Chciałbym
teraz przybliżyć polskiemu czytelnikowi bardzo ciekawą czeską poetkę i
animatorkę szeroko pojętych działań kulturotwórczych Vĕrę Kopecką, tworzącą w Křinicach
koło Bromova. Urodzona w 1951r. w Turnovie. Do matury zamieszkiwała w Jabłońcu
nad Nysą. Ukończyła studia pedagogiczne w zakresie matematyki na Uniwersytecie
Karola w Pradze. I w Pradze w latach 1980-85 w Ludowym Konserwatorium
studiowała recytację, teatr poezji i twórczość literacką. Całe życie zawodowe
przepracowała jak nauczyciel matematyki.
Od roku 2000 organizuje międzynarodowe spotkania poetów, noszące nazwę „Dni
poezji w Broumovie” a od siedmiu lat plener malarski „Za krásami Křinic a
Broumovska”.
Członek Związku Pisarzy Czeskich.
Wydała 30 książek poetyckich, w tym
dwujęzyczny tomik: Podzimni poselstvi,
polska wersja pt. Jesienna wiadomość
w tłumaczeniu Krzysztofa Karwowskiego (2002). W 2009r, ukazał się w Polsce
wybór jej poezji pt. Śladami cieni w
tłumaczeniu Kazimierza Burnata. W 2013r. wydała dla polskiego czytelnika wybór
swojej poezji pt. Zaproszenie na wernisaż.
Tu nad tłumaczeniem pochylili się: Anna Elżbieta Zalewska, Antoni Matuszkiewicz,
Władysław Klępka, Kazimierz Burnat, Andrzej Niżewski i Edward Kostka. W roku
2014 wyszedł jej dwujęzyczny tomik: Wiatr
w studni, w 2017r. Promyk słowa, oba
w przekładzie Antoniego Matuszkiewicza.
Vĕra Kopecka tłumaczy na czeski i wydaje wiersze polskich poetów.
Publikuje w antologiach w Czechach, Polsce, na Słowacji i Ukrainie. Przekłady
jej wierszy były publikowane również w czasopismach w Rosji i na Litwie. Uczestniczy
w międzynarodowych festiwalach literackich, ostatnio Chalkida (Grecja). Odbywa
liczne wieczory autorskie i spotkania z młodzieżą czeską i polską.
W roku 2009 otrzymała „Wielki Laur Ambasadora Kultury Polskiej” XIX
Międzynarodowej Galicyjskiej Jesieni Literackiej, zaś w roku 2010 „Pamětní list
města Broumova” za organizowanie Dni Poezji i rozwijanie czesko-polskiej współpracy
w regionie.
Fotografuje, miała dziesiątki wystaw po obu stronach granicy. Jej wiersze wraz
z kolorowymi fotografiami wydane zostały w książce: Broumovsko – můj adoptivní domov (APRB, Broumov, 2012r.).
Uprawia również tradycyjne techniki i rzemiosła ludowe.
Już z tego krótkiego biogramu wynika, że Vĕra Kopecka to tytan pracy,
działający na wielu płaszczyznach. A przecież nie powiedziała jeszcze
ostatniego słowa. Przed nią kolejne książki, przekłady, gospodarzenie Dniami Poezji,
spotkania z czytelnikami i wojaże po festiwalach Europy. Ale ja chciałbym się
zająć jej poezją – jakże wartą omówienia – z książek: Zaproszenie na wernisaż (Broumov, 2013r.) i Promyk słowa (Broumov, 2017r.). Bo pomimo tylu publikacji w Polsce
nadal pozostaje ta poezja znana niewielkiemu gronu czytelników, bardziej
znających jej liryki z czasopism, antologii, spotkań w bibliotekach niż książek
całościowo. To grono, ta grupa poetów zaprzyjaźniona z Vĕrą i w ramach spotkań propagująca
jej poezję. Ale twórczość Vĕry Kopecki zasługuje na uwagę szerszego czytelnika
i uważne przyjrzenie się krytyki. Czy to nastąpi, tego nie wiem? Ale niech
poniższy szkic będzie przyczynkiem i da impuls ludziom wrażliwym na piękno
słowa, by sięgali do utworów poetki zza południowej granicy. I od razu daję
przykład kunsztu, prezentując liryk: „Świta” z tomu: Zaproszenie na wernisaż
Ranek otworzył się
jak kwiat
Po liściach
spływa miód
słonecznego światła
W promieniach ciepła
rozbudził się
smutny
skraj lasu
Zielony wir wiatru
tańczy na ostach
bezwstydnie
zagląda pod suknie
białych baletnic
podnosi
śniegowy oddech
latawców
Tak
poetka oczami wyobraźni widzi piękno otaczającej ją przestrzeni tej wąskiej
wokół domu na wzgórzu nieskalanej żadnym ogrodzeniem, gdzie tylko drzewa i
widnokrąg wyznaczają granice istnienia człowieka w symbiozie z przyrodą. Zazdroszczę
Vĕrze tego położenia, zwłaszcza zimą, kiedy sarny i bażanty podchodzą pod drzwi
gościnnego ganku, a w progu ukazuje się gospodyni z miską suchego chleba,
brytfanną ziarna, a kuropatwy jak kury domowe wydziobują pszenicę, jęczmień,
kukurydzę. Niepłoszone spacerują odważnie jak po własnym obejściu, czekając na
dokładkę, bo zima sroga, a wiosny nie widać.
Vĕra z dziecinną łatwością ciągnie soczyste, wąskie frazy liryków – umysł
ścisły, matematyk – jakby przesuwała dłonią po chropowatej mapie życia,
przystając na chwilę przy wydarzeniach wartych utrwalenia dla potomnych. W
liryku „Pod wieczór” pisze:
Woda w bieli
w nocnej koszuli
śmiga po kamieniach
droczy się z brzegiem
i śpiewa
Słońce
rozkrojone
na dwa chłodnące bochenki
pachnie przedwieczornie
Rozbieramy
się
z dziennej szarości półprawd
i nadzy zamykamy
w swej niszy
„Woda” zaraz przywołuje Archimedesa, umęczonego prekursora, którego
zmartwychwstanie dokonuje się dzięki sile swoich wynalazków. „Słońce rozkrojone”
rozświetla zwierciadła, którymi podpala rzymskie okręty. Śruby służące do
podnoszenia mas wodnych rozsadzają grobowe sklepienia. A my przygniatani
natłokiem codzienności, próbujemy się ukryć „w swej niszy”. Poetka wydawałoby
się przemawia współczesnym obrazowaniem, a ileż tu odwołań do mitologii,
historii starożytnej, pogańskich duchów Bohemii, twardego stąpania Golema.
Dla mnie jako interpretatora nowoczesnej
poezji bardzo ważne jest dzieło. Ale jeszcze ważniejsza jest biografia poety:
Morze odetchnęło
przestrzenią nieba
i przeminęło ją
w głębokie dno
Tak
się zmienia
płacz w jasny śmiech
w dziecięcych grach
Morze
wydobywa z dna
skarby kładzie
nam u nóg
Obmywanym
wybrzeżem
Tuła się smutek
wypatrując utopionych snów
Czyż
tutaj nie przemawia do nas życiorys poetki niezwykle dyskretny, z powtarzalnością
pór roku jak przewrócenie kartki w brulionie codziennych zapisków „mamy w tej
twórczości do czynienia ze sprawozdawaniem spraw miłości, przywoływaniem
subtelnego świata zakochanych, jesteśmy wtajemniczani w sekrety duszy kobiety
spełnionej i samotnej, porwanej namiętnością i odtrąconej”1. Z
doświadczenia życiowego wiem, że kobieta to nie tylko demoniczny wamp, to także
wcielenie zdrowego rozsądku, co potwierdza jej pracowitość przy organizacji
festiwali i plenerów. Mogą tu zaświadczyć uczestnicy tych festiwali i bywalcy w
jej artystycznym domu, zawsze otwartym na gości tchniętych metaforą z całego
świata. Dodam tylko, że przekraczając próg, wszystko w tym domu oddycha poezją.
I w twierdzeniu tym nie jestem odosobniony. Tam przedmiot, krajobraz, nie
przeżywa się biernie, lecz czynnie w sobie odtwarza, konstruuje jego widzenie.
Jestem przy rozdziale: „Portrety przyjaciół” jakże wymowny wiersz: „Świt”
Wychodzisz z kręgu ciemności
z kręgu osamotnienia
uśmiechem
ku nam widzącym
Jakbyś czuł
nasze spojrzenia
nasz oddech
i niewymówione słowa
Podaniem ręki
Wstępuję
w twój świat
poświęcony Andrzejowi Bartyńskiemu i pozostałym niewidomym przyjaciołom. A nie
jest ich mało. To łączność świata nocy z dniem. Ukazujący piękno wewnętrzne
ludzi pozbawionych daru widzenia. Ich dobrą energię emanującą na otoczenie. Skupiających
wokół siebie prawdziwe człowieczeństwo. Dążących do doskonałości ciągłą pracą
nad sobą. Wiele o nich mówią rysy twarzy. Niewidomi bardzo wolno się starzeją.
Instynktownie wyczuwają fałsz i wrogość. Zaszczytem jest przyjaźń tych ludzi.
Czas jak piasek
między palcami
jak lot ptaka
jego cień
Za nami z ziarenek
kręte długie wąskie ścieżki
a wzdłuż nich
piaskowe zamki tęsknoty
Na
ziarnistej
łusce skóry
strzępy mowy niemej
i widoki
jak zagubione monety
Czas
jak piasek
na młyńskim kamieniu
Vĕra Kopecka wie, że „żaden człowiek nie może być bardziej człowiekiem niż inni,
ponieważ wolność jest w każdym tak samo nieskończona”2. To kredo jej
poezji z filozofią, metafizyką, doznaniem religijnym. W jej wierszach pod skórą
słów jest to coś, co daje satysfakcję czytelnikowi, jaką poezja dawać powinna
zawsze. I jak ja to rozumiem. A głosy, które mnie dochodzą z różnych stron,
mówią o zewnętrzności, że wszystko zależy od nas i naszego rozumu?
Sięgnę teraz po czterowiersz bez tytułu z rozdziału: „Kilkoma pociągnięciami”
Cisza na cztery węzły związana
od gwiazdy do gwiazdy się wlecze
łza jej czasem spadnie na ziemię
i się rozbije o kamień
Bolesna prawda zderzenia towarzyszy człowiekowi od zarania dziejów. Jest
wpisana w jego egzystencję. Mocowanie próbowaliśmy pozostawić Syzyfowi. W tej
sytuacji za namową autorki sięgajmy po intelekt.
Księżyc
to laska biała
którą cisza
czerń bada
Aluzja mityczna ukryta pod powierzchnią, daje się wyczuć w nastroju; w tym
falowaniu jakby wody, liści drzew, traw na łące, dreszczu pleców. Ale żeby taki
efekt osiągnąć, trzeba ogromnego kunsztu poetyckiego, osiągniętego przez lata
terminowania z tomami poezji: Goethego, Tagore, Sartre’a, Poe, Miłosza, Audena.
Długo by wyliczać, udowadniać i licytować, który miał największy wpływ. A
przecież nie o to chodzi. Tu ważna jest oryginalność i odkrywczość poetki z Křinic.
Przykładem wiesz z tomu: Promyk słowa
Dzień pachnący jesienią
Dzień pełen barwnej tęsknoty
Dzień niemy zgubiony
bez skrzydeł
Dzień klękający na ziemi
i dalej: „Drzewa wzdłuż torów”
Drzewa uciekają
wzdłuż torów
Jakby od nas
a my może od nich
wbrew czasowi
Ale widać marni
biegniemy biegną
w czasie umykającym
Kierunek jest przeciwny
I tożsamy zarazem
Brak zgody między człowiekiem a naturą jest siłą napędową tej poezji. Natura
żąda sprawiedliwości, poszanowania. Człowiek czerpie z natury zachłannie. Garściami
wydziera surowce, próbuje ją okiełznać jak mustanga. Ale i ona w odwecie
pokazuje kły: huraganów, powodzi, pożarów, erupcji wulkanicznych:
Pełnymi garściami
sypiesz popiół
spalonych skrzydeł
na dno wąwozu
dobierasz
sobie
mój płacz
me ciemne piętna
pozostał ślad na piasku
rozmyty niewyraźny
w powietrzu proch wystrzału
Vĕra jako poetka-wizjoner przestrzega przed czasem zbliżającym ludzkość ku katastrofie. Nawołuje do opamiętania. Bo jak w Biblii pozostanie nam „dno wąwozu”.
Jerzy Stasiewicz
1 Poetka serca Antoni
Matuszkiewicz
2 Wolność kartezjańska, s.
309 Jean-Paul Sartre