bezinteresowny dar. To dar wprost spod serca. O wielkiej wartości
artystycznej, ale także i materialnej. Warto to podkreślić, jak i pamiętać o tym,
który był jego twórcą.
Młody miłośnik literatury SF
zaczął znajomość z nią od książek Jerzego Broszkiewicza (Ci z Dziesiątego Tysiąca, Oko Centaura, Mój księżycowy pech), ale
szybko i smak, i upodobania literackie wprowadziły go w niezwykle bogaty świat
tej literatury, zarówno polskiej, jak i zagranicznej, świat przeznaczony dla
dorosłych czytelników. Jarosław nie tylko solennie czytał to, co udało mu się
kupić lub zdobyć w inny sposób, ale także przynależał do Klubu Tfurcuf,
skupiającego młodych autorów fantastyki, zajmował się redagowaniem np. fanzinu
„Fantom”, pisaniem recenzji, brał udział w konwentach miłośników
fantastyki i innych imprezach z nią związanych, w swojej księgarni na Ursynowie
o nazwie Arkona także nie zapominał o eksponowaniu literatury SF. W sposób
znaczący przyczynił się też do wydania jubileuszowej księgi Klubu Tfurcuf pt. Robimy rewolucję. W ten sposób stał się entuzjastą wszystkiego,
co się wiąże z tą literaturą, z obecnymi w niej podgatunkami. Po latach także
swoistym ekspertem. Nie napisał zbyt dużo tekstów poświęconych SF, ale z
pewnością wiele razy dał świadectwo i znajomości i tematu, i biegłości
pisarskiej. Zaczął tworzyć jako uczeń szkoły podstawowej. Kontynuował pisanie w
szkole średniej, a następnie na studiach. A że był typem człowieka, który nie
odpuszcza, z czasem stał się znawcą literatury science fiction, jakich dziś
pewnie ze świecą szukać.
Po
nieoczekiwanej śmierci pisarza 7 sierpnia 2011 roku, jego rodzice orzekli, że
biblioteka syna nie powinna przejść w czyjeś prywatne ręce, jej zbiory powinny
służyć jak największej liczbie czytelników; tym, którzy entuzjazmują się tego
typu literaturą, a jest ich przecież niemało.
Dlatego kolekcja Jarosława
Zielińskiego trafiła do biblioteki na Kłobuckiej, tej biblioteki, która
pragnie, by jej czytelnikami było jak najwięcej młodych ludzi. Zbiór przyjechał
do wypożyczalni nieuporządkowany. Jednak znalazł się specjalista od tej literatury,
który nadał jej jakby nową rangę, uczynił z niej zbiór omalże całkowity. Poza
kilkudziesięcioma pozycjami, które przez panie bibliotekarki poszukiwane są na
giełdach książek, w antykwariatach, w księgarniach i w innych miejscach,
Zielińskiemu udało się zebrać prawie całość literatury SF, której autorami są
rodzimi twórcy, także setki dzieł najważniejszych w tej dziedzinie autorów
zagranicznych.
Stoję przed półkami, na
których zgromadzono darowany zbiór. Książki ułożone są alfabetycznie, według
autorów. Jako pierwszy występuje Douglas Adams, po nim Brian W. Aldiss, później
Poul Anderson, Richard Adams, Isaac Asimow, Kevin J. Anderson, Jossephine
Angelini, Jennifer L. Armentrout, Louise Arnold, A.A. Attanasio, Victoria
Aveyard… Są antologie: Antologia
rosyjskiej fantastyki, Almanach
fantastyki (Kroki w nieznane), Antologia
opowieści niesamowitych…
Próba pełnej prezentacji
wszystkich autorów, czyli od A do Z, ze względu na brak miejsca, z góry skazana
jest na niepowodzenie. To praca dla Herkulesa. Przeszło trzy tysiące książek na
półkach, ta liczba mówi sama za siebie. Dlatego dalej na chybił trafił
przeglądam tytuły. Nie mogło zabraknąć klasyki, którą reprezentują choćby
Philipe Dick, Mercedes Lackey, Ursula K. Le Guin, Andre Norton, Terry Pratchet,
Robert Sheckley, Margaret Weis i Tracy Hickman czy Honor Harrington. Trafiło na
półki także sporo autorów rosyjskich, w tym bracia Strugaccy. Ale czy jest tam
Konstanty Ciołkowski z powieścią fantastycznonaukową pt. Poza Ziemią, i inne jego książki, tego nie sprawdziłem.
Dorobek pisarzy, o których
wyżej, budzi uznanie. To twórcy sprawdzeni, o wielkiej wyobraźni i dużych
kwalifikacjach pisarskich. Oddajmy też cześć polskim tłumaczom i wydawcom,
którzy często jedynie z niewielkim opóźnieniem wprowadzali zachodnie nowości na
polski rynek.
Á propos polskich autorów. W
zasadzie nie brakuje żadnego, choć nie wszystko znalazło się jak dotąd na
półkach. Ponoć ok. pięćset egzemplarzy książek przekazanych przez profesora
Zielińskiego czeka jeszcze w magazynie na rejestrację, na wpis do
bibliotecznych katalogów. Po prostu kilka osób pracujących w Wypożyczalni nie
było zdolne w ciągu kilku miesięcy „przerobić” całość przekazanego dzieła.
Książki nie tylko otrzymały numerację i pieczątki. Wszystkie też posiadają nowe
plastikowe okładki. Przed otwarciem Spokoteki, bo taką nazwę nosi biblioteka
poświęcona młodym, bibliotekarki z Kłobuckiej wspierały panie z innych
ursynowskich bibliotek, także Szefowa zaangażowała się osobiście w
przygotowanie dzieła do korzystania z niego, gdyż ogrom pracy nad nim z
pewnością nie był przesadzony. Z kolei specjalista od literatury SF, rozeznając
się w całym podarowanym bogactwie ocenił, iż jest to coś czego z pewnością nie
posiadają inne biblioteki w kraju.
Na półkach szukam książek
Stanisława Lema. I widzę, że „całego” Lema brakuje. Lem to nie tylko wyprawy w
kosmos. Lem to mędrzec o inteligencji rzadko komu danej, to autor przewrotny,
próbujący z sukcesem wielu stylistyk. Pamiętam, że zaczytywałem się w jego Doskonałej próżni i Wielkości urojonej. Tych pozycji w Spotece nie zauważyłem. Powstaje
więc pytanie. Czy będziemy prezentować czytelnikom wszystkie pozycje autora Solaris, czy tylko to, co się wiąże z
klasyczną fantastyką naukową? Namawiam na całość, którą stanowią jego 33 tomy Dzieł zebranych opublikowanych przez Wydawnictwo
Literackie. Mamy mądrego autora (a swoją drogą, czemu Lem, posiadacz Orła
Białego, nie otrzymał literackiej nagrody Nobla?), może znajdzie się i mądry
czytelnik?
Inni polscy autorzy SF, po
których książki chętnie sięgają czytelnicy, to np. Adam Wiśniewski-Snerg, Piotr
Patykiewicz, Romuald Pawlak, Jerzy Grundkowski, Eugeniusz Dębski, Marek Oramus,
Jacek Dąbała, Marcin Wolski, Konrad T. Lewandowski, Andrzej Zimniak, Jacek
Piekara, Maciej Żerdziński czy Edmund Wnuk-Lipiński. Ten ostatni to światowej
sławy socjolog od teorii i praktyki przemian systemów społecznych, jako twórca
SF debiutował w 1968 roku opowiadaniem Krzyś.
Choć mocno zajęty pracą naukową i jego organizacją napisał m.in. trylogię (Wir pamięci, Rozpad połowiczny, Mord założycielski) o żyjących w
totalitarnym zniewoleniu mieszkańcach Apostezjonu. Wydawana w latach 1979–89
była na indeksie, sprzeciwiały się jej publikacji ówczesne władze. Pisano o
niej, iż „Bohaterowie jego powieści powoli odkrywają prawdę o świecie, w którym
przyszło im żyć, i podejmują próbę przeciwstawienia się wszechpotężnemu
państwu”.
Po
1989 roku autorom SF sprzyjał rozwój małych lecz ekspansywnych wydawnictw.
Wielkie edytorskie molochy o zasłużonej sławie, jak PIW, Wydawnictwo Literackie
czy Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza jakoś nie kwapiły się do nadmiernej promocji
SF. W PRL-u miały nieco inne zadania.
Jednak życie nie znosi próżni. W ich miejsce weszły dziesiątki jeśli nie setki
nowych, często z jednym redaktorem, oficyn, które z fantastycznonaukowych powieści czy zbiorów opowiadań uczyniły towar
pierwszej potrzeby. Znajdowały się zatem szybko na naszym rynku księgarskim
nowe tytuły i nowi autorzy.
Publikowane książki układano
często w kunsztowne serie, gdyż wiadomo, iż najlepiej do czytelnika trafia
seria o dobrym tytule i w atrakcyjnej szacie graficznej. Wymieniać ich nazwy?
„Wielkie serie SF”, „Wszechświat Liaden”, „Mistrzowie SF i fantasy”, „Kanon
Science Fiction”… Jest ich sporo. Z czasem niejedno z tych nowych wydawnictw
upadło, nie ma po nim śladu, no chyba że w spisach Biblioteki Narodowej. Ale
kilka warto wyróżnić za wytrwałość i dobry poziom edytorski, np. Amber, Nową
Fantastykę, Pruszyńskiego, Rebis, Fabrykę Słów, Mag czy Super Nową.
Czy książki SF eksponowane w
bibliotece budzą zaciekawienie? Młodzi, zwłaszcza z osiedla, które otacza
Wypożyczalnię nr 135, dopiero się uczą jak z nich korzystać. Jednak starzy
wyjadacze tego typu literatury, jak np. zaprzyjaźniony z Wypożyczalnią pan
Bogdan, z wykształcenia biolog, kiedy trafiają na Kłobucką to wiedzą czego
szukają, i że gdzie indziej tego nie znajdą. Pan Bogdan to znawca klasyki SF,
chętnie wraca do niektórych tytułów dawno temu przeczytanych, w ten sposób
jakby powracając do czasów młodości, do pierwszego zachłystnięcia się tego typu
literaturą.
Gdybyśmy ograniczyli
działalność Wypożyczalni nr 135 do eksponowania literatury SF bardzo byśmy
zubożyli starania pan tam zatrudnionych o czytelnika, o poszerzanie
czytelniczej oferty. Bloki, które widać z okien biblioteki to nowe bloki. Można
iść o zakład, że w ich mieszkaniach nie istnieją półki zawalone książkami, jak
to drzewiej bywało, że pojedynczy tom jeśli gdzieś znalazł miejsce, to
ewentualnie na szafce nocnej, ale o jego treść nie pytajmy.
Zasada, jaką wyznaje szefowa
biblioteki Marta Todys, brzmi:
– W bibliotece nie ma przymusu.
Tu musi panować bezpieczeństwo i właśnie… brak przymusu. Statystyka bywających
jest jeszcze większa od czytających. Na spotkania autorskie przychodzi
niewielu, ale na przykład na filmach, które wyświetlamy jest już spora
widownia. No cóż, żyjemy w epoce obrazkowej. Czy się z tego cieszyć, czy
smucić? Przede wszystkim trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Czytelnik, który
nas interesuje to uczeń szkoły podstawowej i wyżej. Tego staramy się do nas
przyciągnąć. Sama książka nie wystarczy. Potrzebny jest stały dostęp do
Internetu, do prasy, przyjazna atmosfera…
Działa w Wypożyczalni np.
Młodzieżowy Dyskusyjny Klub Książki. Stanowi go osiem osób, ale osób
regularnie, raz na miesiąc spotykających się i dyskutujących o przeczytanej
lekturze. Ostatnio zajmowali się omawianiem kryminału młodzieżowego Przekręt na van Gogha Deron R. Dicks.
„Przerabiali” też jednak fantastykę, czy książki obyczajowe.
Pani Marta podsuwa mi
„przerobione” tytuły: Tabletki na
dorosłość Doroty Suwalskiej, Agnieszki Wolny-Hamkało Lato Adeli i Nikt nas nie
upomni, Maggie Stiafvater Drżenie…
Nowi autorzy i nowe problemy, współczesne, z którymi można się utożsamić
lub przynajmniej o nich podyskutować.
Szefowa Wypożyczalni nr 135
nie poprzestaje zresztą na pilnym baczeniu, co się u niej dzieje. Prowadzi
ponadto warsztaty literacko-plastyczne dla młodych, współpracuje z bliską
sąsiedztwem placówką Centrum Wspierania Rodzin. Bo tak trzeba, bo takie są
realia, od których nie można przecież uciec. O efekty nie pyta. Na pewno z
czasem przyjdą…
Szczegółów szukaj na
@SpktBibliotekanaKlobuckiej.