Jerzy Stasiewicz – Filozofia w poezji serca Vĕry Kopeckiej

0
795

Chciałbym teraz przybliżyć polskiemu czytelnikowi bardzo ciekawą czeską poetkę i animatorkę szeroko pojętych działań kulturotwórczych Vĕrę Kopecką, tworzącą w Křinicach koło Bromova. Urodzona w 1951r. w Turnovie. Do matury zamieszkiwała w Jabłońcu nad Nysą. Ukończyła studia pedagogiczne w zakresie matematyki na Uniwersytecie Karola w Pradze. I w Pradze w latach 1980-85 w Ludowym Konserwatorium studiowała recytację, teatr poezji i twórczość literacką. Całe życie zawodowe przepracowała jak nauczyciel matematyki.
Od roku 2000 organizuje międzynarodowe spotkania poetów, noszące nazwę „Dni poezji w Broumovie” a od siedmiu lat plener malarski „Za krásami Křinic a Broumovska”.
Członek Związku Pisarzy Czeskich.
 Wydała 30 książek poetyckich, w tym dwujęzyczny tomik: Podzimni poselstvi, polska wersja pt. Jesienna wiadomość w tłumaczeniu Krzysztofa Karwowskiego (2002). W 2009r, ukazał się w Polsce wybór jej poezji pt. Śladami cieni w tłumaczeniu Kazimierza Burnata. W 2013r. wydała dla polskiego czytelnika wybór swojej poezji pt. Zaproszenie na wernisaż. Tu nad tłumaczeniem pochylili się: Anna Elżbieta Zalewska, Antoni Matuszkiewicz, Władysław Klępka, Kazimierz Burnat, Andrzej Niżewski i Edward Kostka. W roku 2014 wyszedł jej dwujęzyczny tomik: Wiatr w studni, w 2017r. Promyk słowa, oba w przekładzie Antoniego Matuszkiewicza.
Vĕra Kopecka tłumaczy na czeski i wydaje wiersze polskich poetów.
Publikuje w antologiach w Czechach, Polsce, na Słowacji i Ukrainie. Przekłady jej wierszy były publikowane również w czasopismach w Rosji i na Litwie. Uczestniczy w międzynarodowych festiwalach literackich, ostatnio Chalkida (Grecja). Odbywa liczne wieczory autorskie i spotkania z młodzieżą czeską i polską.
W roku 2009 otrzymała „Wielki Laur Ambasadora Kultury Polskiej” XIX Międzynarodowej Galicyjskiej Jesieni Literackiej, zaś w roku 2010 „Pamětní list města Broumova” za organizowanie Dni Poezji i rozwijanie czesko-polskiej współpracy w regionie.
Fotografuje, miała dziesiątki wystaw po obu stronach granicy. Jej wiersze wraz z kolorowymi fotografiami wydane zostały w książce: Broumovsko – můj adoptivní domov (APRB, Broumov, 2012r.).
Uprawia również tradycyjne techniki i rzemiosła ludowe.
Już z tego krótkiego biogramu wynika, że Vĕra Kopecka to tytan pracy, działający na wielu płaszczyznach. A przecież nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Przed nią kolejne książki, przekłady, gospodarzenie Dniami Poezji, spotkania z czytelnikami i wojaże po festiwalach Europy. Ale ja chciałbym się zająć jej poezją – jakże wartą omówienia – z książek: Zaproszenie na wernisaż (Broumov, 2013r.) i Promyk słowa (Broumov, 2017r.). Bo pomimo tylu publikacji w Polsce nadal pozostaje ta poezja znana niewielkiemu gronu czytelników, bardziej znających jej liryki z czasopism, antologii, spotkań w bibliotekach niż książek całościowo. To grono, ta grupa poetów zaprzyjaźniona z Vĕrą i w ramach spotkań propagująca jej poezję. Ale twórczość Vĕry Kopecki zasługuje na uwagę szerszego czytelnika i uważne przyjrzenie się krytyki. Czy to nastąpi, tego nie wiem? Ale niech poniższy szkic będzie przyczynkiem i da impuls ludziom wrażliwym na piękno słowa, by sięgali do utworów poetki zza południowej granicy. I od razu daję przykład kunsztu, prezentując liryk: „Świta” z tomu: Zaproszenie na wernisaż


Ranek otworzył się
jak kwiat
Po liściach
spływa miód
słonecznego światła
W promieniach ciepła
rozbudził się
smutny
skraj lasu
Zielony wir wiatru
tańczy na ostach
bezwstydnie
zagląda pod suknie
białych baletnic
podnosi
śniegowy oddech
latawców


Tak poetka oczami wyobraźni widzi piękno otaczającej ją przestrzeni tej wąskiej wokół domu na wzgórzu nieskalanej żadnym ogrodzeniem, gdzie tylko drzewa i widnokrąg wyznaczają granice istnienia człowieka w symbiozie z przyrodą. Zazdroszczę Vĕrze tego położenia, zwłaszcza zimą, kiedy sarny i bażanty podchodzą pod drzwi gościnnego ganku, a w progu ukazuje się gospodyni z miską suchego chleba, brytfanną ziarna, a kuropatwy jak kury domowe wydziobują pszenicę, jęczmień, kukurydzę. Niepłoszone spacerują odważnie jak po własnym obejściu, czekając na dokładkę, bo zima sroga, a wiosny nie widać.
Vĕra z dziecinną łatwością ciągnie soczyste, wąskie frazy liryków – umysł ścisły, matematyk – jakby przesuwała dłonią po chropowatej mapie życia, przystając na chwilę przy wydarzeniach wartych utrwalenia dla potomnych. W liryku „Pod wieczór” pisze:
Woda w bieli
w nocnej koszuli
śmiga po kamieniach
droczy się z brzegiem
i śpiewa

Słońce rozkrojone
na dwa chłodnące bochenki
pachnie przedwieczornie

Rozbieramy się
z dziennej szarości półprawd
i nadzy zamykamy
w swej niszy


„Woda” zaraz przywołuje Archimedesa, umęczonego prekursora, którego zmartwychwstanie dokonuje się dzięki sile swoich wynalazków. „Słońce rozkrojone” rozświetla zwierciadła, którymi podpala rzymskie okręty. Śruby służące do podnoszenia mas wodnych rozsadzają grobowe sklepienia. A my przygniatani natłokiem codzienności, próbujemy się ukryć „w swej niszy”. Poetka wydawałoby się przemawia współczesnym obrazowaniem, a ileż tu odwołań do mitologii, historii starożytnej, pogańskich duchów Bohemii, twardego stąpania Golema.
 Dla mnie jako interpretatora nowoczesnej poezji bardzo ważne jest dzieło. Ale jeszcze ważniejsza jest biografia poety:


Morze odetchnęło
przestrzenią nieba
i przeminęło ją
w głębokie dno

Tak się zmienia
płacz w jasny śmiech
w dziecięcych grach

Morze wydobywa z dna
skarby kładzie
nam u nóg

Obmywanym wybrzeżem
Tuła się smutek
wypatrując utopionych snów

Czyż tutaj nie przemawia do nas życiorys poetki niezwykle dyskretny, z powtarzalnością pór roku jak przewrócenie kartki w brulionie codziennych zapisków „mamy w tej twórczości do czynienia ze sprawozdawaniem spraw miłości, przywoływaniem subtelnego świata zakochanych, jesteśmy wtajemniczani w sekrety duszy kobiety spełnionej i samotnej, porwanej namiętnością i odtrąconej”1. Z doświadczenia życiowego wiem, że kobieta to nie tylko demoniczny wamp, to także wcielenie zdrowego rozsądku, co potwierdza jej pracowitość przy organizacji festiwali i plenerów. Mogą tu zaświadczyć uczestnicy tych festiwali i bywalcy w jej artystycznym domu, zawsze otwartym na gości tchniętych metaforą z całego świata. Dodam tylko, że przekraczając próg, wszystko w tym domu oddycha poezją. I w twierdzeniu tym nie jestem odosobniony. Tam przedmiot, krajobraz, nie przeżywa się biernie, lecz czynnie w sobie odtwarza, konstruuje jego widzenie.
Jestem przy rozdziale: „Portrety przyjaciół” jakże wymowny wiersz: „Świt”


Wychodzisz z kręgu ciemności
z kręgu osamotnienia
uśmiechem
ku nam widzącym
Jakbyś czuł
nasze spojrzenia
nasz oddech
i niewymówione słowa
Podaniem ręki
Wstępuję
w twój świat


poświęcony Andrzejowi Bartyńskiemu i pozostałym niewidomym przyjaciołom. A nie jest ich mało. To łączność świata nocy z dniem. Ukazujący piękno wewnętrzne ludzi pozbawionych daru widzenia. Ich dobrą energię emanującą na otoczenie. Skupiających wokół siebie prawdziwe człowieczeństwo. Dążących do doskonałości ciągłą pracą nad sobą. Wiele o nich mówią rysy twarzy. Niewidomi bardzo wolno się starzeją. Instynktownie wyczuwają fałsz i wrogość. Zaszczytem jest przyjaźń tych ludzi.


Czas jak piasek
między palcami
jak lot ptaka
jego cień
Za nami z ziarenek
kręte długie wąskie ścieżki
a wzdłuż nich
piaskowe zamki tęsknoty

Na ziarnistej
łusce skóry
strzępy mowy niemej
i widoki
jak zagubione monety

Czas jak piasek
na młyńskim kamieniu


Vĕra Kopecka wie, że „żaden człowiek nie może być bardziej człowiekiem niż inni, ponieważ wolność jest w każdym tak samo nieskończona”2. To kredo jej poezji z filozofią, metafizyką, doznaniem religijnym. W jej wierszach pod skórą słów jest to coś, co daje satysfakcję czytelnikowi, jaką poezja dawać powinna zawsze. I jak ja to rozumiem. A głosy, które mnie dochodzą z różnych stron, mówią o zewnętrzności, że wszystko zależy od nas i naszego rozumu?
Sięgnę teraz po czterowiersz bez tytułu z rozdziału: „Kilkoma pociągnięciami”


Cisza na cztery węzły związana
od gwiazdy do gwiazdy się wlecze
łza jej czasem spadnie na ziemię
i się rozbije o kamień


Bolesna prawda zderzenia towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Jest wpisana w jego egzystencję. Mocowanie próbowaliśmy pozostawić Syzyfowi. W tej sytuacji za namową autorki sięgajmy po intelekt.


Księżyc
to laska biała
którą cisza
czerń bada


Aluzja mityczna ukryta pod powierzchnią, daje się wyczuć w nastroju; w tym falowaniu jakby wody, liści drzew, traw na łące, dreszczu pleców. Ale żeby taki efekt osiągnąć, trzeba ogromnego kunsztu poetyckiego, osiągniętego przez lata terminowania z tomami poezji: Goethego, Tagore, Sartre’a, Poe, Miłosza, Audena. Długo by wyliczać, udowadniać i licytować, który miał największy wpływ. A przecież nie o to chodzi. Tu ważna jest oryginalność i odkrywczość poetki z Křinic. Przykładem wiesz z tomu: Promyk słowa


Dzień pachnący jesienią
Dzień pełen barwnej tęsknoty
Dzień niemy zgubiony
bez skrzydeł
Dzień klękający na ziemi


i dalej: „Drzewa wzdłuż torów”


Drzewa uciekają
wzdłuż torów
Jakby od nas
a my może od nich
wbrew czasowi
Ale widać marni
biegniemy biegną
w czasie umykającym
Kierunek jest przeciwny
I tożsamy zarazem


Brak zgody między człowiekiem a naturą jest siłą napędową tej poezji. Natura żąda sprawiedliwości, poszanowania. Człowiek czerpie z natury zachłannie. Garściami wydziera surowce, próbuje ją okiełznać jak mustanga. Ale i ona w odwecie pokazuje kły: huraganów, powodzi, pożarów, erupcji wulkanicznych:


Pełnymi garściami
sypiesz popiół
spalonych skrzydeł
na dno wąwozu

dobierasz sobie
mój płacz
me ciemne piętna

pozostał ślad na piasku
rozmyty niewyraźny
w powietrzu proch wystrzału


Vĕra jako poetka-wizjoner przestrzega przed czasem zbliżającym ludzkość ku katastrofie. Nawołuje do opamiętania. Bo jak w Biblii pozostanie nam „dno wąwozu”.

Jerzy Stasiewicz


1 Poetka serca Antoni Matuszkiewicz
2 Wolność kartezjańska, s. 309 Jean-Paul Sartre

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko