„W pojedynkę nie można nadać życiu sensu”.
Paweł Okołowski, Filozofia i los.
Przyciągają moją uwagę miasteczka, ewentualnie miejscowości nie
posiadające praw miejskich, lecz mające charakter miasteczkowy. Jednak już w
tym miejscu zastrzegę, że nie wszystkie spośród nich znajdują się w polu mego
zainteresowania. Właściwie powinienem stwierdzić, że z powodu, o którym
chciałbym w tym tekście wspomnieć, zwracam uwagę na bardzo niewiele spośród
„terenów zabudowanych i zamieszkanych przez większą liczbę ludzi […]” (wyjaśnienie
terminu: miejscowość w Słowniku języka
polskiego; PWN Warszawa 1979). Dlaczego ogromną większość spośród nich
pomijam? Z tego względu, że chodzi mi, z jednej strony, o niewielką przestrzeń,
z drugiej zaś, taką powierzchnię, na której rozgrywa się nadspodziewanie wiele
(jeśli weźmie się pod uwagę te niewielkie rozmiary); do tego zamieszkaną przez
nadzwyczaj dużą liczbę osób czynnie działających na rzecz szeroko pojętej
kultury. A każda taka osoba to dom bądź mieszkanie mogące, potencjalnie, stać
się miejscem spotkań. Lecz nie wyłącznie towarzyskich – szkoda bowiem ich na to
– ale przede wszystkim wymiany myśli: prezentacji poglądów, dyskusji nad nimi,
jak też tworzenia się inicjatyw dotyczących np. wspólnych publikacji, wystaw.
Rzecz jasną wspomnianą rolę mogą pełnić również kawiarnie, puby. To znaczy
wszelkie miejsca, gdzie ludzie będą mieli ochotę mówić na te czy inne, ale
konkretne tematy. Gdzie nie będzie panowała, w przenośni, cisza. A z iluś
takich rozmów wyniknie, prędzej bądź później, coś konkretnego.
W miastach, szczególnie tych
wielkich, ludzi takich, jak ci wspomniani powyżej, jak też takich szczególnych
lokali, jest – licząc w liczbach bezwzględnych (udział procentowy jest inną
sprawą) – najczęściej o wiele więcej. Ale rzecz w tym, że w przypadku takich
termitier ludzkich – i to jest dla mnie odstręczające – odległości między nimi
są o wiele większe. Trzeba więc korzystać z własnego pojazdu bądź z komunikacji
zbiorowej. W takich wypadkach nie tylko przemieszczenie się z jednego końca
miasta na drugi, może przybrać postać (prawdziwej) wyprawy. Nie to, co w
niewielkiej miejscowości, gdzie po wyjściu z lokalu, w którym wysłuchało się
interesującej prelekcji, po kilkunastominutowym spacerze dociera się do swego
mieszkania lub domu. Podczas tych kilkunastu minut, prawie nic nie zdąży
wywietrzeć z głowy. A i atmosfera, która towarzyszyła temu wydarzeniu, wciąż
daje o sobie znać. Do tego wciąż jeszcze, jakby, dookoła byli inni ludzi, w tym
prelegent. Gdy na koniec zasiadło się w wygodnym fotelu, nadszedł czas na
przemyślenie tego, co słyszało się i widziało tak niedawno.
*
Niestety, nie jest mi znana żadna mała miejscowość, w której obecnie miałaby
miejsce wspomniana niezwykła intensywność przeżyć kulturalnych. To zaś
sprawiłoby, że myślałbym o niej jako o współczesnym ideale (bardzo poważnie
biorę jednak pod uwagę istnienie takowej). Z tego to powodu sięgam do historii,
aby, jako przykłady wręcz wzorcowe, przywołać na stronice tego tekstu trzy takie
miejscowości. I przedstawić je w układzie chronologicznym wynikającym z tego,
że szczególna aktywność intelektualna dała w nich o sobie znać, nie w tym samym
czasie. Pierwszą jest położony w niemieckiej Turyngii Weimar. I mam na uwadze
przełom XVIII i XIX w., gdy tę małą stolicę (w 1819 r. liczyła 8232
mieszkańców) niewielkiego Księstwa Saksonii-Weimaru (potem Wielkiego ‒ lecz
tylko z nazwy ‒ Księstwa Saksonii-Weimaru-Eisenach) zamieszkiwały trzy bardzo
ważne postacie kultury niemieckiej, ze szczególnym uwzględnieniem literatury, to
znaczy Johann W. von Goethe, Johann G. Herder i Christoph M. Wieland. Ten
pierwszy w weimarskim okresie swego długiego życia napisał m. in. powieści Lata nauki Wilhelma Meistra, Powinowactwo z wyboru, prawie całego Fausta; spod pióra drugiego z
wymienionych, w tym samym okresie, wyszły Volkslieder
nebst untermischten anderen Stücken,
Ideen zur Philosophie der Geschichte der
Menschheit (Myśli o filozofii dziejów).
Zaś ostatni z trójki tych sław ‒ Ch. M. Wieland w Weimarze napisał np. Hann und Gulpenheh, Oberon, Aristipp und einige
seiner Zeitgenossen.A w latach
1773-1810 redagował bardzo popularne i wpływowe pismo poświęcone kulturze,
szczególnie literaturze ‒ ,,Der Teutsche Merkur” (od 1790 r. pod tyt. „Der neue
teutsche Merkur”). Okresowo ta trójka była uzupełniana przez równie wielkiego
twórcę, to jest Johanna Ch. F. von Schillera. I to głównie w czasie bytności w
Weimarze napisał on m. in. takie znane utwory jak Wallenstein, Das Lied von der
Glocke, Maria Stuart.
Bez żadnej przesady nazywano Weimar
w tamtym okresie stolicą kulturalną Niemiec bądź niemieckimi Atenami. Miarą
owej roli jest i to, że w historii niemieckiej literatury okres trwający od
1786 r. (powrót Goethego z Włoch do Weimaru) do 1805 r. (śmierć Schillera)
nazywany jest klasyką weimarską (niem. Weimarer
Klassik). Lecz na wielkość w kulturze tego miasteczka turyńskiego składały
się nie tylko wspomniane znakomitości literackie. Istotna była również obecność
licznych twórców mniej znanych – w znacznej części obecnie zapomnianych. I
chodzi nie tylko o to, że na ich tle bardzo dobrze były widoczne dokonania
Wielkiej Trójki/Czwórki. Ważniejsze jest to, że współtworzyli oni klimat, nie
tylko literacki – Weimaru; wzbogacając go swymi poglądami, twórczymi
dokonaniami, osobowościami. No bo jak zauważył Ralph Waldo Emerson:„Wielcy ludzie istnieją po to, by
powstali więksi” (esej Znaczenie wielkich
ludzi).
Tkankę życia kulturalnego, i tak bogatego, wzbogacały jeszcze salony prowadzone przede wszystkim przez kobiety, w tym utytułowane przedstawicielki linii ernestyńskiej dynastii Wettynów panującej w tym jednym z najmniejszych państw I Rzeszy Niemieckiej. Odnośnie tej dynastii i ówczesnego Weimaru należy wspomnieć o Karolu Auguście I, którego panowanie przypadło m. in. na wspomnianą klasykę weimarską. On to właśnie sprawił, że owe trzy, a okresowo cztery, wielkie postacie niemieckiej kultury związały się na znaczną część swego twórczego życia właśnie z Weimarem. Z tym, że lista autorów zachęconych przez Karola Augusta, nie tylko finansowo, do przybycia do Weimaru jest znacznie dłuższa i nie ogranicza się do ludzi pióra.
*
Drugą miejscowością, na którą chcę zwrócić uwagę ze względu na wspomniane na wstępie moje upodobanie, jest nowoangielski Concord w stanie Massachusetts. W latach 1830-1860 to niewielkie miasteczko (w 1850 r. zamieszkiwało je 2240 mieszkańców) było czołowym, obok Bostonu, ośrodkiem zjawiska kulturowego określanego mianem renesansu amerykańskiego (dotyczącego przede wszystkim Nowej Anglii). To niezwykłe ożywienie umysłowe było wynikiem wpływu romantyzmu na mentalność purytańską tak istotną dla Nowej Anglii, jeszcze w I połowie XIX w. Niezwykle istotny element tego renesansu stanowił transcendentalizm. Ów nurt filozofii romantycznej był oryginalnym wytworem umysłowości amerykańskiej. A ukształtował się pod silnym wpływem neoplatonizmu (zaczerpnął z niego, choćby, przekonanie o wyższości ducha nad materią), niemieckiego idealizmu i mistycyzmu, francuskiej myśli utopijnej; swe źródła miał również w purytanizmie (co oczywiste), jak i w hinduizmie.
Transcendentalizm przez swoją chęć wpływania na charakter człowieka, aby uczynić go lepszym: otwartym i wrażliwym na dobro, piękno i prawdę, przypominał, i to bardzo, podejście starożytnych do filozofii. Pierre Hadot w Czym jest filozofia starożytna?, tak pisze na ten temat:
„(…) dla starożytnych ktoś jest filozofem nie wskutek oryginalności czy
bogactwa dyskursu filozoficznego, jaki stworzył czy rozwinął, lecz z uwagi na
sposób, w jaki żyje. Najważniejsza rzecz to to, by człowiek stał się lepszy.
Jego dyskurs tylko wtedy jest filozoficzny, gdy zmienia się w sposób życia”.
Równocześnie jednak transcendentalizm był czymś więcej niż filozofią. Był bowiem również ruchem wpływającym na życie społeczne w USA. Bezpośrednie jego oddziaływanie trwało krótko – wspomniany okres: 1830-1860 ‒ ale pozostawiło trwałe ślady (poniżej będzie o nich mowa).
Najsławniejszą osobą w Concord był Ralph Waldo Emerson – spędził w nim drugą połowę swego aktywnego i twórczego życia. Zwano go zresztą Mędrcem z Concord. Także z tego powodu, że to właśnie on był twórcą i głównym piewcą transcendentalizmu. I w eseju ,,Natura” (po raz pierwszy opublikowany anonimowo), będącym programowym manifestem, przedstawił poglądy transcendentalne. Emerson był najwybitniejszym, nie tylko twórcą, ale w ogóle intelektualistą amerykańskim XIX w. Był też pierwszym myślicielem amerykańskim (odnoszę wrażenie, że drugiego nie było i… nie będzie), który wywarł wpływ na Europę; jego ideami zachwycał się – nie ma w tym przesady – Adam Mickiewicz (nazywał go Sokratesem amerykańskim). Do tej pory przepływ idei był wyłącznie odwrotny. Przy tym poglądy Emersonowskie ‒ co szczególnie zasługuje na podkreślenie – wciąż są żywe. I nie ma w tym przesady, gdyż ten najsławniejszy concordczyk wywarł znaczący wpływ na ukształtowanie się specyficznie amerykańskiej mentalności. Propagował bowiem w swych esejach i wierszach demokrację, egalitaryzm, wiarę we własne siły i w możliwość spełniania marzeń; podkreślał ważność polegania na sobie, bycia niezależnym od innych. Głosząc skrajny indywidualizm podkreślał jednak wagę działania na rzecz wspólnoty – ta zaś miała składać się z indywidualności – i odpowiedzialności za nią. Wierzył przy tym w możliwość polepszenia warunków życia ogółu ludzi. Z tego to powodu występował przeciw rozmaitym przejawom niesprawiedliwości – np. niewolnictwu.

Concord, którego jednym z mieszkańców był Ralph W. Emerson, w większości żyło z rolnictwa i handlu. Ale właśnie ono odegrało ogromną rolę w amerykańskiej kulturze XIX (i nie tylko) wieku. I to nie wyłącznie z powodów podanych powyżej. Oprócz Mędrca mieszkali w nim bowiem tacy twórcy, jak Henry David Thoreau (symbol amerykańskiego indywidualizmu), autor słynnego Waldenu, czyli życia w lesie i równie znanego Obywatelskiego nieposłuszeństwa; Bronson Alcott, nauczyciel i pisarz (niegdyś bardzo popularny); jego córka Louisa May Alcott autorka m. in. znanej książki dla dziewcząt Małe kobietki; William Ellery Channing, poeta, autor pierwszej biografii H. D. Thoreau. Wymienieni we wcześniejszym zdaniu twórcy byli transcendentalistami. Lecz w Concord mieszkał (nie przez całe swe życie twórcze) znany pisarz nie do końca identyfikujący się z tym ruchem, nie należący przy tym do entuzjastów Emersona. Mam na myśli jednego z najbardziej znaczących pisarzy amerykańskich XIX w., autora, chociażby, Szkarłatnej litery i Domu o siedmiu szczytach, czyli Nathaniela Hawthorne’a.
W tym nowoangielskim miasteczku organizowane były – wpisujące się w transcendentalny program poszerzania wiedzy – ogólnie dostępne prelekcje. Uzupełnieniem tej działalności była funkcjonująca w latach 1879-1888 Concordzka Szkoła Filozoficzna (ang. The Concord School of Philosophy), której pomysłodawcą i współorganizatorem był wymieniony wcześniej Bronson Alcott. W jej ramach w miesiącach letnich odbywały się wykłady i dyskusje poświęcone filozofii.
*
Położone w Polsce na Podhalu Zakopane jest trzecim przykładem miejscowości, w których żyło niewielu mieszkańców, ale toczyło się w nich nadspodziewanie bogate życie intelektualne i kulturalne. W tym przypadku mam na uwadze przełom XIX i XX w. Przy czym, w przeciwieństwie do poprzednich przykładów, chciałbym podać konkretne daty roczne otwierające i zamykające (w tym wypadku będzie to także data dzienna konkretnego miesiąca) ów bujny okres: 1891 r. – zamieszkanie na stałe w Zakopanem Stanisława Witkiewicza, i 1 września 1939, po której to dacie wszystko, nie tylko w Zakopanem, uległo diametralnej zmianie.
Zakopane będące wsią stosunkowo szybko zaczęło nabierać charakteru niedużego miasteczka (w 1900 r. liczyło 5 768 mieszkańców). Uwieńczeniem tego procesu było uzyskanie w 1933 r. praw miejskich.
Życie towarzyskie, a współtworzyło ono życie kulturalne, kwitło w Zakopanem szczególnie intensywnie w dwóch sławnych lokalach: restauracji Stanisława Karpowicza (do 1905 r. własność Franciszka Muchowicza) oraz cukierni i restauracji Franciszka Trzaski (do 1920 prowadzonej przez Piotra Przanowskiego). Rolę tych znakomitych lokali uwznioślił/podkreślił Kornel Makuszyński mówiąc, że Zakopane, „jak niektórym wiadomo, jest to wieś, leżąca na wielkiej drodze od Trzaski do Karpowicza”.
Lecz życie towarzyskie w Zakopanem zawdzięczało swą bujność również domom prywatnym. Takim jak np. „Pod Jedlami” Wandy i Jana Gwalberta Pawlikowskich, „Olma” Heleny i Teodora Białynickich-Birulów, „Krywań” Izabeli i Mariusza Zaruskich, „Łada” Kazimiery i Jerzego Żuławskich, ,,Harenda” Marii (Marusi) i Jana Kasprowiczów.
Kolejnym miejscem kulturotwórczym (nie ma w tym żadnej przesady), ale innego rodzaju, było Muzeum Tatrzańskie, któremu przez wiele lat dyrektorował Juliusz Zborowski.
Do tego dochodziło zamieszkiwanie w Zakopanem, krócej bądź dłużej, nadzwyczaj wielu wybitnych osobistości. Ale nie tylko mieszkających, ale i w niej tworzących. Ograniczając się do tych najwybitniejszych/najgłośniejszych nie można nie wspomnieć (ponownie) o Stanisławie Witkiewiczu, malarzu, pisarzu, architekcie, który zaprojektował i nadzorował budowę pierwszych obiektów w stylu zakopiańskim, którego zresztą był twórcą (początkiem była „Koliba” wzniesiona w 1892 r.); do dokonań zakopiańskich Karola Szymanowskiego na niwie kompozytorskiej m. in. należą: „Cykl mazurków op. 50”, monumentalna opera „Król Roger”, „IV Symfonia” (tzw. koncertująca); w Zakopanem Witkacy napisał takie dramaty jak np. Tumor Mózgowicz, Oni, W małym dworku, Wariat i zakonnica, Szewcy, powieści m. in.: 622 upadki Bunga, czyli Demoniczna kobieta, Pożegnanie jesieni. Tam też powstało jego podstawowe dzieło filozoficzne, zwane przez niego „hauptwerkiem”, czyli Pojęcia i twierdzenia implikowane przez pojęcie istnienia. O ile twórczość literacka, filozoficzna, eseistyczna, felietonowa, recenzencka Witkacego dokonywała się prawie wyłącznie w Zakopanem, to działalność malarska w znacznej części, w związku z wyjazdową działalnością jego „Firmy portretowej”, miała miejsce na terenie całej (praktycznie) ówczesnej Polski.

To właśnie owo bogactwo zjawisk związanych z kulturą nadawało Zakopanemu do 1939 r. tak niepowtarzalnego i pociągającego charakteru. I już choćby z tego powodu jest uprawnionym mówienie o „fenomenie Zakopanego”. Na ziemiach polskich drugiego takiego miejsca nie było i nie ma. A szkoda. Czy będzie? Oto jest pytanie.
*
Tym, co różniło Zakopane od Weimaru i Concordu, w opisywanych okresach – przy bardzo wielu podobieństwach – to w jego przypadku przewaga, jeśli chodzi o liczbę twórców i wagę ich dokonań, malarzy i przedstawicieli innych dziedzin plastycznych nad poetami i prozaikami.
*
Także inne małe miejscowości miały w swej historii okres, gdy wyjątkowo wiele działo się w nich jeśli chodzi o kulturę. Nie mam jednak zamiaru, choćby, sugerować, że było to częste zjawisko. Nic z tych rzeczy. Jeśli bowiem dużo się działo w kulturze, to zdecydowanie najczęściej w dużych miastach. I to wyłącznie z tego powodu, że zamieszkiwało je więcej osób działających na rzecz kultury. Lecz listę małych miejscowości obejmującą trzy, które wymieniłem, można śmiało uzupełnić np. o te, w których w II połowie XIX w., w ramach ogólnoeuropejskiego zjawiska, zaczęły przemieniać się w kolonie artystyczne. One zaś, z założenia, powstawały właśnie w małych miejscowościach; prawie zawsze, a może nawet wyłącznie, będących wsiami (przynajmniej, gdy zaczynały powstawać w nich owe kolonie). Żywot niektórych z tych kolonii, z różnych powodów, był krótki. Ale były też takie, które istniały przez całe dziesięciolecia. Jak choćby Barbizon w pobliżu Paryża, Worpswede pod Bremą, Friedrichshagen koło Berlina (obecnie w granicach tego miasta), Szklarska Poręba (niem. Schreiberhau) u podnóża Karkonoszy i Gór Izerskich.
Bujność życia kulturalnego w niewielkich miejscowościach opisałem na przykładzie Weimaru, Concordu i Zakopanego, gdyż właśnie o nich moja wiedza była i jest największa (może mógłbym jeszcze wspomnieć o Szklarskiej Porębie do 1945 r., lecz nie chciałem uwypuklać wątku niemieckiego). A i obraz ich, jaki powstał i istnieje we mnie, jest bardzo korzystny. Towarzyszy temu przy tym żal, że bujność życia intelektualnego w tym trzech ośrodkach, należy do przeszłości. Szczególnie żal mi w tym względzie Zakopanego. No bo miejscowość leży w Polsce. A przy tym, jeśli chodzi o chronologię związaną z aktywnością na polu kultury, najbliższe jest moim czasom.
*
Z małymi miejscowościami kojarzy się niewielki, z reguły, ruch kołowy na drogach bądź ulicach, pieszy na chodnikach lub poboczach, jak też w urzędach. Ruchowi temu towarzyszą przy tym ograniczone prędkości. Co jest o tyle ważne, że w przypadku kultury, w przeciwieństwie do wyścigów i samochodowych, i konnych, szybkość nie jest czynnikiem branym pod uwagę. Rozmaite przejawy kultury – czy to pisarstwo, czy malarstwo – wymagają namysłu, jak też czasu na wykonanie. Tak więc pośpiech, w żadnym razie, nie jest wskazany. A nawet im nie służy.
*
Co sprawiło, że te trzy miasteczka nabrały opisanego wyjątkowego charakteru,
że przez kilka dekad każde z nich było uznawane za stolicę kulturalną swego
kraju? W przypadku Weimaru wymieniłbym dwie utytułowane osoby: wspomnianego już
wcześniej (z napomknięciem o zasługach) księcia Karola Augusta I (po 1815 r.
Wielkiego Księcia ) i jego matkę księżną Annę Amalię. Oboje działali
intensywnie, i wielce skutecznie, na rzecz uczynienia z tego miasteczka w
Turyngii miejsca szczególnego. I choćby z tego względu ów władca i jego
rodzicielka są doskonałym przykładem na potwierdzenie słów Marca Fumaroliego,
że nie jest „nigdy dość powtarzania, że talent mecenasa jest akuszerem talentów
artystów i pisarzy” (Państwo kulturalne.
Religia nowoczesności). Jeśli chodzi o Concord – zaważył fakt, że jego
mieszkańcem był Ralph Waldo Emerson; wzór i mistrz dla bardzo wielu. Odnośnie
Zakopanego, nie sposób sformułować tak jednoznacznej odpowiedzi. Trudno bowiem
wskazać osobę (rola Tytusa Chałubińskiego polegała na rozsławieniu Zakopanego) ewentualnie
osoby, które stały się swoistym zaczynem w staniu się tej miejscowości tym czym
była. Może jest więc wiele prawdy ‒ choć jest ona smutna i związana z
cierpieniem – w tym, że kultura polska ma dużo do zawdzięczenia… gruźlicy. To Stanisław
Witkiewicz wyraził ten pogląd. A wiedział o czym mówi, gdyż był jednym z
licznych polskich twórców, którzy zawitali do Zakopanego, na krócej bądź
dłużej, mając nadzieję, że klimat tej podtatrzańskiej miejscowości podziała
zbawiennie na ich chory na gruźlicę organizm. Ale nie podziałał.
________