Zaułki ludzkiej natury
To już czwarty mój felietonik w tym
cyklu. Jest źle! Badania piarowe wykazały, że płeć damska w ogóle nie
interesuje się tym, co tutaj piszę (choć żyły sobie wypruwam). Panie lubią coś
lżejszego, zabawniejszego, konkretnego i… więcej o nich. Ale jak to zrobić? O
modzie mam pisać?
Gdy zacznę się umizgiwać, to
nasz boss, Bohuś Wrocławski (pseudonim Breslauer) zrzuci mnie z witryny. I tak
źle, i tak niedobrze.
Ale przecież staram się jak
mogę. W ogóle to preferuję poezję kobiecą. Ta Jasnorzewska, ta Szymborska, ta
Lipska, te dwie psiapsiółki (Izabela Fietkiewicz-Paszek i Teresa Rudowicz) to
są cymesy absolutne. A wymienić można by o wiele więcej.
Poezja kobieca jest bardziej
finezyjna niż męska. Facetom też to czasem się zdarza, ale oni częściej
konfabulują i wymyślają sprawy z sufitu. Albo z kolei są „za trudni”. Taki na
przykład Karol Samsel – gwiazda sezonu od kilku lat – czeka na inteligentnych
czytelników.
Tiaaa, poezja „męska” i „damska”
są pochodną płci. I chwała Bogu, bo w innym przypadku byłoby to nie do
strawienia. Cymes w tym, że „poezja męska” i „poezja kobieca” to dwa różne
światy. No jak musielibyśmy się nudzić, gdybyśmy tylko na tę „poezją męską”
byli skazani? Choć z drugiej strony przypomnijcie sobie na przykład
Baczyńskiego, Iwaszkiewicza (jego Mapa
pogody to jest po prostu arcydzieło!), Tuwima, Gałczyńskiego, Harasymowicza
i wielu innych. A poza Polską? Już samo nazwisko Eliota jest fascynujące dla
znawców.
Jednak mogę się mylić co do
próby rozróżniania poezji „damskiej” i „męskiej”. Istnie ważniejsza kategoria:
poezja dobra lub zła. A kiedy pojawia się inne pytanie: po co w ogóle jest
poezja?, to można by wymienić dziesiątki powodów. No!, tego nikt mądrze nie
wytłumaczy. Mamy jednak potrzebę mówienia ponad „zwyczajnym językiem”. Schodami
poezji schodzimy w głąb własnej duszy i opowiadamy o sobie to wszystko, co
wyrazić „zwyczajnym językiem” nie sposób. Od czasów Safony i Ezopa jest to
wiadome.
Poezja wyraża wszystko: złość,
miłość, łzy, smutek, nadzieję, zdumienie, marzenia, radość, zachwyt, ból i
strach… Także codzienność. Tyle, że codzienność nie ma czasu na takie
„duperele” jak poezja. Dlatego ci, którzy piszą wiersze, w gruncie rzeczy
buntują się przeciw czystemu reizmowi i zwyczajności. Mają potrzebę ekspresji,
ponieważ nie godzą się na „zwyczajną zwyczajność”.
Piszę to wszystko intuicyjnie
i z wiarą, że tak jest. Za moim plecami słyszę jednak świat, który jest
rzeczowy i pragmatyczny. I wiem, że nic nie wskóram. Przyznajcie: smutna to
konstatacja.
Sztuka? Tak! Sztuka jest
ucieczką od codzienności, zwierzeniem, westchnieniem, potrzebą ekspresji…
Podmuchem fantazji. Czasami krzykiem rozpaczy. No bo przecież codzienność jest
czymś banalnym. Bywa, że ponurym. To trochę tak jak miłość: wystarczyłaby
prokreacja, ale nie wystarcza.
Filozofowie natury i psyche,
tacy jak np. Antoni Kępiński, pisali o tym sporo. Ale ich mądrość nie przebija
się do większości z nas. Toteż od pokoleń te ważne kwestie wloką się na trzecim
planie.
Ale o dramacie bym tu nie
pisał. Jest w nas przecież ta busola, która pokazuje potrzebę miłości, piękna,
marzenia. Oraz ekspresji, bo nie sposób żyć połykając radość i ból spychane
tylko w głąb siebie.