Leszek Żuliński – Wspomnienia weterana (4)

0
555

Zaułki ludzkiej natury

            To już czwarty mój felietonik w tym cyklu. Jest źle! Badania piarowe wykazały, że płeć damska w ogóle nie interesuje się tym, co tutaj piszę (choć żyły sobie wypruwam). Panie lubią coś lżejszego, zabawniejszego, konkretnego i… więcej o nich. Ale jak to zrobić? O modzie mam pisać?
            Gdy zacznę się umizgiwać, to nasz boss, Bohuś Wrocławski (pseudonim Breslauer) zrzuci mnie z witryny. I tak źle, i tak niedobrze.
            Ale przecież staram się jak mogę. W ogóle to preferuję poezję kobiecą. Ta Jasnorzewska, ta Szymborska, ta Lipska, te dwie psiapsiółki (Izabela Fietkiewicz-Paszek i Teresa Rudowicz) to są cymesy absolutne. A wymienić można by o wiele więcej.
            Poezja kobieca jest bardziej finezyjna niż męska. Facetom też to czasem się zdarza, ale oni częściej konfabulują i wymyślają sprawy z sufitu. Albo z kolei są „za trudni”. Taki na przykład Karol Samsel – gwiazda sezonu od kilku lat – czeka na inteligentnych czytelników.
            Tiaaa, poezja „męska” i „damska” są pochodną płci. I chwała Bogu, bo w innym przypadku byłoby to nie do strawienia. Cymes w tym, że „poezja męska” i „poezja kobieca” to dwa różne światy. No jak musielibyśmy się nudzić, gdybyśmy tylko na tę „poezją męską” byli skazani? Choć z drugiej strony przypomnijcie sobie na przykład Baczyńskiego, Iwaszkiewicza (jego Mapa pogody to jest po prostu arcydzieło!), Tuwima, Gałczyńskiego, Harasymowicza i wielu innych. A poza Polską? Już samo nazwisko Eliota jest fascynujące dla znawców.
            Jednak mogę się mylić co do próby rozróżniania poezji „damskiej” i „męskiej”. Istnie ważniejsza kategoria: poezja dobra lub zła. A kiedy pojawia się inne pytanie: po co w ogóle jest poezja?, to można by wymienić dziesiątki powodów. No!, tego nikt mądrze nie wytłumaczy. Mamy jednak potrzebę mówienia ponad „zwyczajnym językiem”. Schodami poezji schodzimy w głąb własnej duszy i opowiadamy o sobie to wszystko, co wyrazić „zwyczajnym językiem” nie sposób. Od czasów Safony i Ezopa jest to wiadome.
            Poezja wyraża wszystko: złość, miłość, łzy, smutek, nadzieję, zdumienie, marzenia, radość, zachwyt, ból i strach… Także codzienność. Tyle, że codzienność nie ma czasu na takie „duperele” jak poezja. Dlatego ci, którzy piszą wiersze, w gruncie rzeczy buntują się przeciw czystemu reizmowi i zwyczajności. Mają potrzebę ekspresji, ponieważ nie godzą się na „zwyczajną zwyczajność”.
            Piszę to wszystko intuicyjnie i z wiarą, że tak jest. Za moim plecami słyszę jednak świat, który jest rzeczowy i pragmatyczny. I wiem, że nic nie wskóram. Przyznajcie: smutna to konstatacja.
            Sztuka? Tak! Sztuka jest ucieczką od codzienności, zwierzeniem, westchnieniem, potrzebą ekspresji… Podmuchem fantazji. Czasami krzykiem rozpaczy. No bo przecież codzienność jest czymś banalnym. Bywa, że ponurym. To trochę tak jak miłość: wystarczyłaby prokreacja, ale nie wystarcza.
            Filozofowie natury i psyche, tacy jak np. Antoni Kępiński, pisali o tym sporo. Ale ich mądrość nie przebija się do większości z nas. Toteż od pokoleń te ważne kwestie wloką się na trzecim planie.
            Ale o dramacie bym tu nie pisał. Jest w nas przecież ta busola, która pokazuje potrzebę miłości, piękna, marzenia. Oraz ekspresji, bo nie sposób żyć połykając radość i ból spychane tylko w głąb siebie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko