Zbigniew Kresowaty – NIEPOKÓJ W OBRAZACH POETKI JOLANTY

0
793
Portret poetki i malarki Jolanty Szwarc z Poznania, wyk. Zbigniew Kresowaty (2013)

Od jakiegoś czasu przyglądam się malarstwu olejnemu poetki Jolanty Szwarc z Poznania, które – stwierdzam – intryguje. Jeżeli do sztuki danego autora podchodzi się kilka razy, a tutaj do obrazów olejnych znanej poetki zawracam, znaczy to że obiekty zwracają uwagę; niepokoją i wabią… Poetka swój światopogląd twórczy ma dobrze ugruntowany, wydała kilka tomików poezji, pisze krytykę literacką, eseje, jest twórcą literackim – Jolanta pisze i maluje, jest wytrawnym krytykiem artystycznym, co nie znaczy, że nie może malować. Otóż widzi się dziś, że wielu poetów – literatów maluje na marginesie swej profesji, tak też jest tutaj. Spotykam takich tu i ówdzie, brylując po wystawach lub spotkaniach artystycznych w kraju. Zazwyczaj poeci, którzy od dłuższego czasu malują, jakby obrazując swoje tomiki własnym malarstwem, ale gdy spytać o obrazy – dlaczego – mówią, nie! – to funkcjonuje osobno… Jest to wielowymiarowe poszukiwanie siebie w szerszej przestrzeni. Ale tak w istocie jest! – To tak jakby powiedzieć, że np. pośród lekarzy, co zresztą znam, wielu bywa także poetami – jak np. prof. Zembala współpracownik prof. Religi. Lekarze zapisują własne uczucia także bardzo inteligentnie dotykając sfery słowa, bazując na nauce o człowieku – tak często jest. Nikt, tylko lekarze bywają bezpośrednimi humanistami bazującymi na żywym organizmie bezpośrednio, jakby spisują zmagania się merytoryczne sił bytu, przekuwając je na słowo – Oni widzą często dramat, ale i szczęście oraz radość człowieka.

Co się tyczy poetki Jolanty Szwarc, najwidoczniej miała zostać malarką zawodową i szkoda, że nie ukończyła drugiego fakultetu na ASP. Zauważam tu duży talent i dobrze że się on ujawnił – Poetka maluje już kilkanaście lat, miała wystawy indywidualne, uczestniczyła w zbiorowych wystawach twórców profesjonalnych, etc. W Poznańskim środowisku wiedzą, kto to jest. Wydaje się, że pośród ludzi profesji plastycznych, nie zawodowo artystycznych, jest więcej kobiet i to dojrzałych – oczywiście to nie reguła, ale krytyczne spostrzeżenie… Można zapytać dlaczego? – można zadawać inne pytania, czy malarstwo każdej np. poetki malującej jest ilustracją jej poezji? – czy inspiruje tylko wyobraźnię? – Bywa, że artyści malarze „zawodowi” także piszą poezję, eseje… i wcale nie musi to być ilustracją twórczą dla zapisu ich wierszy, czerpiemy z różnych źródeł ustatecznionych w historii sztuki i osobno w malarstwie polskim. Myślę, że w tę twórczość wkrada się chęć dopowiedzenia o swoim image, albo pokazaniu swej tzw. „drugiej strony”, czy charakteru osobowego, lub wymiaru osobowej  duchowości(?). Malarstwo Jolanty Szwarc jest jednak pełne niepokoju, wołania

i dygresji do dzisiejszego świata.… Chwilami patrząc na te obrazy, widzę (chciał czy nie) twórczość hiszpańskiego malarza Francisko Goyi, który zobrazował trudne czasy rewolucji hiszpańskiej.  Wydaje się, że poetka wychodzi w przestrzeń jakby podobnie w czas współczesnych rewolucji duchowych i przewartościowań, jakie  stają przed nami, np. w Europie, unosi się  i poddaje przestrzeniom niepokoju, a nawet burzy… Tworzy wizje, jako odpowiedzi na jakiś problem własny – wewnętrzny natury człowieka, idący często w abstrakcję. Popatrzmy, że malarka bardzo mało maluje osób, postaci, raczej ich rozmazane, krzywe twarze w tłach niespokojnych. Jej osobowość wiecznie snuje się gdzieś po polach, obok ognisk, wabi duchy, tworzące się pod pędzlem zagadki, w gruncie rzeczy są nie do rozwiązania, wręcz tańczące  z sobą przesmyki uczuć bliskie utraty sił, kontrasty łaskoczące powiekę aż do zamknięcia… Malarka nie wątpi w intuicję odbiorcy – wie, że ten odgadnie jej zamiar… Przeogromny ruch na obrazach, przepaście senne głębie(?) – to raczej malowanie przestrzeni własnej, ale kolorowej wyzwolonej spod reguł i dyscypliny. Malarka szuka osób a właściwie siebie samej w gąszczu dzisiejszych abstrakcji, „a duch wieje kędy chce”- Jeżeli zechciałbym wejść na tory psychologii artystki, mógłbym jasno powiedzieć, że taki wolny, może nawet zawadiacki duch na jej obrazach tańczy, malarka jest spragniona konkretnego wyrazu pogody, choć szczęścia ma pod dostatkiem, tyle że tęskni za innym jego wymiarem, nawet walczy o to. Jest spragniona miłości? – Nie! – Czasem te abstrakcje wydają się złośliwe, bo rozpaczliwie uderzają po oczach, chce malarka obłaskawić przekorę… Jak wcześniej wspomniałem, mimo to wizje obrazów wabią. Obrazy odsyłają do klasyki młodopolskiej, a nawet wcześniejszego malarstwa klasycznego i romantycznego, tyle że obrazują nasz czas. Nie będę tu przywoływał nazwisk, ale widać też rekonesanse Jolanty i wycieczki po stylach klasycznych. Widzę tutaj także cykle obłaskawiania przestrzeni, tak jak w poezji autorki, choć czasem niezauważalne, jak to się mówi „gołym okiem”…

Zawsze, obcując ze sztuką różnej profesji, w jakiś sposób porównujemy daną twórczość do autorskiej osobowości – bo to widać, autorka odsłania się i to bardzo. Krytycy buszują po annałach różnych twórców, czy to tych sprzed wieków, czy tych którzy czerpią z zasobów ustatecznionych historii sztuki, które zwą się klasyką – Jest w nas taka naturalna potrzeba konfrontacji, a nawet dialogu… W tym wszystkim właściwie artyści i poeci nigdy nie osiągają szczęścia, jakiegoś spełnienia, jedynie jest chęć lub pragnienie dalszego poszukiwania… to szczęście mieć czas na poszukiwania… Jolanta Szwarc maluje (jak mówiłem) dzisiejszy świat, może nawet psyche tego świata i swego świata,   mocno zdominowanego przez niespokojny ruch, na obrazach widzimy np. łódź przebijająca się przez przestrzeń oceanu, zmaganie się sił przeciwnych sobie, natomiast na innym obrazie pokazuje malarka upadłego anioła – Anioł jest w czerni, jest w pokładzie burzy, jakby pokonany – ale ubrany w czerń – nie jak pokazywano anioła upadłego, często był w bieli… a jest to przecież zło!… Patrząc na inne obrazy, można powiedzieć, że ich tła tryskają jaskrawymi kolorami – żywymi fazami, inne przedstawiają świat zwierząt w bułanach chmurek kolorowych, jakby obrazowały beztroskie życie naszych starszych braci, choć wcale tak nie jest, być może to marzenia zwierzątek domowych? Inne płótna pokazują zatopione głowy postaci w zieleni natury, utulone jakby w powieści Marii Kuncewiczowej „Dwa Księżyce” – zatopione w krajobrazach żydowskiego Kazimierza nad Wisłą. Otóż, na pewno malarka maluje swoje podróże, przecież z mężem Staszkiem podróżują dużo. Wreszcie są to obrazy

idące na walkę z cybernetyką, która nam tak wiele zabiera.  Jest to deja vu w odkładające się w sny zapamiętane. Może artystka nie chce rozwiązywania tajemnic – a chce namnażać je, wchodzić w głąb niepewności, wodzić widza na pokuszenie, chce pytać, konfrontować, chwytać metaforami, tak jak w własnej poezji…

Zbigniew Kresowaty

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko