Zbigniew Kresowaty – Barwy śmierci w poezji Grochowiaka (przed kolejną rocznicą odejścia poety)

0
936
Poeta Stanisław Grochowiak – portret wykonał Zbyszek Ikona - Kresowaty


            Fenomen śmierci zawsze był godzien opisu lub przeżywania. Był jakby miejscem, gdzie można złożyć swój protest, bunt, rodzić podstawy obrazoburcze, złożyć testament. Dla wielu poetów i innych artystów śmierć staje  się podmiotem twórczości, a nawet drogą składającą się na całokształt ich twórczości. Dzieje się tak dlatego, że śmierć jest swego rodzaju tajemnicą, a jest potrzeba poznawania innych wymiarów, w tym metafizycznych, śmierć jest także stroną poznawczą. Inaczej mówiąc – jest częścią życia i gdyby jej nie było, można powiedzieć, że nie byłoby każdego innego rodzaju życia – wymiany i jego przedłużenia. Mówią, że śmierć nas budzi do nowego życia i nowej egzystencji. To wręcz paradoksalne powiedzieć: śmierć jest przedłużeniem życia, ale trzeba dodać: że ona jest wezwaniem dla życia cywilizacji i jej egzystowania nie tylko duchowego.  Każdy z nas, nie tylko poeta, artysta dowolnej profesji, podświadomie zdaje sobie sprawę z tego, że proponowana przez potów poza twórcza, stosunek do śmierci, jest inna niż ta którą obejmuje tradycja literacka, zawierać zawsze ona będzie bunt wobec śmierci, tak samo jak wobec życia. Otóż pragnę odszukać i wejść w imaginacje śmierci w poezji Stanisława Grochowiaka, którego jakby w kwiecie twórczości zabrała śmierć. W poezji tej motyw śmierci jest jakby oswojony z poetą od zawsze. Grochowiak sklasyfikowany został przez krytykę jako osobowość zdolna do współtworzenia nowych kombinacji estetycznych tego w okresie gdy ambitna literatura Polska wyrażała swego rodzaju brzydotę jako bunt, nie tylko obraz na stan ducha ludzi okresu „zamordyzmu”, ale wyrażała też protest przeciwko serwowanej w mediach świetlanej przyszłości KRAJU RAD, kiedy było widać „gołym okiem” i wiadomo było, że tego społecznego stanu się nie da osiągnąć. Ówczesny system komunistyczny jako „Wadza” bardzo nie wierzyła w intuicje narodu i serwowała wiele, czyli NIC… Jednakże poeci pisali o tym co myślą, żeby cenzorzy tego nie umieli odczytać – o tym dobrze było wiadomo. Taką poezję brzydoty współtworzyło jeszcze kilku innych  poetów np. Ernest Bryll…  Otóż naczelna formuła poetycka Stanisława Grochowiaka czyni bardziej zrozumiałą transpozycję śmierci, zawarta już w pierwszych tomach jego wierszy, głownie w „Balladzie Rycerskiej”, dalej w tomie „Rozbieraniu do snu” – A już w „Modlitwie” poeta wprowadza nas w aurę przedsionka śmierci, czyli wpierw  w aurę ciemności. Będąc tam, prosi o blask samą Matkę Bożą, każdą matkę, która daje życie. Dalej! – natomiast wnuk Sancho Pansy (tu mówi o sobie autor), poszukuje estetyki, która najprościej sportretuje rzeczywistość współczesną, czyli tą, w której on czynnie przebywa. A więc, pojawia się tutaj bunt! – W „Balladzie Rycerskiej” jest takie oto wyznanie, będące swego rodzaju wyznaniem credo samego Grochowiaka:

(…)
A ludzie mych wierszy słuchając powstają
I wilki żerują  wychodzą zgrają
Powołał mnie Pan
Na bunt (…)

        Poeta dalej powie w tomie „Świętym Szymonie Słupniku”, potęgując głos do rangi nadrzędnej w penetracji rzeczywistości, stanie się ona niełatwą zgodą na bunt odbiorcy, wobec tak proponowanej metody całego oglądu otaczającego świata. Powstaje więc nieuchronne pytanie: do czego taki bunt ma prowadzić? – kilku krytyków, zaraz po śmierci poety, zwróciło uwagę na fakt, że  credo Grochowiaka jest wewnętrznie sprzeczne. Mówią oni, a przytoczę tajemniczo jednego : „Bóg powołał człowieka, by ten buntował się przeciwko ustanowionemu przez Niego prawu” – Można dodać – a tym samym użyć tutaj prawa Psyche. Oznacza to, że człowiek ma prawo być ciekawy właśnie najbardziej tej tajemnicy, która z niego samego stworzonego na obraz Boga pochodzi, a jednocześnie otacza go i ma swój wyraz w odnawianiu różnorodności, gdyż taka inność jest istotą życia, którą to różnorodność selekcjonuje  sama śmierć. Wewnętrzna sprzeczność wypływa tu z pojmowania buntu we właściwy sposób, jako głównego powołania ku odkrywaniu tej tajemnicy i samej istoty bytu, za pomocą odszyfrowywania słowa, które ma moc sprawczą, a wypowiedziane istnieje i żyje w przestrzeni. Takie działanie to jest posłannictwo, mówi jakby podskórnie poeta. Do spełnienia słów Grochowiak używa swojej osobowości jakby  podświadomie… Do spełniania i przypieczętowania wartości swej poezji poeci „katastrofiści” używali również swoich pełnych osobowości, czyli całych siebie, a ściśle mówiąc używali także swych imaginacji cieleśnie, używali swej bitności jako przyłbicy odwagi co niejednokrotnie kończyło się poświęceniem zejścia…
      Ale wróćmy do Grochowiaka – Do spełniania słów tego poety, do ziszczania się ich poeta również używa pośrednio swej całej osobowości… Tym samym centralny paradoks metafizyki tego poety uzyskuje swoisty, racjonalny, czyli potrzebny(?), a może wręcz kapitalny wymiar. Nie wiem, czy tak rzeczywiście było i czy tak jest, a przede wszystkim czy właśnie tak myślał sam poeta(?) – Oczywiście jako odbiorca krytyk nigdy nie mogę być tego pewien, bo prawdopodobnie sam autor nie był pewien wartości emanacji swych kwestii poetyckich, po prostu pisał – nie ustawiał swego medium w roli zbawicielskiej. Grochowiak był zwyczajnym człowiekiem, jakby wtopionym w tłum, chorującym na żołądek (później ciężko), tudzież pijącym zimne mleko w Barze, lubił bardzo zjeść śledzia, napić się piwa pod Budką lub wychylić kieliszek z butelki z czerwoną nalepką  (innych wódek nie było) z przygodnym znajomym i „pogadać” z nim o życiu – pogwajdlić jakby rzekł Witkacy. Do redakcji chadzał zawsze trzeźwy i na nogach, bardzo dużo palił, a nocami cierpiał na dokuczliwą bezsenność…  Być może pisał z autopsji i krążył po obrzeżach śmierci, dotykając ją po przez słowa bliskie, lub nawet pochodne śmierci – A to się wyraziście czuje w tej poezji: ciemność, zło, nagość, śledź, ość, łabędź na ceglanym murze, śnieg, łzy, krwioobieg, itp. inne określania, co zresztą i czynili wtedy, a nawet czynią dziś poeci pokoleniowi, lecz nie tak nagminnie i dobitnie… Czasem pan Stach, jak Go nazywali, wyrażał się wręcz turpistycznie.  Ogólnie mówiąc, poeta ten wprowadza do literatury nową jakość co do koloru poezji, rytmu i zapachu, autorsko. To „brak dobra powoduje porażenie świata…”  – mówi On – ale też powoduje światem brzydota i niedoskonałość nieskończona i osobista, mówi o tej najbardziej dotkliwej, co jest  może u poety bliskie nieuchronności choroby rakowej, stąpającej bardzo małymi kroczkami za nim, ale…  W pierwszych zbiorach poezji Grochowiaka istnieje jednak dialektyka przeciwieństw, które niewątpliwie rzutuje na całokształt twórczości poety. Wydawać się będzie później, że sprzeczności te będą jedyną metodą i bardziej niż synteza będą pozować do antytezy. Ale też nie można być tego pewnym! – Bo weźmy np. wspomnianą wcześniej „ciemność” – to właśnie tutaj mieści się antydeliczne ujęcie ku bieli i nawet czerwieni ( łabędź na ceglanym murze), jaka jest początkiem jasności, czyli jakby ten estetyczny odbiór pozostaje bądź co bądź w nierozerwalnym związku z tematyką śmierci.
Tak dzieje się już w „Balladzie Rycerskiej”. Czyli odbiór estetyczny całości utworu także pozostaje w nierozerwalnym związku ze śmiercią, a idzie za tym cała opozycja kolorystyczna – idzie kontrastowo przez grę samych barw. No! – ale przecież dzieje się tu Ballada… zatem nie może tego brakować, ale to Ballada rycerska!
Jakież to jest śmiertelnie śmiercionośne słowo – a jakiż tu jest dramat – co pozostawiam do dalszych rozważań dla tych którzy wrócą do barw Ballady –  I pójdźmy dalej, np. z wiersza „Budowa”:

 (…)
Tam gdzie obłok
Biały jak łabędź nad cegłami

O śnieżyste koty syjamskie
przy wazonach róż…

        – Prawda? – jakie to malownicze i bardzo metafizyczne, że aż żal bo za chwilę już to nieodwracalnie zniknie… Wydawać by się mogło, że jest tutaj mowa jedynie o smutku, ale jakże pięknym smutku, który jest jakby na milimetr od śmierci, lub igra z chwilą  dotykającą pory nadejścia śmierci – To tak jakby powiedzieć cokolwiek o blasku złota, to jakby o wartości chwili spojrzenia na nie(?) – ale jakże zimnym spojrzeniu, okrutnym i bezlitosnym… złocie… któremu nikt się nie oprze. To drugie jest z wiersza „Humanizm” ta dość częsta czerwień u Grochowiaka, najczęściej lub najściślej, zaczyna wiązać się z konkretami, z codziennym obrazem, z przejawami jakiejś dziwnej przyprawiającej o dreszcz witalności. Barwa w poezji Stanisława Grochowiaka przestaje oznaczać wyłącznie jakość kolorystyczną – to raczej Jego estetyka wewnętrzna, barwa przypisana jest nastrojpowi. Zastanawiam się tutaj właśnie – o ironio! – lub czegoś nie rozumiem?– co skłaniało poetę do uzupełnienia swojej całej twórczości barwą – to poeta barwy – właśnie wtedy w tamtych szarych czasach, chyba przekora, lub nakierowanie nie tylko na sztandar czerwony, a może to  tęsknota za marzeniem, a przecież malował i swoje gwasze – robił to całkiem całkiem dobrze! – Ale pozostawmy to na później. Bo przecież ta czy inna, nazwijmy to, opozycja kolorystyczna, jest zawsze w ekspresji poetycką formą autora – a nawet staje się jakimś pojęciem względnym potęgującym chwilę, być może zdaje się być celowym zabiegiem, skoro poeta poezjował gwaszami także. Ale czy tak istotnie jest? – chyba tak to można tłumaczyć – sam jestem artystą plastykiem, mam swoje ulubione kolory i estetykę… a tego, co do Grochowiaka nie wiem, to pojmował b. dobrze Wyspiański… Później znów poeta wróci do siebie, bo np. w wierszu „Czyści” powie taką sekwencję:

(…)
wolę brzydotę
Jest  bliżej krwioobiegu
słów gdy prześwietlić
Je i udręczać (…)

         – Czasem autor wierszy mówi, że biel jak woda, kieruje naszą wyobraźnią. I np. w takich utworach jak: „Wiersz metafizyczny”, „Król zabity”, „Modlitwa” lub „Portretowanie umarłej” kieruje się ku sferom semantycznie  nierzeczywistym(?), albo irracjonalnym, o ile to tak można określić?! – Myślę, że tak jest dlatego, żeby móc jak najdłużej być zawieszonym w nicości, czy choćby w nadrealnym kosmosie, jak np. w „Zwątpieniu”:

Oto Bóg twój w mgłę rozlewa
I nic – i tylko mgła się chwieje…?
A ty jak piorun walisz czołem
A wszystko tracisz. Nawet Łzy (…)

        Myślę, że to tak, jakby wręcz kołowała naga bliska śmierci foremka, lub z narzędziem kosy Tanatos w krążeniu dookolnym… To przecież i tak, jakby wyszukiwała swoje ofiary i fanfary, sytuując się zawieszona między ziemią a niebem. Trzeba sobie wyraźnie powiedzieć, że jedyną formułą walki lub buntu u poety, który jest zawsze pierwszy w doznaniach ludzi, wydaje się być męstwo, które noszą na co dzień ci ludzie pozbawieni w byłym ustroju godności, nawet wtedy gdy chadzają po sklepach niedostatecznie zaopatrzonych w podstawowe artykuły. Taki motyw pojawi się jakby w konsekwencji późniejszej walki ze śmiercią, co jest ukryte w dalszych zbiorach Grochowiaka. Poeta będzie się nim posługiwał od teraz non stop w swoim, jakby spartańskim, życiu. Bo przecież takie prowadził, zwłaszcza u kresu: proste, nie uładzone, jakby z marszu wzięte i chwili po łyk…  Jednak będzie On wprost gwizdał losowi i „grał mu na nosie”. Jak wiemy nie stronił od mocnych wrażeń i strzemiennych chwil wśród „swoich”, zakąszając , co zresztą pisał w wierszach, śledziem z beczki. Innym razem widywano Go ze zwykłymi ludźmi , jak wspomniałem, przy szklance ziemnego surowego lub zepsutego mleka, np. w rozmowie ze sklepikarzem na swojej ulicy. Wchodzimy tutaj na grunt prywatny poety, który musiał egzystować dociekliwie jak wrażliwa dusza chłonąc, z dolegliwymi choróbskami. Był lub starał się być, prostolinijnym człekiem  – Wiem to z relacji moich starszych kolegów, którzy byli Jego przyjaciółmi: E. Bryll, …Jacek Łukasiewicz, inni.
 – Ale to tylko dygresja, żeby dobarwić tę osobowość – dygresja sącząca się sama w tematach Jego poezji. Taka też jest ta poezja, ale bez jakiejś politycznej opozycji wprost. Kiedyś widziałem jako b. młody adept sztuki pana Stacha na spotkaniu poetyckim w Lesznie, gdzie wszystko się działo właśnie pod wpływem chwili, w których uskuteczniał był swoje wizje „na żywo” – w czasie trwania biesiady, np. poprowadził uczestników spotkania na dach budynku, żeby objaśniać im działanie i obecność księżyca, było to zabawne!… To iście był piękny  poetycki zabieg! – miałem wtedy 17 lat i zbyt wiele z tego nie rozumiałem – Stanisław Grochowiak nigdy jako osoba, w przeciwieństwie do innych poetów, nie chciał posiadać atrybutów popularności, szczególnie władzy nad i wobec śmierci, ani nie chciał ich zbyt używać, ale też nie znosił poddawać się stojącej pod oknami Tanatos. Dopiero w późniejszym okresie, gdy prawdopodobnie spojrzał przez siebie samego, przez własną kondycję fizyczną, przez kruche własne zdrowie – dopatrzył się , że śmierć podąża wyraźnie w jego stronę…

(…)
W tamtym świecie gdzie króle
Truli się towarzysko
Trup to była
Osobowość
Nadzwyczaj tronująca (…)

Później poeta doda, przywołując samego Hamleta wręcz ironicznie:

W dudach jak w jesionkach lubo
Inni z nich maja abażury nocne
Lektura Hamleta
Stanowi pewną
Pewną rozrywkę (…)

– Idźmy zatem jeszcze dalej w ton tej poezji, skoro robi się ciekawie? Otóż swoistym dalszym, lub kolejnym, atrybutem śmierci u poety jest przedsionek – ciemny – sen. Czyli wyobraźnia poetycka, związana stale z obecnością domniemanej sfery, w której toczy się bezistotność. Zwrócić trzeba uwagę, że zachodzi tutaj ciekawe zjawisko wykorzystania topiki snu dla przekazania niepokojących przeczuć lub wizji intuicyjnych co do ostatecznego końca siebie. Np. wiersz „Sen” z tomu „Agresty”, poeta kontynuuje:

(…)
Cmentarz płonął powoli od gwiazd swoich
– spękań
Od korzeni swych płonął
A choć świat nie nadszedł
Widziałem to dokładnie
Więc…

             Grochowiak bezpiecznie nie chce uciekać w nieświadomość, w jakiś ocalający wymiar obraz wieczności… On chce podjąć teraz walkę wprost na świadome argumenty, chce zostać. W dalszej części – udaje się w dzieciństwo – czyli powraca, jak każdy poeta na swój sposób, nad „ rzekę dzieciństwa”  a tutaj sięga przytłoczony ciężarem egzystencjonalnym do tych – tamtych chwil obrazów początków, czyli tęskni głównie, nawet udaje się za „pięknym” z żalem promieniującym w czystość duchową… Nie może się jednak oczyścić poprzez ten sposób – czyli przeżyć tego prawdziwego katharsis. To wielka trudność dla poety, zwłaszcza kiedy ma się taki szerszy ogląd niebłahej sprawy – ciężar otaczającego Go świata, zamkniętego na zewnątrz, ciężar wyrażonych już egzystencji trzyma się Go śmiertelnie… Reasumując: Stanisław Grochowiak stara się wręcz zatrzeć granice życia i śmierci. Teraz śmierć u poety stanie się integralnym elementem tego świata, o czym wspomniałem wcześniej. Jest on składnią – mówi w Sześciokrotnych śpiewach porannych” mówi:

 …Dawno umarli przez bogów widziani
Wiecznie żyć będą widziani przez palce (…)

W tym okresie twórczości Jego medium utożsamia się ze śmiercią już ściślej i przygotowuje swoje własne liryczne „JA” na przyjęcie jej już jako własnej, czyli najbardziej osobistej! – Ma on świadomość, że musi odejść nieuchronnie. Myślał, że tylko to prawdziwe cierpienie, którego przecież bardzo doświadczyć musiał i to, daje prawo do takiego czy innego opisu śmierci, na żywo stojącej za plecami w ciemnym przedsionku. Jednakże nie zaakceptuje wiary we własną osobistą śmierć. Raczej czyni jakby ironiczny ukłon w stronę piękna najbrzydszego. Być może myśli, że ironizując, umiera godniej, wolniej? – :

Piękno
A czyżbym nie był jego godny?
Ja który tyle chcę unieść z człowieka
Że nie mam wiary nawet w grób swój? W Chwilę
Która nim przyjdzie, to wpierw mnie oślepi…?

– I za nim ta nadejdzie, zdąży jeszcze poeta nasycić atmosferą jej ostatni swój tom wierszy „Bilard”. Czyli zagra! – Przeczucie jakby „północy niepoznawalnej”, gdzie dokonuje się próba podsumowania drogi? – ostatni ruch…

           Postawa tego poety wadzi się ze śmiercią innych przyjaciół bardzo otwarcie. Być może przede wszystkim poetów artystów, ludzi wrażliwych, którzy intuicyjnie przeczuwają swoją śmierć, nawet jej wizje, lecz oni nie potrafili jej stawiać czoła i wybrali ją świadomie, wspominałem o grupie poetów „żywicujących(wyklętych). Wybrali śmierć nagłą pod daną chwilą, jakby niespotykaną, może nawet ciekawą, ale jakby z nakazu serca(?) , o ile tak można powiedzieć, śmierć tragiczną, odważną(?), czyli tą która naocznie ma przerazić, zrobić wrażenie, i doświadczyć, może nawet nauczyć Kogoś i czegoś… Jednak Stanisław Grochowiak nie chce przyjąć żadnej śmierci, buntuje się wewnętrznie, bo taka jest powinność człowieka nie oddać wszystkiego za  jakąś bezsensowną cenę i drogę… Poeta buntuje się wreszcie po przez oswajanie się z nią na bieżąco jak z bestią, drwi z niej i poniża swoją Tanatos. To bunt ostateczny i jakby najbardziej doświadczony na samym sobie, a tym samym najbardziej w sposób czynny wyczerpany i wysmakowany mimo dużego bólu to śmierć przytomna?. Tym samym ból ten się ustatecznia – wycisza… On twórca ma tylko siebie jako cel ten najbardziej dotknięty, czyli ustateczniony pod ręką, wie że niebawem zajrzy JEJ w oczy. Jest uparty, bo tak należy, jest niepokorny – bo to ona jest także taka, a nie niema – czasem czeka z uporem duchowym i wzywa – przyjdź , nadejdź… jakby chciał dodać „ ja jeszcze coś mam dla ciebie!” Odchodząc w taki właśnie sposób i doświadczając oblicza śmierci, był jednym z niewielu, którzy o niej powiedzieli dobrze, czyli docenili w swój sposób rejestrowali jej maniery – On powiedział dobitniej i wyczerpująco, chociaż – nie zdefiniował jej oblicza, tak jak i inni. On pozwolił sobie jedynie na ironiczny pojedynek, może nawet romans?, w sposób, w jaki niewielu twórców to uczyniło. Był wrzesień 1976 roku, gdy Go przytuliła do siebie dorodna Tanatos, pozwalając zostawić tak imponującą twórczość. To zapis okresu bardzo trudnego w naszym życiu społecznym – to zapis bardzo ambitny i cenny.

Zbigniew  Kresowaty

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko